Olimpijska złotoustość myśli psychoanalitycznej

Psychoterapia jako religionauka. Nienaukową teorię nieświadomości uznano nie wiedzieć czemu za adekwatna do „naukowo dopuszczalnej" interpretacji okultystycznych zjawisk New Age. Miała ona zastąpić wiarę w duchy, znamienną od tysiącleci dla każdej ludzkiej cywilizacji. Teorię, którą Martin Gross [w "The Psychological Society"] nazwał „jedną z najpotężniejszych idei religijnych II połowy XX wieku", wykorzystali arcykapłani psychologii do wytępienia wszelkiej innej religii. Na tak chwiejnym fundamencie stanął „międzynarodowy kolos, którego szeregi liczą setki tysięcy" i którego „królikami doświadczalnymi jest usłużny, a nawet wdzięczny rodzaj ludzki". Dzieło rozpoczęte przez Freuda i Junga to dziś międzynarodowy przemysł o obrotach liczonych w miliardach dolarów i o takim tempie wzrostu, że niewiele akcji na Wall Street może się pochwalić podobnym.

We wzroście tym dostrzegamy jednak coś zdradliwego. Psychologia zmieniła myślenie, styl życia i priorytety Zachodu, oferując coś, co Gross określa „nową prawdą [którą] karmi się nas nieustannie, od narodzin po grób", prawdą złożoną z niedowiedzionych i wewnętrznie sprzecznych teorii. Brytyjski psychiatra Garth Wood [w "The Myth of Neurosis: Overcoming the Illness Excuse, Harper & Row"] wysuwa poważne oskarżenie: iż „to, co stało się wielkim biznesem, jest w istocie oszustwem. Materiał dowodowy nie dostarcza poparcia dla twierdzeń psychoanalizy i psychoterapii".

Nienaukowa „nauka"

Obszerne studia prowadzone przez 80 znakomitych uczonych pod egidą Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego (z finansów Krajowej Fundacji Nauki) zakończył wniosek, że psychologia nie jest i nie może być nauką. Orzeczono tak mimo długich dziesięcioleci „rytualnych prób naśladowania pewnych form naukowych w celu utrzymania wrażenia, iż ona JUŻ JEST nauką.” Karl Popper, jeden z najwybitniejszych filozofów nauki, uważał, że teorie psychologiczne mają „więcej wspólnego z prymitywnymi mitami niż z nauką..."

Psychiatra Lee Coleman [w "The Reign of Error"] opatrzył swoje zdemaskowanie psychiatrii tytułem „Panowanie błędu". Zeznając w ponad 130 sprawach kryminalnych i cywilnych, Coleman tłumaczył, iż jego rola to „uświadomić sędziemu lub przysięgłym, dlaczego opinie biegłych [psychologów, psychiatrów] nie mają wartości naukowej". Niewielu kolegów Wooda i Colemana wazy się na taką szczerość. Równa się ona bowiem próbie obalenia światowego imperium, osiągającego rocznie w samych tylko Stanach Zjednoczonych obroty co najmniej 15-miliardowe. Każdy fakt, który zagrażałby przyszłości tak wielkiej gałęzi gospodarki, jest przez jej pracowników ukrywany, jako tajemnica zawodowa.

Oskarżanie każdego psychoterapeuty o świadome oszustwo byłoby z pewnością zbyt ostrym postawieniem sprawy, i nie taki jest nasz zamiar. Lecz ze słów Grossa, Colemana, Wooda i innych ekspertów jasno wynika, iż metody stosowane wobec klientów są w najlepszym razie wątpliwej wartości, w najgorszym zaś - szkodliwe, oparte na wewnętrznie sprzecznych i zmiennych teoriach, na które brak dowodów i które trzeba przyjmować na wiarę.

W artykule zatytułowanym „Psychologia zwariowała: partaczy jako nauka" psycholog Roger Mills pisze: „Sam słyszałem, jak terapeuci przekonują klientów, iż wszystkie ich problemy biorą się od matki, z gwiazd, struktury biofizycznej, diety, stylu życia, nawet z karmy poprzednich wcieleń." Jak można stawiać i akceptować tak nienaukowe diagnozy? Niestety czyni się to, bez zastanowienia.

