Stare i nowe zasady

Jeśli uznamy psychologię za dziedzinę zawierającą nieobecne w Biblii fragmenty prawdy Bożej, to jej wyroki będą musiały być uznane za równie jak Biblia autorytatywne. W praktyce daje to psychologii ostatnie słowo, gdyż osoby znające jedynie Biblię, nie zaś psychologię nie są rzekomo wystarczająco przygotowane, aby o tej nowej prawdzie rozstrzygać. Posiadający wykształcenie psychologiczne mogą więc wygłaszać opinie, których nie sposób z jakiejkolwiek strony podważyć, ani w kościele, ani poza nim. Świeckie kapłaństwo uzurpuje sobie prawo dyktowania nowych, „naukowych" norm w każdej dziedzinie życia, począwszy od naszych myśli, przez życie seksualne, po wychowywanie dzieci. „Zdrowe zasady psychologiczne" stały się nowym szablonem, według którego interpretujemy Pismo Święte.
Jedno jest pewne: Biblia w ani jednym miejscu nie nawołuje do samoakceptacji, miłości własnej, potwierdzania własnej wartości, pewności siebie, wysokiej samooceny, przebaczania samemu sobie lub innych jeszcze „samo...ści" i „auto...cji", które cieszą się dzisiaj taką popularnością. Lekarstwem na depresję nie jest akceptacja samego siebie, lecz odwrócenie się od siebie ku Chrystusowi.

Nadmierna uwaga poświęcana własnej osobie jest całkowitym zaprzeczeniem nauki Słowa Bożego i byłaby w kościele zjawiskiem całkiem obcym, gdyby nie zwodniczy wpływ egotycznych psychologii. Bóg uczynił człowieka na swój obraz. Nasuwa się od razu porównanie ze zwierciadłem, którego rola jest oczywista: odbijać rzeczywistość różną od niego samego. Cóż za absurd - sądzić, że lustro powinno rozwijać „właściwy obraz samego siebie". Równie absurdalne i z pewnością sprzeczne z nauką Biblii są ludzkie wysiłki, by tak czynić. Jeśli obraz w zwierciadle nie odbija się dobrze, jedynym rozwiązaniem jest umieścić je w odpowiednim stosunku od osoby, której wizerunek ma ukazywać. Podobnie i człowiek, stworzony po to, by odbijać obraz Boga. Jeśli mniej lub bardziej koncentruję się na obrazie samego siebie, choćby nawet w najlepszej intencji, pozbawiam siebie i Boga więzi, jaka powinna nas łączyć, jeśli Jego obraz ma być właściwie odbity.

Mnożenie niebiblijnych, nielogicznych i niczym nie popartych teorii zdaje się nie mieć końca. Powinno być jasne, że żadna z popularnych egotycznych psychologii nie wyzwoli nas od naszego „ja" - a ono jest prawdziwym adwersarzem. Tymczasem „ja" zostaje wzmacniane większym poczuciem godności, pewności siebie, własnej wartości etc, tak by umiało panować nad swoim królestwem. Jednak Biblia mówi, że naszego „ja" należy się przede wszystkim zaprzeć, uznając śmierć Chrystusa za własną. Wystarczało to apostołom i pierwszemu kościołowi. Teraz usiłuje się nas przekonać, że nie jest to już skuteczne. Zaparcie się samego siebie druzgocze przecież tak kruche poczucie własnej wartości, a przez to niszczy nasze przekonanie o „autentycznej osobowości". Poniższe propozycje pewnego chrześcijańskiego pisarza dobrze odzwierciedlają powszechną dziś tendencję:

