Prowadzenie z nieznanego źródła

Większość grup dynamiki umysłu proponuje techniki bardzo zbliżone do metod przedstawionych w latach trzydziestych przez Napoleona Hilla, patriarchę szkoleń z zakresu sukcesu i motywacji oraz pozytywnego nastawienia umysłu. Hill miał do dyspozycji dziewięciu „wewnętrznych przewodników", których wizualizował jako zasiadający wokół stołu zarząd, udzielający rad jemu i jego klientom. I przyniosło to wyniki. Dzięki staraniom Hilla miliony innych ludzi (w tym wielu czołowych amerykańskich biznesmenów, profesjonalistów i polityków) przyjęło i zastosowało niezwykłą moc, w każdej dziedzinie życia dowodząc skuteczności i praktycznego znaczenia tej starej techniki czarnoksięskiej.

O najsłynniejszym dziele Hilla, od 50 lat bijącym rekordy sprzedaży Think and Grow Rich (Myśl i bogać się), mawia się, że zmieniło życie i wpłynęło na bieg kariery ogromnej liczby Amerykanów zajmujących czołowe stanowiska w gospodarce. W wydaniu z 1941 roku znajdziemy pochlebne recenzje prezydentów Theodorem Roosevelta, Hardinga, Wilsona i Tafta; a spośród największych postaci nauki światowej i założycieli największych korporacji amerykańskich widać nazwiska: Thomasa A. Edisona, Luthera Burbanka, Johna D. Rockefellera, F.W. Woolwortha, Williama Wrigleya juniora, George'a Easrmana (z Eastman Kodak), Roberta Dollara (z Linii Parowych Dollara) i innych.

Najbardziej zastanawia pochodzenie technik wylansowanych przez Hilla. Otóż wierzył on w tajemnicze „prowadzenie" z wymiaru duchowego („sfera, gdzie nie sięga władza naszych pięciu zmysłów"), z którego „nieustannie oddziałują na nas niewidzialne, ciche siły". Choć Hill mówił wiele o „sile umysłu" i o „pozytywnym nastawieniu umysłu" (określenia jego autorstwa), był zarazem przekonany, że za siłami tymi stoją „niewidzialni obserwatorzy", sterujący losem osób, które zechcą poddać się ich władzy. Miara sukcesu i bogactwa, które te rzekomo wyższe istoty miałyby zapewnić w zamian za posłuszeństwo ich zasadom, byłaby nieprzebrana. Hill twierdzi, że tajemnice te objawiono mu dzięki łączności z „Wielką Szkołą Mistrzów":

"Zwana czasem Szlachetnym Bractwem Starożytnej Indii, jest wielkim centralnym rezerwuarem wiedzy filozoficznej, moralnej, fizycznej, duchowej i psychicznej. Szkoła ta z cierpliwością stara się wydźwignąć ludzkość z duchowego dziecięctwa ku dojrzałości duszy i ostatecznemu oświeceniu."

Do gabinetu Hilla przybył w bezcielesnej postaci wysłannik ze sfery astralnej. Głosem „brzmiącym niby dzwony niebiańskiej muzyki" gość z zaświatów oznajmił: „Przybywam z Wielkiej Szkoły Mistrzów. Należę do Rady Trzydziestu Trzech, która służy Wielkiej Szkole i jej uczniom ze sfery fizycznej." Hill usłyszał, że od lat jest „prowadzony przez Wielką Szkołę" i został przez nią wybrany, aby przekazać światu receptę na sukces: „Najwyższą Tajemnicę". Jak brzmi „Najwyższa Tajemnica"? „W cokolwiek umysł ludzki może uwierzyć, to może osiągnąć". Ogranicza nas jedynie niedostatek wiary we własny nieskończony potencjał.

