Caveat emptor
Większość technik homoedukacji akceptowanych społecznie (również przez nauczycieli, psychologów, psychiatrów, lekarzy, wykładowców kursów o tematyce sukces/motywacja) opiera się na rozmaitych formach wschodniej medytacji i autohipnozy, przypominających tę odmianę jogi, jaką jest TM [medytacja transcendentalna]. O tych właśnie „technikach umożliwiających rozwój i transformację jednostkowej świadomości" pisze z entuzjazmem w Aguarian Conspiracy (Sprzysiężeniu Wodnika) Marilyn Ferguson. Uwzględniając jednak przestrogi Richarda Watringa i innych, stajemy wobec wielu udokumentowanych przypadków ludzi, którzy praktykując nie tylko TM, ale i inne formy jogi i autosugestii, doznali przerażających i niekontrolowanych przeżyć duchowych. Doprowadziły one wielu do szaleństwa, a nieraz do samobójstwa; jednak fakty te uparcie się przemilcza. Te same kłopoty są częstą plagą uczestników kursów dynamiki umysłu i samodoskonalenia, zwłaszcza tam, gdzie stosuje się techniki nawiązywania kontaktu z urojonymi „wewnętrznymi przewodnikami".
Praktykującym mistycyzm wschodni, nawet w jego licznych „uzachodnionych" formach homoedukacji. nieobce są takie przeżycia jak nieoczekiwane „wyjście z ciała", wylądowanie w przeciwległym kącie pomieszczenia za sprawą nieznanej siły czy nareszcie konfrontacja z czymś, co wygląda na prawdziwego przybysza z kosmosu i usiłuje „posiąść" spotkanego. W zdumiewająco szczerym wywiadzie Ken Wilber (praktykujący mistyk i entuzjasta jogi, zwany przez wielu współczesnym Einsteinem świadomości) przestrzega, że każda postać medytacji wschodniej, nawet stosowana „prawidłowo", wiąże się z „całą serią zgonów i narodzin, niezwykłych konfliktów i stresów, [...] nieraz bardzo gwałtownych i strasznych".
Były instruktor TM R.D. Scott opowiada o licznych „zjawiskach duchowych", znajomych praktykom TM. Zjawiska te to m.in. „wizje unoszących się w powietrzu zielonych oczu, [...] świetliste istoty przepływające nad stołem paja [ołtarz w ceremonii inicjacji]" czy maszkarowate stwory, które materializują się od czasu do czasu i wpatrują się w uczestników z makabrycznym wyrazem twarzy. Scott podaje całą listę przyczyn, które nie pozwalają wyjaśnić tych zjawisk przywidzeniem. Często zdarzało się, że kilka osób jednocześnie widziało „ten sam korowód istot duchowych, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia..." O tym reklamy i broszury popularyzujące TM i inne formy jogi nie wspominają.
Liczba przypadków podobnych doznań mistycznych i okultystycznych wzrasta w tempie alarmującym. The Durham w Karolinie Północnej, Fundacja Na Rzecz Badania Natury Człowieka (instytucja założona przez słynnego parapsychologa z Uniwersytetu Duke J.B. Rhine'a), doniosła ostatnio o „rosnącej liczbie osób zwracających się o pomoc". Wobec tego Fundacja „zestawia właśnie listę specjalistów w zakresie zdrowia umysłowego z doświadczeniem [w poradnictwie] dla cierpiących na "niejasne i uciążliwe skutki ewentualnych doznań paranormalnych".
„Normalne" przypadki zagrożenia duchowego
Paradoksalnie wielu psychologów i psychiatrów, zobowiązanych przecież do diagnozy i leczenia zaburzeń umysłowych, uznało „kryzysy transpersonalne" za rzecz normalną w życiu ludzi, którzy wkroczyli na duchową ścieżkę. Eksperci w dziedzinie zdrowia psychicznego dostrzegli jednak potrzebę tworzenia grup wsparcia dla osób w stanie - jak określili - „zagrożenia duchowego". Jedna z takich organizacji, „Passages In" (Ścieżki do wnętrza), oferuje „całodobową opiekę emocjonalną i duchową". Jej szef David Pursglove, terapeuta i specjalista poradnictwa z 25-letnią praktyką, wymienia typowe „kryzysy transpersonalne":"Niebywale często mogą zachodzić przypadki przerażających zjawisk ESP - ExtraSensory Perception [postrzegania pozazmysłowego] i innych zjawisk parapsychologicznych, jak wychodzenie z ciała lub ściśle trafne przepowiednie przyszłych wydarzeń. ...[lub też] głęboka, psychologiczna konfrontacja ze śmiercią i następujące potem powtórne narodziny, często z towarzyszeniem szczególnych mocy i silnych bodźców ku uzdrawianiu [...] [albo] obudzenie mocy węża (Kundalini) (...) silny prąd energii wędrujący w górę kręgosłupa, drżenie, spazmy, czasem gwałtowne drgawki, konwulsje."
Badający te zjawiska Flo Conway i Jim Siegelman zauważają, że najprzykrzejsze skutki udziału w sektach to „dziwaczne zakłócenia świadomości, postrzegania, pamięci i innych podstawowych narzędzi przetwarzania danych, [...] mimowolne wpadanie i wypadanie z odmiennego stanu świadomości, [...] bardzo uciążliwe zjawiska parapsychiczne..." Identyczne oznaki występują u tych, którzy nie należą do żadnej sekty, a tylko ćwiczą jogę w lokalnym ośrodku YMCA, słuchają taśm hipnotyzujących lub praktykują polecaną na kursie homoedukacyjnym wizualizację i inne powiązane z jogą techniki zmiany świadomości, zobowiązani przez pracodawcę czy nauczyciela w szkole publicznej. Ci, których do nowej duchowości zwabiły obiecane przez nią korzyści, dostrzegają w końcu, że osiągnięcie tych korzyści wymaga kultywowania odmiennych stanów świadomości i doznawania zjawisk paranormalnych; swoisty kac jest tu zwykłym produktem ubocznym.
„Takie doznania" - przyznaje wydawany przez Marilyn Ferguson Brain/Mind Bulletin - „są na porządku dziennym u praktyków jogi, medytacji i innych form dyscypliny duchowej " Ściślej mówiąc, wskutek szybkiego szerzenia się mistycyzmu wschodniego na Zachodzie „kryzysy duchowe" osiągnęły już rozmiary epidemii. By temu zaradzić, profesor Stanislav Grof z Wydziału Medycznego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa (czołowy autorytet na polu LSD) i jego żona Christina (instruktorka hatha jogi) stworzyli w 1980 roku Spiritual Emergency Network (Sieć Doraźnej Pomocy Duchowej). SEN miała początkowo siedzibę w Esalen, gdzie we wczesnym okresie działania ruchu ludzkiego potencjału (ludzkich możliwości) przebywali tacy psycholodzy jak Fritz Perls, Abraham Maslow i Carl Rogers. Esalen też ma swój udział w „kacu", który zniszczył życie wielu osób i wielu doprowadził do samobójstwa, ale znów nie wiedzieć czemu zjawisko ofiar na drodze do nirwany uznano za normalne. „Posunęliśmy się za daleko" - przyznaje Michael Murphy, współzałożyciel Esalen. - „Żałuję, że popełniliśmy błędy, ale niestraszne były nam przygody."
Słowa, jakie słyszał dzwoniący po radę do SEN, brzmiały: „Witaj wśród swoich!" Zrozpaczony dzwoniący oczywiście wcale nie był wśród swoich i zapewne nigdy nie angażowałby się w psychoduchowe techniki New Age, gdyby mu na początku uczciwie powiedziano o zagrożeniach. SEN, dziś z siedzibą w Instytucie Psychologii Transpersonalnej w Menlo Park w Kalifornii, „koordynuje pracę 35 centrów regionalnych na całym świecie". Pracuje w nich 1500 „profesjonalistów pojmujących naturę przebudzenia duchowego." Jak na ironię metody mistycyzmu wschodniego, które do „przebudzenia duchowego" mają prowadzić, to te same metody, które wywołują „duchowego kaca". Mimo to eksperci zalecają je ofiarom takich zjawisk, które zwracają się do nich o pomoc.
