Kielich odurzenia dla narodów...
"Oto Ja uczynię z Jeruzalemu [kielich odurzenia] puchar taczania się dla wszystkich ludów wokoło [...] uczynię z Jeruzalemu ciężki kamień dla wszystkich ludów [...] W owym dniu uczynię z książąt Judy jakby [...] [węgle ogniste] żagiew płonącą w słomie, i będą pożerać z prawej i z lewej strony wszystkie ludy wokoło..." (Zach 12,2.3.6;).
Gdy około 2 500 lat temu spisywano to proroctwo, Jerozolima leżała w gruzach. Jej późniejsza historia to pasmo wciąż na nowo powtarzających się klęsk, rozpędzania Żydów na cztery strony świata i nieustających pogromów. A jednak Bóg w 1948 r. sprowadził swój wzgardzony lud z powrotem do jego ziemi. Dziś zaś Jerozolima, niby ciężki kamień uwieszony u szyi świata, jest najtrudniejszym problemem, jaki muszą rozgryźć Narody Zjednoczone. Tak jak zapowiedzieli prorocy.
„Żagiew płonąca”
Izrael ma maleńkie rozmiary, lecz jego siła przeraża wielu. Ameryce w pożałowania godny sposób nie udało się wyciągnąć z Iranu swoich zakładników - Izrael wydobył swoich z samego serca Afryki, tracąc tylko jednego człowieka. Kiedy pewny swego Irak rozbudowywał swój potencjał atomowy, izraelskie bombowce zmiotły wszystko z powierzchni ziemi. Izraelskie siły zbrojne mogłyby zająć Kair, Damaszek i Bejrut. Jerozolima jest naprawdę jak „żagiew płonąca w słomie”, „pożerająca z prawej i z lewej strony wszystkie ludy wokoło”.
Większość dzisiejszych państw świata nie godzi się uznać Jerozolimy za stolicy Izraela - chcąc widzieć to miasto pod kontrolą międzynarodową. Watykan już od 48 lat domaga się takiego jego statusu. Ostatnio dopominały się o to głowy społeczności chrześcijańskiej w Jerozolimie. Tego samego żąda Światowa Rada Kościołów. Zdumiewającym jest fakt, że przywódcy izraelscy zaoferowali niedawno po cichu Watykanowi rządy nad Jerozolimskim Starym Miastem. Jerozolima ma się stać „drugim Watykanem świata”.
Ponad 800 napomknień o Jerozolimie na kartach Biblii może nam dać jedyne wytłumaczenie jej niezwykłej wagi na dzisiejszej arenie politycznej świata: Jerozolima to „miasto Boga naszego” (Ps 48,2.9), wybrane przez Niego, aby odegrać szczególną rolę w dziejach ludzkości. Ponadto ma się Jerozolima stać stolicą krainy znacznie większej niż dzisiejszy Izrael: „od rzeki egipskiej aż do wielkiej rzeki Eufrat” (1 Mojż 15,18), darowanej przez Boga potomkom Abrahama, Izaaka i Jakuba na wieki (1 Mojż 13,15; Jer 7,7 etc.).
Arabski dylemat
Nawet Koran nazywa Izraelitów „ludem księgi”, zaprowadzonym przez Mojżesza do ziemi obiecanej i uznaje ich prawo do niej (Sura 2,63nn; 5,19-24.68.70; 10,91.94; 44,30nn itd.). Mimo to islam głosi dziś, że ziemia izraelska to własność Arabów - i dlatego państwo żydowskie musi zostać unicestwione! W przeciwnym razie islam okazałby się religią fałszywą. O to toczy się gra. Zwodnicze arabskie zaklęcia o pokoju służą wyłącznie do wypracowania Arabom lepszej pozycji do ostatecznego ataku na Izrael. Owszem, pozorny pokój zostanie zawarty - ale utoruje tylko drogę do Armagedonu.
Pokonanie młodego Dawida z zewnątrz jest, jak się zdaje, dla arabskich Goliatów celem nierealnym; próbowali już tego nie raz, zawsze na próżno. Trzeba go więc będzie zaskoczyć od wewnątrz, za pomocą „ofensywy pokojowej”. Strategię arabską widać jak na dłoni: czynić pozory pokojowych zamiarów, podpisywać porozumienia pokojowe i za pomocą wszelkich możliwych wybiegów zdobywać sobie przyczółki na terenie państwa izraelskiego, skąd będzie można później przypuścić ostatni atak, kończący się jego unicestwieniem. Wyobrażanie sobie, że Arabami mogłyby kierować jakiekolwiek inne intencje, jest zwodzeniem samego siebie.
