Romans sprzed lat - czy może duchowe cudzołóstwo?

Wielu pastorów ewangelicznych jest albo onieśmielonych albo zadurzonych w psychoterapii. Ci pasterze dali się jakoś przekonać, że ich brak edukacji i wprawy w tego rodzaju terapii uniemożliwia skuteczną pomoc w umysłowych, emocjonalnych i behawioralnych problemach trzody, której usługują. Co zatem czynią? Większość z nich staje się „naganiaczami” dla lokalnych psychoterapeutów - „chrześcijańskich psychologów” lub innych – a inni wracają do szkół, by dodać psychologicznej wiarygodności do swoich dyplomów z teologii. Mogą nauczać Słowa w niedziele i środowe wieczory, lecz – ku własnemu zawstydzeniu – komunikują swym zgromadzeniom (świadomie lub nie), że Biblia nie wystarczy do rozwiązywania problemów w ich własnym życiu i w relacjach z otoczeniem. Z pewnością jednak nie posłaliby nikogo do psychoterapeuty z tak prozaicznymi problemami jak nieporozumienia ze współmałżonkiem czy innym członkiem rodziny, brak dobrego samopoczucia, depresja, pożądliwość, chciwość, gorycz lub brak opanowania – prawda?

Otóż okazuje się, że właśnie tym głównie zajmują się psychoterapeuci, a Kościół dostarcza im klienteli!
Każdy problem, którego nie da się rozwiązać przy pomocy rozmowy, wylatuje poza orbitę zainteresowań psychoterapii. Pastorzy ewangeliczni, będący zazwyczaj dobrymi rozmówcami, a nawet więcej – lubiący rozmawiać o „tym, co dobre”, jakby przeoczyli ten fakt. Oprócz tego, przeoczyli coś jeszcze, co powinno być dla nich bardziej oczywiste, a co stanowi serce i duszę psychoterapii – ludzkie ego.


Świeckie poradnictwo rozpoczyna się i kończy na ludzkim ego; profesjonalne poradnictwo „chrześcijańskie” rozpoczyna się i kończy na chrześcijaństwie interpretowanym przez pryzmat teorii o ludzkim ego. Jedno i drugie daje w rezultacie efekt sprzeczny z nauczaniem Biblii. Od Księgi Rodzaju do Apokalipsy nie ma ani jednego wersetu, który byłby choć namiastką psychologicznej koncepcji ego – nawet w jej schrystianizowanych wersjach, które zalały religijny rynek w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci. Problemem jest samo ego i nie ma na to ludzkiej rady, czy to w formie rozmowy, czy w jakiejkolwiek innej. Słowo Boże na swoich kartach wyraża się na ten temat jasno – czy to wprost, czy nie wprost. Ewangelia Mateusza 16:24 nie pozostawia żadnych złudzeń: „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną”. II List do Tymoteusza 3:1-2 przestrzega, że nadejdzie pokolenie, które uczyni własne ego zarówno swoim zbawieniem jak i zbawicielem: „A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy: Ludzie bowiem będą samolubni (...)”.

Dzięki wszechogarniającemu wpływowi psychologii i współudziałowi chrześcijaństwa w jej oddziaływaniu jesteśmy dzisiaj w owych „trudnych czasach”.
Widząc kapitulację chrześcijaństwa wobec psychoterapii ktoś kiedyś stwierdził, że „Kościół sprzedał swoje dziedzictwo za miskę soczewicy”. Tak i nie. Wprawdzie rzeczywiście mamy do czynienia z wyprzedażą, lecz soczewica przynajmniej jest pożywna, podczas gdy psychoterapia jest samą trucizną. Jej współczesne freudowskie fundamenty zostały założone na oszustwie, co zostało udokumentowane przez historyków. Profesjonalni sukcesorzy Freuda po prostu dodali pewne składniki, a innych ujęli i nadal gotują ten gulasz ułudy. Mimo to, chrześcijańscy psychoterapeuci zapewniają nas, że istnieją korzyści ze spożywania tej mikstury, ponieważ „wszelka prawda jest Bożą prawdą”, a niektórzy luminarze psychologii sami przyrządzali jej elementy. Na czym polegają owe pozabiblijne prawdy, dowiemy się w dalszej części książki. Nawet jednak, gdyby te „prawdy” były nimi rzeczywiście, są podawane w śmiertelnie niebezpiecznym bulionie psychoterapii.

W Przypowieściach Salomona czytamy dwukrotnie: „Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci” [14:12; 16:25]. Bóg celowo powtórzył tę prawdę, być może specjalnie dla dzisiejszego społeczeństwa, które kierując się humanizmem koncentruje się na tym, co wydaje się dobre i jest odczuwane jako właściwe. Podstawowym problemem jest jednak to, że człowiek sam stał się sędzią tego, co dobre, a konsekwencją takiego stanu jest śmierć czyli oddzielenie od Boga. Dokładnie tym samym kłamstwem wąż zwiódł Ewę – że ona sama może, niczym Bóg, być arbitrem rozsądzającym dobro i zło. I tak jak powiedział wcześniej Bóg, wybór dokonany przez Adama i Ewę sprowadził na nich śmierć. Dzisiaj stajemy w obliczu podobnej alternatywy: albo Boże Słowo i Jego drogi, albo droga, która wydaje się prawdziwa człowiekowi.


Jeśli znamy i szczerze miłujemy Pana, to właściwie nie ma dla nas innej drogi. Bóg nie tylko dał nam swoje Słowo wystarczające do życia w pobożności, lecz zapieczętował każdego nowonarodzonego wierzącego swoim Duchem Świętym, Duchem Prawdy, aby uzdolnić nas do życia w obfitości, które Jemu się podoba. Co więcej, wszyscy zbawieni są powołani i wyposażeni do tego, by usługiwać sobie nawzajem. W Liście do Galacjan 6:2 czytamy, że mamy nosić ciężary jedni drugich, a II List do Tymoteusza 3:17 mówi, że Pismo przygotowuje nas do wszelkiego dobrego dzieła. Jezus powiedział: „Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” [Jan 8:31-32]. Później, modląc się za nas, prosił Ojca: „Poświęć ich w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą” [Jan 17:17]. Do kogóż zatem pójdziemy? On jeden ma słowa prawdy i żywota wiecznego.

Artykuł pochodzi z książki; "Psychologia a kościół", cała książka w PDF znajduje się pod adresem: http://www.tiqva.pl/component/attachments/download/3

Komentarze

  1. Polecam uwadze artykuł Psychologia i kościół - http://www.kuzbawieniu.pl/wyklady/psychologia-i-kocio oraz interesującą książkę "Psychologiczne uwiedzenie" - Williama Kirk Kilpatrick'a

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty