Mierzenie tego, co niemierzalne cz.1

„Przede wszystkim to wiedzcie, że w ostatecznych dniach przyjdą szydercy, którzy będą postępować według swoich własnych pożądliwości; I będą mówili: Co z obietnicą jego przyjścia? Bo odkąd zasnęli ojcowie, wszystko tak trwa, jak od początku stworzenia”.  2 Piotra 3,3-4


„Odliczanie do drugiego przyjścia Chronologia obecnych proroczych wydarzeń na ziemi" Rozdział 4 cz. 1

Mierzenie tego, co niemierzalne

Sceptycy wskazują, że pierwsi chrześcijanie, w tym Apostołowie, oraz niezliczone rzesze innych chrześcijan na przestrzeni dziejów wierzyli w to, że żyją w dniach ostatnich, i dlatego termin ten jest pozbawiony sensu. To prawda, że w kazaniu wygłoszonym w dzień Pięćdziesiątnicy (Dz 2,17) Piotr wydaje się odnosić pewne starotestamentowe proroctwo o „dniach ostatnich” (Jl 3,1-5) do wylania Ducha na uczniów, jakie nastąpiło w ów dzień. Jednakże staranna lektura tego fragmentu w Księdze Joela jak również słów Piotra nie pozostawia wątpliwości, że Piotr nie deklaruje wcale, iż obietnica z Joela wypełniła się w ten właśnie dzień. Był to raczej przykład tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Izrael pokutował z powodu odrzucenia Chrystusa. Mógłby wówczas zaznać tysiącletnich rządów swojego Mesjasza, które to właśnie Joel opisuje. Była to oferta, którą Izrael odrzucił (zgodnie z wcześniejszymi proroctwami), lecz którą przyjmie w przyszłości, kiedy już doświadczy pełni sądu Bożego.

Apostoł Jan, pisząc ok. 95 roku po Chr., oznajmił: „Dzieci, to już ostatnia godzina i jak słyszeliście, że antychryst ma przyjść, tak teraz pojawiło się wielu antychrystów. Stąd wiemy, że jest już ostatnia godzina” (1 J 2,18 UBG). Lecz przecież Jan nie twierdził bynajmniej, że nastały już na dobre „dni ostatnie” – jak to twierdzą niektórzy. Napisał wyraźnie, że choć pojawiło się już wielu antychrystów, to Antychryst dopiero ma nadejść.

Nie zapominajmy, że do pochwycenia Kościoła mogło dojść w każdej chwili. Rzeczywiście pierwszy Kościół czuwał i z podnieceniem wyczekiwał pochwycenia do nieba podczas tego chwalebnego wydarzenia. Nie podano żadnych konkretnych znaków mających wskazywać bliskość Pochwycenia. Znaki „dni ostatnich” nie są przeznaczone dla Kościoła, lecz dla niewierzącego Izraela, a dotyczą nie Pochwycenia, tylko Drugiego Przyjścia. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby Kościół mógł w dowolnej chwili zaznać „błogosławionej nadziei” (Tt 2,13) bycia pochwyconym na spotkanie ze swym Oblubieńcem w przestworzach.

Wydarzenia, o których prorokował Chrystus, gdy Go zapytano o znaki Jego przyjścia, mają na celu ostrzec Izrael o nadejściu Antychrysta i że po zagwarantowaniu Izraelowi pokoju będzie on następnie starał się go zniszczyć. Te konkretne znaki zapowiadają zarazem nadejście Mesjasza Izraela, który ocali swój lud przed nacierającymi wojskami Antychrysta – wydarzenie to chrześcijanie nazywają Drugim Przyjściem Chrystusa w mocy i chwale. Ponieważ jednak wcześniej musi nastąpić Pochwycenie Kościoła, pewne znaki świadczące o zbliżającym się Drugim Przyjściu mogą dać pierwszy sygnał, zawczasu uprzedzając Kościół, iż Pochwycenie musi nastąpić lada moment. Mimo to Pochwycenia powinniśmy spodziewać się zawsze, w każdym momencie, niezależnie od znaków, i żyć tą nadzieją (Mt 24,44; Łk 12,35-36; Flp 3,20; 1 Tes 1,9-10; Tt 2,13; Hbr 9,28; 1 J 3,3; Obj 22,17.20).