„Kontakt z tymi energiami to zabawa z ogniem"
Niestety, pośród całej wrzawy wokół wątpliwej wartości produktów na rynku duchowym rzadko rozlega się caveat [emptor], aby kupujący miał się na baczności. Jeśli nawet przestroga czasem padnie, jest tak głęboko wciśnięta między optymistyczne wielosłowie, że mało kto traktuje ją poważnie. Oto wypowiedź W. Brugh Joya, niegdyś lekarza, dziś guru, któremu aktor Richard Chamberlain zawdzięcza uporządkowanie swojej „siły parapsychicznej":
"Nikt nie wie, czym jest [siła parapsychiczna], nikomu zresztą nie było to nigdy wiadome, pomimo czynionych przez tysiąclecia prób pozyskania tej wiedzy. Kontakt z tymi energiami to zabawa z ogniem, a skutkami [...] mogą się okazać: psychoza, pogłębienie neurozy, przyśpieszenie procesów chorobowych i samobójstwo."
Słysząc taką opinię, można by oczekiwać żarliwego zaklinania czytelnika, aby za wszelką cenę unikał kontaktu ze śmiertelnie niebezpiecznymi siłami. Zamiast tego, podobnie jak Shirley MacLaine i wielu wschodnich guru nowego gatunku, Joy zachęca do kultywowania tychże „odmiennych stanów świadomości", które otwierają drzwi do - jak sam stwierdził - niebezpiecznych „energii". Jak ktoś zauroczony nagrodą tak atrakcyjną, że wartą każdego ryzyka, Joy oznajmia: „Otworzenie się na pewne stany świadomości może ofiarować nam dary wartości tak wielkiej, że nie ma na nie ceny, [...] moce nie odkryte jeszcze przez konwencjonalną naukę zachodnią..." Zdumiony taką postawą, wydawca czasopisma o tematyce astronomicznej Sky&Telescope Alan M. MacRobert stwierdził:
Faktyczna siła tego paranormalnego boomu tkwi w fakcie, że wielu z nas podchodzi do niego bezkrytycznie. Ma się wrażenie, jakby pytanie: „Czy naprawdę tak jest?" straciło na znaczeniu, a zastąpiło je podejście: „Jeśli czuję się z tym dobrze, to pewnie mi to dobrze robi"... Uważam, że taki paradygmat nie przysłużył się nam najlepiej.
Wtedy to był zen, a teraz jest teraz
W dużym artykule na łamach czasopisma Training Ron Zemke wspomina własne zaangażowanie w ruch ludzkiego potencjału. Dla wielu szczytem ambicji był udział w nie kończącym się ciągu zlotów i seminariów New Age. „Zachłystywaliśmy się przenikliwością i mądrością sufi" - opowiada Zemke - „wzywano nas, byśmy sięgali do pierwiastka duchowego w sobie, zachęcano do spostrzeżenia jedności wszechrzeczy i uczono, jak wykorzystać twórcze strony naszych mózgów. Dzieliliśmy się najintymniejszymi problemami z ludźmi zupełnie obcymi, próbowaliśmy obalać nasze paradygmaty, pojąć własne uczucia, trochę raczyliśmy się nielegalnymi narkotykami i wracaliśmy do domu z uczuciem autentycznego przejścia na inny szczebel istnienia. W pewnym sensie."
Stwierdzając, że trwałe efekty Fergusonowskiego sprzysiężenia Wodnika „zwracają uwagę przede wszystkim miernością w porównaniu z tym, co było obiecywane", Zemke wspomina:
"Blask i czar bledną, gdy staje się przed perspektywą kolejnego maratońskiego seminarium kosmiczno-świadomościowego, kolejnego weekendu sam na sam z własnym ja. W końcu stało się jasne, że wszystkie doznania przebiegają według tego samego, przewidywalnego wzorca.
