Widziałem Jezusa ... oczy miał piwne ?


Reformatorzy protestowali przeciw katolickiemu kultowi obrazów, który uważali za formę bałwochwalstwa. Odrzucając niezbędne reformy, Sobór Trydencki usprawiedliwił utrzymanie tego kultu, który do dziś stanowi ważny element katolickiej pobożności. Fakt, iż wielu "świętych" stosowało tę metodę i że tak wielu osobom obrazy pomagały w modlitwie i oddawaniu czci Bogu, wystarczył do złamania biblijnych zakazów. Już wtedy było bardzo źle.  Lecz ostatnio, głównie pod wpływem psychologii Junga, zarówno protestanci jaki i katolicy stosują jeszcze bardziej niebezpieczną odmianę bałwochwalstwa: wizualizację obrazów, które ożywają, a nawet mówią!

Richard Foster obiecuje, że poprzez wizualizację Chrystusa w niektórych sytuacjach z Jego życia opisanych w Ewangeliach, można się z Nim spotkać i rozmawiać z Nim: "Możecie spotkać żywego Chrystusa w tych wydarzeniach, słyszeć jego głos (...) odczuć dotyk Jego uzdrawiającej mocy (...) Jezus Chrystus rzeczywiście przyjdzie do Was".  Rzeczywiście można nawiązać w ten sposób kontakt ze światem duchowym — ale nie z Bogiem czy samym Chrystusem. Nie można wezwać Jezusa, który siedzi po prawicy Ojca, żeby do nas przybył — lecz każdy demon będzie szczęśliwy, jeśli mu pozwolimy udawać Jezusa i chętnie to uczyni.

Carl Jung, jeden z twórców psychologii, wielce podziwiany we współczesnym Kościele ewangelicznym, sam był w kontakcie z demonami. Z początku w snach, potem w wizjach i w końcu przy pełnej świadomości (gdy granica między rzeczywistością a złudzeniem zatarła się u niego niemal zupełnie) Jung doświadczał wielu "nawiedzeń i objawień" ze świata duchowego, doświadczając nawet spotkań z "Bogiem" i "Duchem Świętym" zstępującym nań "w postaci gołębicy".

Liczba chrześcijańskich psychologów i ludzi zajmujących się uzdrowieniem wewnętrznym, którzy uprawiają terapię przy pomocy wizualizacji wydarzeń z przeszłości, jest zbyt wielka, żeby ich wyliczać. Niechaj wystarczy jeden przykład. Calvin Miller, autor wielu chrześcijańskich bestsellerów i szanowany nauczyciel biblijny, jest liderem w procesie wprowadzania tysięcy chrześcijan w okultyzm. Pisze on, co następuje:

"Jedne drzwi otwierają drogę do świata duchowego: wyobraźnia. (...) Aby naśladować Chrystusa, musimy stworzyć w naszych umysłach niewidzialny, Boży świat, bo inaczej nie wejdziemy tam nigdy. W ten sposób stwarzamy Chrystusa w naszych umysłach."

Jaki to będzie "Chrystus"? Czytajmy dalej: "Wyobraźnia będzie grała główną rolę w naszej relacji z Chrystusem (...) w moich rozmowach z Chrystusem (...) upajam się chwałą Jego orzechowych oczu (...) Jego kasztanowych włosów. (...) Co? Nie zgadzacie się? Jego włosy są czarne? Oczy piwne? Jak sobie życzycie. (...) Jego obraz musi być realny dla Was i dla mnie, nawet jeśli nie jest taki sam. Jednakże kluczem do [duchowej] witalności jest [wizualizowany] obraz." 

Zatem który z Chrystusów, pojawiających się według obietnic Richarda Fostera, jest prawdziwy — ten z orzechowymi oczami i kasztanowymi włosami, czy ten czarnowłosy o piwnych oczach? Oczywiście żaden z nich. Mamy do czynienia ze złudzeniem, co jest jasne dla każdego, kto trzeźwo myśli. Jedynym wytłumaczeniem faktu, że tysiące (a nawet miliony) zdawałoby się szczerych i inteligentnych chrześcijan dają się wprowadzić w tak poważny błąd, są słowa apostoła Pawła o czasach ostatecznych: "I dlatego zsyła Bóg na nich ostry obłęd, tak iż wierzą kłamstwu, aby zostali osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie (...)" [II Tes. 2:10-11].

Artykuł pochodzi z książki; "Psychologia a kościół", cała książka w PDF znajduje się pod adresem: http://www.tiqva.pl/component/attachments/download/3

Komentarze

Popularne posty