Pomimo tego na negocjacje izraelsko-palestyńskie patrzą z optymizmem nawet niektórzy chrześcijanie ewangelikalni. Ostatnio mrzonki te propagują Paul Crouch z amerykańskiej sieci TBN i Pat Robertson z CBN. Ich zdaniem pokój Boży dokona się za sprawą terrorystycznej organizacji islamskiej oraz niewierzącego przywództwa izraelskiego, które sprzeciwiając się Bogu oddaje ziemię nadaną przez Niego Izraelowi, która nigdy nie miała być nikomu odstąpiona!
Jaser Arafat patrzy trzeźwiej. Na początku 1994 r. podczas przemówienia w johannesburskim meczecie wezwał Arabów do kontynuowania dżihad (świętej wojny) o odzyskanie Jerozolimy. Wyraził się jasno: „Porozumienia tego [między OWP a Izraelem] nie uważam za nic więcej niż porozumienie, jakie nasz Prorok Mahomet podpisał z Kurajszytami”. Podpisawszy „pokój” z Kurajszytami, czyli swoim własnym plemieniem, Mahomet złamał przymierze pod byle pretekstem, wymordował przywódców plemienia i zdobył Mekkę. Arafat chciał zatem powiedzieć, że OWP-owskie porozumienie z Izraelem stanowi jedynie krok ku jego pokonaniu i zostanie złamane.
Islam zdobywca
Niezmiennym celem islamu pozostaje zdobycie nie tylko Izraela, ale i całego świata. Na Zachodzie głośno było o Żelaznej i Bambusowej Kurtynie i dążeniach komunistów do podboju świata. Mass media nigdy jednak nie wspominają o Kurtynie Islamskiej ani też o muzułmańskich zamiarach zdobycia świata dla Allacha. Dawny Związek Sowiecki, a nawet dzisiejsze komunistyczne Chiny cechuje większa wolność religijna niż Arabię Saudyjską, Afganistan, Sudan i inne kraje islamskie. Na Zachodzie meczety wyrastają jak grzyby po deszczu, podczas gdy islam odmawia podobnej wolności na obszarach pod swą władzą. Szacuje się, że do 2000 r. jedna trzecia mieszkańców świata nawróci się na tę najszybciej rosnącą liczebnie religię.
Islam od początku był religią zdobywców. Sam Mahomet dowodził 27 wyprawami na sąsiednie miasta, a jeszcze za jego życia jego zwolennicy dokonali kolejnych pięćdziesięciu. Podbijane narody stawały przed wyborem: islam lub śmierć. Czasami dawano trzecią możliwość: wysoki haracz. Islam siłą zdobył rozległe terytoria, nad którymi dziś panuje i gdzie muzułmaninowi nie wolno nawrócić się na inną religię. W Arabii Saudyjskiej karą za takie nawrócenie jest dziś śmierć.
Terroryści odgrywają w podbijaniu świata dla islamu rolę szczególną. Pewne miejsce w raju, obiecane każdemu muzułmaninowi, który umiera podczas dżihad, prowokuje najskuteczniejszą działalność terrorystyczną - samobójców, którzy na własnym ciele umieszczają ładunki wybuchowe przeznaczone dla Izraelczyków. „Twarze [tych] umęczonych [bohaterów] spoglądają na nas z tysiąca oplakatowanych murów Bejrutu i Teheranu [...] Gdy egipski żołnierz Sulejman Chater wpadł w szał na Synaju i zabił pięcioro izraelskich turystów, co zrobił Iran? Ogłosił go bohaterem, nazwał jego imieniem ulicę i wyznaczył jeden dzień ku jego czci...”
Nieżyjący już Ajatollah Chomeini wyjaśnił: „Zabijać i być zabijanym dla Boga to w islamie najwyższa radość”. Podczas wojny z Irakiem Iran oczyszczał pola minowe za pomocą tysięcy uczniów szkół powszechnych, których wypuszczał naprzód przed piechotą i czołgami. W 1982 r. tylko na jednym polu minowym wybuchy min rozerwały na strzępy około 5 000 dzieci oczyszczających drogę dla armii.
Arabski terroryzm ukazują media jako dzieło wąskiego marginesu fanatyków, którzy nie są za pan brat z tradycyjnym islamem i oświeconym społeczeństwem arabskim. A przecież Koran (Sura 5,33; por. też: 47,7) głosi, że wszyscy, którzy sprzeciwiają się Allachowi (czyli niemuzułmanie), mają być „zabici lub ukrzyżowani, lub mają mieć ucięte dłonie i stopy po przeciwnych stronach...” Sura 9,5 poleca „zabijać [niemuzułmanów], gdziekolwiek ich znajdziecie, i brać ich [w niewolę], i oblegać ich, i dla każdego z nich szykować zasadzkę...”