Recepta otrzymana od duchowego posłańca wyda się może rodem z science-fiction, niemniej stała się ona podstawą wielkiej rozmaitości kursów poświęconych tematom sukcesu, motywacji i pozytywnego nastawienia, które wywierają dziś na zachodni świat tak przemożny wpływ. Nasuwa się pytanie: Czy liczne znakomitości przypisujące swój sukces stosowaniu się do zasad uzyskanych przez Hilla z tak dziwnego źródła naprawdę wierzą w istnienie duchowej „Szkoły Mistrzów" gdzieś w sferze astralnej? Jeżeli nie, to jak ustosunkują się do relacji Hilla? Jeśli kłamał lub sam został oszukany, to dlaczego techniki przejęte z absurdalnego źródła dają milionom ludzi rezultaty wręcz nieprawdopodobne?

Niechęć do kwestionowania źródła sił paranormalnych, typowa dla osób, które zyskały umiejętność posługiwania się nimi, może płynąć z obawy przed utraceniem tych zdolności. Nie należy też zapominać o powszechnym pragmatycznym przekonaniu, że jeśli coś działa wedle ustalonych zasad, to zapewne jest „naukowe", a jego źródło ma charakter bezosobowy - a więc nie ma się czym martwić. Tłumaczyłoby to rosnącą popularność metafizycznych religii typu „triumf umysłu nad materią" rodem z Ameryki (jak Nauka Religijna, Nauka Umysłu i Nauka Chrześcijańska), twierdzących, że z wiary czynią naukę.

Swami Vivekananda, przedstawiciel hinduizmu na chicagowskim Pierwszym Światowym Forum Religii w 1893 roku (był zresztą powodem wielkiej sensacji), twierdził, że właśnie hinduiści jako pierwsi „uczynili naukę" z okultyzmu. Z pogardą wyrażał się o wypaczeniach hinduizmu przez „trzeciorzędne siły magiczne" lansowane w Towarzystwie Teozoficznym Madame Bławatskiej. Zdaniem Vivekanandy, twórcy światowego Towarzystwa Wedanty, prawdziwe siły mediumiczne „można systematycznie studiować, stosować i zdobywać." Trudno się dziwić, że czołowi hinduiści życzliwie mówią o podobieństwach „między kardynalnymi zasadami kościoła Nauki Chrześcijańskiej a zasadami pradawnego systemu filozoficznego znanego w Indiach jako Wedanta".

Mary Baker Eddy, założycielka kościoła Nauki Chrześcijańskiej, żywiła przekonanie, że wdrożony przez nią system okultystyczny można uzasadnić pragmatycznie. Pisała:

"Niechże epoka, która osądza metody okultystyczne swego czasu, sankcjonuje tylko te, które dadzą się zaprezentować na bazie naukowej i które będą przynosić największe dobro jak najszerszej rzeszy."

Wyznawana przez Hilla i Eddy „naukowa moc wiary" została ukazana w uroczej baśni o mewie - Jonathan Livingston Seagull. Stała się ona bestsellerem i bazą scenariusza filmowego. Jej myśl przewodnia: „Mogę, ponieważ myślę, że mogę!" Autor książki Richard Bach, podobnie jak Napoleon Hill, twierdzi, że opowieść została mu podyktowana przez bezcielesny byt w sferze astralnej. Według Jose Silvy jego własne metody też pochodzą z podobnego źródła: od chińskiego ducha-przewodnika, siedzącego w pozycji jogi w sferze astralnej, którego poznał dawno temu, ucząc się wychodzenia poza ciało. Można mnożyć przykłady ilustrujące liczne w ciągu wieków podobne inicjacje w klasyczne czarnoksięstwo. Co więcej, doznawanie takich przeżyć przez zupełnie niepowiązane ze sobą osoby z różnych kultur na całym świecie nie pozwala dyskwalifikować ich jako przywidzeń czy zbiegów okoliczności.

