Tylko sobie wyobraź!

Psychoduchowość w natarciu

Lovett, jak Calvin Miller, sądzi więc, że każdy może wizualizować Jezusa w takiej postaci, jaka najmocniej do niego przemawia. Richard Foster mówi: „Musimy po prostu zrozumieć, jak ważne jest myślenie i doznawanie za pomocą obrazów." Zaznaczamy, że nie chodzi tu o liczne uzasadnione zastosowania wyobraźni, jak obrazy, którymi posługują się artyści, architekci i zwykli ludzie, gdy „widzą" coś, co jest opisywane, przypominają coś sobie, powtarzają coś w pamięci. Należy natomiast unikać takich technik, które zostały zaprojektowane specjalnie w celu manipulacji rzeczywistością lub spowodowania pojawienia się bóstwa i uzyskania jego pomocy. W wewnętrznym świecie stworzonym przez umysł fantastyczne wizje, które od tysięcy lat zwodziły okultystów i mistyków, stają się znane współczesnemu człowiekowi, przejmującemu ich techniki okultystyczne. Morton Kelsey przypomina, że Jung opisywał coś, co nazwał „wkroczeniem do nieświadomości":

„Został wyzwolony nieprzerwany strumień fantazji; robiłem, co w mojej mocy, żeby nie postradać zmysłów, ale znaleźć jakiś sposób, by pojąć te dziwne rzeczy." [Kelsey dodaje własny komentarz:] Mistycy wszystkich religii udawali się w tę samą podróż i opisywali ten sam rodzaj spotkań. Szamani w wielu prymitywnych religiach doświadczają rozczłonkowania i śmierci, które wiodą ku odnowie. Oni pojęli „te dziwne rzeczy".

W imię najnowszych osiągnięć psychologii wiedzie się nas wstecz, ku prymitywnemu pogaństwu i szamanizmowi. Wkraczają dzisiaj one do kościoła, który psychologię uznał za naukową i neutralną. Tragicznym jest przekonanie wielu przywódców chrześcijańskich o szczerych intencjach, iż zapoczątkowują oni odnowę w kościele. Nieświadomi faktu, że dążąc do doświadczenia Bożej mocy w uzdrowieniach fizycznych i emocjonalnych w rzeczywistości przyswajają sobie spsychologizowany szamanizm, ludzie ci pracują na rzecz potężnego „przesunięcia paradygmatu" lansowanego przez New Age. Wskutek tego przesunięcia u tysięcy obecnych i przyszłych duszpasterzy zmienia się pogląd na chrześcijaństwo i na Biblię. W Signs and Wonders Lecture Notes (Uwagi do wykładów o znakach i cudach) John Wimber pisze:

„Przygotowując wraz z doktorem C. Peterem Wagnerem niniejszy podręcznik, wykładaliśmy przez trzy lata [...] [na uczelni chrześcijańskiej]. Była to jedna z najbardziej orzeźwiających i podniecających przygód naszego życia. Obecnie, w styczniu 1985 roku, mamy nadwyżkę 700 studentów na kursie w Fuller Seminary School of World Missions (Seminarium Misji Światowych Fullera). Rezultaty są zdumiewające. Ponad 90% studentów wykazuje przesunięcie paradygmatu, dzięki czemu mogą dziś pełnić posługę ze zmienionym światopoglądem.”

Na seminaria Wimbera uczęszcza tysiące duszpasterzy i przywódców chrześcijańskich. John Wimber ma najwyraźniej szczery zamiar, aby głosić naukę biblijną. Problem jednak stanowią pozabiblijne źródła, z których on i inni czerpią i które rekomendują. Pod wpływem autorów w rodzaju Sanford, Kelseya etc. coraz więcej przywódców chrześcijańskich interpretuje Biblię przez pryzmat mistycyzmu wymieszanego z psychologią jungowską.

Tylko sobie wyobraź!

