Kim jestem?

"Otóż zapisana w DNA informacja genetyczna jest podwajana przez proces replikacji, a potem kopiowana z DNA do RNA przez proces transkrypcji. Następną operacją jest proces translacji, czyli przekazywania informacji przez RNA aminokwasom, w następstwie czego aminokwasy łączą się w białka. Działanie dwóch zasadniczo różnych struktur komórki – zarządzania informacją i aktywności chemicznej – koordynuje uniwersalny kod genetyczny.


Niezwykła natura tego zjawiska stanie się oczywista, gdy zwrócimy uwagę na słowo kod. Berliński pisze:

Kod jako taki jest zgoła banalnym, arbitralnym odwzorowaniem jednej dziedziny kombinatorycznej w drugą czy też po prostu układem połączeń między elementami tych dziedzin. Alfabet Morse’a, aby posłużyć się znanym przykładem, przyporządkowuje ciągikresek i kropek literom alfabetu. Wskazując na arbitralność kodu, odróżniamy go od czysto fizycznej zależności między elementami dwu dziedzin. Wskazując na to, że kod jest odwzorowaniem, osadzamy pojęcie kodu w języku matematycznym. Wskazując zaś na to,że kody odzwierciedlają pewnego rodzaju połączenia, przywracamy to pojęcie sferze rzeczywistych użytków, jakie z kodów robią ludzie.

To z kolei prowadzi do bardzo istotnego pytania: „Czy pochodzenie systemu kodowania składu chemicznego można wytłumaczyć bez odwołania się do tego typu faktów, doktórych odwołujemy się wyjaśniając kody i języki, systemy porozumiewania się, a także oddziaływanie za pomocą słów na świat materialny?”

Carl Woese, jeden z czołowych badaczy początków życia, zwraca uwagę na zagadkową filozoficznie naturę tego zjawiska. W artykule ogłoszonym na łamach „RNA” Woese zauważa, że „aspekt kodujący, mechaniczny i ewolucyjny problemu stały się osobnymi zagadnieniami. Rozwiał się pomysł, że podłożem ekspresji genu, podobnie jak jego replikacji, jest jakaś fundamentalna zasada fizyki”. Nie tylko nie rządzi tym zasada fizyczna, ale i samo istnienie kodu jest tajemnicą. „Znamy reguły kodowania (słownik przyporządkowań kodonów). Jednak reguły te nie mówią nic o tym, dlaczego ten kod istnieje ani dlaczego mechanizm translacji jest tym, czym jest.”

Woese przyznaje, że nic nie wiemy na temat pochodzenia tego systemu. „Pochodzenie translacji, to czym była, zanim stała się prawdziwym mechanizmem odczytywania, póki co ginie w mrokach przeszłości, a nie zamierzam się tutaj wdawać w mydlące oczy spekulacje na temat tego, jakie procesy polimeryzacji mogły ją poprzedzać i zapoczątkować, ani spekulować na temat pochodzenia kodu genetycznego, tRNA czy mechanizmów przyłączaniaaminokwasów przez tRNA.”

Paul Davies zwraca uwagę na ten sam problem. Zauważa, że większość teorii biogenezy koncentruje się wokół chemii życia, podczas gdy „życie jest czymś więcej niż zbiorem skomplikowanych reakcji chemicznych. Komórka jest również systemem przechowywania, przetwarzania i powielania informacji. Musimy wyjaśnić pochodzenie tej informacji oraz sposób, w jaki powstał mechanizm jej przetwarzania.” Davies podkreśla fakt, że gen nie jest niczym innym jak zbiorem zakodowanych instrukcji zawierającym dokładny przepis na wytwarzanie białek.

Najważniejsze jest jednak to, że owe instrukcje genetyczne nie są informacją tego rodzaju, jaką znajdujemy w termodynamice i mechanice statystycznej, lecz są informacją semantyczną. Innymi słowy, mają określone znaczenie. Instrukcje te mogą być skuteczne jedynie w środowisku molekularnym zdolnym do interpretacji znaczenia zawartego w kodzie genetycznym i to właśnie sprawia, że pytaniem naczelnym staje się pytanie o pochodzenie. „Problem, w jaki sposób znacząca, czyli semantyczna informacja może wyłaniać się spontanicznie ze zbioru nierozumnych molekuł podlegających działaniu ślepych i bezcelowych sił, jest wielkim problemem pojęciowym.”"

Fragment z książki  A. Flew "Bóg istnieje"
 
 
"Na genom człowieka składa się cały DNA naszego gatunku - otrzy mywany w drodze dziedziczenia kod życia. Ten właśnie odczytany tekst liczy 3 miliardy liter i jest zapisany dziwnym, czteroliterowym szyfrem. Złożoność informacji zawartej w każdej komórce ludzkiego ciała jest tak ogromna, że odczytywanie tego szyfru w tempie jedna litera na sekundę zajęłoby nam 31 lat, nawet gdybyśmy pracowali bez przerwy we dnie i no ce. Po wydrukowaniu tego tekstu literami o normalnej wielkości czcionki na zwyczajnym papierze i ułożeniu wszystkich stron jedna na drugiej powstałby stos wysokości pomnika Waszyngtona [170m]. Tego letniego dnia ów fascynujący tekst, zawierający wszystkie instrukcje konieczne do zbudowania ludzkiego ciała, został po raz pierwszy ogłoszony światu."

Fragment z książki: "Język Boga"  Francisa S. Collinsa

 

Poniżej tłumaczenie transkryptu interesującego wykładu Jay Seegerta ze strony The Berean Call:

https://www.thebereancall.org/content/jay-seegert-who-am-i

 

 

Kim jestem?[1]

 

Zeszłego lata w moim macierzystym kościele w Wisconsin mieliśmy serię wykładów. W pierwszym tygodniu miał to być temat „Kim jest Jezus?” – jako że jest to pytanie dla każdego człowieka najważniejsze. W drugim tygodniu temat miał brzmieć: „Kim jestem?” i organizatorzy zwrócili się do mnie z pytaniem, czy mógłbym w tej sprawie zabrać głos. Odrzekłem, że owszem, mogę powiedzieć o sobie parę słów, a oni na to, że chodzi raczej o to, „kim jesteśmy tak w ogóle”. Odpowiedziałem, że to w sumie lepszy pomysł! Będziemy więc mówić o tym, kim jesteśmy. Ponieważ z każdej strony jesteśmy redefiniowani przez społeczeństwo, z czego zdajecie już sobie sprawę.

Na początek krótko o mnie. Pochodzę z zapadłej dziury, wybaczcie więc mój niewybredny humor. Wychowałem się w rodzinie chrześcijańskiej, a do Chrystusa przyprowadziła mnie tak naprawdę Mama w naszym podwórkowym klubie biblijnym w 1968 roku. Po liceum poszedłem na studia na chrześcijański Uniwersytet im. Johna Browna w Arkansas, gdzie studiowałem inżynierię mechaniczną. Zrobiłem licencjat, ale potem bardziej zainteresowała mnie fizyka, a ponieważ nie mieli tam studiów magisterskich z fizyki, wróciłem do rodzinnego Wisconsin i poszedłem na Uniwersytet Wisconsin–Whitewater, na studia magisterskie z fizyki.

Wtedy też moje życie uległo sporej zmianie, ponieważ z niewielkiej chrześcijańskiej uczelni, na której profesorowie przedmiotów inżynieryjnych zaczynali każdy wykład od modlitwy, trafiłem na wielki uniwersytet stanowy, a tam profesorowie fizyki nie rozpoczynali każdych zajęć modlitwą. Czyżby zapomnieli? – myślałem. Każdy z nich był ewolucjonistą, niektórzy byli ateistami i twierdzilli, że wszystko, w co wierzę, to nieprawda. Nie było mi z tym komfortowo! Otaczali mnie doktorzy nauk, którzy – jak przypuszczałem – mają mnóstwo dowodów na to, w co wierzą. Dopiero później dowiedziałem się, że wcale nie mają, ale to już inna historia. Wtedy jednak po raz pierwszy w życiu uświadomiłem sobie, że chociaż wiem, w CO wierzę, to nie wiem, DLACZEGO.

 

I tak Bóg położył mi na sercu dociekanie różnych spraw

Dociekam już tak od 38 lat, a 17 lat temu poczułem, że muszę się temu poświęcić całkowicie, i założyłem The Starting Point Project. W tej chwili poświęcam się wyłącznie gościnnym wykładom na tematy apologetyczne i inne. Zaproszono mnie także do zarządu Logos Research Associates.

Dodam tu króciutko, że nie chodzi o BioLogos, grupę, która wśród chrześcijan – w kościołach, w seminariach – propaguje ewolucjonizm. Logos Research Associates to coś przeciwnego, największe na świecie konsorcjum zrzeszające naukowców, którzy są chrześcijanami i kreacjonistami. Jeden z jego założycieli dr John Sanford z Uniwersytetu Cornella zasłynął na świecie z wynalezienia „strzelby genowej”, która służy do wprowadzania genów do DNA. Przez większość swojego życia był ateistą. Bardzo pobożny człowiek, a przy tym bardzo pokorny. Jest tam również dr John Baumgardner, doktor geofizyki. Tak się składa, że skonstruował najlepszą na świecie trójwymiarową symulację komputerową tektoniki płyt. Niebywale inteligentny człowiek, a zarazem niezwykle pokorny i bardzo pobożny.

W listopadzie ubiegłego roku mieliśmy zebranie zarządu i dr Sanford zapytał, czy nie zechciałbym zostać prezesem. Jestem więc obecnie prezesem owej grupy. Jestem jednak zaszczycony mogąc być członkiem tej grupy, ponieważ ludzie ci prowadzą najbardziej zaawansowane badania. A następnie ja zajmuję się przekładaniem ich wyników na język zbliżony do ludzkiego.