Jeśli chodzi o Drugie Przyjście, przedwczesnym byłoby oczekiwanie go przez Izrael, kiedy wypełniło się jedynie kilka jego znaków. Jezus oznajmił: „Tak i wy, gdy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że [Drugie Przyjście] jest blisko, u drzwi” (Mt 24,33). Izrael został ostrzeżony, tak aby wiedział dokładnie, kiedy nastąpi moment interwencji Mesjasza w celu jego ocalenia. Ile spośród tych znaków zamajaczy na horyzoncie w chwili Pochwycenia – tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że nasze pokolenie jest pierwszym, w którym pojawiły się pierwsze zapowiedzi tych znaków, obecnie zaś widzimy ich już wiele.

Pod pojęciem „dni ostatnich” autorzy Nowego Testamentu zdają się rozumieć okres, który rozpoczął się w chwili wniebowstąpienia Chrystusa, a jego zwieńczenie nastąpi w momencie Jego Drugiego Przyjścia. Wydarzenie to ma być poprzedzone konkretnymi znakami, świadczącymi o tym, że pokolenie żyjące wówczas na ziemi będzie żyć w końcówce „dni ostatnich”. Ekscytująca jest świadomość tego, że żadne pokolenie nie miało mocnych podstaw biblijnych do wiary w to, iż żyje pod koniec dni ostatnich, tuż przed Drugim Przyjściem Chrystusa – żadne pokolenie prócz obecnego.

Skąd przekonanie, że nasze pokolenie – w odróżnieniu od wszystkich poprzednich – żyje w końcówce dni ostatnich? Ponieważ bardzo wiele podawanych przez Biblię istotnych znaków zapowiadających bliskość Drugiego Przyjścia Chrystusa nie mogło w żaden sposób dotyczyć przeszłości i dopiero niedawno zyskało aktualność. Po raz pierwszy w dziejach wszystkie znaki zapowiadające Drugie Przyjście mają szansę nastąpić w dowolnym momencie. Co więcej, obecne pokolenie – w odróżnieniu od wszystkich wcześniejszych – ma więcej niż dostateczne powody, by uważać, że Drugie Przyjście jest już bliskie.

Znaki naszych czasów

Jakież to znaki dopiero niedawno stały się po raz pierwszy w dziejach możliwe do zaistnienia? Jezus podał ich kilka. Mówiąc o wydarzeniach poprzedzających Jego drugie przyjście, uprzedził, że nastanie czas bezprecedensowego zniszczenia, tak katastrofalnego, że „gdyby nie były skrócone ony dni, żadne ciało nie byłoby zachowane...” (Mt 24,22 Biblia Brzeska). To stwierdzenie musiało stanowić nie lada zagadkę dla poprzednich pokoleń. W jaki sposób wszelkiemu życiu na ziemi mogłoby grozić zniszczenie za sprawą strzał, mieczy i włóczni, a choćby nawet za sprawą broni konwencjonalnej z czasów pierwszej wojny światowej? Nasze pokolenie jednakże opracowało i zgromadziło uzbrojenie, o jakim w przeszłości nawet się nie śniło, a które naprawdę ma moc zniszczyć wszelkie życie na ziemi. Jesteśmy zatem pierwszym pokoleniem w historii, dla którego to konkretne proroctwo nie wymaga jakiegoś rozwoju wydarzeń dopiero w przyszłości, aby mogło się ono spełnić już teraz. Wspomniane zniszczenie (które uniemożliwi ostatecznie interwencja Chrystusa) mogłoby nastąpić w dowolnej chwili.

