Potajemne przekłamania
Niebywała transformacja duchowa objęła każdą sferę życia na całym świecie i wyraźnie nabiera przyśpieszenia. Nie sposób jej zignorować i zaliczyć do ekstremistycznych poczynań zamkniętego kręgu okultystów, którzy nagle wypełzli z ukrycia, by wśród marginesu społecznego złowić kilku naśladowców. Nie można też lekceważyć jej jako mało istotnego nurtu kontrkulturowej rebelii przeciw zachodniemu materializmowi, która wyłoniwszy się nie wiedzieć skąd w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, porwała za sobą młode pokolenie. Wprawdzie wielu hipisów dołączyło do ruchu New Age, co było naturalnym skutkiem przejścia od narkotyków do wschodniego mistycyzmu. Jednak także miliony innych, którym nigdy przedtem do głowy nie przyszło, żeby „się napalić" czy „odlecieć", dały się dziś unieść prądowi, którego nie sposób określić inaczej niż wszechpotężna duchowa metamorfoza współczesnej kultury.
Choć nikt jeszcze nie przypisał ruchowi Nowej Ery miana sekty, dostrzegamy tu niewątpliwe podobieństwa. Zdaniem eksperta w problematyce sekt Reginalda Aleva grupy New Age przekonują członków, iż „są panem swego losu, taką wschodnią wersją Normana Vincenta Peale'a. A oni nie zdają sobie sprawy, że poddają się kontroli umysłu". Rosnąca obawa przed masową manipulacją wydaje się uzasadniona w świetle opinii wykładowców „seminariów transformacyjnych", takich jak John D. Adams, który szczyci się, że „przygotowywanie ludzi na erę techniki [...] jest skuteczne poprzez jednoczenie mas ludzkich wokół wspólnego celu". Jak podaje New York Times:
"Zdaniem psychologów badających to zjawisko gdy uczestnicy znajdują się w „zmienionym stanie", liderzy grup potrafią zaszczepić w ich umyśle nowe idee i zmienić ich sposób myślenia."
W artykule stwierdza się też: „Guru, wynajmowani do motywowania pracowników, rodzą obawy o »kontrolę umysłów«." Jest to oskarżenie o takiej wadze i wyrażane przez tak wielu rzeczoznawców, że zasługuje na poważne rozważenie. Edwin Morse, niegdyś pracownik naukowy na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Wisconsin, przestrzega, że wielu spośród tak dziś poszukiwanych w gospodarce absolwentów szkoleń New Age to osoby „często o skażonej psychice". Doktor Morse, prowadzący prywatną praktykę i specjalizujący się w udzielaniu takim ludziom pomocy, twierdzi: „Te grupy [kontroli umysłu] posługują się technikami hipnotycznymi, ale uczestnikom nic się o tym nie mówi."
Według szefa personelu w przedsiębiorstwie budżetowym wynajmu samochodów z Chicago Richarda L. Watringa z technikami kontroli umysłu, stanowiącymi trzon szkoleń New Age, wiążą się ściśle i inne zagrożenia. Twierdzi on, że w kursach dla pracowników świadomie używa się technik, które wywołują „stany przypominające trans". Watring obawia się nie tylko zmiany zachowania podwładnych na zachowanie typowe dla ofiar prania mózgu. Martwią go liczne skargi uczestników kursów, iż wskutek stanów transu znaleźli się pod szkodliwym wpływem „bytów duchowych".
Widząc żarliwość, z jaką przesadnie dotąd ostrożni menadżerowie łykają haczyk mistycyzmu, mylnie określanego nazwą psychologii motywacyjnej, zdumiony i przerażony Watring rozpoczął dociekliwsze badania. Jego zdaniem osoby narażone przez pracodawców na „»psychotechniki New Age« [...] [w celu] zmiany świadomości »zwykłej« [...] powinny być od początku informowane", że na celowniku stawia się ich „podstawowy światopogląd i judeochrześcijańskie wierzenia religijne". Watring wyjaśnia:
"Od trzech lat obserwuję wzrost popularności nowej filozofii ludzkiego potencjału i rozwoju. Terminologia świecka określa to najczęściej mianem ruchu New Age. Kronikę historii i obecnych dziejów ruchu zawarła w bestsellerze Aquarian Conspiracy (Sprzysiężenie Wodnika) Marilyn Ferguson. Wymienia ona niektóre psychotechniki [...] „służące zmianie świadomości", jak medytacja, autohipnoza, koncentracja, skupianie się, sterowane obrazowanie, wizualizacja, medytacja transcendentalna, joga. biosprzężenie, dianetyka, kontrola umysłu Silvy i wiele innych.
