Most na Wschód
Wielu psychologów i psychiatrów miast porzucić zdyskredytowaną profesję dodało do swych pomyłek jeszcze i tę: próbę wsparcia walącego się domku z kart tą lub inną formą wschodniego mistycyzmu. Po sromotnej klęsce na polu zmiany zachowań klientów zajrzeli głębiej do cylindra magika, wyjmując odmienne stany świadomości, czyli starą jak świat magię, od dawna znaną „tradycyjnym psychologom Wschodu": guru, joginom i szamanom. Zmiana świadomości stała się panaceum, choć nikt na dobrą sprawę nie wiedział, co właściwie tej zmianie ma ulec.
Mistycyzm Wchodu wabi rosnące rzesze psychologów i psychiatrów. Pojmują, że oferuje on transformację świadomości, a na nią przecież psychoterapie pragną oddziaływać. Uczestnicy zjazdu Towarzystwa Psychologii Humanistycznej w sierpniu 1987 roku wtajemniczali siebie nawzajem w „kanalizowanie, rebirthing [powtórne narodziny], uzdrawianie energią, poradnictwo metafizyczne" i „grupową pracę nad świadomością". „Tradycyjną medytację poranną, jogę i aerobik" uzupełniło „kilka nowych, technicznie zaawansowanych metod synchronizacji półkul mózgowych".
Jak wielu przedstawicieli coraz popularniejszej tendencji, psychiatra Rudolph Balentine i psycholog kliniczny Allan Weistock pobierali nauki u indyjskich guru. Weinstock używa dziś nazwiska Swami Ajaya, wyświęcono go bowiem na hinduskiego mnicha. Balentine i Ajaya są ze Swami Ramą z chicagowskiego Instytutu Himalajskiego współautorami książki: „Joga i psychoterapia. Ewolucja świadomości". Wyjaśniają tam, że joga „od tysięcy lat oferuje" to, czego „szukają" zachodni psychoterapeuci. Profesor Jacot Needleman z Uniwersytetu Kalifornijskiego trafnie zauważa:
„Ogromna i wciąż rosnąca rzesza psychoterapeutów nabrała przekonania, że religie Wschodu oferują o wiele pełniejsze rozumienie umysłu niż cokolwiek, co zaproponowała zachodnia nauka. Zarazem sami przywódcy nowych religii, liczni dziś na Zachodzie guru i nauczyciele duchowi, reformułują i przystosowują systemy tradycyjne do języka i ducha nowoczesnej psychologii.”
Religia wschodnia i różne formy okultyzmu w opakowaniu terminologii psychologicznej to towar odpowiedni dla konsumpcji przez dwudziestowieczną opinię publiczną. Samoaktualizacja Abrahama Masłowa łatwo da się rozpoznać jako ucywilizowana wersja samorealizacji w jodze, lecz niewielu waży się otwarcie wskazać na ten związek. Psycholog Daniel Goleman jako jeden z pierwszych zwrócił uwagę, że filozofie wschodnie „wdzierają się stopniowo [na Zachód] raczej w formie psychologii, a nie religii". Ta metamorfoza nie powinna nikogo dziwić, bo - jak wyjaśnia Lawrence LeShan - „zasadniczy model człowieka, który doprowadził do powstania [wschodnich] technik medytacyjnych, to ten sam model, który doprowadził do powstania psychoterapii humanistycznej". „Znachorka Beverly Hills" Lynn Andrews wyznaje:
"Szamanizm to w istocie terapia postaci [czyli gestaltyczna]. Jak terapia pierwotna, z dużą ilością Junga."
Według E. Fullera Torreya, psychiatry prowadzącego pracę badawczą, „techniki wykorzystywane przez zachodnich psychiatrów prezentują, z paroma wyjątkami, dokładnie ten poziom naukowy co techniki stosowane przez czarowników". Porównanie psychoterapeutów i czarowników skończyło się w zasadzie remisem, z tą tylko różnicą, że czarownicy pobierają niższe honoraria i szybciej wypuszczają pacjentów. Noblista Richard Feynman określa psychoterapię jako „nie naukę, [...] raczej coś w rodzaju zaklinania".
Od osiemdziesięciu lat próbując ośmieszać i odbrązawiać odwieczną mocną wiarę człowieka w rzeczywistość duchową, psycholodzy sami zaczęli w końcu lansować wierzenia i praktyki okultystyczne, przylepiając im jednak nowe etykietki swoistej świeckiej „duchowości". Przez od dawna znane „odmienne stany" chce się osiągnąć od dawna pożądane siły okultystyczne, uznane dziś jednak za „potencjał ludzki", nie zaś za niezależne byty duchowe. Wykorzystuje się częstokroć te same słowa i rytuały, jedynie przeobrażając ich postać tak, aby pasowały do nowej religii: psychologii. Bóg jest określany mianem „nieświadomości zbiorowej", natomiast duchy stały się „rozszczepieniami jaźni".
Czary wydostały się z kokonu i fruwają na wolnym powietrzu, przeobraziwszy się w społecznie i naukowo akceptowaną „terapię". Zaś adepci nowej religii otwierają się w całkowitej bezbronności na koszmar, który - jak ich zapewniono - jest jedynie mitem. Za przynętę służy obietnica nieograniczonego potencjału wrodzonego ludzkiej duszy, który tylko czeka na odkrycie i wykorzystanie. Skarb ów znajduje się jednak w dyspozycji „duchów".
Rewolucja wyższej świadomości
Poddając pacjentów „analizie snów" oraz transowi hipnotycznemu podczas poszukiwania wspomnień z dzieciństwa, Freud „odkrył", że oprócz świadomości istnieje także nieświadomość, i zawyrokował, że odgrywa ona rolę najistotniejszą. Podejrzewał także, iż może ona mieć większy zasięg niż tylko indywidualne doświadczenia danej jednostki. Jung, inspirowany przez przewodnika duchowego „Filemona", orzekł, że na poziomie nieświadomości wszystkie umysły składają się na coś, co nazwał nieświadomością zbiorową i określił jako źródło sił mistycznych. Te dwa bliźniacze poglądy zostały przez uczniów Freuda i Junga przyjęte wiarą, bez jakiejkolwiek podstawy naukowej, stając się fundamentem wielu szkół psychologicznych i wielu terapii. Wskutek tego prawie każdy obywatel zachodniego świata uznaje dziś za fakt naukowo dowiedziony ów czysto religijny pogląd: iż rozległa, niezbadana sfera „przestrzeni wewnętrznej" stanowi rezerwuar mocy magicznych, przechodzących najśmielsze wyobrażenia najbardziej fantastycznych fabuł science-fiction.
Na takim chwiejnym fundamencie teoretycznym oraz na bazie doznań mistycznych, które zdawały się go potwierdzać, zrodził się ruch ludzkiego potencjału. Wykładowcy kursów homoedukacji zapewniają, że wglądając w siebie samego można odkryć całą prawdę, wszelką wiedzę i wszelką moc. Aby móc zaczerpnąć z rzekomo nieograniczonego ludzkiego potencjału, psychologowie podjęli próbę zbadania świadomości za pomocą znanych w mistycyzmie Wschodu „zmienionych stanów" - takich stanów świadomości, które były najpierw osiągane wskutek hipnozy, potem zaś LSD. Co więcej, orzeczono, że im dalej odchodzimy od normalnej świadomości, tym większe zyskujemy „oświecenie".
Poziom najniższy przypisano zwykłym stanom świadomości; natomiast wyższa świadomość wymaga utraty kontaktu z tym, co zwykle uznajemy za normalne postrzeganie. Aby dostąpić oświecenia, trzeba więc rozstać się z wszelką bazą dokonywania obiektywnej oceny. Już samo to rzuca na ów stan cień poważnych podejrzeń. Podejrzenia powinno też budzić jeszcze co innego. Otóż wedle relacji Shirley MacLaine i wielu innych - znalazłszy się w wyższym stanie świadomości ze zdumieniem odkrywamy, że w istocie sami jesteśmy „Bogiem". Warto pamiętać, że rzekoma tożsamość człowieka i „Boga" (lub Jungowskiej nieświadomości zbiorowej) stanowi od zarania historii niezmienny refren powtarzany przez byty kanalizowane przez media. Jon Klimo przypomina:
"Zasadniczo wszystkie źródła pochodzące z poziomów wyższych niż niższe poziomy astralne mówią nam, [...] że ewoluujemy [.,.] ku końcowemu połączeniu się z jedynym Bóstwem, które stanowi ostateczną tożsamość Wszystkiego, Co Istnieje... Prawdę tę powtarzają rozmaite nauki okultystyczne, ezoteryczne i tajemne szkoły... Oświecenie polega na uświadomieniu sobie iluzorycznego stanu naszych codziennych nierealnych doznań i na otworzeniu się na [...] jedność wszystkiego."