Szamanizm „naukowy" i poważany

W całym świecie zachodnim historyczny fenomen gwałtownie się odradza, co jest ułatwione przyznaniem mu przez psychologię quasi-naukowej interpretacji. Eliminuje ona potrzebę wiary w istnienie Mistrzów w sferze duchowej: bogów, demonów lub czegokolwiek innego - z wyjątkiem wiary w nasz wrodzony potencjał. Teoria, iż byty napotykane po przyjęciu narkotyku, w czasie transu jogicznego lub przez techniki typu metoda Silvy to tylko archetypy z nieświadomości zbiorowej, przydała szamanizmowi nimbu powagi. Oto fragment programu kursu „Kreatywność w biznesie", wykładanego w prestiżowej Stanfordzkiej Szkole Biznesu. W ciągu wielu lat jego prowadzenia wzięły w nim udział tysiące biznesmenów z najwyższych szczebli:

"Patrzymy w siebie, by odnaleźć indywidualne i uniwersalne źródło. Zwą je wewnętrznym ja, jaźnią, ukrytym umysłem, bożą iskrą, Boskim Ego, Wielkim JESTEM, Bogiem, Esencją. [W kursie używają tej ostatniej nazwy].

JAK SPOTKAĆ WEWNĘTRZNEGO PRZEWODNIKA:W ćwiczeniu tym poznają Państwo swojego strażnika mądrości, czyli duchowego przewodnika - wewnętrzną osobę,która może z Państwem pozostać na całe życie, kogoś, do kogo można zwracać się o prowadzenie. [Tu następuje ćwiczenie relaksacyjne, jako przygotowanie do wizualizacji]. Otocz swoje ciało białym światłem... Wyobraź sobie, że wchodzisz w szczególną sytuację lub w ulubione miejsce...
A teraz podchodzi do ciebie wewnętrzny przewodnik. Skup się na jego postaci, gdy się zbliża. Popatrz na twarz... Możesz nawiązać krótką rozmowę... Zakończ rozmowę."

Lansowanie technik okultystycznych pod pozorem nauki zawdzięczamy w dużej mierze Carlowi Jungowi. Jak Silva, Hill czy Richard Bach - i Jung miał duchowego przewodnika. Właśnie „Filemon" poprowadził go do odkryć potwierdzających główne teorie psychiatry, w tym „nieświadomość zbiorową" i „archetypy". Koncepcje otrzymane przez Junga z nieziemskiego źródła zyskują coraz większy wpływ na każdą dziedzinę życia na Zachodzie; tymczasem Freud, który odrzucał okultyzm i doznania duchowe, spotyka się z rosnącą krytyką. Elmer Green, prowadzący w Fundacji Menningera w Topece w Kansas pionierskie badania nad biosprzężeniem, uważa: „Dobrze się dzieje, iż zainteresowania wśród ogółu społeczeństwa i profesjonalistów przesuwają się ku Jungowskiemu pojmowaniu rzeczywistości i kosmosu."

Choć „Filemon" pojawił się jako jego duch-przewodnik dopiero po rozstaniu z Freudem, Carl Jung od dzieciństwa angażował się w okultyzm, podobnie jak rodzice, dziadkowie i inni antenaci. Dom rodzinny matki był tak nawiedzany przez „duchy", że jako mała dziewczynka musiała je powstrzymywać na tyle długo, by ojciec (medium, a zarazem protestancki duchowny) zdołał napisać niedzielne kazanie. „Co tydzień, o ustalonej porze prowadził "intymne rozmowy ze zmarłą pierwszą żoną, zresztą ku wielkiej udręce drugiej żony", która „też widziała »duchy«".

Jung opisywał matkę jako za dnia kochającą, „ale nocą robiła się dziwna. Jak jakiś wieszczek, [...] archaiczny i okrutny". Po śmierci dziadka ze strony matki jego rzekomy duch przemawiał ustami kuzynki Junga na seansach spirytystycznych. Jung uczęszczał na nie podczas studiów w Bazylei. Babka Junga ze strony matki przebywała pewnego razu w stanie nieprzerwanego transu przez trzy dni. Opisała wtedy z niezwykłą precyzją nieznane jej osoby, których istnienie zostało potem potwierdzone. Cóż dziwnego, że wychowany w takim otoczeniu Jung (który wyznał: „I we mnie jest ta archaiczna natura") przez całe życie był okultystą.

