Wolni czy bezwolni
Wygląda na to, że kalwinizm zyskuje na popularności i powoduje w kościołach sporo podziałów. Myślę, że to ważny temat, a nie przypominam sobie, żeby się pan kiedyś o nim wypowiadał.
Wypowiadałem się parokrotnie na łamach The Berean Call, a także w książkach Whatever Happened to Heaven? i How Close Are We? W naszym biuletynie staramy się skupiać na tym, co zniekształca Ewangelię, a nie uważam tradycyjnego kalwinizmu za fałszywą ewangelię. Co nie zmienia faktu, iż zawiera on niebiblijne nauki. Mam kilku bliskich przyjaciół kalwinistów. Spieraliśmy się o nasze poglądy, ale ponieważ każdy został przy swoim zdaniu, zaprzestaliśmy sporów.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że istotne jest, czy wierzymy, że człowiek jest do gruntu zepsuty, czy też zachęcany przez Ducha Świętego może dokonywać dobrych wyborów duchowych i moralnych. Czy Bóg chce, aby tylko garstka zwana „wybranymi” była zbawiona, czy też chce, aby „wszyscy ludzie” byli zbawieni (1 Tm 2,4; 2 P 3,9)? Czy Chrystus umarł tylko za grzechy „wybranych”, czy też za grzechy „całego świata” (J 1,29; 1 J 2,2)? Aby przedyskutować te różnice, musimy wyeliminować kilka popularnych błędnych poglądów.
Po pierwsze, odrzucenie kalwinizmu nie musi być równoznaczne z akceptacją arminianizmu. W wieczne bezpieczeństwo chrześcijanina wierzy wielu nie-kalwinistów, którzy mają względem kalwinizmu inne wątpliwości. Po drugie, przedmiotem sporu nie jest kwestia Bożej suwerenności. Bóg jest Garncarzem, my jesteśmy gliną, i glina nie może się skarżyć na to, co Bóg z nią robi. Chodzi natomiast o to, czy Bóg w swej mocy dał człowiekowi władzę podejmowania autentycznych wyborów moralnych i duchowych, czy też człowiek jest do cna zepsuty i nie jest w stanie dokonać wyboru na rzecz Boga i dobra. Zgodnie z Biblią nie możemy przyjść do Boga i Chrystusa, jeśli On sam nie przyciągnie nas swoim Duchem. Jeśli jednak już nas przyciągnie, to czy autentycznie odpowiadamy na Jego głos, czy też zostajemy do tej odpowiedzi przymuszeni przez „nieodpartą łaskę”? Czy naprawdę z głębi serca miłujemy Boga (miłość jest nieodłącznie związana z prawem wyboru), czy też tylko łudzimy się, myśląc, że szczerze kochamy?
Przedmiotem sporu nie jest też sprawa zasługiwania ludzi na piekło. Wszyscy zasługujemy na piekło i Bóg miałby wszelką rację po swojej stronie, gdyby nas wszystkich na wieki do niego zesłał. Pytanie natomiast brzmi: czy Bóg chce, aby ktokolwiek szedł do piekła? Biblia mówi, że Bóg „nie chce, aby ktokolwiek zginął” i że „ogień wieczny” został przygotowany nie dla ludzi, ale „dla diabła i aniołów jego” (Mt 25,41). Tymczasem według kalwinizmu Bóg chce, aby wielu zginęło. Gdyby tego nie chciał, mógłby przecież objąć „nieodpartą łaską” wszystkich ludzi - i wszyscy poszliby do nieba. Czy taki jest Bóg ukazany w Biblii?
