Kogo się bać: ludzi czy Boga?
Rozważmy podobnie
przygnębiający przykład. W piśmie The Catholic Herald z 2 czerwca 1993
roku poinformowano, że rabin Howard Hirsch z Temple Shalom w Colorado
Springs i biskup rzymskokatolicki w tym mieście Richard Hanifen byli
oburzeni faktem „ewangelizowania w szkole młodzieży wyznania żydowskiego
i katolickiego”. Obaj spotkali się w tej sprawie z miejscowymi
przywódcami ewangelikalnymi, którzy zgodzili się, że ewangelizacja tego
rodzaju jest niewłaściwa. Wierzącym uczniom udzielono nagany, że
usiłowali ocalić od potępienia swoich kolegów i dochowali posłuszeństwa
Chrystusowi, „głosząc Ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Mk 16,15).
Podpisano zatem „Przymierze o wzajemnym poszanowaniu”, w którym strony -
„oddane ideom sprawiedliwości, miłosierdzia, prawości i pokoju dla
wszystkich” - zobowiązały się szanować swoje zróżnicowane przekonania i
unikać „polaryzacji”. Wyobraźmy sobie Piotra, Jakuba czy Jana, jak po
wydanym przez Sanhedryn zakazie głoszenia Ewangelii podpisują
zobowiązanie o zaprzestaniu takiej działalności ze względu na
poszanowanie zróżnicowanych wierzeń obywateli cesarstwa rzymskiego!
Wyobraźmy sobie Eliasza podpisującego taką ugodę z prorokami Baala albo
apostoła Pawła uzgadniającego zawieszenie broni z judaizującymi
chrześcijanami bądź faryzeuszami w Jerozolimie albo pogańskimi kapłanami
w Efezie. Gdyby Jezus poszedł na taki układ z uczonymi w Piśmie, nigdy
nie zawisłby na krzyżu!
Przymierze to opublikowano w lokalnej prasie pod tytułem „Poselstwo do mieszkańców Colorado Springs”, a prócz Hirscha i Hanifena podpisały je takie osobistości jak prezes Focus on the Family [organizacja Jamesa Dobsona], prezes International Students Inc., dyrektor Institute of Youth Ministries, dyrektor Misji Nawigatorów na teren USA oraz wielu miejscowych duszpasterzy, część ewangelikalnych, a część nie. Lauren Libby, wiceprezes Nawigatorów, pochwalił ten przedziwny kompromis: „Dobrze widzieć Ciało Chrystusa w Colorado Springs zjednoczone”. Owszem, byłoby to dobre, gdyby jednak zjednoczyło się ono na gruncie prawdy.
Wszędzie dostrzegamy obfity owoc lęku przed ludźmi i na pozór chwalebnego pragnienia przypodobania się im. Cierpi z tej przyczyny każda rodzina. Najtrudniej świadczyć własnym domownikom. Uczciwe podzielenie się Ewangelią często kończy się zerwaniem więzów rodzinnych i towarzyskich. Podobna presja, aby unikać sytuacji potencjalnie krępujących, panuje też w różnych kręgach towarzyskich i klubach, jak np. Rotarianie. Chrześcijanie przestają być sługami Chrystusa, z lęku, że prawda może urazić ich przyjaciół. Niestety, podobny lęk spotyka się też w grupach wierzących.
Lęk przed ludźmi opanował Koalicję Chrześcijańską Pata Robertsona, gdzie chrześcijanie ewangelikalni, katolicy, mormoni, humaniści oraz przedstawiciele innych światopoglądów zjednoczyli się w działaniach na rzecz konserwatywnych celów politycznych i społecznych. Nie ma tam miejsca na uczciwe świadectwo o Chrystusie, gdyż takie „uraziłoby” co poniektórych członków koalicji i spowodowało jej rozpad. W wielu grupach tego rodzaju chrześcijanie muszą nabrać wody w usta w sprawach istotnych dla wieczności i oddać się czynieniu dobra o znaczeniu jedynie doczesnym.
To lęk przed ludźmi zrodził pojęcie „poprawności politycznej”. Członek danej partii musi trzymać się jej linii, jeśli chce zrobić karierę. Ta niewidzialna, a przecież jakże skuteczna metoda zastraszania nazywa się „establishmentem”. Dostrzegamy ją w środowisku naukowym, gdzie wielu uczonych zdając sobie sprawę, że teoria ewolucji to fałszerstwo, mimo to nie mówi o tym głośno, obawiając się o posadę. Świat chrześcijański wpadł w te same sidła. Nieraz spotykam przywódców, którzy zgadzają się ze mną, gdy rozmawiamy prywatnie, lecz publicznie dystansują się ode mnie, a nawet krytykują mnie, bojąc się urazić takie czy inne osoby wpływowe.
