A tymczasem w kościele ...

Wina [akceptacja homoseksualizmu, okultyzmu, aborcji i islamizacji] leży w dużej mierze po stronie psychologii, która stworzyła społeczeństwo, dla którego pojęcia grzechu i winy są nie do zaakceptowania, ponieważ wszyscy stali się ofiarami: molestowania w dzieciństwie, wychowania w „rodzinie dysfunkcyjnej", braku „poczucia własnej wartości" lub złego „obrazu samego siebie", a szczególnie „kompleksu niższości", których wyleczenie, zdaniem Jamesa Dobsona, rozwiązałoby problem od buntu nastolatków po samobójstwa, narkomanię, pornografię i aborcję.

Chrześcijańska psychologia zaczerpnęła od swej świeckiej odpowiedniczki i przeszczepiła do Kościoła ideę, że źródłem problemu tak naprawdę nie jest grzeszne serce człowieka lecz warunki zewnętrzne, które uczyniły zeń ofiarę: „Ludzie nie są właściwie grzesznikami; w głębi swej istoty mają 'dobre serca' i są ofiarami okoliczności, których nie mogą kontrolować." To podejście do problemu zaślepia zarówno Wielką Brytanią jak i resztę Europy do tego stopnia, że teraz strach zagląda im w oczy. Jak to wrażliwie ujęła Melanie Phillips [brytyjska dziennikarka]:

"Wielka Brytania wypiera ze świadomości fakt, że pozwoliła zrobić ze swojego kraju globalne gniazdo islamskiego dżihadu (...) brytyjski establishment nadal unika (...) nazwania problemu po imieniu i podjęcia odpowiednich kroków. Zamiast tego, uprawia politykę obłaskawiania zjawiska, które mu zagraża (...) w panicznych próbach próbując zdobyć sobie przychylność i uniknąć kolejnych ataków. (...) Gorliwe przyjęcie „kultury ofiar" oznacza, że ta mniejszość sama musi być traktowana jak ofiara większości, a jej pretensje [traktować należy] jako przyczynę terroryzmu. (...) Głęboko zakorzeniony w Wielkiej Brytanii pogląd, iż przemoc zawsze następuje w wyniku racjonalnego poczucia krzywdy (...) stworzyło powszechny klimat ii racjonalności i uprzedzeń, w którym główne ofiary wojny przeciwko Zachodowi, Ameryce i Izraelowi są demonizowane jako jej sprawcy. (...) A przecież zdecydowana większość zamieszek we Francji jest dziełem muzułmanów; to ich sprawcy i uczestnicy wołali „Allahu akhbar" [Allah jest największy], mówili o dżihadzie i wyrażali podziw dla Osamy bin Ladena. (...)" *

* Melanie Phillips, Londonistan (New York: Encounter Books, 2006),

Zdumiewające i pouczające


Wiedząc, że Londyn stał się główną kwaterą islamskiego terroryzmu na całym świecie, brytyjska policja, nawet po 11 września [2001] nie rozpoczęła żadnej akcji przeciwko bojownikom islamskiego dżihadu w Londynie. Świadoma ślepota wobec bezdyskusyjnych faktów była wprost niesamowita. „Agenci wywiadu przyznali, że nie mieli pojęcia o młodych ludziach (...) skazanych w stolicy Jemenu, Adenie w związku z planowaniem ataków terrorystycznych na cele w Wielkiej Brytanii (...), którzy byli rekrutowani w meczetach na terenie całej Anglii i szkoleni w specjalnych 'obozach terrorystycznych' sponsorowanych przez Osamę bin Ladena. To był dla nas szok, a ciarki przeszły nam po plecach' - powiedział jeden z oficerów [wywiadu]."

Jeden z autorów stwierdził sarkastycznie: „Oficerowie brytyjskich służb najwyraźniej specjalizują się w 'zaszokowaniu' w kolejnych tego typu sytuacjach - a następnie w 'nic nie robieniu' na ten temat. Jemeńczycy ostrzegali Wielką Brytanię „żeby coś zrobili z Abu Hamzą [który] kierował siatką terrorystów z meczetu w Finsbury Park, [ale] Brytyjczycy nic w tej sprawie nie zrobili."