W wizji przyszłości, jaką ukazał mu Chrystus, Jan ujrzał światowego władcę panującego nad całą ziemią, nie tylko politycznie i militarnie, ale również ekonomicznie. Nikt nie był w stanie nic kupować ani sprzedawać bez tajemniczej pieczęci „666”, oznaczającej akceptację Antychrysta, umieszczonej na ręce lub na czole na znak lojalności wobec władcy (Obj 13,16-18).

Choć poprzednie pokolenia z powagą traktowały tę przestrogę, to nie istniał żaden sposób centralnego kontrolowania światowego handlu i bankowości. Lecz dziś już istnieje. Mamy komputery, satelity komunikacyjne i światową elektroniczną sieć bankową, dzięki którym taka kontrola staje się wykonalna. Poza tym wszyscy zdają sobie sprawę, że wdrożenie i narzucenie takiego systemu jest tylko kwestią czasu.

Na przeszkodzie stoi jedynie lęk opinii publicznej przed naruszaniem prywatności i praw jednostki. Jeśli nad tymi obiekcjami przeważy pilniejsza od nich potrzeba powstrzymania handlu narkotykami, prania pieniędzy, fałszerstw, podrabiania kart kredytowych czy walki z terroryzmem, [walki z wirusem - przyp. red.] system taki zostanie wprowadzony. To, że jedynie Antychryst wprowadzi te środki kontroli, jest kolejnym argumentem wskazującym na formę jego nadejścia.


Jan ujrzał również, że cały świat będzie oddawał cześć szatanowi wraz z Antychrystem: „I oddali pokłon smokowi [„wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem” (Obj 12,9)], który dał władzę bestii. Oddali też pokłon bestii” (Obj 13,4). Takie proroctwo nie mieściłoby się w głowie za poprzednich pokoleń – dziś jednak jest inaczej. Satanizm w najjaskrawszej postaci został określony jako „najszybciej rozwijająca się subkultura wśród amerykańskich nastolatków” *6. Sataniści mają swoich kapelanów w armii amerykańskiej i są chronieni na mocy praw broniących wolności religijnej. Przyśpieszający wzrost zainteresowania satanizmem na całym świecie to zjawisko charakterystyczne dla naszych czasów, wskutek czego obraz całego świata oddającego cześć szatanowi wydaje się dziś znacznie bardziej realistyczny niż w poprzednich pokoleniach.

Okultystyczna sfera mocy demonicznych, siejąca niegdyś przerażenie tylko w prymitywnych społecznościach, stała się pieszczoszkiem nowoczesnego świata i zabiegają dziś o nią jako o „moc paranormalną” badacze w laboratoriach wiodących uniwersytetów i wywiady wojskowe jak świat długi i szeroki. Wysławiana w książkach, grach komputerowych i zabawkach, „magia” czarnoksięstwa przestała być fikcją, a stała się skrywaną ambicją milionów nastolatków. Można by podawać wiele przykładów, ale wystarczy ten jeden: książki, filmy, gry i zabawki z Harrym Potterem zafascynowały okultyzmem miliony młodych i starych. Książki te czytała w Stanach Zjednoczonych ponad połowa dzieci w wieku od 6 do 17 lat, jeszcze wyższy odsetek oglądał filmy.

Takiego fenomenu jak Harry Potter świat jeszcze nie oglądał! W Anglii i Ameryce blisko 8 milionów egzemplarzy (spośród 13-milionowego przedpremierowego nakładu) piątego tomu – Harry Potter i Zakon Feniksa – rozeszło się w ciągu pierwszych 24 godzin. Wyobraźmy sobie te tysiące ludzi w kolejkach, niecierpliwie wyczekujących, aby dostać tę książkę do ręki, kiedy tylko po północy 21 czerwca rozpocznie się jej sprzedaż!

