Krzyż nie jest magicznym znakiem
Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus...” (Gal 2,20;)
Środowiska antychrześcijańskie chętnie pozbyłyby się wszelkich publicznie widocznych symboli krzyża. Krzyż jednak wciąż widnieje - na wieżach kościołów, w procesjach religijnych, często wykonany ze złota, a nawet wysadzany klejnotami. Najczęściej jednak możemy go oglądać w postaci wisiorka dyndającego na łańcuszku czy w uchu. I zastanawiamy się, za sprawą jakiej to przedziwnej alchemii szorstki, poplamiony krwią krzyż, na którym Chrystus cierpiał i umierał za nasze grzechy, zrobił się czyściutki i błyszczący.
Krzyż nie jest magicznym znakiem
Bez względu jednak na modłę, w jakiej jest przedstawiony, czy to jako biżuteria, czy graffiti, krzyż pozostaje powszechnie rozpoznawanym symbolem chrześcijaństwa. I w tym wielki problem. Dlatego że to raczej krzyż sam w sobie niż to, co się na nim dokonało przed blisko 20 wiekami, skupia dziś na sobie uwagę. A to prowadzi do szeregu poważnych błędów. Święty, a nawet rzekomo wyposażony w tajemnicze magiczne moce stał się dziś sam kształt krzyża, wymyślony przecież przez pogan do zadawania okrutnej śmierci. Zrodziło się fałszywe przekonanie, że już sam widok krzyża zapewnia Boską ochronę. Miliony ludzi przesądnie wieszają krzyże w swych domach albo na szyi, albo też czynią „znak krzyża”, by odpędzić zło i odstraszyć demony. Lecz demony lękają się Chrystusa, a nie krzyża; i każdy, kto wywiesza krzyż nie będąc samemu ukrzyżowanym z Chrystusem, czyni to na próżno.
Apostoł Paweł stwierdził: „Albowiem mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą” (1 Kor 1,18). Moc krzyża tkwi zatem nie w jego widoku, ale w głoszeniu go, a głoszenie to nie ma nic wspólnego z takim czy innym kształtem tego przedmiotu, lecz jedynie ze śmiercią Chrystusa na nim, jak to zwiastuje Ewangelia. Ewangelia jest „mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy” (Rz 1,16), nie zaś tych, którzy w taki czy inny sposób wystawiają krzyż na widok publiczny.
Czym jest ta zbawiająca Ewangelia? Paweł tłumaczy jasno: „A przypominam wam, bracia, Ewangelię, którą wam zwiastowałem [...] i przez którą zbawieni jesteście, [...] że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony według Pism...” (1 Kor 15,1-4). Dla wielu szokiem jest odkrycie, że w tej Ewangelii nawet nie wspomniano słowa „krzyż”. Dlaczego? Dlatego że krzyż sam w sobie nie ma znaczenia dla naszego zbawienia. Chrystus musiał wprawdzie umrzeć śmiercią krzyżową, aby wypełnić proroctwo zapowiadające sposób uśmiercenia Mesjasza (Ps 22), nie dlatego jednak, jakoby sam krzyż miał znaczenie dla naszego odkupienia. Podstawową wagę miało przelanie krwi Chrystusowej, zapowiadane już w ofiarach Starego Testamentu, bo „bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia [grzechów]” (Hbr 9,22), „gdyż to krew dokonuje przebłagania za życie” (3 Mojż. 17,11).
Probierz nienawiści i probierz miłości
Nie chcę przez to powiedzieć, że sam krzyż jest zupełnie pozbawiony znaczenia. To, że Chrystus musiał zostać przybity do krzyża, świadczy o przerażającym rozmiarze zła drzemiącego w sercu każdego człowieka. Przybicie do krzyża nagiego człowieka i wystawienie go na widok publiczny, ażeby konał powolną śmiercią pośród wtóru niekończących się drwin i szyderstw gapiów, to najokrutniejsza, najbardziej upokarzająca śmierć, jaką można obmyślić. Lecz właśnie to uczynił śmieszny w swej znikomości człowiek swojemu Stwórcy! Powinniśmy upaść na twarz, zdruzgotani ze zgrozy na myśl o tym fakcie - do krzyża przybiła Chrystusa bowiem nie tylko rozwrzeszczana, spragniona krwi tłuszcza i nie tylko bezwzględni żołnierze, ale przybiły Go tam nasze własne grzechy!