Podsumuję. Od 17 lat zajmuję się wykładami, wygłosiłem ponad 3000 odczytów, przemawiałem w USA oraz w dziewięciu innych krajach i ciekawych miejscach – w Rosji, w Oksfordzie, w Londynie – cztery razy wygłaszałem też prelekcje w Amerykańskiej Akademii Marynarki Wojennej. Może stanie się to już tradycją. Przemawiałem też do oficerów i kadetów w West Point, nauczam podczas The Grand Canyon Tours (wypraw po Wielkim Kanionie), o czym później powiem nieco więcej. Rozpocząłem w tym roku nagrywanie podcastu i właśnie się dowiedziałem, że zaliczamy się już do górnych 5% w skali światowej! Niebywałe. Żadna w tym moja zasługa, to Bóg to mocno wykorzystuje. Napisałem też trzy książki.

 

Wróćmy do tematu wykładu

„Kim jestem?” Powtórzę: Jesteśmy obecnie redefiniowani przez społeczeństwo, a cierpią na tym przede wszystkim nasze dzieci i wnuki. Nas to w zasadzie tak naprawdę nie dotyka, ale je – jak najbardziej.

Do pytania o to, kim jesteśmy, można podejść zasadniczo na dwa sposoby – według mądrości ludzkiej, czyli całej tej wiedzy, którą człowiek zgromadził na przestrzeni lat, i według mądrości Bożej. Prawdopodobnie domyślacie się, którą z nich gorąco zalecam.

Zanim odpowiemy na to pytanie, odpowiedzmy wpierw – kim jest Jezus? Taki był przecież temat pierwszego ze wspomnianych wykładów w moim kościele. Odpowiedź na to pytanie jest dość prosta i oczywista, ujmę ją więc krótko. Jezus jest dokładnie tym, za kogo się podawał. Jest drogą, prawdą, życiem. Jest Mesjaszem, Synem Bożym. Jest Bogiem. A ponieważ Jezus jest tym, kim powiedział, że jest, to i my jesteśmy tym, kim – jak powiedział – jesteśmy. Jesteśmy stworzeni na obraz Boga. Jesteśmy Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów. Jesteśmy współdziedzicami z Chrystusem. Jesteśmy ciałem Chrystusa. Jesteśmy Bożymi wybranymi. Jesteśmy więcej niż zwycięzcami. Jesteśmy świątynią Bożą. Jesteśmy wybrani w Nim przed założeniem świata. Jesteśmy światłością świata, uczestnikami boskiej natury, jesteśmy też stworzeni w sposób zadziwiający i cudowny. Znacie te wersety. Nie musimy do nich w tej chwili zaglądać. Tym właśnie – jak podkreśla Pismo – jesteśmy. Pismo mówi to wprost.

 

Co mówi na nasz temat człowiek?

Można tu podać wiele przykładów, a oto jeden z nich. Stephen Hawking, uważany przez wielu za czołowego fizyka teoretyka, zmarł przed kilkoma laty na stwardnienie zanikowe boczne. Niesamowicie lotny umysł naukowy! Hawking powiedział tak: „Rodzaj ludzki to jedynie chemiczne odpady na planecie średniej wielkości orbitującej wokół bardzo przeciętnej gwiazdy na dalekich przedmieściach jednej spośród stu miliardów galaktyk. Jesteśmy tak nieistotni, iż nie jestem w stanie uwierzyć, że cały wszechświat istnieje ze względu na nas. Każdy z nas jest wolny i może wierzyć, w co zechce, a w moim przekonaniu najprostsze wyjaśnienie jest takie, że żadnego boga nie ma. Wszechświata nikt nie stworzył i nikt nie kieruje naszym losem. Prowadzi mnie do głębokiej refleksji: prawdopodobnie nie ma żadnego nieba ani żadnego życia pozagrobowego. Mamy tylko to jedno życie, żeby docenić ten wspaniały projekt wszechświata, i za to jestem niezmiernie wdzięczny”[2].

Mógłbym wygłosić całą serię wykładów na temat tylko tego jednego cytatu, teraz zwrócę uwagę jedynie na dwie sprawy. Po pierwsze, Hawking „docenia wspaniały projekt” (appreciates the grand design). Czy nie dziwi was tu coś? Jak można mówić o projekcie, skoro nie ma projektanta? Hawking był ateistą. Nie wierzył w żadnego projektanta. I druga rzecz – Hawking jest „niezmiernie wdzięczny” – wobec kogo bądź czego? Wobec cząstek, które scalały się w określony sposób, tak aby on mógł zaistnieć i aby składające się na niego cząstki mogły docenić wszystkie inne cząstki? Bez sensu! Hawking, niesamowicie lotny umysł naukowy, a mówi bez sensu. Ponieważ to bojaźń Boża jest źródłem mądrości. Hawking nie bał się Boga i w tym sęk. Można świetnie znać wszystkie te fakty, lecz w tej sprawie nic nam to nie pomaga.

Oto inny fizyk teoretyk Lawrence Krauss, wciąż czynny zawodowo. Błyskotliwy naukowiec. Powiedział on[A.Cz.1] : „Każdy atom w waszym ciele pochodzi z jakiejś gwiazdy, która wybuchła. Jesteście wszyscy pyłem gwiezdnym. Nie byłoby was tutaj, gdyby gwiazdy nie wybuchały. A jedynym sposobem na to, aby te gwiazdy dostały się do waszego ciała, byłoby to, gdyby z łaski swojej zechciały wybuchnąć. Więc zapomnijcie o Jezusie – to gwiazdy umarły, abyście mogli dziś tu być”[3].

Nie chciałbym być na jego miejscu w dniu, gdy stanie przed obliczem swego Stwórcy. Niezwykle smutne. Nie przestaję się modlić za tego człowieka. Błyskotliwy uczony, lecz wychodzi z błędnego założenia

Dlaczego jednak nie mielibyśmy wziąć tego, co najlepsze, z obydwu tych światów i połączyć mądrość ludzką i mądrość Bożą? Takie stanowisko zajmuje dziś większość ludzi, w moim przekonaniu nawet chrześcijan. Przyjmują to, co usłyszą ze strony niewierzącego społeczeństwa – na filmach dokumentalnych, od popularyzatorów nauki z Youtube, w szkole, na uniwersytetach – to chyba musi być prawda? To przecież jest nauka, z nią się nie dyskutuje. I przykładamy tę naukę do Słowa Bożego, żeby ustalić, co tak naprawdę Autor miał na myśli. Łączymy w ten sposób te dwa światy.

 

I co się wówczas dzieje?

Zazwyczaj Pismo zajmuje w takiej sytuacji tylny fotel, w dodatku zaciągamy jeszcze rolety, ponieważ nie chcemy, żeby ludzie wiedzieli, że traktujemy Biblię zbyt poważnie. Być może raz na jakiś czas zdarza się coś krzepiącego, co skłania nas do chwilowego uchylenia tej rolety, ale na ogół siedzimy jak mysz pod miotłą, a Biblia zajmuje miejsce na tylnym siedzeniu.

Jak doszło do tego, że Pismo nie jest poważane? Ma to związek z pewnym bardzo, bardzo mocnym hebrajskim słowem „takaleh”, co się tłumaczy na nasz język jako „tak, ale”. No dobrze, przyznaję, nie ma takiego hebrajskiego słowa, wymyśliłem je na poczekaniu. Nie znam hebrajskiego. Nawet w angielskim nie jestem orłem. A opisuję sytuację, w której ktoś stwierdza: „Biblia mówi to i to”, a ktoś inny odpowiada: „Tak, ale oglądałem dopiero co film dokumentalny o Wielkim Wybuchu, o ewolucji, o tym, o tamtym…”. Czyli: „Tak, ale ja wiem lepiej”. Tak się na ogół zachowujemy.

 

Wróćmy do samego początku

Do ogrodu Eden. Bóg wszystko stwarza, wszystko jest doskonałe. Lecz w pewnym momencie wkrada się tam szatan i mąci Ewie w głowie: „A czy Bóg aby na pewno powiedział…? Czy rzeczywiście powiedział, że nie możecie jeść z żadnego drzewa w ogrodzie?” No i wyobraźcie sobie, że Bóg wcale czegoś takiego nie powiedział. Bóg powiedział: „Możecie jeść z każdego drzewa w ogrodzie z wyjątkiem tego jednego”. Szatan więc błędnie przytoczył słowa Boga, przekręcił je, wyrwał z kontekstu i przywiódł Ewę do tego, że zwątpiła w Słowo Boże.

Jego plan jest dziś taki sam i szatan postępuje dziś tak samo. Sceptycy nie wierzą w to, że Biblia jest natchnionym Słowem Bożym, lecz także zbyt wielu chrześcijan wątpi dziś w znacznej mierze w Słowo Boże, uważają, że wiedzą lepiej. Jezus powiedział: „Gdybyście bowiem wierzyli Mojżeszowi, wierzylibyście i mnie. O mnie bowiem on napisał. A jeśli jego pismom nie wierzycie, jakże uwierzycie moim słowom?” (J 5,46-47 BW). Co to są pisma Mojżesza? Mojżesz jest autorem pierwszych pięciu ksiąg Biblii, w tym Księgi Rodzaju! Prawie każda ważniejsza nauka, którą dziś wyznajemy, ma swój początek właśnie w Księdze Rodzaju.

