Potrzeba karcenia

Podjęcie walki o wiarę zakłada, że dobrowolnie poddamy się karceniu. Nie mówimy tutaj o działaniach "psychologicznie poprawnych" - czy to w Kościele, czy w świecie. Karcenie jest dziś traktowane jako zagrożenie dla pozytywnego obrazu samego siebie dla wielu osób promujących humanistyczną teologię poczucia własnej wartości. Niewiarygodne, jak ten światowy sposób myślenia wpłynął na tych, którzy powinni być oddzieleni od świata i być myśli Chrystusowej. Nawet pobieżne przejrzenie Biblii pokazuje na wielu przykładach takie karcenie, które dzisiaj byłoby uważane za potencjalnie destruktywne dla psychologicznie definiowanego dobra osoby karconej! Czy piotrowe "poczucie własnej wartości" zostało psychologicznie uszkodzone, a jego pozytywny obraz samego siebie oraz wizerunek sługi Bożego naruszone  podczas publicznego skarcenia przez Pawła? Czy służba Piotra została zrujnowana w oczach wczesnego Kościoła, ponieważ Paweł w tak nieczuły sposób (lub nawet niebiblijny - patrz Mat. 18) złajał go na oczach wszystkich, zamiast spotkać się z nim prywatnie? A co z traumą odczuwaną przez ego skarconego Barnaby [Gal. 2:13], Aleksandra [II Tym. 4:14-15], Figelosa i Hermogenesa [II Tym. 1:15], Hymeneusza i Filetosa [II Tym. 2:17-18], Demasa [II Tym. 4:10], Diotrefesa [III Jana 9-10] i innych?

Karcenie jest jednym z podstawowych elementów życia każdego chrześcijanina. W Drugim Liście do Tymoteusza Paweł doradza swemu młodemu uczniowi w sprawie stosowania Biblii do karcenia (oraz do nagany!) "aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany" [3:17]. Karcenie musi się rozpocząć w domu - czyli musi istnieć wola jednostki, by nie tylko poddawać się karceniu przez innych, lecz również samemu się poprawiać. Napomnienie "Poddawajcie samych siebie próbie, czy trwacie w wierze" [II Kor. 13:5] nie jest badaniem opinii publicznej; takie działanie wymaga gotowości do prostowania swoich ścieżek przed Panem, jeśli je rzeczywiście wykrzywiamy. Bez gotowości dostrzeżenia "belki" we własnym oku, hipokryzja zdominuje wszelki proces wzajemnego napominania.

Podjęcie walki o wiarę wymaga przestrzegania reguł gry. Podczas gdy jedni próbują unikać biblijnego karcenia, inni czynią z niego wielką pałkę, wymachując nią w stronę każdego, kto nie podziela ich poglądów. Pismo mówi (w kontekście nagrody w niebie), że ci, którzy uczestniczą w zawodach, powinni walczyć przestrzegając reguł, ponieważ w przeciwnym wypadku zostaną zdyskwalifikowani [II Tym. 2:5]. Ta zasada odnosi się również do sposobu postępowania w ramach walki o wiarę, szczególnie podczas wzajemnego napominania lub karcenia. Pierwszą i podstawową zasadą jest miłość. Biblijne napominanie jest aktem miłości. Jeśli nie mamy w sercu pragnienia najwyższego dobra dla osoby napominanej, to w naszym działaniu nie ma miłości. A jeśli miłość nie jest czynnikiem motywującym, to całe podejście jest niebiblijne.

Sposób, w jaki korygujemy się nawzajem jest również istotną "regułą gry" podczas walki o wiarę. "A sługa Pański nie powinien wdawać się w spory, lecz powinien być uprzejmy dla wszystkich, zdolny do nauczania, cierpliwie znoszący przeciwności, napominający z łagodnością krnąbrnych, w nadziei, że Bóg przywiedzie ich kiedyś do upamiętania i do poznania prawdy" [II Tym. 2:24-25]. Ostre karcenie również jest biblijne i Pismo obfituje w opisy sytuacji, w których ono miało miejsce, jeśli wymagała tego sytuacja. Nie ma ono jednak nic wspólnego z sarkazmem, poniżaniem, atakami na konkretną osobę ani z czymkolwiek, co polega bardziej na nadymaniu się napominającego niż na rzeczywistej usłudze. O ironio, poczucie humoru (w TV, skeczach kabaretowych itp.) dominujące w naszym pokoleniu, tak wrażliwym na poczucie własnej wartości, polega głównie na sarkazmie, a szczególnie na poniżaniu innych osób. Zrobienie z kogoś ofiary żartu i doprowadzenie go do zakłopotania stało się popularnym sposobem poprawienia własnego samopoczucia.

Prostym testem biblijnego karcenia jest stopień samozadowolenia osoby karcącej. Jeśli plasuje się on powyżej zera, to nie ma o czym mówić. Można również przyjrzeć się innemu wskaźnikowi, jakim jest stopień przykrości wyrządzanej przez napominającego - jeśli traktuje on osobę napominaną w taki sposób, jakiego nie akceptowałby, gdyby sam był napominany, to oznacza, że sam ma problem i raczej nie jest w stanie usłużyć skutecznie. Jeśli chodzi o to drugie, to czasem sami mieliśmy pokusę, żeby odesłać niektóre bardziej złośliwe listy nadawcom wpisując tylko ich własne imiona w miejsce naszych.

T.A. McMahon TBC

Artykuł pochodzi z książki; "Psychologia a kościół", cała książka w PDF znajduje się pod adresem: http://www.tiqva.pl/component/attachments/download/3

Komentarze

Popularne posty