W myśleniu szerokich kręgów czołowych postaci chrześcijaństwa następuje wyraźne „przesunięcie paradygmatu". Katoliccy księża Dennis i Matthew Linnowie twierdzą: „Cokolwiek sobie wyraziście utworzę w wyobraźni, wywiera na mnie taki wpływ, jakbym tego naprawdę doświadczył." Ewangelicki pastor William Vaswig pisze:


”Być może najważniejszą sprawą, której nauczyła mnie Agnes Sanford w związku z modlitwą, jest abym modlił się z wyobraźnią [...] Zawsze myślałem o wyobraźni jakoś negatywnie. Często słyszałem, jak ją dyskredytowano: „Daj spokój, nie daj się ponieść wyobraźni." Księga Rodzaju 6,5 mówi, że wyobraźnia człowieka była ustawicznie zła... Wierzę, że wyobraźnia to jeden z najważniejszych kluczy do skutecznej modlitwy [...] Bóg oddziałuje na mnie przez moją wyobraźnię [...] Wyobraźnia to jeden z kluczy do modlitewnej więzi z Bogiem.”

Ponieważ kluczem jest wyobraźnia, to nie ma znaczenia dokładny obraz, który się wizualizuje. Takiej koncepcji nie sposób właściwie pogodzić z ideą natchnienia od Boga, a jednak coraz większa liczba autorów chrześcijańskich utożsamia je ze sobą. Napoleon Hill, jak mówiliśmy, wizualizował wielkie postacie historyczne, jak Darwin i Wolter, które łączyły go z nieskończonym źródłem mądrości. Lecz Hill wciąż twierdził, że jest to tylko wyobraźnia. Lekarz O. Carl Simonton zachęca chorych na nowotwór, aby wizualizowali „wewnętrznych przewodników". Niektórzy pacjenci zdają się dzięki temu doświadczać cudownych uzdrowień. Doktor Irving Oyle, do którego z nieuleczalnymi przypadkami zwracają się inni lekarze, uczy pacjentów, jak wizualizować „nadludzkie moce", w postaci na przykład kojota – popularnego wśród indiańskich szamanów. Rezultaty są niewiarygodne. W obliczu powyższego przykładu oraz innych przypadków, które można by opisać, powszechna dziś praktyka wizualizowania „Jezusa" niewątpliwie przypomina praktyki okultystyczne. 

Bóg w swoim miłosierdziu może bez wątpienia uchronić przed okultystycznym zniewoleniem chrześcijan, którzy z niewiedzy posługują się szamanistycznymi technikami. Nie można się jednak spodziewać, że będzie te okultystyczne metody honorował, ukazując się tym, którzy je stosują. Ochrona wierzących, którzy lekkomyślnie bawią się tabliczką ouija, to jedna sprawa, ale oczekiwanie, że Bóg przemówi do nas przez to lub inne narzędzie wróżenia i że będzie tak czynił raz po raz - to już zupełnie coś innego. Wielu chrześcijan usiłowało korzystać z tabliczki ouija, a nie znając natury kryjącej się za nią mocy byli rozczarowani, że w ich przypadku nie zadziałała. Później jednak cieszyli się, że nie zadziałała, i dziękowali Bogu za ochronę. Podobnie przedstawia się sprawa w wypadku chrześcijan, którzy próbowali wizualizować Jezusa, ale nic się nie działo. Tych, którym udało się jednak nawiązać w ten sposób kontakt z „Jezusem", musimy ostrzec: w Biblii nie znajdujemy oparcia dla koncepcji, iż prawdziwy Jezus mógłby sie w ten sposób ukazać. Jest wręcz przeciwnie: liczne fragmenty biblijne, jak 18 rozdział Księgi Powtórzonego Prawa, wyraźnie wskazują, że wszelkie praktyki okultystyczne są ludowi Bożemu bezwzględnie zakazane.

Z pewnością nie każdy, komu zdarzyło się wziąć udział w jakiejś praktyce okultystycznej, z miejsca dostaje się pod wpływ szatana. Niektórzy w takich przypadkach doznają psychologicznego przeżycia o charakterze katharsis, które przekonuje ich, że wszystko to jest prawdziwe i od Boga. Choć nie jest to doznanie o charakterze stricte demonicznym, niewątpliwie zachęca do dalszych poszukiwań w tym kierunku. Niektórzy praktycy wewnętrznego uzdrawiania próbują nawet wyjaśniać wyjątkowo plastyczne objawienia „Jezusa" za pomocą terminów psychologicznych, przypisując wszystko sile wyobraźni. Jest to wygodny sposób pozbycia się lęku przed kontaktem z demonami czy zwiedzeniem przez szatana, lecz nie jest to oczywiście zgodne z Biblią. Jeśli doznanie urojone wywiera na nas taki sam wpływ jak doznanie rzeczywiste, jak niezmiennie utrzymują propagatorzy pozytywnego nastawie ma oraz teorii i praktyki sukcesu i motywacji w kościele, wówczas nie trzeba się martwić, czy ów Jezus jest prawdziwy, czy nie, bowiem Jezus urojony równie dobrze wywiąże się z zadania. Oznacza to akceptację stanowiska hinduizmu i Nauki Chrześcijańskiej: że wszystko jest iluzją stworzoną przez nasz umysł. Tym samym drzwi otwierają się szeroko na wszelkie rodzaje oszustw.