O dziennikarska przewrotności!
Pomimo to największe światowe mass media pozostają proarabskie i antyizraelskie. Stronniczość tę widać niemal na każdym kroku. Zwróćmy uwagę, jak wybielono terrorystyczną organizację Hamas, kiedy jeden z jej członków wysadził się w telawiwskim autobusie, zabijając 22 Izraelczyków i wielu raniąc. Tego samego dnia komentator wiadomości CNN Hilary Bowker zauważył, że choć większość ludzi na dźwięk nazwy „Hamas” wyobraża sobie od razu organizację terrorystyczną, to „grupa ta bynajmniej nie ogranicza się do takiej działalności...” Rosemary Hollis, „ekspert” uczestniczący w programie, dodała: „Stanowią część społeczeństwa. Wielu wykształconych członków Hamasu [...] pełni funkcje [...] w szkołach, w szpitalach, w meczetach [...] [służąc] biednym ludziom”.
Inne sieci telewizyjne podchwyciły ów trend wybielania, w tym najpopularniejszy w Ameryce program informacyjny „World News Tonight” sieci ABC z Peterem Jenningsem. W Jerusalem Post napisano: „W zakresie przemianowania masakry Izraelczyków na propalestyńską propagandę nie znajdziemy wirtuoza większego niż Peter Jennings.” Nie wspomniano ani słowem o ofiarach śmiertelnych wysadzenia autobusu, sam zaś czyn nazwał Jennings aktem zemsty na wcześniejszy atak na meczet dokonany przez jednego Izraelczyka. Niestety, Jennings nie raczył odróżnić impulsywnego ataku dokonanego na własną rękę przez oszalałą jednostkę od starannie zaplanowanego ataku przygotowanego przez organizację oficjalnie zajmującą się terrorem, i to przy poparciu państw arabskich. Hamas głośno woła, że każdy muzułmanin jest obowiązany przyczynić się do zniszczenia Izraela; Jennings zaś ukazuje tych zawodowych morderców jako „pobożnych i politycznie uświadomionych muzułmanów”, malując ich barwami bohaterów. Za śmierć Nachszona Wachsmana, izraelskiego żołnierza, wini się Izrael, a nie organizację Hamas, która go porwała. Jak oddał to Jennings, Wachsman „zginął w konsekwencji próby siłowego odbicia go przez Izraelczyków”. Izrael więc powinien się wstydzić, że ratuje swoich!
Rekord wszakże należy do Toma Brokawa, który nadał z Jerozolimy program „Opowieść o izraelskich ojcach”. Znalazły się tam „wywiady z ojcem Nachszona Wachsmana Jehudą Wachsmanem i z Tiassirem Nacze, bogatym kupcem arabskim, ojcem jednego z porywaczy Nachszona. [Mówi Brokaw:] Dwaj ojcowie z Bliskiego Wschodu, obaj bolejący [...] pobożni ludzie, połączyli się na tę chwilę w śmierci swych synów.” Należałoby zapytać, jakim to prawem śmierć kogoś zamordowanego kładzie się na jednej szali ze śmiercią tego, kto go porwał i zabił. Majstersztyk mydlenia oczu!
Muzułmańska proza życia
Spośród 21 państw arabskich ani jedno nie jest demokratyczne. Nie ma wolności wyznania, a często i innych podstawowych praw obywatelskich. Jedynie muzułmanin może otrzymać obywatelstwo np. Arabii Saudyjskiej. Spotkania chrześcijan, czy to publiczne, czy prywatne, są wyjęte spod prawa. Na Filipinach uwięziono niedawno pięciu chrześcijan za organizowanie w domu spotkań biblijnych. Od 1991 r. w Pakistanie obowiązuje kara śmierci za bluźnierstwo wobec Allacha. W Sudanie chrześcijan krzyżuje się. Tymczasem na Zachodzie muzułmanie cieszą się wolnością religii, prasy i słowa, której odmawia się niemuzułmanom w krajach arabskich. W Ameryce tysiące obywateli, w tym muzułmanów, protestowało przeciw wojnie w Zatoce Perskiej; w „sojuszniczej” zaś Arabii Saudyjskiej, za którą walczono, rząd ostrzegł, że każdy protest będzie karany obcięciem ręki i nogi lub śmiercią. W książce Islamic Invasion (Inwazja islamu) Robert Morey wyjaśnia:
Prawo islamskie nie uznaje wolności słowa, wolności sumienia, wolności zgromadzeń i wolności prasy [...] niemuzułmanom [...] zwyczajowo odmawia się nawet najbardziej podstawowych praw obywatelskich...