Psychiatra i badacz zjawisk paranormalnych Nandor Fodor radzi:

"Rozmowa o związkach Junga z mediumizmem powinna się zacząć od wygodnego zagłębienia się w fotelu. Jest to bowiem historia tak niewiarygodna, tak fantastyczna, że - od kiedy ją ujawniono - psycholodzy analityczni nie umieją się z niej otrząsnąć, psychoanalitycy włożyli ją między bajki, zaś dla parapsychologów okazała się ona dietą tak bogatą, że do tej pory nie zdołali jej w całości przetrawić. Zdumiewa fakt, że przez większość życia Jung nie tylko utrzymywał w tajemnicy swe związki z mediumizmem; nieznaną pozostała również jego praca doktorska: „Psychologia i patologia tak zwanych zjawisk okultystycznych". Ujawnienie [bowiem tej] wstydliwej tajemnicy rodzinnej Junga [...] mogłoby zrujnować jego pozycje w świecie naukowym..."

W ciągu 25 lat, jakie upłynęły od śmierci Junga, żywiołowo rosła popularność wierzeń i praktyk parapsychicznych. Okultystyczne ciągotki Junga przestały już kłaść się cieniem na jego sylwetce profesjonalnego psychiatry. Przeciwnie, jak pokazaliśmy, techniki okultystyczne stały się integralną częścią wielu psychoterapii.

Nadchodzi nowa pięćdziesiątnica - https://zwiedzionechrzescijanstwo.blogspot.com/2019/08/nadchodzi-nowa-piecdziesiatnica.html

Puszka Pandory?

Piewcy raju w postaci realizacji „nieograniczonego potencjału ludzkiego" rzadko podnoszą kwestię niebezpieczeństw mogących zalegać po ciemnej stronie nietkniętych sił umysłu. Przy obecnej modzie na „pozytywne nastawienie" większość uszu zdaje się głucha na nieliczne przestrogi, że rozwój mistycznych sił parapsychologicznych może otworzyć puszkę Pandory z okropnościami nie do wyobrażenia. A przecież po uwzględnieniu ogromu dowodów, spośród których zaledwie kilka rozpatrzymy na kolejnych stronicach, możliwości takiej w żadnym razie nie należy lekceważyć.

Sytuacja przypomina, i to w jeszcze bardziej złowróżbnym wydaniu, położenie uczonych zaangażowanych w ściśle tajny „Plan Manhattan". Z niedowierzaniem i zgrozą zaczęli dostrzegać zdumiewający potencjał zarówno dobrego, jak i złego, który mieli wylać na ludzkość z atomu. W wyniku ich decyzji cały świat drży dziś pod nuklearnym mieczem Damoklesa. Jakąż niewyobrażalną gehennę może wywołać uwolnienie sił paranormalnych? Mary Baker Eddy, która adeptom Nauki Chrześcijańskiej obiecywała okultystyczną moc uzdrawiania, też obawiała się ciemnej strony siły „Powodem, dla którego przyjmujemy tak niewielu uczniów" - pisała - „jest olbrzymie niebezpieczeństwo, [...] [że] osiągnięta umysłowa siła tego rodzaju stanie się [...] pierwiastkiem i esencją zła."

Z wielkim entuzjazmem i optymizmem kontrowersyjny ksiądz i paleontolog Pierre Teilhard de Chardin, zwany „ojcem Nowego Wieku", pisał: „Z dnia na dzień koncepcja otwarcia się na superświadomość zyskuje lepszą bazę naukową i większe pole zastosowania z psychologicznego punktu widzenia." A przecież dostępność nieograniczonej siły parapsychologicznej do dowolnej dyspozycji każdego mieszkańca ziemi, mogącego za jej pomocą zaspokajać własne zachcianki, to jeszcze większy koszmar niż broń atomowa w rękach rządów kilku państw. Ciekawie wyraził to pewien - jak sam się nazwał - „konwertyta i fan New Age":

"Kiedy tak się zastanowić, żyjemy w czasie apokaliptycznym. Jest bardzo niepewnie i strasznie... Naokoło pełno bogów. Wiele złych mocy [...] Wiem z całą pewnością, że w tym wszystkim drzemie siła."

Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" z rozdziału "Promocja duchowości". Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994

Komentarze

Popularne posty