Harry to chłopak niedobry, nieposłuszny, bez szacunku dla rodziców, zbuntowany i gardzący autorytetami, podły i samolubny, który swych „magicznych” mocy używa dla kawału – a jednak dla milionów stał się bohaterem i wzorem do naśladowania! To nie mieści się w głowie, że gdy dzieci zachwycają się złym przykładem swego „bohatera”, niektórzy spośród czołowych liderów ewangelikalnych nie dostrzegają „nic złego” w tym, że fascynacja Harrym Potterem ogarnęła również rodziny chrześcijańskie. Przypominają się słowa proroctwa: „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem; którzy ciemność uważają za światłość, a światłość za ciemność” (Iz 5,20).

Zwodnicze duchy, nauki demonów

W sondzie na temat sensu życia, przeprowadzonej przez magazyn „Life” wśród najsławniejszych Amerykanów, pierwsza z cytowanych osób zaproponowała: „Naszym sensem jest... powrócić od Edenu, zaprzyjaźnić się z wężem [szatanem] i poustawiać nasze komputery wśród dzikich jabłoni” *7. Jeszcze w poprzednim pokoleniu taka wypowiedź w wiodącym magazynie byłaby nie do pomyślenia. W logo organizacji pokojowej o nazwie Peace On Earth (Pokój na Ziemi) widnieje świat z ogromnym smokiem (jeden z biblijnych symboli szatana) usadowionym na jego szczycie i strzegącym go. W broszurze czytamy coś, co zszokowałoby wcześniejsze pokolenia, lecz co ostatnio stało się akceptowalne:

„...wchodząc w to, co określa się mianem Wieku Wodnika, wchodzimy w okres współpracy między sferą duchową i materialną, czas już zatem, abyśmy zawarli pokój ze smokiem i działali w partnerstwie z mądrością i mocą ziemi, którą smok reprezentuje” *8.

W tym samym czasie, gdy świat jest przygotowywany na kult Antychrysta, podobnie dzieje się z Kościołem deklarującym się jako chrześcijański. Paweł wielokrotnie przestrzega przed odstępstwem, czyli odwróceniem się od wiary w dniach ostatnich. Jedna z cech wspomnianego przez niego odstępstwa nie mieści się wręcz w głowie: „Duch otwarcie mówi, że w czasach ostatecznych niektórzy odstąpią od wiary, dając posłuch zwodniczym duchom i naukom demonów” (1 Tm 4,1). To proroctwo szokuje – cechą dni ostatnich mają być konszachty ze złymi duchami ze strony tych, którzy zwą się chrześcijanami! Lecz nasze pokolenie doświadcza właśnie tego na skalę dotąd niespotykaną.

Poczynając od pogańskich władców Egiptu i Babilonu przez królową Wiktorię i Abrahama Lincolna aż po nasze czasy, czołowi politycy zawsze podejmowali próby kontaktu ze światem duchowym poprzez seanse spirytystyczne i rozmaitych „doradców duchowych”. Zawsze też na obrzeżach społeczeństwa funkcjonowały grupy okresowo eksperymentujące z przyrządami do wróżenia, jak np. tabliczki ouija, bądź zasięgające rady jasnowidzów, tarocistów, astrologów etc.

Lecz pod wpływem ruchu New Age w ciągu minionych 30 lat okultyzm rozprzestrzenił się niczym plaga. Miliony zwykłych ludzi, starych i młodych, zainteresowało się tym, co Biblia potępia jako nekromancję (Kpł 19,31; 20,6; Pwt 18,9-12 etc.). Demony udające „wyższe byty” przemawiają na ekranach telewizorów ustami „kanalizujących”. Omamione rzesze kontaktują się codziennie ze swoimi „wewnętrznymi przewodnikami”, z którymi zapoznano ich jeszcze w dzieciństwie w szkołach publicznych bądź zrobili to później psychologowie (Carl Jung miał własnego „przewodnika duchowego” imieniem Filemon, przez którego czerpał inspiracje, którymi również dziś kierują się chrześcijańscy psychologowie). Lekarze, nauczyciele i mówcy motywacyjni zapoznają tysiące innych osób z „wewnętrznymi przewodnikami” za pomocą technik wizualizacyjnych. Nigdy wcześniej tak wiele osób nie dało się zwieść, aby „dać posłuch zwodniczym duchom i naukom demonów”!