Więzienie bez stosownego procesu sądowego, stosowanie tortur, zabójstwa polityczne, obcinanie rąk, nóg, uszu, języków - i głów, wyłupywanie oczu, wszystko to stanowi część dzisiejszego prawa islamskiego, tak samo jak stanowiło w kulturze arabskiej VII wieku. [...] Dopóki się tego nie zrozumie, [...] nie zrozumie się nigdy, dlaczego muzułmanie myślą i zachowują się w taki, a nie inny sposób... Odmawianie praw obywatelskich kobietom, wyraźnie zawarte w samym tekście Koranu, jest odzwierciedleniem kultury arabskiej VII wieku i niskiej wówczas pozycji kobiety.
Prożydowscy czy pro-Boży?
Na świecie nasila się też antysemityzm o podłożu niemuzułmańskim. Znów - jak za czasów Hitlera - rozpaczliwie potrzeba bezpiecznego schronienia dla Żydów. Lecz tak jak wtedy, tak i dziś odmawia się go. Izraelowi brak miejsca na budowę domów, ale świat staje po stronie terrorystów, domagając się zaprzestania budowy osiedli żydowskich na „terytoriach okupowanych”. Gdzie zatem mają się podziać żydowscy uciekinierzy - na przykład z Rosji, gdzie Władimir Żyrinowski wprost zapowiada: „Postąpię jak Hitler [...] Będę pewnie musiał powystrzelać ze sto tysięcy” (i zdobywa 1/4 głosów)?
„Terytoria okupowane”? Bóg obiecał tę ziemię swemu ludowi. Kto sprzeciwia się wejściu Izraela w pełne posiadanie tych obszarów i zamieszkiwaniu w spokoju w ziemi dziedzictwa, ten występuje przeciw Bogu i naraża się na przekleństwo, które On sam wypowiedział: „Będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę...” (1 Mojż 12,3). Kto wierzy Biblii, ten przyzna, że „ziemia obiecana” należy do potomków Abrahama, nadana przez samego Boga. I będzie się modlił, by mogli w spokoju radować się tym dziedzictwem.
Nie jest to kwestia pozycji „proizraelskiej” czy „proarabskiej” (lub vice versa) - ale kwestia przyznania racji Bogu. Tragedią jest, iż chcąc odebrać Izraelowi ziemię, narody arabskie sprzeciwiają się Bogu i same pozbawiają się błogosławieństwa obiecanego tym, którzy będą błogosławić Izrael. Pogróżki, wściekłość i terroryzm nie zmienią faktów. Bóg dopnie swego.
Niestety, Bogu nie wierzą sami Izraelczycy.
Izrael oddał Synaj Egiptowi, a Palestyńczykom oddaje właśnie Gazę i Zachodni Brzeg Jordanu. Na początku lutego 1995 roku w trakcie krótkiej uroczystości wojskowej przekazał Jordanii obszar wielkości 340 km2. Jordańskie Radio triumfowało: „Jordania uzyskała pełną władzę nad ziemiami okupowanymi dotąd przez Izrael.” Tak postępując, Izrael lekceważy obietnice samego Boga, według których otrzymał ziemię „na wieki” (2 Mojż 32,11-13; 37,25; Jer 25,4-5 itd.) i nie miał jej nikomu sprzedawać (3 Mojż 25,23). Zamiast wznosić oczy ku Bogu, szokująco naiwnie stara się o pokój przy pomocy swoich dwóch odwiecznych wrogów: Watykanu i islamu.
Paradoksalnie, Izrael butnie ufa we własne możliwości. Deklaracja niepodległości z 14 maja 1948 r., dzieło Dawida Ben-Guriona, nie wspomina słowem o Bogu, który sprowadził naród z powrotem do jego ziemi! Icchak Rabin, generał-major i szef sztabu podczas niezwykłego zwycięstwa Izraelczyków w wojnie w 1967 r., szczycił się: „Wszystkiego tego dokonały samodzielnie izraelskie siły obronne, bez niczyjej pomocy.” Jakże inna była postawa króla Dawida, który odnosił jeszcze większe zwycięstwa, lecz całą zasługę przypisywał Bogu. Ile jeszcze musi wycierpieć nowożytny Izrael, żeby nauczyć się pokładać ufność w Bogu Dawida i uświadomić sobie, jak rozpaczliwie Go potrzebuje?