Adam i Ewa z pewnością nie byli zepsuci, a już na pewno nie „źli do cna”, jak to dziś twierdzi kalwinizm o człowieku. Nie zepsucie moralne skłoniło zatem Adama i Ewę do buntu i grzechu. Trudno oprzeć się pytaniu, dlaczego Bóg nie objął ich kalwińską „nieodpartą łaską” i nie uchronił w ten sposób przed dalszym grzechem, chorobą, cierpieniem itd. Można się też zastanawiać, dlaczego życie chrześcijan, którzy uwierzyli dzięki „nieodpartej łasce”, pozostawia wiele do życzenia. Czy niektórzy chrześcijanie, dajmy na to Paweł, to giganci wiary dlatego, że Bóg ich takimi uczynił, innym zaś się nie wiedzie, bo Bóg z nieznanych przyczyn nie daje im dość łaski? Jaki w takim razie byłby sens sądu przed tronem Chrystusa i po cóż byłyby nagrody dla wierzących, skoro to sam Bóg sprawia, że jedni żyją owocnie, innym zaś odmawia tej łaski, tak iż nie żyją owocnie? Czy człowiek istotnie nie jest za nic odpowiedzialny?
Czy jesteśmy robotami?
Bóg jest suwerenny, zawsze taki był i zawsze będzie. Jego suwerenność nie zapobiegła jednak buntowi szatana w niebie ani buntowi Adama i Ewy w Edenie. Podejmowano wybory niezgodne z wolą Bożą. Nie było wolą Bożą, aby świat był pełen zepsucia, aborcji, zabójstw, pożądliwości, wojen itd. Bóg do nich dopuszcza, ale nie jest to zgodne z jego doskonałą wolą. Kalwinizm jednak kładzie na suwerenność Bożą nieproporcjonalny nacisk, tak iż to Boga trzeba koniec końców obarczyć odpowiedzialnością za wszelkie zło. Dlaczego? Bo do cna zepsuty człowiek może jedynie grzeszyć, chyba że go Bóg przed tym powstrzyma, co mógłby uczynić, gdyby tylko chciał, względem wszystkich ludzi dzięki nieodpartej łasce.
Owszem, Bóg może uczynić to, czego pragnie. Mógłby nas wszystkich wtrącić do piekła, bo na to zasługujemy. Jednakże bezstronny czytelnik biorąc Biblię do ręki i na zdrowy rozum pojmując jej treść z pewnością dojdzie do wniosku, że Bóg bez wątpienia chciałby zbawić cały świat i że Chrystus przyszedł, aby umrzeć za grzechy całego świata i umożliwić zbawienie każdemu. Wynika to z mnóstwa fragmentów, zawierających takie słowa jak „który gładzi grzech świata”, „Bóg tak umiłował świat”, „aby świat był przez Niego zbawiony”, „nie przyszedłem sądzić świata, ale świat zbawić”, „posłał Syna jako Zbawiciela świata” (J 1,29; 3,16-17; 4,42; 12,47; 1 J 4,14). Są też wersety takie jak: „Każdy więc, kto słucha tych słów Moich”, „każdy, kto przychodzi do Mnie”, „każdy, kto w Niego wierzy”, „każdy, kto grzeszy”, „każdy, kto we Mnie wierzy”, „każdy, kto wezwie imienia Pańskiego”, „kto chce, niech darmo weźmie wodę żywota” itd. (Mt 7,24; Łk 6,47; J 3,15-16; 8,34; 12,46; Dz 2,21; Rz 10,11; Obj 22,17). Dla przeciętnego czytelnika słowa „każdy” i „kto” odnoszą się do dowolnego człowieka, bez żadnych ograniczeń, nie zaś do elity zwanej „wybranymi”. Jeśli ten sam czytelnik bezstronnie podejdzie do słów takich jak: „Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni”, „chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” czy „Pan nie chce, aby ktokolwiek zginął lecz chce, aby wszyscy przyszli do upamiętania” itd. (Mt 11,28; 1 Tm 2,4-6; 2 P 3,9), uznając, że „wszyscy” oznacza wszystkich, a „ktokolwiek” odnosi się do każdego, skonstatuje, że Bóg oferuje zbawienie darmo każdemu człowiekowi.
