Elektryczni szamani

Duch stanowiący inspirację olbrzymiej części sceny rockowej zdaje się także odciskać piętno na każdej dziedzinie życia społecznego. Muzyka rockowa kieruje swój apel do drzemiącego w każdym młodym człowieku buntu, natomiast psychoterapie, medytacja i inne techniki spod znaku nowej świadomości znajdują posłuch w kręgach yuppies i dojrzałych obywateli. Wszystkie jednak wyrastają z tego samego pnia. Poproszony o opisanie któregoś koncertu zespołu Van Halen ówczesny wokalista grupy David Lee Roth odparł: „To jak terapia." Carl Jung zgodziłby się z tym - bowiem wiele gwiazd rocka ma swoich „Filemonów". Lecz w świecie rocka istoty te nie potrzebują zatajać tożsamości.

Związki z satanizmem to w tym środowisku powód do chluby. Nikt nie dziwi się tekstom piosenek, a nawet całym płytom poświęconym Szatanowi. „Highway to Heli" (Autostrada do piekła) grupy AC/DC, „Their Satanic Majesty's Request" (Żądanie Jego Szatańskiej Mości) Rolling Stonesów - nagrana przez przyszłego samobójcę Briana Jonesa - czy też „Running With the Devil" (Ucieczka z diabłem) Davida Lee Rotha to typowe przykłady tego gatunku rocka. Oczywista jest inspiracja tych dzieł: Marc Storace z grupy Krokus opowiada o „medytowaniu z siłami ciemności" i „pozwalaniu im na ogarnięcie" duszy. Roth, który nazywa siebie „mistrzem ceremonii niemoralnej większości", dobrze rozumie, iż celem ostatecznym jest przywołanie złych duchów i poddanie się im. W wywiadzie powiedział:

"Zamierzam oddać im swojego ducha, to właśnie próbuję zrobić. Człowiek wprowadza się w ten stan i zaczyna błagać bogów-demony..."

Bez względu na stopień zróżnicowania - a nawet sprzeczności - stosowanych w tym celu środków leżąca u podłoża „filozofia wieczysta" pozostaje dziwnie niezmienna. Każda warstwa społeczna, choć przekonana, iż buduje nowy świat odpowiadający jej ideałom, podąża w istocie jedną i tą samą ścieżką. 1 tak jak w przypadku ruchu New Age, w marzeniu tym nie ma nic nowego.

Znów chodzi bowiem o powrót ku pierwotnym kulturom, rządzonym przez czarowników, kapłanów wudu i innych szamanów. Sławiąc związek między muzyką rockową a wudu („uderzenie za uderzeniem, ruch za ruchem - siła, która prze człowieka naprzód [...] wbrew śmiertelnemu przerażeniu [...] ciemnemu przeczuciu śmierci"), Ray Manzarek, który w zespole The Doors grał na instrumentach klawiszowych, opowiada:

"Kiedy syberyjski szaman jest gotów do wpadnięcia w trans, wszyscy mieszkańcy wioski zbierają się razem, klekoczą kołatkami, dmą w świstawki i grają na wszystkich instrumentach, jakie mają, by go odprawić. Słychać, nieprzerwane, monotonne pulsowanie dźwięku. Trwa to całymi godzinami. To samo dzieje się w naszym zespole w trakcie koncertu. Żaden występ nie trwa tak długo, ale mam wrażenie, że dzięki naszym eksperymentom z narkotykami osiągamy to znacznie prędzej. Wiedzieliśmy, czym objawia się taki stan, mogliśmy więc próbować zbliżyć się do niego. To tak, jak gdyby Jim [Morrison] był elektrycznym szamanem, a my elektryczną asystą szamana, stojącą za nim i poddającą mu rytm. Czasami on nie jest usposobiony odpowiednio, by osiągnąć ten stan, ale my gramy i gramy, a wtedy on stopniowo zaczyna się w to wczuwać. To nie do wiary, ale grając na organach, potrafię przeszyć go wstrząsem elektrycznym. John [Densmore] potrafi zrobić to samo na bębnach. Czasem można było to dokładnie zaobserwować: ten skurcz. Uderzyłem odpowiedni akord, a on reaguje na to dreszczem. I wyzwala się. Czasami on jest po prostu niesamowity. Naprawdę fenomenalny. Ludzie też to czują."