Prośmy o pokój dla Jeruzalemu!
The Berean Call lipiec 1995
Artykuł pochodzi ze strony; http://www.tiqva.pl/oliwka-szlachetna/45-upajajca-czara
Gdy około 2 500 lat temu spisywano to proroctwo, Jerozolima leżała w gruzach. Jej późniejsza historia to pasmo wciąż na nowo powtarzających się klęsk, rozpędzania Żydów na cztery strony świata i nieustających pogromów. A jednak Bóg w 1948 r. sprowadził swój wzgardzony lud z powrotem do jego ziemi. Dziś zaś Jerozolima, niby ciężki kamień uwieszony u szyi świata, jest najtrudniejszym problemem, jaki muszą rozgryźć Narody Zjednoczone. Tak jak zapowiedzieli prorocy.
„Żagiew płonąca”
Izrael ma maleńkie rozmiary, lecz jego siła przeraża wielu. Ameryce w pożałowania godny sposób nie udało się wyciągnąć z Iranu swoich zakładników - Izrael wydobył swoich z samego serca Afryki, tracąc tylko jednego człowieka. Kiedy pewny swego Irak rozbudowywał swój potencjał atomowy, izraelskie bombowce zmiotły wszystko z powierzchni ziemi. Izraelskie siły zbrojne mogłyby zająć Kair, Damaszek i Bejrut. Jerozolima jest naprawdę jak „żagiew płonąca w słomie”, „pożerająca z prawej i z lewej strony wszystkie ludy wokoło”.
Większość dzisiejszych państw świata nie godzi się uznać Jerozolimy za stolicy Izraela - chcąc widzieć to miasto pod kontrolą międzynarodową. Watykan już od 48 lat domaga się takiego jego statusu. Ostatnio dopominały się o to głowy społeczności chrześcijańskiej w Jerozolimie. Tego samego żąda Światowa Rada Kościołów. Zdumiewającym jest fakt, że przywódcy izraelscy zaoferowali niedawno po cichu Watykanowi rządy nad Jerozolimskim Starym Miastem. Jerozolima ma się stać „drugim Watykanem świata”.
Ponad 800 napomknień o Jerozolimie na kartach Biblii może nam dać jedyne wytłumaczenie jej niezwykłej wagi na dzisiejszej arenie politycznej świata: Jerozolima to „miasto Boga naszego” (Ps 48,2.9), wybrane przez Niego, aby odegrać szczególną rolę w dziejach ludzkości. Ponadto ma się Jerozolima stać stolicą krainy znacznie większej niż dzisiejszy Izrael: „od rzeki egipskiej aż do wielkiej rzeki Eufrat” (1 Mojż 15,18), darowanej przez Boga potomkom Abrahama, Izaaka i Jakuba na wieki (1 Mojż 13,15; Jer 7,7 etc.).
Arabski dylemat
Nawet Koran nazywa Izraelitów „ludem księgi”, zaprowadzonym przez Mojżesza do ziemi obiecanej i uznaje ich prawo do niej (Sura 2,63nn; 5,19-24.68.70; 10,91.94; 44,30nn itd.). Mimo to islam głosi dziś, że ziemia izraelska to własność Arabów - i dlatego państwo żydowskie musi zostać unicestwione! W przeciwnym razie islam okazałby się religią fałszywą. O to toczy się gra. Zwodnicze arabskie zaklęcia o pokoju służą wyłącznie do wypracowania Arabom lepszej pozycji do ostatecznego ataku na Izrael. Owszem, pozorny pokój zostanie zawarty - ale utoruje tylko drogę do Armagedonu.
Pokonanie młodego Dawida z zewnątrz jest, jak się zdaje, dla arabskich Goliatów celem nierealnym; próbowali już tego nie raz, zawsze na próżno. Trzeba go więc będzie zaskoczyć od wewnątrz, za pomocą „ofensywy pokojowej”. Strategię arabską widać jak na dłoni: czynić pozory pokojowych zamiarów, podpisywać porozumienia pokojowe i za pomocą wszelkich możliwych wybiegów zdobywać sobie przyczółki na terenie państwa izraelskiego, skąd będzie można później przypuścić ostatni atak, kończący się jego unicestwieniem. Wyobrażanie sobie, że Arabami mogłyby kierować jakiekolwiek inne intencje, jest zwodzeniem samego siebie.