„Przez całe lata rządy Indii, Arabii Saudyjskiej, Turcji, Izraela, Francji, Algierii, Peru, Jemenu i Rosji (między innymi) protestowały przeciwko obecności organizacji terrorystycznych i ich sympatyków na terenie Wielkiej Brytanii.

„Egipt zarzucał Wielkiej Brytanii, że jest wylęgarnią radykałów. (...) Z czternastu najbardziej poszukiwanych terrorystów siedmiu mieszkało właśnie tam. (...) Wiele krajów zwracało się z wnioskiem o ekstradycję tych ludzi do państw, którym zagrażali, lecz odmawiano im, często na podstawie wyroków sądowych. (...)

„Służby wywiadowcze w krajach, które przez wiele lat obserwowały nieustanny rozwój 'Londonistanu' z niedowierzaniem i irytacją (...) nie mogły zrozumieć, dlaczego kolejne brytyjskie rządy pozwalały tak wielu ekstremistom i terrorystycznym watażkom na wjazd do kraju, zamieszkanie, a następnie nieskrępowaną działalność organizacyjną, rekrutacyjną, zbieranie funduszy i rozpowszechnianie dżihadu przeciwko Zachodowi, często przy sowitym wynagrodzeniu od sponsorów."

Odpowiedź leży w wielokulturowości (wszystkie kultury i religie są tak samo dobre - z wyjątkiem chrześcijaństwa, które musi być wyłączone z powodu jego wąskich horyzontów i twierdzenia, że Jezus Chrystus jest jedyną drogą do Boga) i w pojęciu „wiktymizmu" [wszyscy jesteśmy ofiarami] promowanym przez psychologię, które stało się modne wśród liberalnych polityków, w środowiskach akademickich, w mediach i w kościołach. Jednym słowem, brytyjskie społeczeństwo straciło swój moralny fundament (co zauważyli nawet niewierzący komentatorzy) ponieważ dla celów praktycznych wyrzuciło za burtę swoje judeo- chrześcijańskie dziedzictwo oparte na Biblii. Jak wyjaśnia Melanie Phillips:

Na początku lat 80-tych Ray Honeyford, dyrektor szkoły w Bradford [obecnie region zdominowany przez muzułmanów] gdzie języki takie jak urdu, gujurati i hindi są bardziej powszechne od angielskiego, zaprotestował przeciwko polityce władz lokalnych nakazującej nauczanie dzieci z mniejszości etnicznych zgodnie z ich własną kulturą. (...) Honeyford chciał, żeby język angielski był nauczany jako podstawowy wraz z historią, kulturą i zwyczajami tego kraju tak, by dzieci pochodzące z wszystkich kultur i wyznań mogły się identyfikować i uczestniczyć w społeczności, której są częścią. Został oskarżony o uprzedzenia rasowe i pozbawiony prawa nauczania, a następnie przeszedł na wcześniejszą emeryturę, by zaoszczędzić swej rodzinie dalszego nękania. (...)

Podstawowym przesłaniem w klasach był brak jakiejkolwiek prawdy historycznej, i że to, co wydarzyło się w przeszłości [z ukrzyżowaniem Chrystusa za nasze grzechy oraz Jego zmartwychwstaniem włącznie] jest jedynie kwestią osobistych opinii. (...) W sercu podważenia tożsamości narodowej znajduje się odrzucenie chrześcijaństwa, które było wiarą towarzyszącą powstaniu narodu i fundamentalnym źródłem jego wartości, włączając w to (...) głębokie umiłowanie wolności. (...) Tożsamość chrześcijańska Wielkiej Brytanii szybko staje się pojęciowa [a nie faktyczna]. Niewielu Brytyjczyków chodzi do kościoła; jeszcze mniej posyła dzieci do szkółki niedzielnej. Zdaniem świeckich elit Wielka Brytania jest już społeczeństwem „postchrześcijańskim"; a same elity robią wiele, by tak się stało wszędzie w kraju. Pod hasłem wielokulturowości i promocji „różnorodności" lokalne władze i rządowe organizacje systematycznie wymazują chrześcijaństwo z duchowej mapy kraju. (...)