Krzyż zatem pozostaje na całą wieczność świadkiem straszliwej prawdy, iż pod gładką fasadą człowieczego cywilizowania i wykształcenia kryje się serce, które jest „podstępne [...] bardziej niż wszystko inne i zepsute” (Jer 17,9), zdolne do niewyobrażalnego zła, i to nawet względem Boga, który je stworzył i miłuje i który w swej cierpliwości nie przestaje się o nie troszczyć. Czy jest człowiek, który wątpi w przewrotność swego serca? Niechaj taki ktoś spojrzy na krzyż, a skrzywi się z obrzydzenia na myśl o tym, co w nim samym tkwi! Nie dziwię się wcale, że dumni humaniści nienawidzą krzyża.
Obnażając to, co w człowieku złe, krzyż zarazem jednak lepiej niż cokolwiek innego ukazuje dobroć, miłosierdzie i miłość Bożą. Oto w obliczu tak niepojętego zła, tak diabolicznej nienawiści Pan chwały, który jednym słowem mógł zniszczyć całą ziemię i wszystko, co na niej, dał z siebie szydzić, pozwolił się fałszywie oskarżyć, ubiczować i przybić do krzyża! „Uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej” (Flp 2,8). Gdy człowiek posuwał się do najgorszego, Bóg odpowiedział miłością, nie tylko oddając się w ręce swych prześladowców, ale i biorąc na siebie nasze grzechy i sąd, który sprawiedliwie powinien był spaść na nas.
W tym miejscu pojawia się kolejny poważny problem związany z symbolem krzyża, obecnym przede wszystkim w katolickim krucyfiksie, ukazującym Chrystusa nieustannie ukrzyżowanego, podobnie jak jest On nieustannie krzyżowany podczas mszy. W teologii tej nacisk kładzie się na fizyczne cierpienia Chrystusa, tak jak gdyby to one były zapłatą za nasze grzechy. Lecz przecież cierpienia krzyżowe Chrystusa zostały Mu zadane przez człowieka i mogą tylko przemawiać przeciwko nam! Nasze odkupienie dokonało się, bo Mesjasz „za występek Mojego ludu śmiertelnie został zraniony” (Iz 53,8), bo „złożył swoje życie w ofierze” (w. 10), bo „PAN Jego dotknął karą za winę nas wszystkich” (w. 6), bo „ofiarował na śmierć swoją duszę [...] [i] poniósł grzech wielu” (w. 12; por. 1 P 2,24).
Jedyny ratunek
Śmierć Chrystusa to niepodważalny dowód, że sprawiedliwy Bóg nie może pozostawić grzechu bez kary, że kara musi zostać poniesiona - w przeciwnym razie nie będzie przebaczenia. Fakt, że Syn Boży musiał pójść na krzyż, i to pomimo tego, że cierpiąc wewnętrzne katusze wołał do Ojca, aby Mu oszczędził niesienia naszych grzechów: „Ojcze Mój, jeśli można, niech Mnie ten kielich minie...”; Mt 26,39), świadczy o tym, że nie było innego sposobu odkupienia ludzkości. Kiedy Chrystus, bezgrzeszny, doskonały człowiek i umiłowany Syn swego Ojca, zajął nasze miejsce na krzyżu, sąd Boży wylał się na Niego z całą zapalczywością. Jak straszliwy zatem czeka sąd tych, którzy Chrystusa odrzucą i nie przyjmą Jego przebaczenia! Musimy ich ostrzec!
Ostrzegając jednak o nadchodzącym sądzie głośmy zarazem dobrą nowinę: że odkupienie już zostało zapewnione i że przebaczenie jest dostępne dla najgorszych nawet grzeszników. Nie ma bowiem czynu gorszego niż ukrzyżowanie Boga! A jednak to z krzyża Chrystus w nieskończonej miłości i miłosierdziu prosił: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Krzyż zatem dowodzi również, że przebaczenie jest dziś dostępne dla najgorszych grzeszników i za najgorsze grzechy.