Pomimo tego na negocjacje izraelsko-palestyńskie patrzą z optymizmem nawet niektórzy chrześcijanie ewangelikalni. Ostatnio mrzonki te propagują Paul Crouch z amerykańskiej sieci TBN i Pat Robertson z CBN. Ich zdaniem pokój Boży dokona się za sprawą terrorystycznej organizacji islamskiej oraz niewierzącego przywództwa izraelskiego, które sprzeciwiając się Bogu oddaje ziemię nadaną przez Niego Izraelowi, która nigdy nie miała być nikomu odstąpiona!
Jaser Arafat patrzy trzeźwiej. Na początku 1994 r. podczas przemówienia w johannesburskim meczecie wezwał Arabów do kontynuowania dżihad (świętej wojny) o odzyskanie Jerozolimy. Wyraził się jasno: „Porozumienia tego [między OWP a Izraelem] nie uważam za nic więcej niż porozumienie, jakie nasz Prorok Mahomet podpisał z Kurajszytami”. Podpisawszy „pokój” z Kurajszytami, czyli swoim własnym plemieniem, Mahomet złamał przymierze pod byle pretekstem, wymordował przywódców plemienia i zdobył Mekkę. Arafat chciał zatem powiedzieć, że OWP-owskie porozumienie z Izraelem stanowi jedynie krok ku jego pokonaniu i zostanie złamane.
Islam zdobywca
Niezmiennym celem islamu pozostaje zdobycie nie tylko Izraela, ale i całego świata. Na Zachodzie głośno było o Żelaznej i Bambusowej Kurtynie i dążeniach komunistów do podboju świata. Mass media nigdy jednak nie wspominają o Kurtynie Islamskiej ani też o muzułmańskich zamiarach zdobycia świata dla Allacha. Dawny Związek Sowiecki, a nawet dzisiejsze komunistyczne Chiny cechuje większa wolność religijna niż Arabię Saudyjską, Afganistan, Sudan i inne kraje islamskie. Na Zachodzie meczety wyrastają jak grzyby po deszczu, podczas gdy islam odmawia podobnej wolności na obszarach pod swą władzą. Szacuje się, że do 2000 r. jedna trzecia mieszkańców świata nawróci się na tę najszybciej rosnącą liczebnie religię.
Islam od początku był religią zdobywców. Sam Mahomet dowodził 27 wyprawami na sąsiednie miasta, a jeszcze za jego życia jego zwolennicy dokonali kolejnych pięćdziesięciu. Podbijane narody stawały przed wyborem: islam lub śmierć. Czasami dawano trzecią możliwość: wysoki haracz. Islam siłą zdobył rozległe terytoria, nad którymi dziś panuje i gdzie muzułmaninowi nie wolno nawrócić się na inną religię. W Arabii Saudyjskiej karą za takie nawrócenie jest dziś śmierć.
Terroryści odgrywają w podbijaniu świata dla islamu rolę szczególną. Pewne miejsce w raju, obiecane każdemu muzułmaninowi, który umiera podczas dżihad, prowokuje najskuteczniejszą działalność terrorystyczną - samobójców, którzy na własnym ciele umieszczają ładunki wybuchowe przeznaczone dla Izraelczyków. „Twarze [tych] umęczonych [bohaterów] spoglądają na nas z tysiąca oplakatowanych murów Bejrutu i Teheranu [...] Gdy egipski żołnierz Sulejman Chater wpadł w szał na Synaju i zabił pięcioro izraelskich turystów, co zrobił Iran? Ogłosił go bohaterem, nazwał jego imieniem ulicę i wyznaczył jeden dzień ku jego czci...”
Nieżyjący już Ajatollah Chomeini wyjaśnił: „Zabijać i być zabijanym dla Boga to w islamie najwyższa radość”. Podczas wojny z Irakiem Iran oczyszczał pola minowe za pomocą tysięcy uczniów szkół powszechnych, których wypuszczał naprzód przed piechotą i czołgami. W 1982 r. tylko na jednym polu minowym wybuchy min rozerwały na strzępy około 5 000 dzieci oczyszczających drogę dla armii.
Arabski terroryzm ukazują media jako dzieło wąskiego marginesu fanatyków, którzy nie są za pan brat z tradycyjnym islamem i oświeconym społeczeństwem arabskim. A przecież Koran (Sura 5,33; por. też: 47,7) głosi, że wszyscy, którzy sprzeciwiają się Allachowi (czyli niemuzułmanie), mają być „zabici lub ukrzyżowani, lub mają mieć ucięte dłonie i stopy po przeciwnych stronach...” Sura 9,5 poleca „zabijać [niemuzułmanów], gdziekolwiek ich znajdziecie, i brać ich [w niewolę], i oblegać ich, i dla każdego z nich szykować zasadzkę...”
O dziennikarska przewrotności!