Kalwinista natomiast, przekonany o całkowitym zepsuciu człowieka i nieodpartej łasce, zakłada, że Bóg nie tylko musi grzeszników przyciągnąć do Siebie, ale i siłą nakłonić ich do przyjęcia Chrystusa. Kalwinista opowiada się więc w tym miejscu raczej za ezoterycznym niż za zdroworozsądkowym pojmowaniem Słowa Bożego. Przyjmuje bowiem, że słowa takie jak „wszyscy”, „każdy”, „ktokolwiek”, „świat” itd., nieomal zawsze odnoszące się do ogółu, odnoszą się tylko do grupy wybranych. W jakich przypadkach? W takich, które kalwinizm uzna za właściwe.
Czyż nie jest to nadinterpretacja, pogląd wtłoczony w Pismo, a nie z niego wywiedziony? O sztuczności takiego stanowiska świadczy konieczność przeinterpretowania całości Pisma w sposób, który gwałci oczywiste znaczenie słów. Bóg wielokrotnie wzywa ludzi: „Wybierzcie dziś, komu będziecie służyć”, według kalwinizmu jednak wyboru takiego nie może dokonać żaden człowiek, jeśli Bóg nie zmusi go do wybrania Go poprzez nieodpartą łaskę. Bóg raz po raz błaga swój lud Izrael ustami proroków, aby nawrócili się i odwrócili od grzechu, tak aby nie musiał odbyć nad nimi sądu. Płacze nad Izraelem, opóźnia swój sąd, posyła proroków z ostrzeżeniami, aż w końcu, acz niechętnie, decyduje się wymierzyć sprawiedliwość. Lecz nie przestaje wzywać do nawrócenia - po co jednak, skoro lud jest do cna zepsuty i nie nawróci się, jeśli sam Bóg nie zaoferuje im nieodpartej łaski? Jednakże On skąpi im tej łaski, przy czym potępia ich, mimo że przecież czynią tylko to, co bez tej łaski są w stanie uczynić i czemu tylko On mógłby zapobiec, gdyby tejże łaski im udzielił, czego z nieznanych powodów uczynić nie chce.
Jezus płacze nad Jeruzalemem: „Ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście!” (Mt 23,37). Nie mógł Chrystus jaśniej dać do zrozumienia, że prawdziwie chce im błogosławić, lecz oni Go odrzucili. Kalwinizm zmienia całkowicie wymowę tych faktów. Jeśli jerozolimczycy są do cna zepsuci, to nie są w stanie w Niego uwierzyć, póki On sam ich do tego nie nakłoni poprzez nieodpartą łaskę. Słowa: „chciałem” i „nie chcieliście” w interpretacji kalwińskiej nabierają więc brzmienia: „nie chciałem” i „nie mogliście”. Jeśli stać ich było jedynie na odrzucenie Go, bo przecież byli do cna zepsuci, dlaczego Jezus ubolewa nad nimi i błaga o nawrócenie, jednocześnie skąpiąc im nieodpartej łaski, niezbędnej do posłuszeństwa tym Jego błaganiom? Nie takie wnioski myśląca osoba wysnuje z Biblii. Jest to sztuczna nadinterpretacja, służąca określonemu dogmatowi.
Gdybym spuścił linę do studni do głębokości 10 metrów ponad głowę człowieka, który w niej tonie, i zaklinał tonącego, aby się jej uchwycił, a wyciągnę go - czy taki mój postępek nie zostałby uznany za szyderstwo? I gdybym na dodatek ganił go za opieszałość w złapaniu nieosiągalnej liny, czy nie miałby podstaw marzyć, że pewnego dnia się ze mną policzy? Jak zdołałbym przekonać kogokolwiek przy zdrowych zmysłach, że naprawdę chciałem uratować człowieka, tylko że on tego nie chciał? Jakże więc Bóg może chcieć zbawić tych, którym postanowił nie udzielać nieodpartej łaski, skoro jest ona jedynym środkiem mogącym doprowadzić ich do wiary w Ewangelię?