Weźmy naukę o grzechu. Bóg stwarza Adama i Ewę i są oni doskonali, lecz nie dochowują Bogu posłuszeństwa, wydaje im się, że wiedzą lepiej. Tym właśnie jest grzech – nieposłuszeństwem Bogu. Nauka ta ma swoje korzenie w Księdze Rodzaju.

Weźmy śmierć. Otacza nas ona zewsząd. Skąd się wzięła? Otóż Bóg stworzył w owym ogrodzie Adama i Ewę. Byli doskonali, lecz zgrzeszyli, nie dochowali Bogu posłuszeństwa, a konsekwencją ich grzechu było to, że ściągnęli śmierć, przekleństwo i zepsucie na całe doskonałe stworzenie Boże. Wszystko to ma początek w Księdze Rodzaju.

Weźmy małżeństwo. Związek jednego mężczyzny i jednej kobiety. Jest to dziś sprawa wielce kontrowersyjna na całym świecie, również w wielu kościołach, w tym nawet w niektórych ewangelicznych. Skąd wziął się ten temat? Także z Księgi Rodzaju, gdzie Bóg stwarza Adama i Ewę w ogrodzie Eden. „Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich” (Rdz 1,27), określając ich płeć na całe życie.

Następnie Bóg dał im odzienie. Zauważyliście, że wszyscy chodzimy dziś w ubraniach? To dobra rzecz. Może i trochę dziwna, ale czy zastanawialiście się kiedyś, po co w ogóle się ubierać? Owszem, jeśli na zewnątrz jest chłodno, to człowiek chce się trochę ogrzać, ale kiedy pogoda jest piękna, dlaczego wkładać ubrania? Dlatego, że Bóg stworzył Adama i Ewę w tym ogrodzie – byli doskonali, lecz zgrzeszyli, nie dochowali posłuszeństwa Bogu, ściągnęli na Jego doskonałe stworzenie śmierć i przekleństwo, a ubranie było doraźnym zakryciem ich grzechu. To wszystko ma początek w Księdze Rodzaju.

Teraz kolej na pracę – dlaczego pracujemy? Dlatego, że Bóg stworzył Adama i Ewę w tym ogrodzie. Bóg mówi: „Adamie, chcę, żebyś uprawiał glebę, żebyś zagospodarował ziemię”. Zadanie to stało się dla Adama dużo trudniejsze, gdy zgrzeszył, lecz praca jako taka została przez Boga ustanowiona na samym początku. I to jest dobre!

Wreszcie mamy Jezusa – o którym mówi się „ostatni Adam”. Jeśli pierwszy Adam tak naprawdę nie istniał, jeśli to wszystko się nie wydarzyło, jeśli dziś wiemy lepiej, to jaki z tego płynie wniosek co do ostatniego Adama? I co najważniejsze – jakie jest przesłanie ewangelii? Jezus Chrystus przyszedł i umarł na krzyżu, i zmartwychwstał trzeciego dnia. Dlaczego? Ponieważ Bóg stworzył w tym ogrodzie Adama i Ewę. Byli doskonali, lecz zgrzeszyli, okazali się nieposłuszni Bogu, co ściągnęło na Jego doskonałe stworzenie śmierć i przekleństwo, a krew przelana przez Jezusa Chrystusa jest jedynym skutecznym rozwiązaniem tego problemu. Przesłanie ewangelii ma swój początek w Księdze Rodzaju. Jeśli mamy jakiś problem z tą księgą – że nie należy traktować jej dosłownie, że to się tak naprawdę nie wydarzyło, że to tylko mit – to mamy problem praktycznie ze wszystkim, w co wierzymy jako chrześcijanie. Co więcej, jeśli Księga Rodzaju nie opisuje historii w sposób dosłowny, jeśli stworzenie nie było dosłownie „bardzo dobre” i jeśli nie istnieli dosłowni Adam i Ewa, to znaczy, że grzech w dosłownym sensie nie wszedł na świat wskutek ich poczynań, a zatem ty i ja dosłownie nie potrzebujemy zbawienia.

Mam nadzieję, że zaczynacie już dostrzegać, iż jest to kwestia istotna. Nie jest to temat poboczny, który intryguje tylko fanów nauki. Nie – jest to sprawa ważna dla każdego chrześcijanina.

 

„Kiedy będą zburzone podstawy, cóż pocznie sprawiedliwy?” (Ps 11,3)

Jeśli powiesz: „Nie jestem tak naprawdę pewny co do Księgi Rodzaju. Być może nie wydarzyło się to dokładnie w opisany sposób, co wydaje się wynikać z naszej wiedzy”, to czemu trzymasz się tak mocno tych wszystkich nauk o Jezusie? Jeśli Bóg nie potrafił stworzyć wszystkiego w sześć dni, to w jaki sposób Jezus miałby powstać z martwych trzeciego dnia? Powiesz: „Tak, ale nauka dowiodła, że nie stworzył świata w sześć dni. Jest to niemożliwe”. No cóż, dowiedziono również, że człowiek nie powstaje z martwych. Kiedy więc Biblia mówi o zmartwychwstaniu, to na pewno nie ma tego na myśli, ponieważ my wiemy lepiej.„Tak, ale…”. Słyszymy to co krok.

Oto wypowiedź jeszcze innego ateisty. Jest ona bardzo niepokojąca, ale zarazem bardzo logiczna. Ten ktoś powiedział: „Chrześcijaństwo zwalczało, wciąż zwalcza i nadal będzie zwalczać naukę w zakresie ewolucji aż do rozpaczliwego końca”[4]. Jedna krótka uwaga: Chrześcijaństwo bynajmniej nie zwalcza nauki. Między nauką a Biblią nie ma żadnego sporu, żadnego problemu, problem jest jedynie między opiniami niektórych naukowców a Biblią. Nie zwalczamy więc nauki, jak to on ujął w przytoczonych słowach. Następnie mówi on: „Ponieważ ewolucja niszczy całkowicie i ostatecznie powód, dla którego ziemskie życie Jezusa miało rzekomo być niezbędne. Zniszczmy Adama i Ewę wraz z ich grzechem pierworodnym, a w gruzowisku znajdziemy marne szczątki syna Bożego. Jeśli Jezus nie był odkupicielem, który umarł za nasze grzechy – a to oznacza ewolucja – to chrześcijaństwo jest nic niewarte”.

I ja się z nim zgadzam! Jeśli ewolucja, w takim kształcie, jakiego uczą w szkołach, jest prawdą, to wówczas chrześcijaństwo nie jest prawdą. Jeśli ewolucja jest prawdą, to nie istniało pierwotne, doskonałe stworzenie wraz z Adamem i Ewą, którzy zlekceważyli Boga i zostali wypędzeni z ogrodu, a Bóg nie oznajmił: „No trudno, będę musiał posłać Mojego Syna, żeby umarł za ich grzechy”. To wszystko się nie wydarzyło, jeśli teoria ewolucji jest prawdziwa.

Wiele osób próbuje jednak łączyć te dwie wersje, chrześcijanie również. Wiele osób podchodzi do mnie i mówi: „Mam taką teorię, chcesz posłuchać?” Z góry wiem, co powiedzą: „Bóg posłużył się ewolucją!”. I są tym podekscytowani, są w tym szczerzy. Wydaje im się, że rozwiązali problem. Bierzemy to, co najlepsze z obydwu wersji. Cokolwiek zaproponują naukowcy, możemy to zaakceptować, ponieważ to nauka! Nie musimy w to wątpić! Stwierdzamy po prostu: „Bóg zrobił to w ten sposób”. Lecz w rzeczywistości bierzemy bardzo kiepskiej jakości koncepcję naukową, teorię ewolucji, wpisujemy ją w Pismo Święte – i teraz dopiero mamy w Słowie Bożym błędy i sprzeczności! Nie jest to więc dobre rozwiązanie.

 

Skoro postanawiamy odrzucić Mojżesza, to dlaczego mielibyśmy wierzyć słowom Jezusa?

Ponieważ Mojżesz pisał w Księdze Rodzaju właśnie o Jezusie. A sam Jezus? Jak brzmią Jego słowa? Powiedział między innymi: „Przyjdę wkrótce”, co oznacza „prędko”. Tak twierdził Jezus, ale my będziemy w Jego słowa powątpiewać?

Dziś ludzie wątpią w powrót Chrystusa. Jeśli jednak zajrzeć do trzeciego rozdziału 2 Listu Piotra, napisanego blisko 2000 lat temu, to Piotr mówi tam o dniach ostatnich, o czasach końca, a my, zebrani tutaj dziś, prawdopodobnie zgodnie wierzymy, że żyjemy już w tych czasach. A zatem Piotr 2000 lat temu mówi o naszych, dzisiejszych czasach. I mówi o tych, którzy wątpią w powrót Chrystusa. Twierdzi, że dwie sprawy skłaniają ludzi do wątpienia w powrót Chrystusa. Można by się spodziewać, że chodzi o jakieś kwestie duchowe, jako że brak wiary w powrót Chrystusa musi się wiązać z takimi sprawami. A jednak Piotr nie o tym mówi. Oto owe dwie sprawy, które według niego skłaniają współczesnych nam sceptyków do powątpiewania w powrót Chrystusa – odrzucają oni mianowicie (1) relację Księgi Rodzaju o stworzeniu i (2) fakt potopu opisanego w tejże Księdze.