Stephen Williamson, szef Instytutu Badań Bioakustycznych, przestrzega przed technikami mającymi na celu ominięcie świadomości, rozumu, gdzie informacje są przyjmowane lub odrzucane. A przecież na tym właśnie polega „zmieniony stan", tak gorliwie pożądany przez miliony chcące doświadczyć oświecenia. Herbert Benson, wbrew swym niejasnym przestrogom, poleca własną technikę „reakcji relaksacyjnej" jako sposób „przejścia w tak zwany stan hipnotyczny". Jak mówi, „w tym stanie wzmocnionej komunikacji między obiema półkulami mózgowymi [...] zachodzi wrażliwość poznawcza i plastyczność poznania, gdy istotnie zmieniamy nasz sposób postrzegania świata". Wydaje się, że dokonywanie zasadniczych zmian w myśleniu w warunkach tak niepewnego stanu umysłowego nie jest godnym polecenia. Aktywna promocja zwodniczych zmienionych stanów przez czołowe postacie świata medycyny i psychologii przydała świadomościowej rewolucji New Age całkiem niezasłużonej aury „naukowej" wiarygodności, skłaniającej miliony osób do angażowania się w te praktyki.
Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994
Zatem jeśli jesteś zainteresowany ćwiczeniami fizycznymi stosuj taką gimnastykę która jest do tego przeznaczona, a nie ćwiczenia przeznaczone do osiągania jedności z Brahmanem
Więc jeśli jesteś zainteresowany sprawnością fizyczną wykonuj ćwiczenia specjalnie
do tego przeznaczone. W jodze nie można oddzielić filozofii od gimnastyki, bo w
końcu i tak wchodzi się w tą filozofię.
Mistycyzm Wchodu wabi rosnące rzesze psychologów i psychiatrów. Pojmują, że oferuje on transformację świadomości, a na nią przecież psychoterapie pragną oddziaływać. Uczestnicy zjazdu Towarzystwa Psychologii Humanistycznej w sierpniu 1987 roku wtajemniczali siebie nawzajem w „kanalizowanie, rebirthing [powtórne narodziny], uzdrawianie energią, poradnictwo metafizyczne" i „grupową pracę nad świadomością". „Tradycyjną medytację poranną, jogę i aerobik" uzupełniło „kilka nowych, technicznie zaawansowanych metod synchronizacji półkul mózgowych".
Jak wielu przedstawicieli coraz popularniejszej tendencji, psychiatra Rudolph Balentine i psycholog kliniczny Allan Weistock pobierali nauki u indyjskich guru. Weinstock używa dziś nazwiska Swami Ajaya, wyświęcono go bowiem na hinduskiego mnicha. Balentine i Ajaya są ze Swami Ramą z chicagowskiego Instytutu Himalajskiego współautorami książki: „Joga i psychoterapia. Ewolucja świadomości". Wyjaśniają tam, że joga „od tysięcy lat oferuje" to, czego „szukają" zachodni psychoterapeuci. Profesor Jacot Needleman z Uniwersytetu Kalifornijskiego trafnie zauważa:
„Ogromna i wciąż rosnąca rzesza psychoterapeutów nabrała przekonania, że religie Wschodu oferują o wiele pełniejsze rozumienie umysłu niż cokolwiek, co zaproponowała zachodnia nauka. Zarazem sami przywódcy nowych religii, liczni dziś na Zachodzie guru i nauczyciele duchowi, reformułują i przystosowują systemy tradycyjne do języka i ducha nowoczesnej psychologii.”
Religia wschodnia i różne formy okultyzmu w opakowaniu terminologii psychologicznej to towar odpowiedni dla konsumpcji przez dwudziestowieczną opinię publiczną. Samoaktualizacja Abrahama Masłowa łatwo da się rozpoznać jako ucywilizowana wersja samorealizacji w jodze, lecz niewielu waży się otwarcie wskazać na ten związek. Psycholog Daniel Goleman jako jeden z pierwszych zwrócił uwagę, że filozofie wschodnie „wdzierają się stopniowo [na Zachód] raczej w formie psychologii, a nie religii". Ta metamorfoza nie powinna nikogo dziwić, bo - jak wyjaśnia Lawrence LeShan - „zasadniczy model człowieka, który doprowadził do powstania [wschodnich] technik medytacyjnych, to ten sam model, który doprowadził do powstania psychoterapii humanistycznej". „Znachorka Beverly Hills" Lynn Andrews wyznaje:
"Szamanizm to w istocie terapia postaci [czyli gestaltyczna]. Jak terapia pierwotna, z dużą ilością Junga."