Czy zatem nauka kalwinizmu nie ukazuje skazy na Bożym charakterze? Czy nie odmalowuje przed nami Boga, który nie kocha wszystkich ludzi na tyle, by życzyć im nieba, Boga, który posłał Chrystusa, aby umarł tylko za wybranych, a nie za wszystkich? Nie znajdujemy tymczasem podstaw, dlaczego Bóg, który nie jest stronniczy, miałby wybrać tego, a nie tamtego (nie ma zresztą w nas nic, co mogłoby w ogóle skłonić Go do wybrania kogokolwiek).
Jeśli kalwinista odczytując wersety o tym, że Bóg kocha cały świat, że nie chce, aby ktokolwiek zginął, i że chce, aby wszyscy doszli do poznania prawdy, itd., odnosi słowa „świat”, „każdy” i „ktokolwiek” tylko do grupy wybranych, to zmienia sens tych wersetów i czyni je sprzecznymi z resztą Biblii. A istnieje przynajmniej jeden werset, w którym to sztucznie narzucone znaczenie nie będzie miało żadnego sensu: „On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata” (1 J 2,2). Słowo „nasze” odnosi się bez wątpienia do wybranych, a słowa „cały świat” do reszty ludzi.
Trudno powiedzieć jaśniej, że krew Chrystusa została wylana nie tylko za wybranych, ale i za grzechy całego świata. Nauka o ograniczonym przebłaganiu upada więc, a wraz z nią znakomita część kalwinizmu. Bóg okazuje się w całej pełni Bogiem, który jest miłością, który naprawdę kocha wszystkich ludzi tak bardzo, że uczynił wszystko, co potrzebne, aby zbawić cały świat. Chrystus zapłacił cenę za wszystkich, Duch Święty stara się przekonać i przyciągnąć każdego człowieka. Jeśli zatem ktoś znajdzie się na wieki w piekle, to stanie się to nie dlatego, że Bóg mógł, ale nie chciał go zbawić poprzez udzielenie mu nieodpartej łaski. Znajdzie się tam dlatego, że odrzucił zbawienie, które Bóg przygotował i darmo oferuje każdemu.
The Berean Call sierpień 2000.
Żródło: http://www.tiqva.pl/bezdroa-bdu/20-wolni-czy-bezwolni
Wypowiadałem się parokrotnie na łamach The Berean Call, a także w książkach Whatever Happened to Heaven? i How Close Are We? W naszym biuletynie staramy się skupiać na tym, co zniekształca Ewangelię, a nie uważam tradycyjnego kalwinizmu za fałszywą ewangelię. Co nie zmienia faktu, iż zawiera on niebiblijne nauki. Mam kilku bliskich przyjaciół kalwinistów. Spieraliśmy się o nasze poglądy, ale ponieważ każdy został przy swoim zdaniu, zaprzestaliśmy sporów.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że istotne jest, czy wierzymy, że człowiek jest do gruntu zepsuty, czy też zachęcany przez Ducha Świętego może dokonywać dobrych wyborów duchowych i moralnych. Czy Bóg chce, aby tylko garstka zwana „wybranymi” była zbawiona, czy też chce, aby „wszyscy ludzie” byli zbawieni (1 Tm 2,4; 2 P 3,9)? Czy Chrystus umarł tylko za grzechy „wybranych”, czy też za grzechy „całego świata” (J 1,29; 1 J 2,2)? Aby przedyskutować te różnice, musimy wyeliminować kilka popularnych błędnych poglądów.
Po pierwsze, odrzucenie kalwinizmu nie musi być równoznaczne z akceptacją arminianizmu. W wieczne bezpieczeństwo chrześcijanina wierzy wielu nie-kalwinistów, którzy mają względem kalwinizmu inne wątpliwości. Po drugie, przedmiotem sporu nie jest kwestia Bożej suwerenności. Bóg jest Garncarzem, my jesteśmy gliną, i glina nie może się skarżyć na to, co Bóg z nią robi. Chodzi natomiast o to, czy Bóg w swej mocy dał człowiekowi władzę podejmowania autentycznych wyborów moralnych i duchowych, czy też człowiek jest do cna zepsuty i nie jest w stanie dokonać wyboru na rzecz Boga i dobra. Zgodnie z Biblią nie możemy przyjść do Boga i Chrystusa, jeśli On sam nie przyciągnie nas swoim Duchem. Jeśli jednak już nas przyciągnie, to czy autentycznie odpowiadamy na Jego głos, czy też zostajemy do tej odpowiedzi przymuszeni przez „nieodpartą łaskę”? Czy naprawdę z głębi serca miłujemy Boga (miłość jest nieodłącznie związana z prawem wyboru), czy też tylko łudzimy się, myśląc, że szczerze kochamy?
Przedmiotem sporu nie jest też sprawa zasługiwania ludzi na piekło. Wszyscy zasługujemy na piekło i Bóg miałby wszelką rację po swojej stronie, gdyby nas wszystkich na wieki do niego zesłał. Pytanie natomiast brzmi: czy Bóg chce, aby ktokolwiek szedł do piekła? Biblia mówi, że Bóg „nie chce, aby ktokolwiek zginął” i że „ogień wieczny” został przygotowany nie dla ludzi, ale „dla diabła i aniołów jego” (Mt 25,41). Tymczasem według kalwinizmu Bóg chce, aby wielu zginęło. Gdyby tego nie chciał, mógłby przecież objąć „nieodpartą łaską” wszystkich ludzi - i wszyscy poszliby do nieba. Czy taki jest Bóg ukazany w Biblii?
Adam i Ewa z pewnością nie byli zepsuci, a już na pewno nie „źli do cna”, jak to dziś twierdzi kalwinizm o człowieku. Nie zepsucie moralne skłoniło zatem Adama i Ewę do buntu i grzechu. Trudno oprzeć się pytaniu, dlaczego Bóg nie objął ich kalwińską „nieodpartą łaską” i nie uchronił w ten sposób przed dalszym grzechem, chorobą, cierpieniem itd. Można się też zastanawiać, dlaczego życie chrześcijan, którzy uwierzyli dzięki „nieodpartej łasce”, pozostawia wiele do życzenia. Czy niektórzy chrześcijanie, dajmy na to Paweł, to giganci wiary dlatego, że Bóg ich takimi uczynił, innym zaś się nie wiedzie, bo Bóg z nieznanych przyczyn nie daje im dość łaski? Jaki w takim razie byłby sens sądu przed tronem Chrystusa i po cóż byłyby nagrody dla wierzących, skoro to sam Bóg sprawia, że jedni żyją owocnie, innym zaś odmawia tej łaski, tak iż nie żyją owocnie? Czy człowiek istotnie nie jest za nic odpowiedzialny?
Czy jesteśmy robotami?
Bóg jest suwerenny, zawsze taki był i zawsze będzie. Jego suwerenność nie zapobiegła jednak buntowi szatana w niebie ani buntowi Adama i Ewy w Edenie. Podejmowano wybory niezgodne z wolą Bożą. Nie było wolą Bożą, aby świat był pełen zepsucia, aborcji, zabójstw, pożądliwości, wojen itd. Bóg do nich dopuszcza, ale nie jest to zgodne z jego doskonałą wolą. Kalwinizm jednak kładzie na suwerenność Bożą nieproporcjonalny nacisk, tak iż to Boga trzeba koniec końców obarczyć odpowiedzialnością za wszelkie zło. Dlaczego? Bo do cna zepsuty człowiek może jedynie grzeszyć, chyba że go Bóg przed tym powstrzyma, co mógłby uczynić, gdyby tylko chciał, względem wszystkich ludzi dzięki nieodpartej łasce.