Pomimo to największe światowe mass media pozostają proarabskie i antyizraelskie. Stronniczość tę widać niemal na każdym kroku. Zwróćmy uwagę, jak wybielono terrorystyczną organizację Hamas, kiedy jeden z jej członków wysadził się w telawiwskim autobusie, zabijając 22 Izraelczyków i wielu raniąc. Tego samego dnia komentator wiadomości CNN Hilary Bowker zauważył, że choć większość ludzi na dźwięk nazwy „Hamas” wyobraża sobie od razu organizację terrorystyczną, to „grupa ta bynajmniej nie ogranicza się do takiej działalności...” Rosemary Hollis, „ekspert” uczestniczący w programie, dodała: „Stanowią część społeczeństwa. Wielu wykształconych członków Hamasu [...] pełni funkcje [...] w szkołach, w szpitalach, w meczetach [...] [służąc] biednym ludziom”.
Inne sieci telewizyjne podchwyciły ów trend wybielania, w tym najpopularniejszy w Ameryce program informacyjny „World News Tonight” sieci ABC z Peterem Jenningsem. W Jerusalem Post napisano: „W zakresie przemianowania masakry Izraelczyków na propalestyńską propagandę nie znajdziemy wirtuoza większego niż Peter Jennings.” Nie wspomniano ani słowem o ofiarach śmiertelnych wysadzenia autobusu, sam zaś czyn nazwał Jennings aktem zemsty na wcześniejszy atak na meczet dokonany przez jednego Izraelczyka. Niestety, Jennings nie raczył odróżnić impulsywnego ataku dokonanego na własną rękę przez oszalałą jednostkę od starannie zaplanowanego ataku przygotowanego przez organizację oficjalnie zajmującą się terrorem, i to przy poparciu państw arabskich. Hamas głośno woła, że każdy muzułmanin jest obowiązany przyczynić się do zniszczenia Izraela; Jennings zaś ukazuje tych zawodowych morderców jako „pobożnych i politycznie uświadomionych muzułmanów”, malując ich barwami bohaterów. Za śmierć Nachszona Wachsmana, izraelskiego żołnierza, wini się Izrael, a nie organizację Hamas, która go porwała. Jak oddał to Jennings, Wachsman „zginął w konsekwencji próby siłowego odbicia go przez Izraelczyków”. Izrael więc powinien się wstydzić, że ratuje swoich!
Rekord wszakże należy do Toma Brokawa, który nadał z Jerozolimy program „Opowieść o izraelskich ojcach”. Znalazły się tam „wywiady z ojcem Nachszona Wachsmana Jehudą Wachsmanem i z Tiassirem Nacze, bogatym kupcem arabskim, ojcem jednego z porywaczy Nachszona. [Mówi Brokaw:] Dwaj ojcowie z Bliskiego Wschodu, obaj bolejący [...] pobożni ludzie, połączyli się na tę chwilę w śmierci swych synów.” Należałoby zapytać, jakim to prawem śmierć kogoś zamordowanego kładzie się na jednej szali ze śmiercią tego, kto go porwał i zabił. Majstersztyk mydlenia oczu!
Muzułmańska proza życia
Spośród 21 państw arabskich ani jedno nie jest demokratyczne. Nie ma wolności wyznania, a często i innych podstawowych praw obywatelskich. Jedynie muzułmanin może otrzymać obywatelstwo np. Arabii Saudyjskiej. Spotkania chrześcijan, czy to publiczne, czy prywatne, są wyjęte spod prawa. Na Filipinach uwięziono niedawno pięciu chrześcijan za organizowanie w domu spotkań biblijnych. Od 1991 r. w Pakistanie obowiązuje kara śmierci za bluźnierstwo wobec Allacha. W Sudanie chrześcijan krzyżuje się. Tymczasem na Zachodzie muzułmanie cieszą się wolnością religii, prasy i słowa, której odmawia się niemuzułmanom w krajach arabskich. W Ameryce tysiące obywateli, w tym muzułmanów, protestowało przeciw wojnie w Zatoce Perskiej; w „sojuszniczej” zaś Arabii Saudyjskiej, za którą walczono, rząd ostrzegł, że każdy protest będzie karany obcięciem ręki i nogi lub śmiercią. W książce Islamic Invasion (Inwazja islamu) Robert Morey wyjaśnia:
Prawo islamskie nie uznaje wolności słowa, wolności sumienia, wolności zgromadzeń i wolności prasy [...] niemuzułmanom [...] zwyczajowo odmawia się nawet najbardziej podstawowych praw obywatelskich...