Według E. Fullera Torreya, psychiatry prowadzącego pracę badawczą, „techniki wykorzystywane przez zachodnich psychiatrów prezentują, z paroma wyjątkami, dokładnie ten poziom naukowy co techniki stosowane przez czarowników". Porównanie psychoterapeutów i czarowników skończyło się w zasadzie remisem, z tą tylko różnicą, że czarownicy pobierają niższe honoraria i szybciej wypuszczają pacjentów. Noblista Richard Feynman określa psychoterapię jako „nie naukę, [...] raczej coś w rodzaju zaklinania".
Od osiemdziesięciu lat próbując ośmieszać i odbrązawiać odwieczną mocną wiarę człowieka w rzeczywistość duchową, psycholodzy sami zaczęli w końcu lansować wierzenia i praktyki okultystyczne, przylepiając im jednak nowe etykietki swoistej świeckiej „duchowości". Przez od dawna znane „odmienne stany" chce się osiągnąć od dawna pożądane siły okultystyczne, uznane dziś jednak za „potencjał ludzki", nie zaś za niezależne byty duchowe. Wykorzystuje się częstokroć te same słowa i rytuały, jedynie przeobrażając ich postać tak, aby pasowały do nowej religii: psychologii. Bóg jest określany mianem „nieświadomości zbiorowej", natomiast duchy stały się „rozszczepieniami jaźni".
Czary wydostały się z kokonu i fruwają na wolnym powietrzu, przeobraziwszy się w społecznie i naukowo akceptowaną „terapię". Zaś adepci nowej religii otwierają się w całkowitej bezbronności na koszmar, który - jak ich zapewniono - jest jedynie mitem. Za przynętę służy obietnica nieograniczonego potencjału wrodzonego ludzkiej duszy, który tylko czeka na odkrycie i wykorzystanie. Skarb ów znajduje się jednak w dyspozycji „duchów".
Rewolucja wyższej świadomości
Poddając pacjentów „analizie snów" oraz transowi hipnotycznemu podczas poszukiwania wspomnień z dzieciństwa, Freud „odkrył", że oprócz świadomości istnieje także nieświadomość, i zawyrokował, że odgrywa ona rolę najistotniejszą. Podejrzewał także, iż może ona mieć większy zasięg niż tylko indywidualne doświadczenia danej jednostki. Jung, inspirowany przez przewodnika duchowego „Filemona", orzekł, że na poziomie nieświadomości wszystkie umysły składają się na coś, co nazwał nieświadomością zbiorową i określił jako źródło sił mistycznych. Te dwa bliźniacze poglądy zostały przez uczniów Freuda i Junga przyjęte wiarą, bez jakiejkolwiek podstawy naukowej, stając się fundamentem wielu szkół psychologicznych i wielu terapii. Wskutek tego prawie każdy obywatel zachodniego świata uznaje dziś za fakt naukowo dowiedziony ów czysto religijny pogląd: iż rozległa, niezbadana sfera „przestrzeni wewnętrznej" stanowi rezerwuar mocy magicznych, przechodzących najśmielsze wyobrażenia najbardziej fantastycznych fabuł science-fiction.
Na takim chwiejnym fundamencie teoretycznym oraz na bazie doznań mistycznych, które zdawały się go potwierdzać, zrodził się ruch ludzkiego potencjału. Wykładowcy kursów homoedukacji zapewniają, że wglądając w siebie samego można odkryć całą prawdę, wszelką wiedzę i wszelką moc. Aby móc zaczerpnąć z rzekomo nieograniczonego ludzkiego potencjału, psychologowie podjęli próbę zbadania świadomości za pomocą znanych w mistycyzmie Wschodu „zmienionych stanów" - takich stanów świadomości, które były najpierw osiągane wskutek hipnozy, potem zaś LSD. Co więcej, orzeczono, że im dalej odchodzimy od normalnej świadomości, tym większe zyskujemy „oświecenie".
