Niespotykany skandal międzynarodowy

Góra dowodów na szkodliwość psychoterapii rośnie. Ten niewygodny fakt był i niestety nadal jest skrzętnie skrywany, urastając już do rozmiarów niebywałego skandalu na skalę światową. Psychiatra Garth Wood podjął odważną próbę ostrzeżenia swoich czytelników. Wskazuje, że każdy nowy lek musi być gruntownie, wielokrotnie przetestowany (nie tylko w odniesieniu do swoich indywidualnych właściwości, ale i w zestawieniu z innymi lekami). Zanim odpowiednia agenda administracji państwowej zatwierdzi lek do publicznego użytku, musi on spełnić bardzo surowo określone warunki. Tymczasem psychoterapię dopuszczono do użytku z bezmyślnością zasługującą na epitet kryminalnej, choć lek przynoszący podobne do niej skutki zostałby od razu przez tę agendę zdyskwalifikowany. Przyrównując psychoanalizę do nowego leku Wood zaprasza nas „do koszmarnego snu":

„Co by się stało, jeśli nikt nie przetestowałby mojej pigułki, zaś armia kwiecistych w wymowie akwizytorów [...] przemierzałaby świat bez mrugnięcia okiem wciskając pigułkę smutnym i udręczonym [...] Grupa ludzi zdecydowanych na wszystko, owładniętych iście mesjańską wiarą w skuteczność mojej pigułki, odzianych w togi naukowości, [...] kramarzy pigułkami w obecności osób, u których choroba i pragnienie zdrowia za wszelką cenę zaćmiły zdrowy rozsądek. Wejdźmy w ten koszmar i ujrzyjmy cały wielki przemysł, który żeruje na naiwnych, rozczarowanych, słabych i zbija na nich fortuny, bezczelnie wciskając swój „cudowny preparat", swoje „gwarantowane" panaceum...

Lecz oto gdy budzimy się, zlani zimnym potem, [...] przypomnijmy sobie Freudowską psychoanalizę. Minęło z górą 80 lat od wynalezienia tej pigułki, ale - jak podał New York Times - dopiero w 1985 roku Arnold Cooper, były prezes Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, orzekł, iż „nadszedł czas, by odrzucić aprioryczne założenia psychoanalizy i przetestować je za pomocą aparatu naukowego"...

Sytuacja daje do myślenia [...] Psychoanalizy [...] nigdy nie potwierdzono metodą naukową... Oczywiście wielu z nas od początku wiedziało, że psychoanaliza to naukowy bankrut... Dlaczego lekarze stosujący taką terapię mają być wyłączeni spod kontroli rządowych stróżów, chroniących nas przed innymi odrzuconymi przez naukę „lekami"? Obawiam się bowiem, iż to oni właśnie dysponują „pigułką" z naszego koszmaru. Nieprzetestowana i pozbawiona naukowego oparcia, jest mimo to sprzedawana przez nie-naukowców do spożycia przez nieszczęśliwych.”

Religia ukryta za naukowym potokiem słów



Zdaniem Lawrence'a LeShana, niegdyś prezesa Towarzystwa Psychologii Humanistycznej, psychoanalizę nazwą pewnego dnia „oszustwem XX wieku". Lecz dziś jej popularność i wpływ na społeczeństwo ciągle wzrasta, i to w zawrotnym tempie; niczym grzyby po deszczu, rosną też szeregi jej misjonarzy, nie zbitych bynajmniej z tropu. Niestrudzenie i wszelkimi sposobami lansują mesjańskie mity, nazwane przez Lance'a Lee „religią ukrytą za naukowym potokiem słów"." Po piętnastoletnich badaniach nad własną profesją psycholog kliniczny Bernie Zilbergeld wydał książkę The Shrinking of America: Myths of Psychological Change (Psychiatryzowanie[Kurczenie] się Ameryki. Mity psychologicznej zmiany [użyto tutaj gry słów: ang. shrink znaczy zarówno ‘kurczyć się’, jak i ‘psychiatra’ - przyp. Tłum]) W wywiadzie wyjaśnił:

„Jeden z najbardziej typowych i najistotniejszych skutków poradnictwa psychologicznego to rosnący głód dalszego poradnictwa [...] dość często spotykamy osoby szukające [...] terapeuty, który rozwiąże problemy wynikłe z poprzedniej terapii [...] Nie ma absolutnie żadnych dowodów, iż zawodowi terapeuci dysponują jakąś szczególną wiedzą o sposobie zmiany zachowań lub iż w przypadku jakiegokolwiek typu pacjenta czy problemu mogą się pochwalić wynikami lepszymi niż osoby słabo lub wcale w tej materii nie szkolone.”

W bestsellerze PsychoHeresy (PsychoHerezja) psycholog edukacji Martin Bobgan i jego żona Deidre wskazują, że wyniki przeprowadzonych w roku 1935 badań młodzieży Cambridge-Somerville „są dobrze znane uczonym, lecz mało znane opinii publicznej", bo z oczywistych powodów ukrywa się je. Wybrano wtedy 650 chłopców w wieku 6-10 lat, których uznano za szczególnie skłonnych do wejścia na drogę przestępczą. Badanych podzielono na dwie grupy, starając się, aby były to grupy pod każdym względem wyrównane. Jednej grupy nie poddano żadnemu szczególnemu programowi, natomiast w drugiej każdy chłopiec mógł uczestniczyć w różnych programach: internat, skauting, YMCA, obozy letnie i około pięciu lat psychoanalizy lub terapii Rogersowskiej. Zgodnym zdaniem około 2/3 członków tej właśnie grupy (zarówno ze strony chłopców, jak i wychowawców) wynikły z tego wielkie korzyści. Zdawało się, że zakrojone na szeroką skalę badania ostatecznie dowiodą skuteczności psychoterapii.

Jakież było zdumienie, gdy badania kontrolne w roku 1948 wykazały nieco wyższą skłonność do zachowań kryminalnych w grupie poddanej programowi niż w drugiej grupie. Badania kontrolne prowadzone 30 lat później, w roku 1978, wykazały jeszcze większą różnicę między obiema grupami. Wypadki przestępstw, problemów umysłowych, kłopotów w pracy, alkoholizmu występowały o wiele częściej u mężczyzn poddanych programowi niż wśród tych, którzy w nim nie uczestniczyli. Miast dowieść - jak oczekiwano - zalet psychoterapii, badania Cambridge-Somerville dowiodły jej szkodliwości. Psychoterapia kryje w sobie wiele innych nieprzyjemnych sekretów, są one jednak skrzętnie ukrywane, aby niedoszły czasem uszu opinii publicznej, nie podejrzewającej niczego.

Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994

Komentarze

Popularne posty