Jezus, Maria i inni,, wewnętrzni przewodnicy"

Cudowne uzdrowienia, ekstatyczne doznania powszecnnej miłości i osobistej transformacji zdarzają się nie tylko przy wizualizowaniu „Jezusa", lecz również przy wizualizowaniu duchów zmarłych, wielkich świętych, Wysokich Mistrzów i dawnych przywódców religijnych, jak starożytni guru hinduscy czy Budda. Czy jest tu jakaś różnica? Jung powiedziałby, że nie ma żadnej, i taki też zdaje się być pogląd nie tylko Kelseya, ale i wielu innych przywódców chrześcijańskich.

Morton Kelsey pisze: „Dzięki temu, że Jung jest rzecznikiem aktywnej wyobraźni, i dzięki temu, że uznaje on zmarłych za faktycznie nadal żyjących, mogłem odbyć to spotkanie z mą [zmarłą] matką [...] Wyglądało zupełnie na rzeczywistość." Jeśli nie jest ważne, czy wizualizuję Jezusa, czy Buddę, wówczas nie ma znaczenia, czy wierzę w Jezusa, czy w Buddę - jest to czyste fantazjowanie. Wyobrażenie zaś ma charakter równie rzeczywisty jak autentyczne doświadczenie. Choć niektórzy praktycy wewnętrznego uzdrawiania temu zaprzeczą, jest to właściwie jedyna przesłanka, na której się ono opiera. To wyobraźnia jest stwórcą przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Tylko dlaczego myli się ją z objawieniem od Boga?

Niektórzy członkowie Vineyard Christian Fellowships (Wspólnot Chrześcijańskich „Winnica")/ którym przewodzi John Wimber, są mocno zaangażowani w niezdrowe używanie wyobraźni, wizualizację i wewnętrzne uzdrawianie. Chrześcijański Instytut Badawczy (CRI) ocenił, że rozmaite duchowe doznania są w Vineyard często uznawane za „wiarygodne same z siebie". Zdaje się tam przeważać pogląd, że „cokolwiek się wśród nich wydarza, pochodzi od Boga".

Polecanie przez Johna Wimbera pisarzy w rodzaju Kelseya, Sanford, MacNutta, Sanfordów i Linnów jest zgodne z coraz silniejszą tendencją korzystania z pseudochrześcijańskich technik psychoduchowych. Mają one rzekomo być niezbędnym uzupełnieniem biblijnego chrześcijaństwa, pozwalającym doświadczyć pełnego wyzwolenia i zwycięstwa. Francis MacNutt mówi: „Jeśli komuś w jakiś sposób zabrakło matczynej miłości, proszę Jezusa (jeśli ta osoba jest katolikiem), aby posłał swoją matkę Marię [...] by czyniła to wszystko, [...] co czynią matki, aby okazać dzieciom miłość i troskliwość." Bracia Linnowie, jezuici, to czołowe postacie ruchu wewnętrznego uzdrawiania. Oto jak Linnowie i Sheila Fabricant opisali pewien konkretny przypadek:

"Judy dołączyła do stojącej u stóp krzyża Marii, obserwowała [w wyobraźni], jak Jezus umiera, [...] zaczęła czuć to, co czuła Maria [...] Judy pozwoliła Marii przytulić się do siebie i płakać [...]

Więc Dennis [Linn] zachęcił Judy [w jej urojonej wizji], by opowiedziała Marii, jak ciężka była dla niej śmierć jej własnej matki. Judy przypomniała sobie, jak bardzo była wystraszona u matki w szpitalu. Lecz teraz, gdy Judy ujrzała tę samą salę szpitalną, obejmowała ją Maria [...]