Kiedy po raz pierwszy przeczytałem te słowa, pomyślałem sobie: „Świetnie! Bardzo lubię rozmawiać o akcie stworzenia i o potopie”. Nie zadałem jednak sobie pytania – ale dlaczego akurat te dwie sprawy? Wydają się nie mieć związku z powrotem Chrystusa. Później przyjrzałem się temu bliżej i spostrzegłem, że jest to absolutnie logiczne! Odrzucając akt stworzenia z Księgi Rodzaju, ludzie tacy odrzucają Boga jako Stwórcę. To On jest ostateczną władzą. Oni jednak sobie jej nie życzą. Nie chcą, żeby ktokolwiek im dyktował, jak mają postępować, odrzucają więc relację o stworzeniu. A dlaczego odrzucają relację o potopie? Bo był to Boży sąd nad grzechem! Wszyscy ci sceptycy nie są przecież ludźmi złymi, nie są grzesznikami, nie wymagają sądu. Odrzucają więc sąd Boży. A czym jest powrót Chrystusa? Kolejnym sądem Bożym. Jak to ujął Piotr, sądem już nie przez wodę, ale przez ogień. Odrzucą więc również i to, ponieważ nie uważają Boga za ostateczną władzę. Odrzucają Jego sąd, odrzucą więc również powrót Chrystusa. Dziś każdy niewierzący uczony odrzuca relację o stworzeniu z Księgi Rodzaju, odrzuca też relację o potopie.

 

Niestety podobnie można powiedzieć o wielu chrześcijanach

Owszem, przyznają, Bóg jest Stworzycielem, ale uważają, że nie dokonał stworzenia tak, jak to opisano w Księdze Rodzaju, że dziś wiemy lepiej. Mojżesz był sprawiedliwy i to są historie napisane na potrzeby tamtych czasów, przecież oni nawet nie mieli pisma z prawdziwego zdarzenia, czyż nie? Nie byliby w stanie zrozumieć prawdy, więc Bóg kazał Mojżeszowi pozmyślać te wszystkie historie, sam Bóg by tego tak wprawdzie nie ujął, jednak wiedział, że przyjdą pewnego dnia dzisiejsi naukowcy i powiedzą nam, że miał On na myśli tak naprawdę zupełnie co innego.

Myślę, że taka interpretacja jest ujmą dla Bożego charakteru. Uważam, że Bóg mówi to, co ma na myśli. Mamy więc do czynienia z różnymi „tak ale”. „Wiem, że Pismo tak mówi, to prawda, ale wiem też to i tamto o Wielkim Wybuchu”.

 

I jeszcze odrobina mądrości z bardzo zaskakującego źródła

Richard Dawkins to – można powiedzieć – czołowy ateista świata. Jest autorem książki Bóg urojony. Wielki propagator ewolucjonizmu, niebywale inteligentny naukowiec. Niedawno dowiedziałem się, że pojawiły się u niego objawy choroby Alzheimera, co bardzo mnie zasmuciło. Lubię Richarda Dawkinsa. Moim zdaniem jest on zawsze szczery, w tym co głosi, i zawsze mówi to, co myśli – cenię to w jego ateizmie. Teraz jego władze umysłowe ulegają pogorszeniu, modlę się więc coraz goręcej, aby Bóg w jakiś sposób przemówił do niego, choćby i na łożu śmierci. Tak czy inaczej, do dziś pozostaje on czołowym ateistą.

Podam teraz kontekst słów, które za chwilę przytoczę – otóż Dawkins mówi o chrześcijanach, którzy idą na taki właśnie kompromis i wprowadzają do biblijnej relacji ewolucję: „Ależ oczywiście że możemy uznać fakt ewolucji! Bóg w ten właśnie sposób stwarzał!”. Oto co o takich ludziach myśli ateista Richard Dawkins: „Ależ oczywiście, że opowieść o Adamie i Ewie była zawsze jedynie symboliczna, prawda? Symboliczna? Jezus więc chcąc wszystkim zaimponować pozwolił się torturować i zabić w ramach kary zastępczej za symboliczny grzech popełniony przez nieistniejącą osobę? Kompletny idiotyzm, a przy tym wściekle nieprzyjemny. Wydaje mi się to osobliwą propozycją, abyśmy trzymali się pewnych części relacji biblijnej, a innych znów nie. Bo jeśli chodzi o kwestie moralne, to według jakich reguł mamy sobie je z Biblii wybierać? Po co w ogóle zawracać sobie głowę Biblią, skoro mamy zdolność samodzielnego określania, co jest dobre, a co złe?”[5].

Gotów byłbym sporo zapłacić za to, aby pojechać razem z Richardem w objazd z serią odczytów i prosiłbym go wówczas: „Richardzie, a teraz, proszę, powiedz wszystkim to, co napisałeś!”. On to rozumie lepiej niż wielu chrześcijan. Obydwie wersje opisu człowieka wcale do siebie nie pasują, co rodzi taki problem, że dziś dwie trzecie, a może nawet 70-80% młodych chrześcijan odchodzi od wiary jeszcze przed obroną licencjatu. Robię wykłady na ten temat – tutaj nie chodzi o to, że to koledże są takie okropne. Koledż jedynie obnaża problemy, które nawarstwiały się od lat. Można tu wymieniać bardzo wiele zagadnień.

 

Przykład z życia

Miałem wykład na konferencji dla mężczyzn, na której zebrało się 5000 osób, a drugie tyle uczestniczyło zdalnie. Wielka konferencja i na dodatek całkiem przyzwoita. Gościłem tam od wielu lat, lecz kilka lat temu podziękowali mi za współpracę, ponieważ nie odpowiadało im moje nauczanie o stworzeniu. Zażalenie złożył wprawdzie tylko jeden człowiek, ale cóż. Otóż umówiłem się tam na rozmowę z jednym z pastorów owego kościoła – a jest tam pewnie ze 25 pastorów, ogromny kościół. Zanim jednak przeszliśmy do tematu, mój rozmówca napomknął, że wielu pastorów młodzieżowych przeżywa rozterki, ponieważ zauważyli, iż mnóstwo młodych ludzi odchodzi od wiary. Spojrzał na mnie i zapytał: „No i jak możemy im pomóc?”. Odpowiedziałem mu: „Nie możecie”. Zrobił wielkie oczy ze zdumienia. Nie takiej odpowiedzi się ode mnie spodziewał, a znamy się naprawdę dobrze.

Uśmiechnąłem się więc i dodałem: „A nie możecie im pomóc dlatego, że sami nie wiecie, w co wierzycie”. Powiedziałem to bardzo delikatnie – lecz taka była prawda. W kościele tym nie mają stanowiska w sprawie Księgi Rodzaju. Przyjmują postawę, że tak, Bóg jest Stwórcą itd., ale nie wiemy, jak i kiedy wszystko stworzył. To przecież nie ma znaczenia. W obydwu obozach są porządni ludzie, po co rodzić podziały poprzez poruszanie tego tematu?”.

Powiedziałem mu jeszcze: „Pomyśl. Powiedzmy, że chcesz pomóc swojej młodzieży, więc sprowadzasz pierwszego z brzegu eksperta. I ten człowiek okazuje się nie tylko biblistą, ale i naukowcem, jakiś bardzo bystry gość. Zwraca się więc do młodzieży: „Witajcie, studiowałem przez ponad 25 lat, znam Biblię na wyrywki. Mam również doktorat z nauk ścisłych, a przybyłem tu, aby wam powiedzieć, że Księga Rodzaju to być może jest poezja, a być może niekoniecznie. Oba poglądy mają po swojej stronie mocne argumenty, porządnych ludzi i inteligentnych ekspertów. Ale tego akurat nie jesteśmy pewni. Bóg może stworzył wszystko w dosłowne sześć dni, ale może i nie. Wiem, że Biblia wydaje się tak mówić, ale z drugiej strony datowanie radiometryczne, no wiecie, obie strony mają argumenty. Tak naprawdę nie możemy więc mieć w tej sprawie pewności. Być może Bóg posłużył się Wielkim Wybuchem, to udowodnili, więc prawdopodobnie mógłby tutaj pasować. Bo przecież ktoś musiał ten Wielki Wybuch spowodować, prawda? Więc być może Bóg się nim posłużył. Życie być może powstało z nieożywionych związków chemicznych, a być może nie.

Biblia nie wydaje się na to wskazywać, ale generalnie i tak nie podaje nam zbyt wiele szczegółów, tymczasem naukowcy czynią wielkie postępy w ustalaniu, jak życie mogło się ukształtować 3,8 miliarda lat temu z materii nieożywionej, eksperyment Millera-Ureya, zwierzęta może wyewoluowały od wspólnego przodka, a może nie. Owszem, Biblia tak naprawdę czegoś takiego nie sugeruje, mamy jednak tyle danych naukowych z dziedziny biologii, no i cały zapis kopalny… Być może wyewoluowaliśmy z jakiegoś małpowatego stwora, a być może nie. Owszem, Biblia mówi, że Bóg stworzył Adama z prochu ziemi, lecz to również może być sformułowanie poetyckie, no bo przecież chodzimy do muzeów, oglądamy tam małpoludy, do tego dochodzą skamieliny itd. Prawdziwi Adam i Ewa mogli istnieć, ale mogli też nie istnieć. Wiem, że Biblia o nich wspomina. Może to być metafora, nie mam co do tego całkowitej pewności. Mógł mieć miejsce faktyczny, w sensie dosłownym grzech pierworodny, ale też niekoniecznie, ponieważ jeśli faktyczni Adam i Ewa nie istnieli, to taki grzech nie mógł się wydarzyć. Może to być koncepcja opisująca, powiedzmy, grzech jako taki. Być może potop nastąpił, a być może nie, ponieważ… to znaczy geolodzy… no nie ma na potop żadnych dowodów.