W sidła te wpadły też chrześcijańskie mass media. Gościowi sieci telewizyjnych CBN czy TBN, a nawet Moody Radio i innych nie wolno powiedzieć nic, co mogłoby urazić słuchaczy i sponsorów, wskutek czego często nie można powiedzieć tam prawdy w miłości. Ogromnymi wpływami dysponuje establishment „psychologii chrześcijańskiej”. Odmawia mi się wstępu do większości chrześcijańskich stacji radiowych i telewizyjnych, gdyż to, co mówię, podważa zaufanie do ogromnego i bardzo zyskownego biznesu, który przynosi radiu chrześcijańskiemu największe wpływy z reklamy.
Cały artykuł „Niebezpieczne sidła" znajduje się pod adresem; http://www.tiqva.pl/zdrowa-nauka/90-niebezpieczne-sida-
Przymierze to opublikowano w lokalnej prasie pod tytułem „Poselstwo do mieszkańców Colorado Springs”, a prócz Hirscha i Hanifena podpisały je takie osobistości jak prezes Focus on the Family [organizacja Jamesa Dobsona], prezes International Students Inc., dyrektor Institute of Youth Ministries, dyrektor Misji Nawigatorów na teren USA oraz wielu miejscowych duszpasterzy, część ewangelikalnych, a część nie. Lauren Libby, wiceprezes Nawigatorów, pochwalił ten przedziwny kompromis: „Dobrze widzieć Ciało Chrystusa w Colorado Springs zjednoczone”. Owszem, byłoby to dobre, gdyby jednak zjednoczyło się ono na gruncie prawdy.
Wszędzie dostrzegamy obfity owoc lęku przed ludźmi i na pozór chwalebnego pragnienia przypodobania się im. Cierpi z tej przyczyny każda rodzina. Najtrudniej świadczyć własnym domownikom. Uczciwe podzielenie się Ewangelią często kończy się zerwaniem więzów rodzinnych i towarzyskich. Podobna presja, aby unikać sytuacji potencjalnie krępujących, panuje też w różnych kręgach towarzyskich i klubach, jak np. Rotarianie. Chrześcijanie przestają być sługami Chrystusa, z lęku, że prawda może urazić ich przyjaciół. Niestety, podobny lęk spotyka się też w grupach wierzących.
Lęk przed ludźmi opanował Koalicję Chrześcijańską Pata Robertsona, gdzie chrześcijanie ewangelikalni, katolicy, mormoni, humaniści oraz przedstawiciele innych światopoglądów zjednoczyli się w działaniach na rzecz konserwatywnych celów politycznych i społecznych. Nie ma tam miejsca na uczciwe świadectwo o Chrystusie, gdyż takie „uraziłoby” co poniektórych członków koalicji i spowodowało jej rozpad. W wielu grupach tego rodzaju chrześcijanie muszą nabrać wody w usta w sprawach istotnych dla wieczności i oddać się czynieniu dobra o znaczeniu jedynie doczesnym.
To lęk przed ludźmi zrodził pojęcie „poprawności politycznej”. Członek danej partii musi trzymać się jej linii, jeśli chce zrobić karierę. Ta niewidzialna, a przecież jakże skuteczna metoda zastraszania nazywa się „establishmentem”. Dostrzegamy ją w środowisku naukowym, gdzie wielu uczonych zdając sobie sprawę, że teoria ewolucji to fałszerstwo, mimo to nie mówi o tym głośno, obawiając się o posadę. Świat chrześcijański wpadł w te same sidła. Nieraz spotykam przywódców, którzy zgadzają się ze mną, gdy rozmawiamy prywatnie, lecz publicznie dystansują się ode mnie, a nawet krytykują mnie, bojąc się urazić takie czy inne osoby wpływowe.
W sidła te wpadły też chrześcijańskie mass media. Gościowi sieci telewizyjnych CBN czy TBN, a nawet Moody Radio i innych nie wolno powiedzieć nic, co mogłoby urazić słuchaczy i sponsorów, wskutek czego często nie można powiedzieć tam prawdy w miłości. Ogromnymi wpływami dysponuje establishment „psychologii chrześcijańskiej”. Odmawia mi się wstępu do większości chrześcijańskich stacji radiowych i telewizyjnych, gdyż to, co mówię, podważa zaufanie do ogromnego i bardzo zyskownego biznesu, który przynosi radiu chrześcijańskiemu największe wpływy z reklamy.
Cały artykuł „Niebezpieczne sidła" znajduje się pod adresem; http://www.tiqva.pl/zdrowa-nauka/90-niebezpieczne-sida-
Komentarze
Prześlij komentarz