Poziom najniższy przypisano zwykłym stanom świadomości; natomiast wyższa świadomość wymaga utraty kontaktu z tym, co zwykle uznajemy za normalne postrzeganie. Aby dostąpić oświecenia, trzeba więc rozstać się z wszelką bazą dokonywania obiektywnej oceny. Już samo to rzuca na ów stan cień poważnych podejrzeń. Podejrzenia powinno też budzić jeszcze co innego. Otóż wedle relacji Shirley MacLaine i wielu innych - znalazłszy się w wyższym stanie świadomości ze zdumieniem odkrywamy, że w istocie sami jesteśmy „Bogiem". Warto pamiętać, że rzekoma tożsamość człowieka i „Boga" (lub Jungowskiej nieświadomości zbiorowej) stanowi od zarania historii niezmienny refren powtarzany przez byty kanalizowane przez media. Jon Klimo przypomina:
"Zasadniczo wszystkie źródła pochodzące z poziomów wyższych niż niższe poziomy astralne mówią nam, [...] że ewoluujemy [.,.] ku końcowemu połączeniu się z jedynym Bóstwem, które stanowi ostateczną tożsamość Wszystkiego, Co Istnieje... Prawdę tę powtarzają rozmaite nauki okultystyczne, ezoteryczne i tajemne szkoły... Oświecenie polega na uświadomieniu sobie iluzorycznego stanu naszych codziennych nierealnych doznań i na otworzeniu się na [...] jedność wszystkiego."
Stephen Williamson, szef Instytutu Badań Bioakustycznych, przestrzega przed technikami mającymi na celu ominięcie świadomości, rozumu, gdzie informacje są przyjmowane lub odrzucane. A przecież na tym właśnie polega „zmieniony stan", tak gorliwie pożądany przez miliony chcące doświadczyć oświecenia. Herbert Benson, wbrew swym niejasnym przestrogom, poleca własną technikę „reakcji relaksacyjnej" jako sposób „przejścia w tak zwany stan hipnotyczny". Jak mówi, „w tym stanie wzmocnionej komunikacji między obiema półkulami mózgowymi [...] zachodzi wrażliwość poznawcza i plastyczność poznania, gdy istotnie zmieniamy nasz sposób postrzegania świata". Wydaje się, że dokonywanie zasadniczych zmian w myśleniu w warunkach tak niepewnego stanu umysłowego nie jest godnym polecenia. Aktywna promocja zwodniczych zmienionych stanów przez czołowe postacie świata medycyny i psychologii przydała świadomościowej rewolucji New Age całkiem niezasłużonej aury „naukowej" wiarygodności, skłaniającej miliony osób do angażowania się w te praktyki.
Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994
*****
Pytanie: Brat wspomniał o Jodze. Co powiedzieć komuś kto uważa, że Joga to tylko nieszkodliwe ćwiczenia. Tylko po to by odświeżyć umysł.
Odpowiedź: Joga jest wyrazem pochodzącym z sanskrytu i oznacza złączenie, złączenie z Brahmanem, czyli z absolutem, czyli z wszechświatem, aby uzyskać świadomość jedności.
Pytanie: Brat wspomniał o Jodze. Co powiedzieć komuś kto uważa, że Joga to tylko nieszkodliwe ćwiczenia. Tylko po to by odświeżyć umysł.
Odpowiedź: Joga jest wyrazem pochodzącym z sanskrytu i oznacza złączenie, złączenie z Brahmanem, czyli z absolutem, czyli z wszechświatem, aby uzyskać świadomość jedności.
Każda pozycja jogi, każda technika oddechowa jogi jest
konkretnie zaprojektowana, aby osiągnąć pewien stan świadomości, który ma cię
połączyć z tą kosmiczną lub boską świadomością.
Nie można oddzielić fizycznego aspektu jogi od stojącej za nią filozofii,
ponieważ aspekt fizyczny jest tak pomyślany, by osiągnąć ten stan świadomości
Zatem jeśli jesteś zainteresowany ćwiczeniami fizycznymi stosuj taką gimnastykę która jest do tego przeznaczona, a nie ćwiczenia przeznaczone do osiągania jedności z Brahmanem
Widzisz joga została sprzedana zachodowi jako ćwiczenie
zdrowotne, a tak naprawdę jest techniką
umierania. Jest ostatnią fazą życia
religijnego hindusa w procesie zwanym brahmaczaria.
Oddychanie nie służy rozwinięciu twojego organizmu, lecz prowadzi
do stanu w którym przestaniesz oddychać. Co robią jogini? Konkretne
pozycje są nieruchome, a ulubionym
trikiem jest wytrzymywanie wielu godzin w pomieszczeniach bez tlenu, prawda ? A
po otwarciu wychodzą żywi. Jest to technika umierania i osiągania lepszej reinkarnacji.
Tak jest na wschodzie
Komentarze
Prześlij komentarz