Chrześcijańska grupa dobroczynna Faith Works (...) działająca zgodnie z wyraźnie określonym etosem chrześcijańskim (...) posiada jeden z najlepszych wskaźników w kraju według specjalnych statystyk prowadzonych wśród grup młodzieżowych. Mimo to dyskusje z władzami lokalnymi i centralnymi w sprawie rozwinięcia działalności utknęły w miejscu, ponieważ radni zażądali od organizacji odrzucenia chrześcijańskiego etosu w jej działalności — a przecież to właśnie on był podstawą sukcesu. (...)

Innymi słowy, "różnorodność" jest listkiem figowym. (...) Wprowadzanie chrześcijańskiej wiary w życie nie mieści się w pojęciu "różnorodności". Widać, że jest ona po prostu przykrywką do atakowania chrześcijaństwa na podstawie nielogicznego założenia, że wprowadza ono podziały i jest ekskluzywistyczne, podczas gdy religie wyznawane przez mniejszości tego nie czynią. Równocześnie zachęca się do wyznawania religii przeciwnych chrześcijaństwu. Więźniom na przykład wolno praktykować w ich celach pogańskie rytuały. (...)

Wielokulturowość nieświadomie podburza islamskich radykałów w imię świętej sprawy "różnorodności", a z drugiej strony zakazuje krytyki takich muzułmańskich praktyk jak wymuszanie małżeństw, poligamia czy wypisywanie dzieci ze szkół w celu wysłania ich na dłuższy czas do Pakistanu. Samo zwrócenie uwagi na te problemy grozi przyklejeniem etykietki rasisty. (...) I tak Brytyjska tożsamość została konsekwentnie wyparta przez wielokulturowość, rzeczywiste łamanie praw człowieka na terenie Wielkiej Brytanii jest ignorowane, a jego ofiary są pozostawiane same sobie w imię "sprawy".

A tymczasem w Kościele...

"Ekumenizm" uczynił w Kościele to samo spustoszenie, jakiego w świecie dokonała "różnorodność". Mówienie o "prawdziwej" lub "fałszywej" nauce jest postrzegane jako przejaw wąskich horyzontów i uprzedzeń, bo przecież wszyscy powinniśmy "myśleć pozytywnie". Błędy, które "chrześcijańska" psychologia wniosła do "chrześcijaństwa" — czyli fałszywe nauki, prowadzące do zaślubin Kościoła ze światem — doprowadziły do strasznych skutków dla Kościoła założonego przez Chrystusa podczas Pięćdziesiątnicy i wykupionego Jego krwią wylaną na Krzyżu.

Reformacja odkryła na nowo Ewangelię i otworzyła drogę kaznodziejom pełnym ognia jak Moody, Billy Sunday, Wesley, Whitefield i inni. Dobra Nowina zaczęła być głoszona na całym świecie przez ludzi napełnionych Bożą miłością jak William Carey, Isobel Kuhn, David Livingstone, Robert Moffat, C.T. Studd, Hudson Taylor i wielu innych. W tamtych czasach Wielka Brytania przewodziła w tym dziele, co tylko pokazuje, jak bardzo upadła.