Cały artykuł „Pewność krzyża" znajduje się pod adresem; http://www.tiqva.pl/zdrowa-nauka/177-pewno-krzya
Środowiska antychrześcijańskie chętnie pozbyłyby się wszelkich publicznie widocznych symboli krzyża. Krzyż jednak wciąż widnieje - na wieżach kościołów, w procesjach religijnych, często wykonany ze złota, a nawet wysadzany klejnotami. Najczęściej jednak możemy go oglądać w postaci wisiorka dyndającego na łańcuszku czy w uchu. I zastanawiamy się, za sprawą jakiej to przedziwnej alchemii szorstki, poplamiony krwią krzyż, na którym Chrystus cierpiał i umierał za nasze grzechy, zrobił się czyściutki i błyszczący.
Krzyż nie jest magicznym znakiem
Bez względu jednak na modłę, w jakiej jest przedstawiony, czy to jako biżuteria, czy graffiti, krzyż pozostaje powszechnie rozpoznawanym symbolem chrześcijaństwa. I w tym wielki problem. Dlatego że to raczej krzyż sam w sobie niż to, co się na nim dokonało przed blisko 20 wiekami, skupia dziś na sobie uwagę. A to prowadzi do szeregu poważnych błędów. Święty, a nawet rzekomo wyposażony w tajemnicze magiczne moce stał się dziś sam kształt krzyża, wymyślony przecież przez pogan do zadawania okrutnej śmierci. Zrodziło się fałszywe przekonanie, że już sam widok krzyża zapewnia Boską ochronę. Miliony ludzi przesądnie wieszają krzyże w swych domach albo na szyi, albo też czynią „znak krzyża”, by odpędzić zło i odstraszyć demony. Lecz demony lękają się Chrystusa, a nie krzyża; i każdy, kto wywiesza krzyż nie będąc samemu ukrzyżowanym z Chrystusem, czyni to na próżno.
Apostoł Paweł stwierdził: „Albowiem mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą” (1 Kor 1,18). Moc krzyża tkwi zatem nie w jego widoku, ale w głoszeniu go, a głoszenie to nie ma nic wspólnego z takim czy innym kształtem tego przedmiotu, lecz jedynie ze śmiercią Chrystusa na nim, jak to zwiastuje Ewangelia. Ewangelia jest „mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy” (Rz 1,16), nie zaś tych, którzy w taki czy inny sposób wystawiają krzyż na widok publiczny.
Czym jest ta zbawiająca Ewangelia? Paweł tłumaczy jasno: „A przypominam wam, bracia, Ewangelię, którą wam zwiastowałem [...] i przez którą zbawieni jesteście, [...] że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony według Pism...” (1 Kor 15,1-4). Dla wielu szokiem jest odkrycie, że w tej Ewangelii nawet nie wspomniano słowa „krzyż”. Dlaczego? Dlatego że krzyż sam w sobie nie ma znaczenia dla naszego zbawienia. Chrystus musiał wprawdzie umrzeć śmiercią krzyżową, aby wypełnić proroctwo zapowiadające sposób uśmiercenia Mesjasza (Ps 22), nie dlatego jednak, jakoby sam krzyż miał znaczenie dla naszego odkupienia. Podstawową wagę miało przelanie krwi Chrystusowej, zapowiadane już w ofiarach Starego Testamentu, bo „bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia [grzechów]” (Hbr 9,22), „gdyż to krew dokonuje przebłagania za życie” (3 Mojż. 17,11).
Probierz nienawiści i probierz miłości
Nie chcę przez to powiedzieć, że sam krzyż jest zupełnie pozbawiony znaczenia. To, że Chrystus musiał zostać przybity do krzyża, świadczy o przerażającym rozmiarze zła drzemiącego w sercu każdego człowieka. Przybicie do krzyża nagiego człowieka i wystawienie go na widok publiczny, ażeby konał powolną śmiercią pośród wtóru niekończących się drwin i szyderstw gapiów, to najokrutniejsza, najbardziej upokarzająca śmierć, jaką można obmyślić. Lecz właśnie to uczynił śmieszny w swej znikomości człowiek swojemu Stwórcy! Powinniśmy upaść na twarz, zdruzgotani ze zgrozy na myśl o tym fakcie - do krzyża przybiła Chrystusa bowiem nie tylko rozwrzeszczana, spragniona krwi tłuszcza i nie tylko bezwzględni żołnierze, ale przybiły Go tam nasze własne grzechy!