Owszem, Bóg może uczynić to, czego pragnie. Mógłby nas wszystkich wtrącić do piekła, bo na to zasługujemy. Jednakże bezstronny czytelnik biorąc Biblię do ręki i na zdrowy rozum pojmując jej treść z pewnością dojdzie do wniosku, że Bóg bez wątpienia chciałby zbawić cały świat i że Chrystus przyszedł, aby umrzeć za grzechy całego świata i umożliwić zbawienie każdemu. Wynika to z mnóstwa fragmentów, zawierających takie słowa jak „który gładzi grzech świata”, „Bóg tak umiłował świat”, „aby świat był przez Niego zbawiony”, „nie przyszedłem sądzić świata, ale świat zbawić”, „posłał Syna jako Zbawiciela świata” (J 1,29; 3,16-17; 4,42; 12,47; 1 J 4,14). Są też wersety takie jak: „Każdy więc, kto słucha tych słów Moich”, „każdy, kto przychodzi do Mnie”, „każdy, kto w Niego wierzy”, „każdy, kto grzeszy”, „każdy, kto we Mnie wierzy”, „każdy, kto wezwie imienia Pańskiego”, „kto chce, niech darmo weźmie wodę żywota” itd. (Mt 7,24; Łk 6,47; J 3,15-16; 8,34; 12,46; Dz 2,21; Rz 10,11; Obj 22,17). Dla przeciętnego czytelnika słowa „każdy” i „kto” odnoszą się do dowolnego człowieka, bez żadnych ograniczeń, nie zaś do elity zwanej „wybranymi”. Jeśli ten sam czytelnik bezstronnie podejdzie do słów takich jak: „Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni”, „chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” czy „Pan nie chce, aby ktokolwiek zginął lecz chce, aby wszyscy przyszli do upamiętania” itd. (Mt 11,28; 1 Tm 2,4-6; 2 P 3,9), uznając, że „wszyscy” oznacza wszystkich, a „ktokolwiek” odnosi się do każdego, skonstatuje, że Bóg oferuje zbawienie darmo każdemu człowiekowi.
Kalwinista natomiast, przekonany o całkowitym zepsuciu człowieka i nieodpartej łasce, zakłada, że Bóg nie tylko musi grzeszników przyciągnąć do Siebie, ale i siłą nakłonić ich do przyjęcia Chrystusa. Kalwinista opowiada się więc w tym miejscu raczej za ezoterycznym niż za zdroworozsądkowym pojmowaniem Słowa Bożego. Przyjmuje bowiem, że słowa takie jak „wszyscy”, „każdy”, „ktokolwiek”, „świat” itd., nieomal zawsze odnoszące się do ogółu, odnoszą się tylko do grupy wybranych. W jakich przypadkach? W takich, które kalwinizm uzna za właściwe.
Czyż nie jest to nadinterpretacja, pogląd wtłoczony w Pismo, a nie z niego wywiedziony? O sztuczności takiego stanowiska świadczy konieczność przeinterpretowania całości Pisma w sposób, który gwałci oczywiste znaczenie słów. Bóg wielokrotnie wzywa ludzi: „Wybierzcie dziś, komu będziecie służyć”, według kalwinizmu jednak wyboru takiego nie może dokonać żaden człowiek, jeśli Bóg nie zmusi go do wybrania Go poprzez nieodpartą łaskę. Bóg raz po raz błaga swój lud Izrael ustami proroków, aby nawrócili się i odwrócili od grzechu, tak aby nie musiał odbyć nad nimi sądu. Płacze nad Izraelem, opóźnia swój sąd, posyła proroków z ostrzeżeniami, aż w końcu, acz niechętnie, decyduje się wymierzyć sprawiedliwość. Lecz nie przestaje wzywać do nawrócenia - po co jednak, skoro lud jest do cna zepsuty i nie nawróci się, jeśli sam Bóg nie zaoferuje im nieodpartej łaski? Jednakże On skąpi im tej łaski, przy czym potępia ich, mimo że przecież czynią tylko to, co bez tej łaski są w stanie uczynić i czemu tylko On mógłby zapobiec, gdyby tejże łaski im udzielił, czego z nieznanych powodów uczynić nie chce.