Kiedy więc czytacie o potopie, to jest to po prostu kolejna historia, a być może była to lokalna powódź na tych terenach. Nie mam co do tego całkowitej pewności. Ale mogło to być coś lokalnego. Tak więc życzę wam samych sukcesów, mam nadzieję, że to co powiedziałem, pomoże wam na studiach”.

A młodzi ludzie myślą sobie: „Ale niby jak ma mi to pomóc?”. Może to, a może tamto. Może tak, a może nie. Może. Ale nie wiadomo. Więc jeśli ty jako ekspert nie jesteś w stanie dojść do żadnego wniosku, czego się spodziewasz po młodzieży? Pomyślą: „Widocznie nie ma to tak naprawdę znaczenia. Ale skoro tak, to dlaczego tak się uczepiliście tego Jezusa?”. I w końcu rezygnują także z Jezusa, bo życie ciągnie ich w wiele różnych stron, a mają z tego powodu wyrzuty sumienia. Pozbywamy się Biblii – i pozbywamy się wyrzutów sumienia. Tak właśnie dzieje się w wielu naszych kościołach.

 

Zrobimy teraz nietypowe ćwiczenie

Przeczytam wam tekst widniejący na ekranie, możecie w myślach czytać razem ze mną. Ale zrelaksujcie się, nie zastanawiajcie się nad tym usilnie, po prostu biegnijcie myślami za tekstem. A oto on: „Gazeta jest lepsza niż magazyn ilustrowany. Plaża jest lepsza niż ulica. Na początek lepiej biec niż iść. Może trzeba będzie próbować kilkakrotnie, to wymaga pewnych umiejętności, ale łatwo się ich nauczyć. To może być frajda nawet dla małych dzieci. Jeśli już się uda, problemy praktycznie nie występują. Ptaki rzadko się zbliżają. Deszcz za to wsiąka bardzo szybko. Zbyt wiele osób robiących to jednocześnie może również wywołać problemy. Potrzeba bardzo dużo przestrzeni. Jeśli nie występują komplikacje, jest bardzo spokojnie. Skała posłuży do kotwiczenia. Jeśli jednak się zerwie, drugiej szansy już nie będzie”.

Teraz zapewne myślicie sobie: „Co to było?!”. Zrozumieliście dokładnie każde zdanie, tylko nie potraficie zebrać tego wszystkiego w sensowną całość. Przeczytam jeszcze raz. Poważnie! Przeczytam to samo jeszcze raz, tylko że teraz chciałbym, abyście wyobrazili sobie… latawiec. Wyobraźcie sobie latawiec – i czytamy ponownie: „Gazeta jest lepsza niż magazyn ilustrowany. Plaża jest lepsza niż ulica. Na początek lepiej biec niż iść. Może trzeba będzie próbować kilkakrotnie, to wymaga pewnych umiejętności, ale łatwo się ich nauczyć. To może być frajda nawet dla małych dzieci. Jeśli już się uda, problemy praktycznie nie występują. Ptaki rzadko się zbliżają. Deszcz za to wsiąka bardzo szybko. Zbyt wiele osób robiących to jednocześnie może również wywołać problemy. Potrzeba bardzo dużo przestrzeni. Jeśli nie występują komplikacje, jest bardzo spokojnie. Skała posłuży do kotwiczenia. Jeśli jednak się zerwie, drugiej szansy już nie będzie”.

Uwielbiam to ćwiczenie – choć oczywiście udaje się ono tylko raz. Sam się kiedyś na nie nabrałem. Ale potem przyszło mi do głowy, że powinienem znaleźć do tego jakieś duchowe zastosowanie. I Bóg mi pomógł – jeśli mówię kiedyś coś ciekawego, to jest to Boża zasługa. No więc tak: Biblia jest jak słowo „latawiec” w tym tekście. Pomaga nam dostrzec sens w zwariowanym świecie, który nas otacza. I jest naszą skałą, kotwicą. Pismo mówi, że Bóg jest skałą. Jego dzieło jest doskonałe. Biblia mówi też, jaką to nadzieję mamy jako kotwicę duszy, pewną i mocną (Hbr 6,19).

 

Dzisiejszy świat staje na głowie

Zresztą moralność już od długiego czasu coraz bardziej podupadała, lecz kilka lat temu zaczęła się jazda bez trzymanki. Wszyscy zauważają, że rozpętało się szaleństwo, a liczba problemów rośnie. Nawet nie chodzi o to, że są one zbyt trudne do rozwiązania – chodzi o to, że jest ich zbyt wiele. Niczym starodawny sztukmistrz, który usiłuje dopilnować, żeby wszystkie talerze wirowały, tak i my próbujemy doglądać to tego, to tamtego, a niepostrzeżenie jeszcze nad czymś innym tracimy kontrolę. Nastąpiło przeciążenie systemu, problemy nas przytłaczają, nawet chrześcijanie nie mogą się połapać, martwią się wszystkimi tymi zjawiskami.

Te niepokojące zjawiska nie są one złe dlatego, że rodzą problemy. Nie powiemy o nich: „Te zjawiska rodzą problemy, więc trzeba je uznać za złe”. Nie, odwrotnie, one rodzą problemy właśnie dlatego, że są złe. Sprzeciwiają się porządkowi stworzonemu przez Boga. Krótka dygresja dotycząca zmian klimatu. Nie jest właściwe mówienie, że zmiany klimatu są dobre albo niedobre. Zmiany klimatu to – może warto to sobie zapisać – zmiany klimatu. Klimat zawsze podlegał zmianom i zawsze będzie im podlegał. Nasze rozumienie tych zmian czy reagowanie na nie może być niewłaściwe, i uważam zresztą, że takie jest, lecz nie będę w tej chwili mówił na ten temat, choć wygłaszam o tym wykłady.

Jest jeszcze inna krytyczna kwestia – gdy ktoś porusza taki temat, nie powinniśmy nigdy przyjmować postawy typu „moja filozofia kontra jego filozofia”. Lepiej powiedzmy: „Ciekawe zagadnienie. Zobaczmy, co Słowo Boże o tym mówi”. I jeśli ten ktoś ma problem z tym, czym się podzieliliśmy, to nie ma problemu z nami, lecz ze Słowem Bożym. I pewnego dnia będzie się musiał z tego wytłumaczyć.

Naszym zadaniem jest jedynie bardzo, bardzo delikatna pomoc w zrozumieniu, dlaczego z tymi kwestiami wiąże się tyle problemów. Nie musimy więc mówić nikomu: „Jesteś okropny, bo robisz coś, czego ja bym nigdy nie zrobił”. Wystarczy, jeśli powiemy: „Pozwól, że ci pomogę w tej sprawie, bo wyglądasz, jakbyś przeżywał pewną rozterkę. Postaram się wyjaśnić, dlaczego ta sprawa rodzi taki konflikt”. Nie biegamy naokoło i nie namawiamy ludzi, żeby przestali się tak zachowywać. Przedstawiamy im Jezusa Chrystusa. A kiedy ich życie ulegnie przemianie, będą w stanie połączyć kropki i uświadomić sobie: „Ale tak się zachowywać chyba nie powinienem”. Możemy wówczas przyznać: „Nie powinieneś. Ale dobra nowina jest taka, że Bóg może ci teraz pomóc, ponieważ łączy cię więź z Jezusem Chrystusem”. Naszym punktem wyjściowym jest więc Pismo Święte. Niezależnie od tego, jaka kwestia wypłynie, zadajemy pytanie: „A co Pismo mówi na ten temat?” zamiast prowadzić debatę filozoficzną.

 

Dlaczego to, o czym teraz mówimy, jest ważne? Dlatego, że pochodzenie decyduje o celu

Bardzo prosta zasada. Pochodzenie czegoś określa cel, któremu to coś ma służyć. Gdybym pokazał wam na przykład takie oto urządzenie, większość z was prawdopodobnie nie wiedziałaby, jakiemu celowi ma ono służyć. Gdybyście jednak znali jego producenta, prawdopodobnie mógłby on wam powiedzieć, w jakim celu je stworzył, jaki zamysł mu przyświecał. To urządzenie to sonda zbliżeniowa. Mierzy ona ruchy wibracyjne dużych urządzeń przemysłowych. Zajmowałem się takimi w mojej pierwszej pracy zawodowej po studiach. W tym momencie jednak chodzi mi o to, że pochodzenie tego urządzenia decyduje o celu, któremu ma ono służyć. Podobnie nasze pochodzenie decyduje o celu, któremu mamy służyć. Jeśli naprawdę wierzymy w to, że wszechświat powstał wskutek Wielkiego Wybuchu, to nasze życie nie służy żadnemu celowi, ponieważ Wielkiemu Wybuchowi nie przyświecał żaden cel. Uczony, który pierwszy przedstawił tę koncepcję, zrobił to jako próbę wyjaśnienia rzeczywistości niezależnie od Boga.

 

Wielki Wybuch

Jest w tej koncepcji jedna interesująca cecha, mianowicie ta, że Wielki Wybuch wcale nie tłumaczy pochodzenia wszechświata. Mówię poważnie. To nie styka. Jeśli się wpierw nie ma w dostatecznej ilości wszystkiego, co potrzebne – materii i energii – to Wielki Wybuch jest jedynie opisem tego, jak to wszystko się rozszerzało i tworzyło wszechświat. Sam w sobie nie tworzy wszechświata. Daję na ten temat całą serię wykładów.