[…]

„ Olimpijska złotoustość myśli psychoanalitycznej"

Mimo mesjańskich nadziei, z jakimi ją [psychoterapię] witano - nadziei zbawienia świata poprzez naukowa modyfikacje zachowań szerokich rzesz - panacea psychoterapii poniosły druzgocące fiasko. Próby rozstrzygania ludzkich problemów za pomocą teorii Freuda i Junga o nieświadomości spłodziły 250 sprzecznych między sobą terapii i 10 000 konkurencyjnych technik. Wybór jest szeroki: od stosunków płciowych z psychologiem po różne warianty „pierwotnego krzyku", gdy pacjent wchodzi do odpowiednio dużej kołyski, ssie butelkę, tuli lalkę i krzyczy: „Mamo! Tato! Nienawidzę was!" Ma to być powrót „do pierwotnej sadzawki bólu", w której znajduje się podobno źródło wszystkich problemów dorosłego człowieka.

W „analizie" ludzkiego zachowania przez rzekome penetrowanie nieświadomości stosuje się metody wręcz niewiarygodne. Za przykład niech służy test Rorschacha, znany od około 60 lat. Nazwanie tej metody badania duszy naukową trzeba uznać za makabryczny żart. Tymczasem „oficjalny" system interpretacji wyjaśnia się poufnie, a wyraźnie antyreligijne uprzedzenie uznaje się za oczywistość. Podręcznik do testu Rorschacha głosi, że jeśli ktoś dostrzeże w jednym z dziwnych kleksów widocznych na dziesięciu kartach symbol religijny, jest to oznaką schizofrenii lub nadmiernego zaabsorbowania seksem. Arthur Jensen [ w The six Mental Measurements Yearbook"]pisze: „Jeśli mamy mówić szczerze, to fachowy osąd jednoznacznie orzeka, iż Rorschach [...] nie ma praktycznie żadnej wartości dla celów, do których polecają go jego zwolennicy. A jednak absurdalny „test", bardzo kosztowny zarówno w sensie finansowym, jak i emocjonalnym, jest dalej stosowany wobec około miliona osób rocznie.

Jean Houston błyszczała na firmamencie seminaryjnego kręgu wyższej świadomości na długo przed ujrzeniem „światła" przez Shirley MacLaine. Arcykapłanka „świętej psychologii" oszałamia słuchaczy ezoterycznym Jungiańskim abrakadabra, mówi o imponderabiliach [rzeczach nieuchwytnych i niedających się dokładnie zmierzyć lub obliczyć, mogących jednak wywierać wpływ na jakieś sprawy] w rodzaju „archetypowych wymiarów duszy" czy „konstelacji potencjałów psychofizycznych i wzorców psychoduchowych". Pragnąc uchodzić za przedstawicielkę pełnoprawnej nauki powołuje się na imię „fizyki świadomości" i objaśnia kwestię „ekologii kosmosu wewnętrznego". Garth Wood podsumował taką arogancję, typową dla całej profesji psychologiczno-psychiatrycznej: „Bezczelność tych zuchwałych pozerów pseudonaukowych zapiera dech!"

Na 23 Kongresie Psychoanalizy w Sztokholmie sir Peter Medawar zanalizował cały wachlarz prezentowanych tam idei i stwierdził, że „samowystarczalna pewność siebie, jeśli chodzi o te ich odkrycia", jest „złowieszcza". Podał przykłady niczym nie popartych „interpretacji" snów i zachowań: interpretacji, w których psychoanalitycy puszczali wodze fantazji do tego stopnia, że otrzymywali coś przynajmniej równie dziwacznego jak najbardziej niedorzeczne wymysły klientów. Medawar podsumował:

Nie przytoczyłem tych przykładów, aby ich kosztem stroić sobie żarty. Oczywiście nie ukrywam, że mnie one śmieszą, lecz podając je chciałem ukazać iście olimpijska złotoustość myśli psychoanalitycznej. Uczestnicy tego kongresu rozważali […] problemy trudne, […] wymagające o wiele więcej wysiłku i trudniejsze do zdefiniowania niż wszystko, z czym można się mierzyć w laboratorium badawczym. Dlaczego jednak nie znajdziemy tu ani śladu wątpliwości […] tak powszechnych na międzynarodowych kongresach, powiedzmy, fizjologów czy biochemików? Zamiast tego opływa nas lawina wyjaśnień ad hoc, zalewając i maskując istnienie wszelkich trudności, pozostawiając co najwyżej na widoku tylko parę gładkich wybrzuszeń. ostatnich śladów ich ewentualnego istnienia.

Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994

Komentarze

Popularne posty