Tworzenie fałszywego kościoła Antychrysta

Również w Kościele następuje odstępstwo od wiary – i to w imię wiary. Nawiązuje się kontakt ze zwodniczymi duchami, tyle że w tym przypadku nie pod przykrywką „głębszych pokładów psyche” czy „wysokich mistrzów”, lecz samego Chrystusa! Praktyka wizualizowania „Jezusa” (u katolików równie dobrze działa wizualizowanie „Maryi”) jest stosowana przy „wewnętrznym uzdrawianiu” oraz aby polepszyć czyjeś życie modlitewne bądź zyskać głębsze zrozumienie nauk Jezusa. To, że „Jezus”, jaki się wówczas pojawia i zaczyna żyć własnym życiem, nie jest wcale Panem Jezusem Chrystusem, lecz „zwodniczym duchem”, głoszącym „nauki demonów”, zostało starannie udokumentowane w takich książkach jak
Beyond Seduction [Zwiedzione chrześcijaństwo],  czy Occult Invasion i nie będziemy się tym tutaj zajmować. Gwałtowny jednak wzrost tego zjawiska, tak iż staje się ono nagminne nawet w Kościele, stanowi cechę typową dla naszego pokolenia i stanowi kolejny dowód, że być może żyjemy już u schyłku dni ostatnich.

Pawłowi zostały objawione wyjątkowe informacje tak niesamowicie korespondujące z obecnymi czasami, iż nie mógłby ich uzyskać inaczej jak tylko z Bożego natchnienia. Ostrzegał: „...w ostateczne dni nastaną czasy trudne. Albowiem będą ludzie sami siebie miłujący” (2 Tm 3,1-2 BG). Ludzie zawsze byli egocentryczni, samolubni i narcystyczni. Jednak nasze pokolenie jako pierwsze w dziejach jest uczone miłości do samego siebie. Powszechnie przyjmuje się dziś, że z natury sami siebie nie lubimy i musimy się wpierw nauczyć kochać samego siebie, zanim będziemy mogli kochać Boga czy innych ludzi. Pierwszym przykazaniem stało się zatem: „Będziesz miłował siebie samego”, spychając przykazanie: „Będziesz miłował Pana, Boga swego” na drugą pozycję.

Chrystus nigdy nie powiedziałby: „Jak chcecie, aby ludzie wam czynili, tak i wy im czyńcie” (Łk 6,31 UBG), gdyby każdy z nas nie lubił siebie samego. Jego przykazanie, aby „miłować bliźniego jak siebie samego”, bez wątpienia zakłada, że już sami siebie miłujemy, i nie ma na celu zachęcenia do miłości własnej, lecz jej skorygowanie. Wzywa do tego, abyśmy okazywali bliźniemu choć trochę tej troskliwej miłości, jaką z natury obficie obdarzamy samego siebie. Tymczasem popularna „pieśniarka gospel”, która swoją karierę rozpoczynała od pieśni Guide Us, O Thou Great Jehovah (Prowadź nas, wspaniały Jahwe), obecnie nuci Loving yourself is the greatest love of all (Kochać samego siebie to miłość największa ze wszystkich) [chodzi o Whitney Houston – przyp. red.]. Nawet w Kościołach ewangelicznych odbywają się seminaria, podczas których uczestnicy uczą się, jak kochać samego siebie. Można to porównać do dolewania benzyny do ognia, który i tak już wymknął się spod kontroli. I jeszcze raz przypomnę – zjawisko to pojawiło się po raz pierwszy dopiero w obecnym pokoleniu.