Krzyż zatem pozostaje na całą wieczność świadkiem straszliwej prawdy, iż pod gładką fasadą człowieczego cywilizowania i wykształcenia kryje się serce, które jest „podstępne [...] bardziej niż wszystko inne i zepsute” (Jer 17,9), zdolne do niewyobrażalnego zła, i to nawet względem Boga, który je stworzył i miłuje i który w swej cierpliwości nie przestaje się o nie troszczyć. Czy jest człowiek, który wątpi w przewrotność swego serca? Niechaj taki ktoś spojrzy na krzyż, a skrzywi się z obrzydzenia na myśl o tym, co w nim samym tkwi! Nie dziwię się wcale, że dumni humaniści nienawidzą krzyża.
Obnażając to, co w człowieku złe, krzyż zarazem jednak lepiej niż cokolwiek innego ukazuje dobroć, miłosierdzie i miłość Bożą. Oto w obliczu tak niepojętego zła, tak diabolicznej nienawiści Pan chwały, który jednym słowem mógł zniszczyć całą ziemię i wszystko, co na niej, dał z siebie szydzić, pozwolił się fałszywie oskarżyć, ubiczować i przybić do krzyża! „Uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej” (Flp 2,8). Gdy człowiek posuwał się do najgorszego, Bóg odpowiedział miłością, nie tylko oddając się w ręce swych prześladowców, ale i biorąc na siebie nasze grzechy i sąd, który sprawiedliwie powinien był spaść na nas.
W tym miejscu pojawia się kolejny poważny problem związany z symbolem krzyża, obecnym przede wszystkim w katolickim krucyfiksie, ukazującym Chrystusa nieustannie ukrzyżowanego, podobnie jak jest On nieustannie krzyżowany podczas mszy. W teologii tej nacisk kładzie się na fizyczne cierpienia Chrystusa, tak jak gdyby to one były zapłatą za nasze grzechy. Lecz przecież cierpienia krzyżowe Chrystusa zostały Mu zadane przez człowieka i mogą tylko przemawiać przeciwko nam! Nasze odkupienie dokonało się, bo Mesjasz „za występek Mojego ludu śmiertelnie został zraniony” (Iz 53,8), bo „złożył swoje życie w ofierze” (w. 10), bo „PAN Jego dotknął karą za winę nas wszystkich” (w. 6), bo „ofiarował na śmierć swoją duszę [...] [i] poniósł grzech wielu” (w. 12; por. 1 P 2,24).
Jedyny ratunek
Śmierć Chrystusa to niepodważalny dowód, że sprawiedliwy Bóg nie może pozostawić grzechu bez kary, że kara musi zostać poniesiona - w przeciwnym razie nie będzie przebaczenia. Fakt, że Syn Boży musiał pójść na krzyż, i to pomimo tego, że cierpiąc wewnętrzne katusze wołał do Ojca, aby Mu oszczędził niesienia naszych grzechów: „Ojcze Mój, jeśli można, niech Mnie ten kielich minie...”; Mt 26,39), świadczy o tym, że nie było innego sposobu odkupienia ludzkości. Kiedy Chrystus, bezgrzeszny, doskonały człowiek i umiłowany Syn swego Ojca, zajął nasze miejsce na krzyżu, sąd Boży wylał się na Niego z całą zapalczywością. Jak straszliwy zatem czeka sąd tych, którzy Chrystusa odrzucą i nie przyjmą Jego przebaczenia! Musimy ich ostrzec!
Ostrzegając jednak o nadchodzącym sądzie głośmy zarazem dobrą nowinę: że odkupienie już zostało zapewnione i że przebaczenie jest dostępne dla najgorszych nawet grzeszników. Nie ma bowiem czynu gorszego niż ukrzyżowanie Boga! A jednak to z krzyża Chrystus w nieskończonej miłości i miłosierdziu prosił: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Krzyż zatem dowodzi również, że przebaczenie jest dziś dostępne dla najgorszych grzeszników i za najgorsze grzechy.
Cały artykuł „Pewność krzyża" znajduje się pod adresem; http://www.tiqva.pl/zdrowa-nauka/177-pewno-krzya
Komentarze
Prześlij komentarz