Zwróciłem uwagę, że konsultanci i praktycy z Instytutu Rozwoju Ludzkich Możliwości propagują „wyższą twórczość", „wzmocnioną pamięć", „przyśpieszone nauczanie", „gospodarkę stresem". Zauważyłem się, że większość z tych metod znajduje się na Fergusonowskiej liście „środków służących zmianie świadomości". Zacząłem się wówczas zastanawiać nad motywacją osób sprzedających te idee. Czy naprawdę zależy im na polepszeniu ludzkiego potencjału? Może podczas swej duchowej podróży doznali wielkiej głębi przeżyć i zamierzają umożliwić innym podążenie w swoje ślady?
Niedawno miałem możność udziału w dyskusji panelowej z okazji dorocznej konferencji Towarzystwa Psychologii Humanistycznej (AHP). Konferencja odbywała się pod hasłem SPRAWCY ZMIANY - 85; oskarżyłem ich o usiłowanie zmiany systemu wierzeń klientów. Zwróciłem uwagę, że niektórzy praktycy mają pewien „ukryty cel" i że klienci mają prawo wiedzieć, w jaki sposób terapie psychoduchowe wpłyną na ich pracowników." *
* Richard L. Watring "New Age Management"
Ewangeliści „ nowej duchowości "
Błędne określanie religii Wschodu mianem nauki oddziałuje nawet na szkolnictwo. Oto w ramach dorocznej konferencji Towarzystwa Psychologii Humanistycznej pod nagłówkiem „oświata humanistyczna" umieszczono warsztat: „Zajęcia z buddyzmu zen i wrażliwości. Stosowanie buddyzmu zen w edukacji dzieci..." Podobna próba wprowadzenia do szkół publicznych wierzeń protestanckich, katolickich, żydowskich czy muzułmańskich prędko wywołałaby ostry protest Unii Swobód Obywatelskich (ACLU) przeciwko popieraniu religii przez państwo. Tymczasem mistycyzm wschodni, a nawet różne formy czarnoksiestwa są częstym przedmiotem nauczania i praktyki w szkołach publicznych w całej Ameryce, i dzieje się to ze wsparciem państwa.
Z poparciem niektórych urzędników stanowych i federalnych szkoły publiczne stały się głównymi ośrodkami przygotowań obecnego pokolenia na nowy paradygmat: czarnoksięstwo. Z pełną świadomością wdrożony program, w pełni zaakceptowany przez Krajowe Towarzystwo Oświaty (NEA), ma zmienić wartości duchowe wpajane tradycyjnie przez rodziców i kościół. Dał on początek dynamicznemu ruchowi szkół domowych, powodującemu największą w historii Ameryki ucieczkę od szkół publicznych.
„Sprawcy zmiany" mogą szczerze wierzyć, że ich ukryty cel to jedyna nadzieja ocalenia ludzkości przed zagładą. Nie tłumaczy to jednak uciekania się do oszustw w dystrybucji produktów i usług ani zatajania informacji o związanych z nimi zagrożeniach. Ron Zemke opowiada, jak w niemym zdumieniu słuchał przekazywanej „z żarliwą ekscytacją" relacji o kursie, na którym można uczyć się „sprzedawać towary New Age kierownictwu przedsiębiorstwa tak, żeby się nie zorientowali, co właściwie kupują". Wskazując na sprzeczność między twierdzeniem, że ruch Nowej Ery dba „o prawa i godność jednostki ludzkiej", a zarazem odmawianiem tejże jednostce ludzkiej „prawa do usłyszenia prawdy", Zemke pisze:
"Jeśli Nowy Wiek to coś, w co może nas wkręcić podstępem elitarna kadra „oświeconych", przekonanych, że wiedzą najlepiej, co powinniśmy myśleć, czuć, co cenić i w co wierzyć, to chyba wolę pozostać przy starym porządku."
Jednak właśnie takie potajemne knucie zdaje się być modus operandi owej elity. Wydawca periodyku z kręgu New Age bez cienia wstydu szczyci się zjazdem profesjonalistów, którzy przybyli z 11 stanów, aby omówić możliwości skuteczniejszej infiltracji każdej sfery życia społecznego myślą New Age. Wspomina o „pewnej doktor z południowej Kalifornii, dyrektorce cieszącego się wielkim uznaniem centrum hipnozy, [...] zatrudnionej przez dwa spośród największych przedsiębiorstw budżetowych po to, by na uczyła pracowników »sukcesu i pozytywnego myślenia«". Redaktor wyjaśnia, że pani doktor starannie unika „słów typu »metafizyka« czy »New Age«, lecz idee (których naucza) są niczym innym". Następnie mówi on z entuzjazmem:
"Jedną z wielkich korzyści, które sobie jako zwolennicy Nowej Ery cenimy, jest ta, że po usunięciu terminologii okultystycznej, metafizycznej i New Age otrzymujemy idee i techniki bardzo łatwo przyswajalne przez ogół społeczeństwa. Można więc zmienić nazwy i zademonstrować moc. Czyniąc tak otwieramy bramę Nowej Ery przed milionami osób, które przedtem nie byłyby skłonne tego zaakceptować."
Niepomni zagrożeń właściwych technikom zmiany świadomości, ewangeliści Nowej Ery żywią przekonanie, że towarów na mistycznym super rynku potrzeba nie tylko pracownikom największych korporacji, ale i całemu społeczeństwu, nawet jeśli nie jest ono tego świadome Najwyraźniej podjęli oni nieodwołalną decyzję nawrócenia świata na ewangelię „rewolucji świadomości", nawet gdyby trzeba się posłużyć podstępnymi oszustwami.
Zwodnicza pajęczyna
Sam termin „Nowy Wiek", choć ukuty w dobrej wierze, wprowadza w błąd. Jedyny powód, aby nazwać go „nowym", to niespotykane dotąd respekt, otwartość i zaufanie, jakimi w erze kosmicznej obdarza się przesądne praktyki rodem z epoki kamiennej. Wszystko, co kryje się pod terminem „Nowy Wiek" (zielarstwo, medycyna ludowa, zdrowie holistyczne i dieta wegetariańska, autohipnoza, reinkarnacja, wewnętrzni przewodnicy, siła piramid, terapia kolorów, joga, i inne formy medytacji wschodniej), to odrodzone pradawne praktyki religijne, prezentowane jako nowe osiągnięcia nauki, medycyny i psychologii.
Promotorzy ruchu dostrzegli ironię w nazwaniu starożytnego okultyzmu mianem czegoś nowego. Edgar Mitchell i inni luminarze New Age otwarcie przyznają, że lansują powrót do „pradawnej mądrości". „To było tuż koło nas od 5 000 lat" - oznajmia Shirley MacLaine. Skąd więc przymiotnik „nowy"?
Na zjeździe Towarzystwa Psychologii Humanistycznej Timothy Leary, niegdyś powszechnie potępiany arcykapłan ruchu narkotykowego, dziś powszechnie akceptowany przez kręgi naukowe, oznajmił wyzywającym tonem ku zachwytowi słuchaczy:
"Nasza droga istniała zawsze [...] Przez wszystkie ciemne wieki byli sufiści, kabaliści, braterstwa i kongregacje sióstr, grupy czarnoksięskie, Rycerze Maltańscy, loże masońskie...Duch humanizmu, [...] wiara, że wszystko mamy w sobie i że Boga znajdujemy patrząc w oczy kochanka - to nie nasz wymysł. To nie zaczęło się od lat sześćdziesiątych, ani
nawet od świętych lat pięćdziesiątych, to trwa od wieczności." *
* Timothy Leary amerykański filozof, pisarz, psycholog, profesor Harvardu. Uznawany jest za jednego z inicjatorów powstania ruchu hippisowskiego. Autor popularnej wśród hippisów sentencji Turn on, tune in, drop out (Włącz się, dostrój, odpadnij), która jednak w większym stopniu zachęcać miała m.in. do porzucenia konwenansów i schematów kojarzonych z życiem establishmentu i mieszczaństwa, niż nawoływać (jak to sugerowali konserwatywnie usposobieni krytycy) do stosowania narkotyków. Znany orędownik prowadzenia badań nad substancjami psychodelicznymi (i z ich pomocą). Autor książki Polityka ekstazy – wizji świata, w której ludzie pojednani za sprawą LSD wiodą „bogate życie duchowe”.
W pędzie do chrzczenia „nowym" rzeczy w istocie bardzo starych „mistyczne" zastąpiono „technicznym". Dzięki klasycznemu pomieszaniu pojęć jedną z najstarszych na świecie praktyk religijnych oferuje się jako „naukę jogi". Przeciętny adept jogi na Zachodzie nie orientuje się, że jogę objawił Pan Kriszna na kartach Baghavad-Gity jako pewny sposób wejścia do hinduistycznego nieba, i nie wie, że Sziwa, „Niszczyciel", jedno z trzech najpotężniejszych, najstraszliwszych bóstw hinduizmu, jest zwany „Jogeszwara", tj. „Pan jogi". W jednym z najbardziej autorytatywnych dla jogi tekstów: Hathajogi - Pradipika, datowanym na XV wiek, Swatamara wymienia Pana Sziwę jako pierwszego na długiej liście nauczycieli hatha jogi. Przeciętny instruktor jogi nie wspomina też, a często nawet nie wie, o licznych przestrogach zawartych w starożytnych tekstach o jodze: iż nawet „hatha joga [tzw. joga czysto fizyczna] to narzędzie niebezpieczne".
Zwykle zataja się fakt, że joga to rdzeń hinduizmu, a często nawet się mu przeczy. Słysząc napomknienia o pochodzącej z II w. p.n.e. Joga Sutra Patańdźalego, mieszkaniec Zachodu, nauczony, że joga ma charakter czysto fizyczny, błędnie zakłada, że Patańdźali to ktoś w rodzaju Platona czy Einsteina, nieświadomy, iż Hindusi uznają go za jednego ze swych największych przywódców religijnych. Przekonani, że kupują sobie zdrowie, miliony ludzi mimo woli angażują się w hinduizm. Taka dezinformacja to zjawisko typowe na pęczniejącym gwałtownie rynku mistyki. Wskutek jaskrawych przekłamań i nadawania mylnych nazw wielu kupujących, którzy nabywają - jak ich przekonano - naukowe metody osiągania pełni potencjału, daje się nieświadomie wtajemniczyć w wierzenia i praktyki o charakterze religijnym.
Prawdą jest, że wielu praktyków jogi i innych form wschodniego mistycyzmu zdaje się odnosić korzyści, przynajmniej doraźne. Niemniej jednak naruszeniu ulega ich światopogląd i system wierzeń religijnych, z czego zazwyczaj nie zdają sobie sprawy, a z pewnością nie ostrzegą ich przed tym instruktorzy. Co gorsza, osoby stosujące techniki zmiany świadomości angażują się - jak zobaczymy - w niebezpieczne eksperymenty duchowe.
Trik transcendentalny
Medytacja transcendentalna [ang. Transcendental Meditation TM] to przykład typowego dla New Age przekłamania. [Na początku XXI w. liczba ludzi, którzy przeszli przez kurs medytacji transcendentalnej szacowana jest na 6 milionów.] Gdy Mahariszi Mahesz Jogi pierwszy raz zapoznawał Zachód z TM, bez ogródek informował, iż jest to hinduistyczna praktyka religijna, zaś jej prawdziwy cel to wytworzenie „w ciele medytującego legendarnej substancji zwanej soma, by bóstwa hinduistycznego panteonu obudzić i nakarmić!" Gdy odmówiono mu dostępu do szkół publicznych i funduszy państwowych, motywując to lansowaniem przez Mahesza praktyk religijnych, guru prędko usunął każde określenie o zabarwieniu religijnym i zaczął oferować TM jako naukę. Nie zmieniło się nic, tylko nazwy. Wybieg ten stosowało potem wiele słynnych osobistości, sportowców, psychiatrów i innych praktyków i orędowników TM, wielu bez wątpienia nieświadomych, że jest to de facto najczystszy hinduizm. Bob Kropinsky, były instruktor TM, wyjaśnia:
"Ja dołączyłem w 1971 roku [...] W 1957. założyli organizację - Ruch Odrodzenia Duchowego (Spiritual Regeneration Movement) [...] w celach stricte religijnych i edukacyjnych. ...w 1974 (Mahariszi) (...) zupełnie pozmieniał nazwy wszystkich korporacji, [...] kiedy wyszło nowe prawo o korporacjach, i wyrzucił wszystko, co zawierało określenia „duchowy" lub „religijny" [...] Użycie terminologii naukowej to jego sposób na uwiarygodnienie nauk hinduizmu. Na przykład zaczął nazywać Boga „stanem próżni". ...umacniał w ludziach te błędne przekonania."
Od tego czasu reklamy - bez najmniejszego względu dla prawdy głoszą, że TM to „nie religia, nie filozofia ani joga, [...] nie wymaga zmiany wierzeń religijnych, nie jest kontrolowaniem myślami czy kontrolą umysłu". W istocie TM jest wszystkim tym po kolei. Według Kropinskiego, który w styczniu 1987 wygrał proces przeciw TM, przed wtajemniczonymi Mahariszi nie ukrywał niczego:
"Nie szkodzi, jeśli mówicie ludziom kłamstwa, [bo] TM jest ostatecznym, absolutnym autorytetem na powierzchni ziemi. [Praktycy TM] sa jedynymi nauczycielami i strażnikami najczystszej tradycji duchowej na ziemi. To oni rządzą wszechświatem... Sterują bogami poprzez ofiarę soma."
TM [Medytacja transcendentalna] to de facto jedna z licznych postaci jogi, tak jak inne niebezpieczna. Siedmiu byłych praktyków TM wytoczyło w Waszyngtonie proces, żądając dla każdego po 9 milionów odszkodowania. Oskarżyli Maharisziego, że nie nauczył ich „latać", jak obiecał, i że praktyka zaawansowanej formy TM wywołała w nich dotkliwe „negatywne skutki emocjonalne, psychologiczne i fizyczne". Kropinsky mówi o gwałtownych drgawkach, halucynacjach, impulsach do zabójstw i myślach samobójczych, doznawanych „w wyniku TM". Na zajęciach z nauczycielem zdezorientowani adepci TM żalili się, że podczas medytacji ogarnia ich nieokiełznana wściekłość, rozbijają meble, napastują współmieszkańców, próbują samobójstwa. Mahariszi pouczał, żeby „położyć się na podłodze i przyjmować wszystko, jak leci". Kropinsky wspomina własne udręki:
"Kiedy odszedłem od ruchu TM, wypełniły mnie rozmaite dziwaczne przesądy; wierzyłem, ze bogowie mnie zabiją... [Ale potem] zauważyłem, że [...] istnieją i inne ofiary tego zjawiska, które jak i ja muszą pogodzie się z faktem, że zostały zgwałcone, zniewolone duchowo i finansowo."
Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994
Choć nikt jeszcze nie przypisał ruchowi Nowej Ery miana sekty, dostrzegamy tu niewątpliwe podobieństwa. Zdaniem eksperta w problematyce sekt Reginalda Aleva grupy New Age przekonują członków, iż „są panem swego losu, taką wschodnią wersją Normana Vincenta Peale'a. A oni nie zdają sobie sprawy, że poddają się kontroli umysłu". Rosnąca obawa przed masową manipulacją wydaje się uzasadniona w świetle opinii wykładowców „seminariów transformacyjnych", takich jak John D. Adams, który szczyci się, że „przygotowywanie ludzi na erę techniki [...] jest skuteczne poprzez jednoczenie mas ludzkich wokół wspólnego celu". Jak podaje New York Times:
"Zdaniem psychologów badających to zjawisko gdy uczestnicy znajdują się w „zmienionym stanie", liderzy grup potrafią zaszczepić w ich umyśle nowe idee i zmienić ich sposób myślenia."
W artykule stwierdza się też: „Guru, wynajmowani do motywowania pracowników, rodzą obawy o »kontrolę umysłów«." Jest to oskarżenie o takiej wadze i wyrażane przez tak wielu rzeczoznawców, że zasługuje na poważne rozważenie. Edwin Morse, niegdyś pracownik naukowy na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Wisconsin, przestrzega, że wielu spośród tak dziś poszukiwanych w gospodarce absolwentów szkoleń New Age to osoby „często o skażonej psychice". Doktor Morse, prowadzący prywatną praktykę i specjalizujący się w udzielaniu takim ludziom pomocy, twierdzi: „Te grupy [kontroli umysłu] posługują się technikami hipnotycznymi, ale uczestnikom nic się o tym nie mówi."
Według szefa personelu w przedsiębiorstwie budżetowym wynajmu samochodów z Chicago Richarda L. Watringa z technikami kontroli umysłu, stanowiącymi trzon szkoleń New Age, wiążą się ściśle i inne zagrożenia. Twierdzi on, że w kursach dla pracowników świadomie używa się technik, które wywołują „stany przypominające trans". Watring obawia się nie tylko zmiany zachowania podwładnych na zachowanie typowe dla ofiar prania mózgu. Martwią go liczne skargi uczestników kursów, iż wskutek stanów transu znaleźli się pod szkodliwym wpływem „bytów duchowych".
Widząc żarliwość, z jaką przesadnie dotąd ostrożni menadżerowie łykają haczyk mistycyzmu, mylnie określanego nazwą psychologii motywacyjnej, zdumiony i przerażony Watring rozpoczął dociekliwsze badania. Jego zdaniem osoby narażone przez pracodawców na „»psychotechniki New Age« [...] [w celu] zmiany świadomości »zwykłej« [...] powinny być od początku informowane", że na celowniku stawia się ich „podstawowy światopogląd i judeochrześcijańskie wierzenia religijne". Watring wyjaśnia:
"Od trzech lat obserwuję wzrost popularności nowej filozofii ludzkiego potencjału i rozwoju. Terminologia świecka określa to najczęściej mianem ruchu New Age. Kronikę historii i obecnych dziejów ruchu zawarła w bestsellerze Aquarian Conspiracy (Sprzysiężenie Wodnika) Marilyn Ferguson. Wymienia ona niektóre psychotechniki [...] „służące zmianie świadomości", jak medytacja, autohipnoza, koncentracja, skupianie się, sterowane obrazowanie, wizualizacja, medytacja transcendentalna, joga. biosprzężenie, dianetyka, kontrola umysłu Silvy i wiele innych.
Zwróciłem uwagę, że konsultanci i praktycy z Instytutu Rozwoju Ludzkich Możliwości propagują „wyższą twórczość", „wzmocnioną pamięć", „przyśpieszone nauczanie", „gospodarkę stresem". Zauważyłem się, że większość z tych metod znajduje się na Fergusonowskiej liście „środków służących zmianie świadomości". Zacząłem się wówczas zastanawiać nad motywacją osób sprzedających te idee. Czy naprawdę zależy im na polepszeniu ludzkiego potencjału? Może podczas swej duchowej podróży doznali wielkiej głębi przeżyć i zamierzają umożliwić innym podążenie w swoje ślady?
Niedawno miałem możność udziału w dyskusji panelowej z okazji dorocznej konferencji Towarzystwa Psychologii Humanistycznej (AHP). Konferencja odbywała się pod hasłem SPRAWCY ZMIANY - 85; oskarżyłem ich o usiłowanie zmiany systemu wierzeń klientów. Zwróciłem uwagę, że niektórzy praktycy mają pewien „ukryty cel" i że klienci mają prawo wiedzieć, w jaki sposób terapie psychoduchowe wpłyną na ich pracowników." *
* Richard L. Watring "New Age Management"
Ewangeliści „ nowej duchowości "
Błędne określanie religii Wschodu mianem nauki oddziałuje nawet na szkolnictwo. Oto w ramach dorocznej konferencji Towarzystwa Psychologii Humanistycznej pod nagłówkiem „oświata humanistyczna" umieszczono warsztat: „Zajęcia z buddyzmu zen i wrażliwości. Stosowanie buddyzmu zen w edukacji dzieci..." Podobna próba wprowadzenia do szkół publicznych wierzeń protestanckich, katolickich, żydowskich czy muzułmańskich prędko wywołałaby ostry protest Unii Swobód Obywatelskich (ACLU) przeciwko popieraniu religii przez państwo. Tymczasem mistycyzm wschodni, a nawet różne formy czarnoksiestwa są częstym przedmiotem nauczania i praktyki w szkołach publicznych w całej Ameryce, i dzieje się to ze wsparciem państwa.
Z poparciem niektórych urzędników stanowych i federalnych szkoły publiczne stały się głównymi ośrodkami przygotowań obecnego pokolenia na nowy paradygmat: czarnoksięstwo. Z pełną świadomością wdrożony program, w pełni zaakceptowany przez Krajowe Towarzystwo Oświaty (NEA), ma zmienić wartości duchowe wpajane tradycyjnie przez rodziców i kościół. Dał on początek dynamicznemu ruchowi szkół domowych, powodującemu największą w historii Ameryki ucieczkę od szkół publicznych.
„Sprawcy zmiany" mogą szczerze wierzyć, że ich ukryty cel to jedyna nadzieja ocalenia ludzkości przed zagładą. Nie tłumaczy to jednak uciekania się do oszustw w dystrybucji produktów i usług ani zatajania informacji o związanych z nimi zagrożeniach. Ron Zemke opowiada, jak w niemym zdumieniu słuchał przekazywanej „z żarliwą ekscytacją" relacji o kursie, na którym można uczyć się „sprzedawać towary New Age kierownictwu przedsiębiorstwa tak, żeby się nie zorientowali, co właściwie kupują". Wskazując na sprzeczność między twierdzeniem, że ruch Nowej Ery dba „o prawa i godność jednostki ludzkiej", a zarazem odmawianiem tejże jednostce ludzkiej „prawa do usłyszenia prawdy", Zemke pisze:
"Jeśli Nowy Wiek to coś, w co może nas wkręcić podstępem elitarna kadra „oświeconych", przekonanych, że wiedzą najlepiej, co powinniśmy myśleć, czuć, co cenić i w co wierzyć, to chyba wolę pozostać przy starym porządku."
Jednak właśnie takie potajemne knucie zdaje się być modus operandi owej elity. Wydawca periodyku z kręgu New Age bez cienia wstydu szczyci się zjazdem profesjonalistów, którzy przybyli z 11 stanów, aby omówić możliwości skuteczniejszej infiltracji każdej sfery życia społecznego myślą New Age. Wspomina o „pewnej doktor z południowej Kalifornii, dyrektorce cieszącego się wielkim uznaniem centrum hipnozy, [...] zatrudnionej przez dwa spośród największych przedsiębiorstw budżetowych po to, by na uczyła pracowników »sukcesu i pozytywnego myślenia«". Redaktor wyjaśnia, że pani doktor starannie unika „słów typu »metafizyka« czy »New Age«, lecz idee (których naucza) są niczym innym". Następnie mówi on z entuzjazmem:
"Jedną z wielkich korzyści, które sobie jako zwolennicy Nowej Ery cenimy, jest ta, że po usunięciu terminologii okultystycznej, metafizycznej i New Age otrzymujemy idee i techniki bardzo łatwo przyswajalne przez ogół społeczeństwa. Można więc zmienić nazwy i zademonstrować moc. Czyniąc tak otwieramy bramę Nowej Ery przed milionami osób, które przedtem nie byłyby skłonne tego zaakceptować."
Niepomni zagrożeń właściwych technikom zmiany świadomości, ewangeliści Nowej Ery żywią przekonanie, że towarów na mistycznym super rynku potrzeba nie tylko pracownikom największych korporacji, ale i całemu społeczeństwu, nawet jeśli nie jest ono tego świadome Najwyraźniej podjęli oni nieodwołalną decyzję nawrócenia świata na ewangelię „rewolucji świadomości", nawet gdyby trzeba się posłużyć podstępnymi oszustwami.
Zwodnicza pajęczyna
Sam termin „Nowy Wiek", choć ukuty w dobrej wierze, wprowadza w błąd. Jedyny powód, aby nazwać go „nowym", to niespotykane dotąd respekt, otwartość i zaufanie, jakimi w erze kosmicznej obdarza się przesądne praktyki rodem z epoki kamiennej. Wszystko, co kryje się pod terminem „Nowy Wiek" (zielarstwo, medycyna ludowa, zdrowie holistyczne i dieta wegetariańska, autohipnoza, reinkarnacja, wewnętrzni przewodnicy, siła piramid, terapia kolorów, joga, i inne formy medytacji wschodniej), to odrodzone pradawne praktyki religijne, prezentowane jako nowe osiągnięcia nauki, medycyny i psychologii.
Promotorzy ruchu dostrzegli ironię w nazwaniu starożytnego okultyzmu mianem czegoś nowego. Edgar Mitchell i inni luminarze New Age otwarcie przyznają, że lansują powrót do „pradawnej mądrości". „To było tuż koło nas od 5 000 lat" - oznajmia Shirley MacLaine. Skąd więc przymiotnik „nowy"?
Na zjeździe Towarzystwa Psychologii Humanistycznej Timothy Leary, niegdyś powszechnie potępiany arcykapłan ruchu narkotykowego, dziś powszechnie akceptowany przez kręgi naukowe, oznajmił wyzywającym tonem ku zachwytowi słuchaczy:
"Nasza droga istniała zawsze [...] Przez wszystkie ciemne wieki byli sufiści, kabaliści, braterstwa i kongregacje sióstr, grupy czarnoksięskie, Rycerze Maltańscy, loże masońskie...Duch humanizmu, [...] wiara, że wszystko mamy w sobie i że Boga znajdujemy patrząc w oczy kochanka - to nie nasz wymysł. To nie zaczęło się od lat sześćdziesiątych, ani
nawet od świętych lat pięćdziesiątych, to trwa od wieczności." *
* Timothy Leary amerykański filozof, pisarz, psycholog, profesor Harvardu. Uznawany jest za jednego z inicjatorów powstania ruchu hippisowskiego. Autor popularnej wśród hippisów sentencji Turn on, tune in, drop out (Włącz się, dostrój, odpadnij), która jednak w większym stopniu zachęcać miała m.in. do porzucenia konwenansów i schematów kojarzonych z życiem establishmentu i mieszczaństwa, niż nawoływać (jak to sugerowali konserwatywnie usposobieni krytycy) do stosowania narkotyków. Znany orędownik prowadzenia badań nad substancjami psychodelicznymi (i z ich pomocą). Autor książki Polityka ekstazy – wizji świata, w której ludzie pojednani za sprawą LSD wiodą „bogate życie duchowe”.
W pędzie do chrzczenia „nowym" rzeczy w istocie bardzo starych „mistyczne" zastąpiono „technicznym". Dzięki klasycznemu pomieszaniu pojęć jedną z najstarszych na świecie praktyk religijnych oferuje się jako „naukę jogi". Przeciętny adept jogi na Zachodzie nie orientuje się, że jogę objawił Pan Kriszna na kartach Baghavad-Gity jako pewny sposób wejścia do hinduistycznego nieba, i nie wie, że Sziwa, „Niszczyciel", jedno z trzech najpotężniejszych, najstraszliwszych bóstw hinduizmu, jest zwany „Jogeszwara", tj. „Pan jogi". W jednym z najbardziej autorytatywnych dla jogi tekstów: Hathajogi - Pradipika, datowanym na XV wiek, Swatamara wymienia Pana Sziwę jako pierwszego na długiej liście nauczycieli hatha jogi. Przeciętny instruktor jogi nie wspomina też, a często nawet nie wie, o licznych przestrogach zawartych w starożytnych tekstach o jodze: iż nawet „hatha joga [tzw. joga czysto fizyczna] to narzędzie niebezpieczne".
Zwykle zataja się fakt, że joga to rdzeń hinduizmu, a często nawet się mu przeczy. Słysząc napomknienia o pochodzącej z II w. p.n.e. Joga Sutra Patańdźalego, mieszkaniec Zachodu, nauczony, że joga ma charakter czysto fizyczny, błędnie zakłada, że Patańdźali to ktoś w rodzaju Platona czy Einsteina, nieświadomy, iż Hindusi uznają go za jednego ze swych największych przywódców religijnych. Przekonani, że kupują sobie zdrowie, miliony ludzi mimo woli angażują się w hinduizm. Taka dezinformacja to zjawisko typowe na pęczniejącym gwałtownie rynku mistyki. Wskutek jaskrawych przekłamań i nadawania mylnych nazw wielu kupujących, którzy nabywają - jak ich przekonano - naukowe metody osiągania pełni potencjału, daje się nieświadomie wtajemniczyć w wierzenia i praktyki o charakterze religijnym.
Prawdą jest, że wielu praktyków jogi i innych form wschodniego mistycyzmu zdaje się odnosić korzyści, przynajmniej doraźne. Niemniej jednak naruszeniu ulega ich światopogląd i system wierzeń religijnych, z czego zazwyczaj nie zdają sobie sprawy, a z pewnością nie ostrzegą ich przed tym instruktorzy. Co gorsza, osoby stosujące techniki zmiany świadomości angażują się - jak zobaczymy - w niebezpieczne eksperymenty duchowe.
Trik transcendentalny
Medytacja transcendentalna [ang. Transcendental Meditation TM] to przykład typowego dla New Age przekłamania. [Na początku XXI w. liczba ludzi, którzy przeszli przez kurs medytacji transcendentalnej szacowana jest na 6 milionów.] Gdy Mahariszi Mahesz Jogi pierwszy raz zapoznawał Zachód z TM, bez ogródek informował, iż jest to hinduistyczna praktyka religijna, zaś jej prawdziwy cel to wytworzenie „w ciele medytującego legendarnej substancji zwanej soma, by bóstwa hinduistycznego panteonu obudzić i nakarmić!" Gdy odmówiono mu dostępu do szkół publicznych i funduszy państwowych, motywując to lansowaniem przez Mahesza praktyk religijnych, guru prędko usunął każde określenie o zabarwieniu religijnym i zaczął oferować TM jako naukę. Nie zmieniło się nic, tylko nazwy. Wybieg ten stosowało potem wiele słynnych osobistości, sportowców, psychiatrów i innych praktyków i orędowników TM, wielu bez wątpienia nieświadomych, że jest to de facto najczystszy hinduizm. Bob Kropinsky, były instruktor TM, wyjaśnia:
"Ja dołączyłem w 1971 roku [...] W 1957. założyli organizację - Ruch Odrodzenia Duchowego (Spiritual Regeneration Movement) [...] w celach stricte religijnych i edukacyjnych. ...w 1974 (Mahariszi) (...) zupełnie pozmieniał nazwy wszystkich korporacji, [...] kiedy wyszło nowe prawo o korporacjach, i wyrzucił wszystko, co zawierało określenia „duchowy" lub „religijny" [...] Użycie terminologii naukowej to jego sposób na uwiarygodnienie nauk hinduizmu. Na przykład zaczął nazywać Boga „stanem próżni". ...umacniał w ludziach te błędne przekonania."
Od tego czasu reklamy - bez najmniejszego względu dla prawdy głoszą, że TM to „nie religia, nie filozofia ani joga, [...] nie wymaga zmiany wierzeń religijnych, nie jest kontrolowaniem myślami czy kontrolą umysłu". W istocie TM jest wszystkim tym po kolei. Według Kropinskiego, który w styczniu 1987 wygrał proces przeciw TM, przed wtajemniczonymi Mahariszi nie ukrywał niczego:
"Nie szkodzi, jeśli mówicie ludziom kłamstwa, [bo] TM jest ostatecznym, absolutnym autorytetem na powierzchni ziemi. [Praktycy TM] sa jedynymi nauczycielami i strażnikami najczystszej tradycji duchowej na ziemi. To oni rządzą wszechświatem... Sterują bogami poprzez ofiarę soma."
TM [Medytacja transcendentalna] to de facto jedna z licznych postaci jogi, tak jak inne niebezpieczna. Siedmiu byłych praktyków TM wytoczyło w Waszyngtonie proces, żądając dla każdego po 9 milionów odszkodowania. Oskarżyli Maharisziego, że nie nauczył ich „latać", jak obiecał, i że praktyka zaawansowanej formy TM wywołała w nich dotkliwe „negatywne skutki emocjonalne, psychologiczne i fizyczne". Kropinsky mówi o gwałtownych drgawkach, halucynacjach, impulsach do zabójstw i myślach samobójczych, doznawanych „w wyniku TM". Na zajęciach z nauczycielem zdezorientowani adepci TM żalili się, że podczas medytacji ogarnia ich nieokiełznana wściekłość, rozbijają meble, napastują współmieszkańców, próbują samobójstwa. Mahariszi pouczał, żeby „położyć się na podłodze i przyjmować wszystko, jak leci". Kropinsky wspomina własne udręki:
"Kiedy odszedłem od ruchu TM, wypełniły mnie rozmaite dziwaczne przesądy; wierzyłem, ze bogowie mnie zabiją... [Ale potem] zauważyłem, że [...] istnieją i inne ofiary tego zjawiska, które jak i ja muszą pogodzie się z faktem, że zostały zgwałcone, zniewolone duchowo i finansowo."
Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994
Komentarze
Prześlij komentarz