Pozostając przez pewien czas w tej sali i napełniając się miłością Marii Judy poprosiła Marię, aby była z nią w chwili śmierci matki. Judy zobaczyła, że Maria wprowadza do sali również Jezusa.

[Następuje opis innego przypadku, Lindy, która nie mogła pogodzić się ze swoją płcią i wcześniej, podczas „sterowanego wspominania" wizualizowała rzekomego „Jezusa, który zachęcał ją: »Nic się nie bój, ochrzań mnie«"].

Co tydzień prosiliśmy Jezusa, aby zabierał ją do swojego domu, by doświadczała miłości Jego rodziców, Marii i Józefa [...] w modlitwach prosiliśmy, by Maria i Józef stali się przybranymi rodzicami Lindy. Prosiliśmy też, aby ich zdrowa miłość wzajemna [...] ogarnęła Lindę tak, jak ogarnęła Jezusa, aby przesączyła jej podświadomość i pamięć, poczynając od chwili poczęcia, i aby przemieniła jej płciową tożsamość w świetle, a nie w ciemności, w której została wychowana."

Zastanawia fakt, iż chrześcijanie ewangelikalni, którzy na pewno nie zgodziliby się z opinią, że Maria i Józef mogą dziś kogokolwiek uzdrowić, godzą się na podobne praktyki „uzdrowicieli wewnętrznych" i polecają ich. Skoro wizualizowanie Marii jest równie skuteczne jak wizualizowanie Jezusa, jaka jest według wewnętrznych uzdrowicieli z kręgów ewangelikalnych różnica między tymi wypadkami? Jak wyjaśnią niewątpliwie cudowną moc uzdrawiania urojonej Marii? Robiąc miejsce dla ruchu wewnętrznego uzdrawiania, poczyniono, jak się zdaje, znaczne ustępstwa w normach uważanych niegdyś za biblijne. John Wimber rekomenduje:

"Księża Dennis i Matthew Linnowie [...] są zakonnikami jezuickimi, którzy napisali cztery książki poświęcone zdrowiu fizycznemu, psychicznemu i duchowemu. Są starannie wykształceni w dziedzinie psychologii i łączą najszlachetniejsze wartości z tej dziedziny z rozumieniem teologicznym, charakterystycznym dla doświadczeń charyzmatyków."

Niezbędnym jest ocenianie każdego doświadczenie na podstawie Pisma Świętego. Jeśli nie znajdujemy tam wyraźnego uzasadnienia danej praktyki, nie powinna ona być w kościele akceptowana, bez względu na to, jak piękne, pozornie cudowne doznania się z nią wiążą. Coraz częściej niestety okazuje się, że Pismo nie jest już traktowane jako wyczerpujący i wystarczający przewodnik dany przez Ducha Świętego, pożyteczny do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości - aby człowiek Bozy był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu (2 Tm 3,16-17).

Drzwi kłamstwu otwarły w kościele zasadniczo dwie postawy: (1) doświadczenie traktuje się jako „wiarygodne samo z siebie", konieczność biblijnego potwierdzenia jest w najlepszym razie niedoceniana; (2) uznaje się teorie psychologiczne, które mogą być potwierdzeniem doznań i praktyk nie znajdujących poparcia w Biblii. Obie te postawy występują w kościele coraz powszechniej.


Fragment pochodzi z książki "Zwiedzione chrześcijaństwo"
cała książka w PDF znajduje się pod adresem: http://www.tiqva.pl/ksiazki/204-zwiedzione-chrzecijastwo


Dodatek:

W 1991 r. John Wimber był mówcą na konferencji „Ewangelizacja w mocy” w hotelu Marriott w Warszawie. Uczestniczyli w niej zielonoświątkowcy oraz katolicy z Ruchu Odnowy. Jednym z mówców był również Ralph Martin, amerykański lider katolickiego ruchu odnowy. Następnie John Wimber był w Polsce wraz z Ralphem Martinem, gdzie jako specjalni goście przemawiali na konferencji „Uzdrowienie w mocy”, zorganizowanej przez Kościół Zielonoświątkowy we współpracy z Kościołem Katolickim. Warszawa, Sala Kongresowa 9 -13 marca 1993.

Komentarze

Popularne posty