W swoim widzeniu ujrzał Jan, że nie tylko smok (szatan) będzie czczony, ale również Antychrystowi będzie się oddawać cześć boską. W poprzednich pokoleniach uznano by za śmieszną samą myśl, że ktokolwiek – a cóż dopiero cały świat – miałby oddawać cześć jakiemuś człowiekowi jako Bogu. Jednak w ciągu ostatnich 30 lat [poczynając od lat sześćdziesiątych XX wieku – przyp. red.] „ludzie-bogowie” ze Wschodu, tacy jak Bhagwan Shri Rajneesh, Baba Muktananda, Maharaji i wielu innych przybywali na Zachód i byli dosłownie czczeni niczym Bóg przez swoich wyznawców. Choć obecnie jedynie znikoma mniejszość ludzi podąża za takim czy innym guru, to jednak oddawanie czci boskiej człowiekowi stało się po raz pierwszy w dziejach powszechne w świecie zachodnim. Aktorzy, gwiazdy sportu i politycy są wśród tych, którzy oddają dziś cześć zwykłym ludziom udającym małych bogów.

Kiedy osoby takie jak na przykład Shirley MacLaine twierdzą, że są Bogiem, miliony ludzi traktuje je poważnie, choć jeszcze nie tak dawno zostałyby uznane za obłąkane i umieszczono by je w zakładzie zamkniętym. Shirley MacLaine kanalizuje swoją własną „wyższą jaźń” w celu uzyskania wskazówek. Jej strona internetowa  to elementarz „nauk demonów”.

W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku młody hinduistyczny jogin indyjskiego pochodzenia
[Rabi R. Maharaj], lecz urodzony na Trynidadzie z rodziców „na wysokim szczeblu ewolucji”, przyjął Chrystusa. Ojciec owego młodego człowieka, również powszechnie szanowany jogin, tak bardzo oderwał się już od „świata cielesnego”, że nigdy w życiu nie spojrzał na syna, nie uśmiechnął się do niego ani nie odezwał. Trudno się dziwić, że gdy młody człowiek odwrócił się od hinduizmu, jego życie zmieniło się diametralnie. Ostatecznie przyczynił się do utworzenia chrześcijańskiej organizacji misyjnej w Szwajcarii. Tam też napisał następujące słowa, już wtedy, w latach siedemdziesiątych, niepokojąco aktualne:

"Z głęboką troską obserwuję gwałtowne przyśpieszenie potężnych, lecz w ogromnej mierze niedostrzeganych wpływów wschodnich na umysł przeciętnego mieszkańca Zachodu. Ta inwazja religii wschodnich niepostrzeżenie, lecz mocno wpłynęła na niemal każdą dziedzinę zachodniego społeczeństwa. Poprzez rozmyślne zabiegi hinduistycznych i buddyjskich guru, takich jak Vivekananda, Aurobindo, Shri Chinmoy (który przewodzi medytacjom w ONZ w Nowym Jorku) oraz bardzo wpływowy dalajlama, uzyskano istotne zmiany w zachodnim myśleniu, przekonaniach i stylu życia.

Dosłownie miliony ludzi zaakceptowały wschodnie założenia, takie jak karma, reinkarnacja i wegetarianizm z przyczyn religijnych, a [...] kolejne miliony [...] osobiście zaangażowały się w niezliczone sekty hinduistyczno-buddyjskie, jak ruch Hare Kryszna, Stowarzyszenie Samorelizacji Yogananda, Misja Boskiej Światłości, Nichiren Shoshu oraz liczne grupy związane z dynamiką umysłu, jak Metoda Silvy...