Lecz naukowcy, którzy stworzyli tę koncepcję, twierdzą: „Nie, nie potrzebujemy tu Boga”. Kiedy więc chrześcijanie mówią: „Bóg posłużył się Wielkim Wybuchem”, oni odpowiadają: „Wy tego nie rozumiecie. Wielki Wybuch tłumaczy wszystko bez udziału Boga”. Otóż nie tłumaczy, lecz niewierzący naukowcy nakreślili to tak, aby tłumaczył, i przyznają, że nie ma to wszystko celu, któremu miałoby służyć, że po prostu wydarzyło się ot tak. Jeśli więc jesteśmy częścią tego wszechświata, to nasze życie również nie ma żadnego celu.

Dr William Provine, który wykładał Uniwersytecie Cornella, ateista, zmarły już kilka lat temu, wyraził się kiedyś w taki oto ciekawy sposób: „Pozwólcie, że podsumuję moje poglądy na temat tego, co współczesna biologia ewolucyjna mówi nam głośno i wyraźnie [muszę dodać od siebie, że są to zasadniczo poglądy Darwina – przyp. J.S.]: nie ma żadnych bogów, żadnych jakichkolwiek sił działających celowo. Nie ma życia po śmierci. Kiedy umrę, jestem absolutnie pewien, że będę kompletnie martwy. I tyle. To będzie mój koniec. Nie istnieje żaden ostateczny fundament dla etyki, żaden ostateczny sens życia i żadna wolna wola człowieka”.

Bardzo, bardzo przygnębiające – a zarazem bardzo spójne ze światopoglądem ateistycznym, a Provine był ateistą.

A oto inny cytat, tym razem Stephena Hawkinga, o którym już wspominałem. Czołowy fizyk teoretyk, również ateista. Musiał odnieść się do tej kwestii – jak uzyskać coś z niczego? Ponieważ skoro Boga nie ma, to skąd wziął się tutaj ten wszechświat i to wszystko? Hawking udzielił takiej odpowiedzi: „Ponieważ istnieje takie prawo jak prawo powszechnego ciążenia, to wszechświat może i będzie stwarzał sam siebie z niczego”. Mało kto odważy się spierać z czołowym fizykiem teoretykiem świata. Lecz zapomnijmy na chwilę o jego niebywałej inteligencji i zastanówmy się nad tym, co powiedział. Ujmę jego myśl nieco innymi słowami: „Ponieważ coś istnieje, to znaczy, że wszechświat może i będzie stwarzał sam siebie z niczego”. Zaraz, zaraz – jeśli „coś” istnieje, to znaczy, że to nie jest już „nic”! A czym jest to „coś”, o czym mówi Hawking? To prawo powszechnego ciążenia.

Co to jest prawo powszechnego ciążenia? Nie jest to nic fizycznego, co można zważyć, pomalować czy zgiąć, jest to opis sposobu funkcjonowania wszechświata. Nie można jednak opisywać, jak wszechświat funkcjonuje, jeśli nie istnieje wszechświat, który moglibyśmy opisywać. A jeśli mamy wszechświat, który możemy opisywać, to nie tworzymy go z niczego, ponieważ on już istnieje!

Mamy więc tutaj do czynienia z bezsensowną wypowiedzią niebywale inteligentnego uczonego. Wytknęli mu to nawet inni ateiści.

A zatem Wielki Wybuch jest równoznaczny z brakiem celu. Z drugiej jednak strony – jeżeli uważamy, że wszechświat został zaprojektowany, to musiałoby to nastąpić w jakimś celu. A jeśli stanowimy część takiego wszechświata, to nasze życie również ma pewien cel.

 

Psalm 139,14

Wszyscy to znamy: „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś”. Często na te słowa usłyszymy reakcję: „No tak, ale naukowcy dowiedli ewolucji, więc to nie jest tak, że jesteśmy naprawdę zaprojektowani przez Boga”.

Przypomnę, że Jezus powiedział, iż jeśli nie wierzymy pismom Mojżesza – a on napisał o tym w Księdze Rodzaju – to dlaczego mielibyśmy uwierzyć Jezusowi?

Ważna kwestia – kim jest Jezus? Zanim stał się Zbawicielem, był Stworzycielem. Weźmy pierwszy rozdział Ewangelii Jana, Listu do Kolosan czy Listu do Hebrajczyków: „ponieważ w nim zostało stworzone wszystko, […] wszystko przez niego i dla niego zostało stworzone” (Kol 1,16). Jeśli więc traktujemy serio Jezusa jako naszego Zbawiciela, musimy traktować Go równie serio także jako naszego Stworzyciela. To niezwykle ważne. Przyjrzyjmy się więc Jego stworzeniu.

 

DNA

Typowy dorosły człowiek ma w swoim ciele jakieś sto bilionów komórek, a każda z nich bardziej skomplikowana niż wahadłowiec kosmiczny. Ggdyby wejść do wnętrza jądra takiej komórki i wyciągnąć stamtąd DNA, to będzie ono miało długość około 2 metrów. Cieniusieńkie, tak aby móc zmieścić się w jądrze komórki – a długość aż 2 metry. Gdybyśmy powiększyli jądro – a ma ono średnicę około 10 mikronów – do wielkości piłki do koszykówki, to owe 2-metrowe DNA ma już 43 kilometry długości. Wyobraźmy więc sobie, że trzymamy w dłoniach piłkę do koszykówki – czyli nasze jądro komórkowe – i wyciągamy z niej nasze DNA, całe 43 kilometry, a potem próbujemy wepchnąć je z powrotem, tak jak było. Nie da się. I coś takiego jest w każdej komórce naszego ciała.

Gdybyśmy wyjęli DNA nie tylko z jednej komórki, ale ze wszystkich komórek naszego ciała i połączyli je wszystkie w jedną nić, a następnie chcielibyśmy się przespacerować z jednego jej końca na drugi, a zazwyczaj chodzimy z prędkością ok. 6 km/h, to ile czasu by to nam zajęło? Cztery minuty? Półtorej godziny? A może 2 tygodnie? Nie. Co powiecie na to, że przejście z jednego końca na drugi naszego własnego DNA zajęłoby nam około 3.706.339 lat? To coś znajduje się w tej chwili w naszych ciałach. Daleka droga. Nasze DNA rozciągałoby się od Ziemi do Słońca – to 150 milionów kilometrów! I to nie jeden raz, ale 1222 razy. I wszystko to znajduje się w naszym ciele, dokładnie w miejscach, gdzie ma się znajdować.

Załóżmy jednak, że nie chciałoby się nam chodzić na piechotę taki kawał i tak długo i że polecielibyśmy wzdłuż DNA z prędkością rakiety kosmicznej, czyli ponad 5000 km/h. Z taką prędkością lecieli astronauci rakietą Apollo na Księżyc. Jak długo trwałby taki lot? Jedną dziesiątą sekudy czy jedną milionową sekundy? Otóż dotarcie na koniec naszego własnego DNA zajęłoby nam rakietą 4180 lat. Nie ma co się więc rozdrabniać, weźmy prędkość z Gwiezdnych wojen, prędkość światła. Jest to kompletna niemożliwość, nie moglibyśmy podróżować z prędkością światła. Ale co tam, przyjmijmy, że w ciągu sekundy pokonujemy te 300 metrów. Ile czasu zajmie nam dotarcie do końca naszego DNA? Siedem 24-godzinnych dni, siedem dób podróżowania z prędkością światła.

„Ale to wszystko stało się przez przypadek”. Czegoś takiego uczymy w szkołach.

 

Wróćmy do Księgi Rodzaju

„I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich” (Rdz 1,27). Mamy więc początek człowieka w ogrodzie Eden. Ale nie, bo przecież naukowcy, bo udowodnili ewolucję człowieka, mają wszystkie te małpoludy, skamieniałości itd.,. nie można więc traktować poważnie Księgi Rodzaju.

Jeszcze raz Richard Dawkins: „Można z absolutną pewnością stwierdzić, że jeśli spotkamy kogoś, kto twierdzi, że nie wierzy w ewolucję, to ów ktoś jest ignorantem, głupcem lub szaleńcem, albo niegodziwcem, i w ogóle nie brałbym tego pod uwagę”. Bardzo zastraszająca i dogmatyczna wypowiedź z ust inteligentnego przecież uczonego. Kiedy więc nasze dzieci czy wnuki siedzą na lekcji w szkole czy na zajęciach na uczelni i słyszą bez przerwy to samo, to jak się zachowają? Czy podniosą rękę i powiedzą: „Szczerze mówiąc, to nie wierzę w ewolucję”? Nie, raczej będą siedzieć jak mysz pod miotłą, a wielu z nich odejdzie od wiary, bo nie będą wiedzieć, jak właściwie powinni się zachować. Nie mają należytego podejścia do autorytetu Słowa Bożego, ponieważ ich rodzice nie zawsze właściwie ich uczą. Ale to już inny temat.

Wiemy więc, co mówi Księga Rodzaju. Lecz w odpowiedzi słyszymy często: „No tak, ale ja wiem lepiej, bo małpoludy itd., z faktami się nie dyskutuje! To przecież nauka! Idź do muzeum, mają tam te wszystkie szkielety. Sprawa jest bezdyskusyjna, a Biblię można przecież interpretować rozmaicie, czyż nie?”.