Więzienie bez stosownego procesu sądowego, stosowanie tortur, zabójstwa polityczne, obcinanie rąk, nóg, uszu, języków - i głów, wyłupywanie oczu, wszystko to stanowi część dzisiejszego prawa islamskiego, tak samo jak stanowiło w kulturze arabskiej VII wieku. [...] Dopóki się tego nie zrozumie, [...] nie zrozumie się nigdy, dlaczego muzułmanie myślą i zachowują się w taki, a nie inny sposób... Odmawianie praw obywatelskich kobietom, wyraźnie zawarte w samym tekście Koranu, jest odzwierciedleniem kultury arabskiej VII wieku i niskiej wówczas pozycji kobiety.
Prożydowscy czy pro-Boży?
Na świecie nasila się też antysemityzm o podłożu niemuzułmańskim. Znów - jak za czasów Hitlera - rozpaczliwie potrzeba bezpiecznego schronienia dla Żydów. Lecz tak jak wtedy, tak i dziś odmawia się go. Izraelowi brak miejsca na budowę domów, ale świat staje po stronie terrorystów, domagając się zaprzestania budowy osiedli żydowskich na „terytoriach okupowanych”. Gdzie zatem mają się podziać żydowscy uciekinierzy - na przykład z Rosji, gdzie Władimir Żyrinowski wprost zapowiada: „Postąpię jak Hitler [...] Będę pewnie musiał powystrzelać ze sto tysięcy” (i zdobywa 1/4 głosów)?
„Terytoria okupowane”? Bóg obiecał tę ziemię swemu ludowi. Kto sprzeciwia się wejściu Izraela w pełne posiadanie tych obszarów i zamieszkiwaniu w spokoju w ziemi dziedzictwa, ten występuje przeciw Bogu i naraża się na przekleństwo, które On sam wypowiedział: „Będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę...” (1 Mojż 12,3). Kto wierzy Biblii, ten przyzna, że „ziemia obiecana” należy do potomków Abrahama, nadana przez samego Boga. I będzie się modlił, by mogli w spokoju radować się tym dziedzictwem.
Nie jest to kwestia pozycji „proizraelskiej” czy „proarabskiej” (lub vice versa) - ale kwestia przyznania racji Bogu. Tragedią jest, iż chcąc odebrać Izraelowi ziemię, narody arabskie sprzeciwiają się Bogu i same pozbawiają się błogosławieństwa obiecanego tym, którzy będą błogosławić Izrael. Pogróżki, wściekłość i terroryzm nie zmienią faktów. Bóg dopnie swego.
Niestety, Bogu nie wierzą sami Izraelczycy.
Izrael oddał Synaj Egiptowi, a Palestyńczykom oddaje właśnie Gazę i Zachodni Brzeg Jordanu. Na początku lutego 1995 roku w trakcie krótkiej uroczystości wojskowej przekazał Jordanii obszar wielkości 340 km2. Jordańskie Radio triumfowało: „Jordania uzyskała pełną władzę nad ziemiami okupowanymi dotąd przez Izrael.” Tak postępując, Izrael lekceważy obietnice samego Boga, według których otrzymał ziemię „na wieki” (2 Mojż 32,11-13; 37,25; Jer 25,4-5 itd.) i nie miał jej nikomu sprzedawać (3 Mojż 25,23). Zamiast wznosić oczy ku Bogu, szokująco naiwnie stara się o pokój przy pomocy swoich dwóch odwiecznych wrogów: Watykanu i islamu.
Paradoksalnie, Izrael butnie ufa we własne możliwości. Deklaracja niepodległości z 14 maja 1948 r., dzieło Dawida Ben-Guriona, nie wspomina słowem o Bogu, który sprowadził naród z powrotem do jego ziemi! Icchak Rabin, generał-major i szef sztabu podczas niezwykłego zwycięstwa Izraelczyków w wojnie w 1967 r., szczycił się: „Wszystkiego tego dokonały samodzielnie izraelskie siły obronne, bez niczyjej pomocy.” Jakże inna była postawa króla Dawida, który odnosił jeszcze większe zwycięstwa, lecz całą zasługę przypisywał Bogu. Ile jeszcze musi wycierpieć nowożytny Izrael, żeby nauczyć się pokładać ufność w Bogu Dawida i uświadomić sobie, jak rozpaczliwie Go potrzebuje?
Prośmy o pokój dla Jeruzalemu!
The Berean Call lipiec 1995
Artykuł pochodzi ze strony; http://www.tiqva.pl/oliwka-szlachetna/45-upajajca-czara
Komentarze
Prześlij komentarz