"Aby ukształtować właściwy obraz samego siebie, sporządź na arkuszu papieru spis swoich dodatnich cech i trzymaj go gdzieś pod ręką [...] Chwal się sobą samym od czasu do czasu. Nie bój się sobą pozachwycać [...] Powinieneś także wyznaczyć sobie codziennie kilka minut dla jednego tylko celu: umyślnego spoglądania sobie prosto w oczy [w lustrze]. Kiedy będziesz to robił, powtarzaj jednocześnie jakieś pozytywne stwierdzenia o rzeczach, które zrobiłeś (posłuż się swoją listą sukcesów z Kroku 10). Następnie powtórz wiele opinii, które mówili do ciebie lub na twój temat inni, a które były pozytywne [...] Bywają przypadki, kiedy operacja plastyczna może się okazać bardzo pomocna w kształtowaniu odpowiedniego obrazu siebie. Może tak być zwłaszcza w przypadku niezwykle wielkiego lub długiego nosa, odstających uszu [...] wybitnie za dużego lub za małego biustu etc." *

* Zig Ziglar
: "See You at the TOP" [Do zobaczenia na szczycie]

Przywódców kościoła, jak się zdaje, nie trwoży fakt, że chrześcijaństwo zaczyna się bardzo upodabniać do psychologii humanistycznej. Wystarczy porównać to, co mówią, z zamieszczonymi niżej słowami Nathaniela Brandena, psychiatry z Los Angeles, autora The Psychology of Self (Psychologia jaźni) i Honoring the Self (Czcij siebie samego). Grzech, i to nawet przemoc o charakterze kryminalnym, jest traktowany jako „problem psychologiczny": Nikt rozmyślnie nie czyni zła; wszyscy jesteśmy niewinnymi ofiarami choroby, za którą nie można obarczyć nas odpowiedzialnością. Świat ogarnęła istna plaga „niskiego poziomu samooceny" i ona to ma być powodem wszelkich nieszczęść. Branden wyjaśnia:

"Nie umiem wyróżnić ani jednego problemu psychologicznego - od depresji, przez lęk przed bliskością drugiej osoby, aż po czyny kryminalne - której pierwotną przyczyną nie byłoby niskie poczucie własnej wartości [...] Dopóki nie będziemy gotowi poważać swoje ja i dumnie ogłaszać nasze do tego prawo, nie będziemy mogli walczyć o poczucie własnej godności - i nie osiągniemy go."

William Law przedstawia pogląd będący przeciwieństwem nowych koncepcji zapożyczonych z egotycznej psychologii, pogląd, który przez całe stulecia znamionował kościół:

Ludzie są martwi w oczach Boga, ponieważ żyją dla swojego Ja. Miłość własna, poczucie własnej wartości i odkrywanie swojego ja są esencją i życiem pychy; a diabeł, ojciec pychy, jest zawsze w tych namiętnościach obecny i zawsze wywiera przez nie wpływ. Jeśli nie umrzemy dla swojego ja, nie umkniemy kontroli szatana [...]

By odkryć najgłębszy korzeń i stalową siłę dumy i samowywyższenia, trzeba wejść do tajemnej komnaty duszy ludzkiej, gdzie Duchowi Bożemu, który jako jedyny daje pokorę i ciche uniżenie, odmówiono wstępu wskutek grzechu Adama [...]

To tutaj, w najgłębszej istocie człowieka, nastąpiły straszliwe narodziny „ja", tam ustawiło ono swój tron i włada nad królestwem ukrytej dumy, wobec której wszelka zewnętrzna pompa i próżność zdają się jedynie kruchymi, dziecięcymi zabawkami [...]


Wyobraźnia - jako ostateczne i najwierniejsze oparcie dla „ja" - składa u jego stóp niewidzialne światy i koronuje „ja" potajemnymi odwetami i zmyślonymi zaszczytami. Właśnie tego satanicznego, przyrodzonego „ja" trzeba się zaprzeć, trzeba je ukrzyżować - bez tego nie może być mowy o uczniu Chrystusa. Nie ma jaśniejszej niż ta interpretacji, którą należy nadać słowom Jezusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój [...] Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem."

Fragment pochodzi z książki "Zwiedzione chrześcijaństwo"
cała książka w PDF znajduje się pod adresem: http://www.tiqva.pl/ksiazki/204-zwiedzione-chrzecijastwo

Komentarze

Popularne posty