 

Przyjrzyjmy się więc pokrótce, jak to wygląda

Klasyczny przykład – człowiek z Nebraski[6], Hesperopithecus haroldcookii. Jest to małpolud z półkuli zachodniej, a odkrył go niejaki Harold Cook. Nadano mu typowo wymyślną i górnolotnie brzmiącą nazwę, aby odkrycie brzmiało bardziej naukowo. I opisano, jak miał wyglądać ów małpolud – dokładnie tak, jak powinien wyglądać małpolud: prymitywna twarz, długie włosy, wyposażony w maczugę z epoki kamiennej. A przy nim żona, rozniecająca ogień, a w tyle, choć nieco trudniej je dostrzec, udomowione zwierzęta – konie, wielbłądy. Bardzo wiele informacji nam podali na temat człowieka z Nebraski! A na podstawie jakich danych? Na pewno musieli mieć wiele danych, aby móc podać tyle szczegółów! Otóż był to tylko jeden ząb[A.Cz.2] . Jak na podstawie jednego zęba określić wzrost człowieka, prymitywność jego rysów, długość włosów, znajomość narzędzi z epoki kamiennej, ognia i udomowionych zwierząt? Ząb nic nam o tym nie mówi! W dodatku okazało się, że był to ząb świni. Więc z jednego zęba świni wykreowano całego małpoluda.

W Glenrose w Teksasie jest Muzeum Dowodów na Kreacjonizm, znam człowieka, który je prowadzi, i pewnego dnia tam zajechałem. „Słyszałeś o człowieku z Nebraski?” – zapytał. „Owszem, Hesperopithecus haroldcookii” – odpowiedziałem. A on na to: „A wiesz o  tym, że znaleźli tam jeszcze jeden ząb i dzięki temu okazało się, że ten pierwszy ząb był zębem świni?”. „Wiem”. A on ciągnie: „Chciałbyś może wziąć do ręki jeden z tych zębów?”. „Byłoby fajnie” – odrzekłem. Okazało się, że on ma ten ząb wśród swoich eksponatów, jeden z tych dwóch, które znaleźli i w końcu ustalili, że są to zęby świni. Z jednego zęba świni zrobili całego małpoluda, ponieważ chcieli, żeby był to małpolud.

Następnie człowiek z Piltdown[7], Eoanthropus dawsoni. Tak – twierdzono – wyglądał człowiek z Piltdown. Jakie były dane naukowe? Kilka kości z ludzkiej czaszki i kości z czaszki małpy człekokształtnej, które ich odkrywca połączył, a czołowi światowi eksperci nie potrafili rozpoznać, że w rzeczywistości spiłował trochę zęby, aby wyglądały na bardziej ludzkie, oraz odbarwił kości, aby wyglądały na starsze. I coś takiego figurowało w podręcznikach przez ponad 40 lat. Było to jednak fałszerstwo, można by jeszcze o tym długo mówić.

Nieco świeższy przykład – Lucy, Australopithecus afarensis, ssak naczelny z odległych regionów Afryki. Każdy słyszał o Lucy. Przyjrzyjcie się szczególnie jej oczom, zwłaszcza białkom oczu. U szympansów i małp człekokształtnych nie widać białek oczu – dlaczego więc u Lucy je widać? Ponieważ chciano, żeby wyglądała bardziej jak człowiek. Na ekspozycji w muzeum ukazano ją nawet tak, jakby była pogrążona w zadumie, zamyślona nad różnymi sprawami. Próbuje się więc forsować pewną narrację. A przecież jej oczu nie znaleziono. Nie sposób określić, jakie były.

Lucy odkrył w 1974 roku Donald Johanson. Skąd takie imię? Otóż w obozie, gdzie archeolodzy prowadzili wykopaliska i gdzie odkryli te kości, słuchano muzyki Beatlesów, między innymi piosenki Lucy in the Sky with Diamonds. I stąd wzięli imię. Taka ciekawostka. Ale oto ważniejsze szczegóły: Znaleziono 20% całości szkieletu, orzeczono, że ma 3,5 miliona lat i że ten ktoś  chodził w postawie wyprostowanej. I tak też prezentuje się go w muzeum. Bardzo przypomina szympansa, tyle że ma bardziej wyprostowaną posturę, podobną do człowieka – a spójrzcie na stopy, wyglądają bardziej na ludzkie niż szympansie. Dlaczego dali Lucy stopy ludzkie? Wśród znalezionych kości nie było przecież kości stóp. Dlaczego więc dołączać do szkieletu stopy ludzkie, skoro cała reszta wygląda jak szympans? Ponieważ jakieś półtora tysiąca kilometrów stamtąd w skale, którą uznano za starszą niż szkielet, odnaleziono ślady stóp, które wyglądały na ślady stóp ludzkich. Lecz jeśli to ludzie zostawili te ślady, to znaczy, że Lucy wcale nie ewoluowała w stronę człowieka, ponieważ ludzie już wtedy istnieli. Więc badacze ogłaszają, że to na pewno Lucy lub jej krewniacy musieli zostawić te ślady. I dlatego wyposażają Lucy w ludzkie stopy. Od czasu znalezienia tamtych pierwszych kości znaleziono jeszcze wiele innych. Między innymi kości stopy, długie i wygięte, takie jak u szympansa. Większość muzeów jednak nie aktualizuje swoich ekspozycji, bo to dodatkowe koszty, poza tym nie chcą psuć swojej narracji. Niefortunnie byłoby wprowadzać te wszystkie zmiany. A jest ich bardzo, bardzo dużo.

 

Każdy małpolud zalicza się do jednej z następujących trzech kategorii

Pierwsza kategoria to jakiegoś rodzaju małpa, której usiłowano nadać cechy bardziej ludzkie – jak w przypadku Lucy. Druga kategoria to człowiek w pełnym tego słowa znaczeniu, któremu usiłowano nadać cechy małpy – jak w przypadku Neandertalczyka. Ostatnio słyszałem, że Europejczycy i Azjaci mają w sobie od 1% do 3% DNA Neandertalczyka, czyli w przeszłości mieszali się między sobą i mieli razem potomstwo. A to jest możliwe tylko wtedy, jeśli są ludźmi. Chce się jednak nadać Neandertalczykowi cechy małpie, aby można mówić, że z niego wyewoluowaliśmy. Kategoria trzecia to mieszanka różnych kości, czasami przypadkowa, a czasami zamierzona jako fałszerstwo, w którym łączy się kości małpie i kości ludzkie, a potem mówi: „Znaleźliśmy je w tym samym szkielecie, wygląda to ni to na małpę, ni to na człowieka”. Każde dotychczasowe znalezisko zaliczało się do którejś z tych trzech kategorii i do nich też będzie się zaliczać każde kolejne.

Na pewno słyszeliście, że DNA szympansów i ludzi jest w 80% identyczne. To mit. I cały oddzielny temat.

 

W poszukiwaniu Adama i Ewy

Kilka lat temu na okładce „Newsweeka” pojawił się tytuł „W poszukiwaniu Adama i Ewy”. Nie chodziło o poszukiwanie biblijnych postaci dama i Ewy, lecz owej pierwszej pary ludzi, od których wszyscy mielibyśmy pochodzić, ponieważ Adam i Ewa z Biblii to zdaniem tych ludzi czysta mitologia.

Jaki jest więc ich standardowy model pochodzenia ludzkości? Uważają, że zarówno szympansy jak i ludzie wyewoluowali ze wspólnego przodka jakieś 6 milionów lat temu. Nie uważają, że wyewoluowaliśmy z szympansów, więc na ten temat nie ma sensu z nimi się spierać. Uważają, że był wspólny przodek, który się rozgałęził na małpy człekokształtne i na inne istoty, a następnie szympansy i te istoty odgałęziły się jako człowiekowate i wśród nich znalazł się współczesny człowiek. I jak nas przekonują, stało się to 6 milionów lat temu.

Dlaczego więc mowa tutaj o Adamie i Ewie? Ponieważ większość niewierzących naukowców jest przekonana, że wszyscy pochodzimy od jednego mężczyzny i jednej kobiety. Brzmi znajomo? Dlaczego jednak niewierzący naukowcy tak twierdzą? Bynajmniej nie dlatego, że chcą się zgodzić z Biblią. Przyczyna jest taka, że genetycznie rzecz biorąc, wyłącznie mężczyźni mają  chromosom Y. Badając więc chromosom Y u ludzi z całej planety, ustalono, że pochodzi on od jednego i tego samego egzemplarza, który został następnie przekazany dalej. Więc przyznają: „Wygląda na to, że pochodzimy od jednego mężczyzny. No tak, byli też inni mężczyźni, tylko jakoś dziwnym trafem poumierali i nie przekazali dalej swoich genów, tylko ten jeden przekazał”. W ten sposób próbują się wytłumaczyć. Jedynie kobiety z kolei wydają się zdolne do przekazywania mitochondrialnego DNA. Większość DNA znajduje się z jądrze komórkowym, w mitochondriach – „elektrowniach” komórek – jest niewiele spiral DNA. Kobiety przekazują je dalej. Studiując więc mitochondrialne DNA kobiet z całej ziemi, naukowcy dochodzą do wniosku, że wydaje się ono pochodzić z jednego i tego samego egzemplarza. Szok! Ale naukowcy dodają: „Nie może jednak chodzić o biblijnego Adama i Ewę, ponieważ ten mężczyzna i ta kobieta nie żyli w tym samym czasie, dzielą ich dziesiątki tysięcy lat. Z genetycznego punktu widzenia nie byłoby to niemożliwe, lecz to oddzielny temat.

Mam jednak dla was nowinę – otóż genetycznych Adama i Ewę wcale nie rozdzielał tak długi czas. W pewnym świeckim źródle naukowym czytamy: „Dotąd uważano, że Adam z chromosomem Y i Mitochondrialna Ewa wcale nie byli tak odlegli czasowo od siebie. Z dwóch ważnych badań przeprowadzonych ostatnio wynika, że być może jednak żyli w samym czasie”.

Z Biblii wynika, że właśnie tak było, ponieważ Bóg stworzył Adama i Ewę w szóstym dniu. Zostali stworzeni w ten sam dzień, w tym samym czasie. To fascynujące.