Odstępstwo przyszło stopniowo. Żarliwa miłość do Chrystusa, oparta na szczerej wdzięczności za Jego śmierć na Krzyżu za nasze grzechy, zaczęła stygnąć. Pasja "ratowania ginących" stała się gasnącym niedopałkiem wspomnień o poświęceniu dawnych misjonarzy, wykutym w zimnym kamieniu i tablicach z brązu, lecz nie w ludzkich sercach. Dla nowego pokolenia te wspomnienia były kłopotliwym dowodem brytyjskiego imperializmu, który "zmuszał" tubylców na innych kontynentach do przyjęcia zachodniej kultury. Prawda chrześcijaństwa, bojaźń Boża i poważne ostrzeżenie, że "po śmierci nastąpi sąd" zaczęły być traktowane jako bezpodstawne uprzedzenia sugerujące, że inne religie (bez względu na to, jak diabelskie) są fałszywe. A taka postawa (bo przecież obiektywna prawda nie istnieje) wzbudza niechęć do "mniejszości", usprawiedliwiając przemoc wobec niej.

W drugiej połowie dwudziestego wieku teleewangeliści głosili ewangelię sukcesu, psychologowie zaczęli rozszerzać swoje wpływy w Kościele, zamiast za Chrystusem zaczęto podążać za testami osobowości, rozrywka stała się tajemnicą "wzrostu Kościoła", co stało się ulubioną wymówką dla wprowadzania wszelkiego rodzaju zwiedzeń. "Przywódcy" posiadający autorytet u dużej, jeśli nie u większej części Kościoła, nie byli już mężami Bożymi, pilnującymi zdrowej nauki i żyjącymi według tego, co sami głoszą. Zaczęli być gwiazdorami sceny i ekranu jak słynni sportowcy — uwielbianymi zamiast Boga, choć życie wielu z nich poza sceną było moralnym fiaskiem. Szydzili z nich nawet poganie, podczas gdy Kościół nurzał się w ich zwiedzeniu. Pewien humorysta napisał o Jimie i Tammy Bakkerach:

Jak to było możliwe, że tak chciwa, płytka i rażąco pochłonięta sobą para zdołała przyciągnąć tak ogromne i gorliwe tłumy [chrześcijańskich] zwolenników (...)? Myślę, że Bakkerowie odnieśli sukces, ponieważ uosabiali bardzo przekonującą i wygodną filozofię popularną w latach 80- tych, którą można podsumować następująco: Nie można czynić dobra innym dopóki nie czujemy się dobrze, i nie możemy się czuć dobrze, dopóki nie posiadamy wielu ładnych rzeczy.

Dokładnie te wartości zostały wprowadzone do Kościoła przez "chrześcijańską psychologię", a następnie Kościół był nimi karmiony. Trzeba być rzeczywiście ślepym, żeby nie zauważyć porzucenia Boga i Jego Słowa jako przyczyny tego, co się stało zarówno w Wielkiej Brytanii, jak w całej Europie. Odrzucenie prawdy Ewangelii spowodowało niechęć do mówienia prawdy, by nie narazić się na konflikt z jakąkolwiek inną kulturą (a nade wszystko z islamem), bez względu na to, jak pogańska czy okrutna by ona nie była. Trzeba być ślepym, żeby nie zdawać sobie sprawy, że amerykańska kultura, polityka, edukacja i media idą śladem Wielkiej Brytanii i reszty Europy, budując sobie samym drogę do zniszczenia. Boże słowa zwiastujące rychły sąd nad Izraelem można powtórzyć w stosunku do dzisiejszej Ameryki: "Biada narodowi grzesznemu, ludowi obciążonemu winą, potomstwu złośników, synom wyrodnym! Opuścili Pana, porzucili Świętego Izraelskiego, odwrócili się wstecz" [Iz. 1:4].

Wierzmy prawdzie, miłujmy Pana i padnijmy przed Nim na twarz, lgnąc do Niego i płacząc u Jego przebitych stóp. Pokutujmy za nasze grzechy i módlmy się za nasz kraj i za większość Kościoła- Może sąd zostanie wstrzymany na wystarczająco długi czas, byśmy mogli swobodnie głosić Ewangelię jak największej liczbie mieszkańców tego zepsutego świata, żeby mogli spędzić wieczność z Chrystusem.

Artykuł pochodzi z książki; "Psychologia a kościół", cała książka w PDF znajduje się pod adresem: http://www.tiqva.pl/component/attachments/download/3

Komentarze

Popularne posty