Z Wall Street na Haiti i z powrotem

Przywodzi to na myśl opis ceremonii wudu prowadzącej do opętania, autorstwa Wade'a Davisa: „Bęben huczał nieprzerwanie, takie głębokie, solidne uderzenia, jakby prosto w kręgosłup tej kobiety. Skręcała się przy każdym uderzeniu [...] i w akompaniamencie tej lawiny dźwięków przybył duch [...] powoli uniosła twarz do góry. Dosiadł jej boski jeździec, stała się duchem [...] Wygląda na to, że duchy też bywają chciwe, bo po chwili zostały opętane dwie inne hounsis [...] Bębny huczały niezmordowanie. Potem, równie nagle, jak przybyły, duchy odeszły..." Podobne praktyki odegrały w przeszłości istotną rolę w wielu cywilizacjach całego świata, dziś zaś odżywają w różnych formach we wszystkich sferach amerykańskiego społeczeństwa.

Związek pomiędzy wudu a nurtem szamanistycznym w rocku i „tańcem transowym" w kursie „Kreatywność w biznesie" trudno uznać za przypadek. Podobieństwa dostrzegamy nie tylko na płaszczyźnie czysto muzycznej („powtarzające się rytmy", „coś egzotycznego", „tajemniczość"), lecz i w zjawisku transu („opadnijmy w dół jak martwi"), „przypływach energii" i w „doznaniach poza ciałem", które Michael Ray opisuje i do których zachęca. Co więcej, odmienny stan służy nie tyle temu, by „rozluźnić osobników analitycznych", jak powiedziałby Ray, ale przede wszystkim temu, by przyszli szamani świata biznesu nawiązali kontakt z „przewodnikiem duchowym, [...] do którego można się zwracać po radę".[Ray Michael, Rochelle Myers, Creativity in Business, Doubleday, 1986]

Śladem innych znanych orędowników więzi z „przewodnikami duchowymi" w środowisku akademickim i psychoterapeutycznym Ray sugeruje, że istoty te są tworami naszej wyobraźni. Czym więc tłumaczyć ich całkiem realną moc i własną, niepowtarzalną osobowość? Trudno przymykać oczy na fakt, że ludzie stosujący najpopularniejszą dziś postać tej starożytnej praktyki, czyli „elektryczni szamani" rocka, zgadzają się zazwyczaj ze swymi pradawnymi poprzednikami: iż duchy te są demonami w służbie Szatana.

Fanatyczna rebelia na scenie i poza nią oraz tragiczna i przedwczesna śmierć wielu gwiazd rocka wydają się to przekonanie potwierdzać. Haiti - kraj czarnoksiężników - to dość trafny obraz tego, czym może się stać społeczeństwo amerykańskie, jeśli nadal będzie podążać w tym samym kierunku. Wade Davis pisze:

"Wudu nie jest żadną odizolowaną sektą. To cały złożony światopogląd, system wierzeń dotyczących więzi między człowiekiem, przyrodą i nadprzyrodzonymi siłami wszechświata..." Na Haiti, jak w Afryce, brak podziału na świętość i świeckość [...] Wudu nie tylko stanowi zestaw koncepcji duchowych, ale i dyktuje sposób życia [...] Każdy wierzący nie tylko ma bezpośredni kontakt z duchami, ale naprawdę przyjmuje je do własnego ciała... Haiti nauczy cię, ze dobro i zło jest jednym [...] Dla wyznawcy wudu nie istnieją absoluty.

Dzisiejszy artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994 z rozdziału "Satanizm, rock i bunt" i jest kontynuacją poniższych artykułów:


Otwartość [na wszystko] jedyną zaletą

Sami jesteśmy swoim własnym bogiem!

Satanizm inspiracją dla muzyki rockowej

Podstępny zew „wolności”

Komentarze

Popularne posty