Jezus płacze nad Jeruzalemem: „Ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście!” (Mt 23,37). Nie mógł Chrystus jaśniej dać do zrozumienia, że prawdziwie chce im błogosławić, lecz oni Go odrzucili. Kalwinizm zmienia całkowicie wymowę tych faktów. Jeśli jerozolimczycy są do cna zepsuci, to nie są w stanie w Niego uwierzyć, póki On sam ich do tego nie nakłoni poprzez nieodpartą łaskę. Słowa: „chciałem” i „nie chcieliście” w interpretacji kalwińskiej nabierają więc brzmienia: „nie chciałem” i „nie mogliście”. Jeśli stać ich było jedynie na odrzucenie Go, bo przecież byli do cna zepsuci, dlaczego Jezus ubolewa nad nimi i błaga o nawrócenie, jednocześnie skąpiąc im nieodpartej łaski, niezbędnej do posłuszeństwa tym Jego błaganiom? Nie takie wnioski myśląca osoba wysnuje z Biblii. Jest to sztuczna nadinterpretacja, służąca określonemu dogmatowi.
Gdybym spuścił linę do studni do głębokości 10 metrów ponad głowę człowieka, który w niej tonie, i zaklinał tonącego, aby się jej uchwycił, a wyciągnę go - czy taki mój postępek nie zostałby uznany za szyderstwo? I gdybym na dodatek ganił go za opieszałość w złapaniu nieosiągalnej liny, czy nie miałby podstaw marzyć, że pewnego dnia się ze mną policzy? Jak zdołałbym przekonać kogokolwiek przy zdrowych zmysłach, że naprawdę chciałem uratować człowieka, tylko że on tego nie chciał? Jakże więc Bóg może chcieć zbawić tych, którym postanowił nie udzielać nieodpartej łaski, skoro jest ona jedynym środkiem mogącym doprowadzić ich do wiary w Ewangelię?
Czy zatem nauka kalwinizmu nie ukazuje skazy na Bożym charakterze? Czy nie odmalowuje przed nami Boga, który nie kocha wszystkich ludzi na tyle, by życzyć im nieba, Boga, który posłał Chrystusa, aby umarł tylko za wybranych, a nie za wszystkich? Nie znajdujemy tymczasem podstaw, dlaczego Bóg, który nie jest stronniczy, miałby wybrać tego, a nie tamtego (nie ma zresztą w nas nic, co mogłoby w ogóle skłonić Go do wybrania kogokolwiek).
Jeśli kalwinista odczytując wersety o tym, że Bóg kocha cały świat, że nie chce, aby ktokolwiek zginął, i że chce, aby wszyscy doszli do poznania prawdy, itd., odnosi słowa „świat”, „każdy” i „ktokolwiek” tylko do grupy wybranych, to zmienia sens tych wersetów i czyni je sprzecznymi z resztą Biblii. A istnieje przynajmniej jeden werset, w którym to sztucznie narzucone znaczenie nie będzie miało żadnego sensu: „On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata” (1 J 2,2). Słowo „nasze” odnosi się bez wątpienia do wybranych, a słowa „cały świat” do reszty ludzi.
Trudno powiedzieć jaśniej, że krew Chrystusa została wylana nie tylko za wybranych, ale i za grzechy całego świata. Nauka o ograniczonym przebłaganiu upada więc, a wraz z nią znakomita część kalwinizmu. Bóg okazuje się w całej pełni Bogiem, który jest miłością, który naprawdę kocha wszystkich ludzi tak bardzo, że uczynił wszystko, co potrzebne, aby zbawić cały świat. Chrystus zapłacił cenę za wszystkich, Duch Święty stara się przekonać i przyciągnąć każdego człowieka. Jeśli zatem ktoś znajdzie się na wieki w piekle, to stanie się to nie dlatego, że Bóg mógł, ale nie chciał go zbawić poprzez udzielenie mu nieodpartej łaski. Znajdzie się tam dlatego, że odrzucił zbawienie, które Bóg przygotował i darmo oferuje każdemu.
The Berean Call sierpień 2000.
Żródło: http://www.tiqva.pl/bezdroa-bdu/20-wolni-czy-bezwolni
Komentarze
Prześlij komentarz