Teolog lepszy niż berejczyk?
W moim kościele panuje przekonanie, że aby być duszpasterzem albo wiarygodnym nauczycielem czy autorem książek chrześcijańskich, trzeba posiadać status „naukowca” albo „teologa”. Wygląda nawet na to, że osoby nieposiadające odpowiedniego tytułu nie mają prawa kwestionować tego, co na temat Biblii powiedział ktoś posiadający stopień naukowy z teologii (a ostatnio nawet z psychologii). Takie podejście wydaje mi się elitaryzmem. Jaka jest wasza opinia?
Musimy się z tym zgodzić. Żaden tytuł czy stopień naukowy nie jest sam w sobie i sam z siebie żadną gwarancją co do osoby go posiadającej. Dziś jednak tak mocno weszło to w zwyczaj, że autorzy książek oraz mówcy na różnych konferencjach udają się do rozmaitych „fabryk dyplomów”, gdzie bez większego wysiłku intelektualnego można sobie nabyć skrót „dr” przed nazwiskiem. Te dwie literki (właściwie nikt nigdy nie pyta, gdzie i w jaki sposób zostały nabyte) mają wynosić ich właściciela na szczególny poziom zrozumienia biblijnego i duchowego autorytetu.
Berejczycy z pewnością nie mieli stopni naukowych z teologii. A jednak pilnie sprawdzali z Pismem to, co głosił apostoł Paweł, i zostali za to pochwaleni (Dz 17,11). Każdy chrześcijanin jest nie tylko uprawniony, ale ma wręcz obowiązek czynić to samo z każdym nauczycielem, bez względu na jego prestiż i stopnie naukowe. Nikt nie jest wolny od błędów ani zwolniony od krytyki, piszący te słowa również.
„Teologami” czy „uczonymi” nie byli nawet apostołowie - rybacy, celnik itd. Przyznawanie ludziom ze stopniami naukowymi z seminariów teologicznych monopolu na interpretowanie Biblii jest zarówno nielogiczne, jak i niebiblijne. Tego rodzaju elitaryzm jest protestanckim odpowiednikiem rzymskokatolickiego twierdzenia, iż tylko hierarchia biskupów, kardynałów i papieży ma prawo interpretować Pismo.
Chrześcijańskich przywódców trzeba szanować i czcić, na podstawie jednak nie ich ewentualnych stopni naukowych, lecz wedle tego, w jakim stopniu żyją bogobojnie, są biblijnymi i roztropnymi przywódcami oraz głoszą zdrową naukę na podstawie studium Słowa.
źródło: The Berean Call maj 1997 oraz
http://tiqva.pl/zdrowa-nauka/141-teolog-lepszy-ni-berejczyk
Musimy się z tym zgodzić. Żaden tytuł czy stopień naukowy nie jest sam w sobie i sam z siebie żadną gwarancją co do osoby go posiadającej. Dziś jednak tak mocno weszło to w zwyczaj, że autorzy książek oraz mówcy na różnych konferencjach udają się do rozmaitych „fabryk dyplomów”, gdzie bez większego wysiłku intelektualnego można sobie nabyć skrót „dr” przed nazwiskiem. Te dwie literki (właściwie nikt nigdy nie pyta, gdzie i w jaki sposób zostały nabyte) mają wynosić ich właściciela na szczególny poziom zrozumienia biblijnego i duchowego autorytetu.
Berejczycy z pewnością nie mieli stopni naukowych z teologii. A jednak pilnie sprawdzali z Pismem to, co głosił apostoł Paweł, i zostali za to pochwaleni (Dz 17,11). Każdy chrześcijanin jest nie tylko uprawniony, ale ma wręcz obowiązek czynić to samo z każdym nauczycielem, bez względu na jego prestiż i stopnie naukowe. Nikt nie jest wolny od błędów ani zwolniony od krytyki, piszący te słowa również.
„Teologami” czy „uczonymi” nie byli nawet apostołowie - rybacy, celnik itd. Przyznawanie ludziom ze stopniami naukowymi z seminariów teologicznych monopolu na interpretowanie Biblii jest zarówno nielogiczne, jak i niebiblijne. Tego rodzaju elitaryzm jest protestanckim odpowiednikiem rzymskokatolickiego twierdzenia, iż tylko hierarchia biskupów, kardynałów i papieży ma prawo interpretować Pismo.
Chrześcijańskich przywódców trzeba szanować i czcić, na podstawie jednak nie ich ewentualnych stopni naukowych, lecz wedle tego, w jakim stopniu żyją bogobojnie, są biblijnymi i roztropnymi przywódcami oraz głoszą zdrową naukę na podstawie studium Słowa.
źródło: The Berean Call maj 1997 oraz
http://tiqva.pl/zdrowa-nauka/141-teolog-lepszy-ni-berejczyk
Komentarze
Prześlij komentarz