Jako były hinduista, który zaczął intensywnie podróżować po świecie zachodnim, ze zdumieniem zauważałem, że nie tylko różokrzyżowcy i masoni wyrastają z hinduizmu i buddyzmu, lecz prawie wszystkie uznane i szanowane zachodnie sekty, jak Nauka Chrześcijańska, Nauka Umysłu, Nauka Religijna czy Unity stanowią synkretyczną mieszankę hinduizmu i chrześcijańskich herezji. Nawet zrodzony w Ameryce Kościół Mormonów [...] opiera się na podstawowych pojęciach hinduizmu, jak wiara w preegzystencję duszy, wielobóstwo oraz nauka, że boskość jest ostatecznym celem rodzaju ludzkiego."*9

Dzisiejszy świat jest niewątpliwie przygotowywany na nadejście tego, który „zasiądzie w świątyni Boga jako Bóg, podając się za Boga” (2 Tes 2,4). Proroctwo to wypełni się zasadniczo w chwili, gdy Antychryst zasiądzie w świątyni żydowskiej, która ma zostać odbudowana w Jerozolimie. Istnieje jednak również drugie jego zastosowanie. Ciało wierzącego staje się „świątynią” Boga za sprawą zamieszkującego w nim Ducha Świętego („jesteście świątynią Boga i [...] Duch Boży w was mieszka” – 1 Kor 3,16; por. 6,19) i taka powinno być u wszystkich ludzi. Lecz religia Antychrysta wywyższa nasze „ja” jako „Boga” zamieszkującego w ludzkiej „świątyni”.

Obecnie po raz pierwszy w dziejach nie tylko kilku joginów i guru, ale i coraz liczniejsze miliony zwykłych ludzi na całym świecie na mistyczną modłę zaglądają głęboko w siebie samych. Tam właśnie, gdzie powinna się znajdować świątynia prawdziwego Boga, usiłują odkryć, że „Bogiem" jest ich rzekome „wyższe ja”. Powszechnie praktykuje się medytację transcendentalną, medytację wschodnią i inne formy jogi. Celem jest „samorealizacja” - uświadomienie sobie, że jest się „Bogiem”. Oto dokładnie to samo kłamstwo, którym wąż zwiódł Ewę. Ubóstwienie samego siebie odgrywa oczywiście ważną rolę w przygotowaniu świata na kult Antychrysta, nam zaś daje kolejną wskazówkę, iż być może żyjemy w pokoleniu schyłku dni ostatnich.

Nie trzeba jednak praktykować wschodniego mistycyzmu, aby ubóstwić samego siebie. Filozofia ta stanowi rdzeń psychologii humanistycznej, która w ciągu ostatnich 30 lat zyskała znaczącą pozycję. Jeden z jej przedstawicieli Carl Rogers studiując w seminarium odrzucił chrześcijaństwo i zwrócił się ku studiom psychologicznym. Oferował studentom świecki substytut przeżycia „nowego narodzenia” poprzez bycie „ochrzczonym w płynnych wodach swojego własnego ja”. Głosząc, że „ja jest w swoim nieograniczonym potencjale praktycznie bogiem”, Rogers zuchwale rzucił wyzwanie: „Kto potrzebuje jakiegoś tam Boga na górze, skoro ma boga wewnątrz?”.

Przypisy:

* 6. Satanism in America (Kerusso Company, Inc., P.O. Box 1168, Crocket, TX 75835), 34, endorsed by The National Criminal Justice Task Force on Occult  Related Ritualistic Crimes.
*7. "The Meaning of Life," Life magazine, December 1988, 7E
*8. Brochure of Peace on Earth, Baltimore, Maryland.
*9. Rabi R. Maharaj, Death of a Guru (Harvest House, 1984), 178-79.

Tłumaczyła Ola


Fragment z książki Dave Hunta - "Countdown to the second coming. A chronology of prophetic earth events happening now." „Odliczanie do drugiego przyjścia Chronologia obecnych proroczych wydarzeń na ziemi"

 
  


Komentarze

Popularne posty