Mamy też do czynienia z tzw. wąskim gardłem – kiedy mamy pewną populację, lecz wskutek jakiegoś wydarzenia większość z niej ginie i następnie populacja odnawia się z mniejszej grupy. Zagadka: Kiedy ludzkość stanęła przed widmem zagłady? „Według najnowszych badań genetycznych ludzkość stanęła przed widmem zagłady około 70 tys. lat temu” (Humans may have come close to extinction about 70,000 years ago according to the latest genetic research). Taki tytuł nosi pewien artykuł w świeckim czasopiśmie naukowym. Nie bierzcie sobie mocno do serca tych 70 tys. lat. Ustawcie je w kontekście. Naukowcy uważają, że ewoluujemy od 6 milionów lat. A tutaj mowa o 70 tysiącach lat, to w tym kontekście całkiem niedawno! Mówią nam więc, że jeszcze stosunkowo niedawno prawie cała ludzkość wyginęła, lecz przetrwała tylko mała grupka, która następnie zaludniła całą ziemię. Znów brzmi znajomo!

Mamy więc pierwotną populację, różnokolorowe kropki reprezentujące różnorodność istniejącej informacji genetycznej. Nagle dochodzi do jakiegoś kataklizmu, który zmiata większość z tych ludzi z powierzchni ziemi. I pozostaje mniejsza różnorodność, czerwone i niebieskie kropki. Ponowne zaludnienie ziemi zajmie nieco czasu. Kiedy więc teraz naukowcy przyglądają się genom ludzi z całej ziemi, to spodziewają się, że będzie tego wielka różnorodność – ewoluujemy już przecież od 6 milionów lat, pula genowa powinna być szeroka, a jest naprawdę wąska, jakby… hm… Więc mówią: „Wiemy, co się stało! Ta pula naprawdę zrobiła się szeroka! Ale wydarzyło się coś, co starło ludzkość z powierzchni ziemi. Przeżyła tylko niewielka grupa, która stosunkowo niedawno ponownie zaludniła ziemię, więc pula genowa nie miała się kiedy poszerzyć”. Znowu więc puszczają zasłonę dymną, byle tylko nie poprzeć narracji biblijnej.

A oto cytat z książki Jerry’ego Coyne’a z Uniwersytetu Chicagowskiego Why Evolution Is True[8]: „Na podstawie danych genetycznych postuluje się, że kilkadziesiąt tysięcy lat temu populacja homo sapiens uległa redukcji na jakiś czas do liczby kilku tysięcy bądź kilkudziesięciu tysięcy osób. Takie wąskie gardło tlumaczyłoby niezmiernie niski poziom różnorodności genetycznej obecnej w naszym gatunku”.

 

Wąskie gardło genetyczne

Podam wam świeższe informacje – stwierdzono również: „Obecnie sugeruje się raptowne wąskie gardło populacyjne specyficzne dla mężczyzn gatunku ludzkiego przypadające na okres sprzed 5000-7000 lat”. Najpierw więc naukowcy ci wzięli pod uwagę wszystkich, a teraz nagle skupiają się tylko na mężczyznach, a gdy spoglądają na genetykę tylko mężczyzn, to wydaje się, że to wąskie gardło, ów kataklizm miał miejsce może z 5000 lat temu. To również brzmi znajomo.

I jeszcze bonus. Dotąd była mowa o genetyce ludzi, lecz postanowili zająć się też genetyką zwierząt. Co ustalili? Prosta hipoteza głosi, że nieomal wszystkie istniejące gatunki zwierząt pochodzą z jednorodności mitochondrialnej. Czyli znów wąskie gardło w postaci kataklizmu, jaki nastąpił w ciągu ostatnich kilkuset tysięcy lat.

Krótko mówiąc, uważa się, że ludzkość prawie wyginęła stosunkowo niedawno i że zwierzęta prawie wyginęły stosunkowo niedawno. Zwierzęta i ludzie pojawili się ponownie w tym samym czasie! Dlaczego brzmi to tak znajomo?

Gdy zajrzymy do Pisma, mamy tam potop jakieś 4,5 tys. lat temu. Mamy Noego, jego żonę, ich trzech synów oraz ich żony. Osiem osób w arce, spośród których sześcioro ponownie zaludnia ziemię. Mamy też po dwa zwierzęta z większości gatunków, a z niektórych po siedem. Wszyscy mamy swój nowy początek jakieś 4,5 tysiąca lat temu. O tym, co, co obecnie odkrywa się w dziedzinie genetyki, Biblia mówi od dawna. Musimy więc okazywać naukowcom wiele cierpliwości w oczekiwaniu, aż nadrobią zaległości w stosunku do tego, co Bóg mówi nam od początku.

Jeśli chodzi o potop 4,5 tys. lat temu – oprowadzam wycieczki po Wielkim Kanionie, opowiadamy tam o Wielkim Kanionie i pokazujemy, że mógł powstać jedynie wskutek katastrofalnej powodzi, takiej, jaką opisuje Biblia. Lecz nasze wycieczki koncentrują się wokół autorytetu Słowa Bożego i wiele nauczam o tym, skąd wiemy, że Bóg istnieje. Skąd wiemy, że Biblia jest natchnionym Słowem Bożym. Czego uczyć nasze dzieci i wnuki. Jak z delikatnością podejść do sceptyka. Skąd wiemy, że relacja o stworzeniu jest prawdziwa. Skąd wiemy, że był potop. Wielki Kanion to chyba najlepsze na świecie miejsce do rozmowy o potopie.

 

Tak, ale

Jesteśmy więc stworzeni cudownie, na podobieństwo Boga, w celu pełnienia dobrych czynów.

Przez cały mój wykład stwierdzenie „tak ale” miało wydźwięk negatywny – lecz ukażmy je również w nieco bardziej pozytywnym świetle. Każdy z nas pewnego dnia stanie przed obliczem Boga. Bóg spojrzy na nas i powie: „Nie zasługujesz na to, żeby wejść do nieba”. Lecz my wówczas odpowiemy: „Tak, ale posłałeś swojego Syna, żeby umarł na krzyżu i zapłacił za moje grzechy, a ja przyjąłem ten dar”. Bóg zaś odpowie: „Wejdź do wieczności”. Wykorzystajcie więc „tak ale” w dobry sposób.

 

W takim celu wygłosiłem ten wykład

Świat usiłuje zdefiniować, kim jesteśmy, lecz my nie możemy mu ustępować. Lecz nie powinniśmy tego robić na zasadzie: moja opinia kontra cudza. Powinniśmy zawsze mówić: „Zaczekaj, sprawdźmy, co Bóg ma na ten temat do powiedzenia”. I róbmy to z wielką troską i miłością. A wtedy Bóg się nami posłuży.

Zła nowina jest natomiast taka, że świat staje się coraz gorszy i prawdopodobnie będzie nadal stawał się coraz gorszy. I co gorsza, nie jesteśmy w stanie go naprawić. Na szczęście Bóg nie prosi nas o naprawianie świata, lecz o dzielenie się ewangelią z naszym otoczeniem, a im gorsza sytuacja, tym łatwiej dzielić się jedyną nadzieją, jaka istnieje – Jezusem Chrystusem.

 

Wszystkie nasze wykłady są online

Mamy do dyspozycji 34 sesje wideo, wszystko za darmo, dostępne online. Zaczęliśmy również nagrywać podcasty, co tydzień nowy, dostępne na Apple i Spotify. Co miesiąc ukazuje się również mój newsletter, również darmowy. Można się na niego zapisać na naszej stronie internetowej thestartingpointproject.com. Co miesiąc piszę też artykuł w rubryce „Pytanie miesiąca” w naszym newsletterze, archiwum znajduje się na naszej stronie. Znajdują się tam również moje dawniejsze wystąpienia na żywo. Napisałem też krótki przewodnik kieszonkowy, który można wsunąć sobie do kieszeni lub wetknąć do Biblii. Opracowałem także pięcioczęściowy cykl o natchnieniu Biblii, na wideo, i oamwiam tam cztery najważniejsze kategorie dowodów. Te i inne materiały są za darmo, sprzedajemy jedynie książki, ponieważ ich produkcja i wysyłka wymaga nakładów.

 Tłumaczenie: Ola Czwojdrak



[1] Tekst jest skróconą wersją wykładu wygłoszonego podczas konferencji zorganizowanej przez The Berean Call 6 września 2023 roku.

[2] Z wywiadu z Kenem Campbellem w programie „Reality on the Rocks: Beyond Our Ken” z 1995 r.

[3] Every atom in your body came from a star that exploded. You’re all stardust. You couldn’t be here if stars hadn’t exploded. The only way for them to get into your body is if those stars were kind enough to explode. So forget Jesus–the stars died so you could be here today.

[4] G. Richard Bozarth, The Meaning of EvolutionAmerican Atheist” nr 20 (IX 1978), s. 30.

[5] R. Dawkins, The God Delusion, Transworld Publishers, London 2006, s. 253.

[6] Znalezisko dokonane w 1917 roku, zinterpretowane w 1922 roku, a zdementowane w 1925 roku (przyp. tłum.).

[7] Znalezisko przedstawione w 1912 roku, a zdemaskowane w 1953 (przyp. tłum.).

[8] Książka ukazała się po polsku pod tytułem Ewolucja jest faktem (przyp. tłum.).


 [A.Cz.1] Nie wiadomo, skąd jest ten cytat, nie udało mi się go znaleźć, wklejam na wszelki wypadek oryginał, gdyby trzeba podrążyć.

 [A.Cz.2] Wg Seegera „kość”, ale to pomyłka, to był ząb.

Komentarze

Popularne posty