Ogoliłem się, ściąłem włosy, wskoczyłem na powrót w normalny świat, do w miarę normalnej pracy i stopniowo straciłem kontakt z ruchem ludzkich możliwości, z jego wzniosłymi obietnicami i osobliwymi ścieżkami do prawdy, wolności, piękna i oświecenia... Dla wielu z nas wtedy to był zen, a teraz jest teraz."
Choć wielu, jak Zemke, odeszło z ruchu Nowego Wieku, i tak przybrał on na sile, zyskując dwóch nowych entuzjastów na miejsce jednego utraconego. Istnieje wielka potrzeba wiarygodnych kryteriów oceny towarów wystawionych na pęczniejącym targu mistyki. Należy jednak wątpić w powstanie oficjalnej agendy kontroli, która czuwałaby nad zgodnością produktów New Age z ustalonymi normami, bowiem duchowy i religijny charakter tych artykułów umieszcza je skutecznie poza zasięgiem regulacji rządowych.
Niestety, nie wszystko wygląda tak różowo, jak chcieliby nas przekonać uśmiechnięci akwizytorzy mistycyzmu. Podobnie jak TM i inne postacie jogi, większość psychoduchowych technik „indywidualnej transformacji" kryje w sobie groźne defekty. Ogrom dowodów wskazuje, że pewne atrakcyjne towary New Age powinny nosić wyraźne oznaczenie: ŚMIERTELNIE NIEBEZPIECZNE. Rola ucznia czarnoksiężnika może się okazać zabawą makabryczną i bardzo ryzykowną.
Profesor Jacob Needleman z Berkeley ostrzega:
"Na rynku [parapsychologicznym] nie istnieje Biuro Ochrony Konsumenta. Niechże kupujący uważa. Powinno się mieć głowę otwartą, ale nie aż tak, żeby wypadł mózg."
Przedsiębiorcy z kręgu rewolucji świadomości powinni uczciwie i bez ogródek wyznać potencjalnym klientom, że ich towary to nie współczesna medycyna, psychologia czy w ogóle nauka, lecz starożytny okultyzm i przesądy. Bardzo nieetycznym jest ukrywanie licznych związanych z tym zagrożeń. Na następnych stronicach zamierzamy poruszyć niektóre ważniejsze kwestie i rzucić na nie tyle światła, by rozproszyć niejasności, jakie zdają się integralną częścią obficie zaopatrzonego rynku z mistyką.
Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994
Pierwsza część tego artykułu "Potajemne przekonania" jest dostępna pod adresem: https://zwiedzionechrzescijanstwo.blogspot.com/2020/04/potajemne-przekamania.html
Praktykującym mistycyzm wschodni, nawet w jego licznych „uzachodnionych" formach homoedukacji. nieobce są takie przeżycia jak nieoczekiwane „wyjście z ciała", wylądowanie w przeciwległym kącie pomieszczenia za sprawą nieznanej siły czy nareszcie konfrontacja z czymś, co wygląda na prawdziwego przybysza z kosmosu i usiłuje „posiąść" spotkanego. W zdumiewająco szczerym wywiadzie Ken Wilber (praktykujący mistyk i entuzjasta jogi, zwany przez wielu współczesnym Einsteinem świadomości) przestrzega, że każda postać medytacji wschodniej, nawet stosowana „prawidłowo", wiąże się z „całą serią zgonów i narodzin, niezwykłych konfliktów i stresów, [...] nieraz bardzo gwałtownych i strasznych".
Były instruktor TM R.D. Scott opowiada o licznych „zjawiskach duchowych", znajomych praktykom TM. Zjawiska te to m.in. „wizje unoszących się w powietrzu zielonych oczu, [...] świetliste istoty przepływające nad stołem paja [ołtarz w ceremonii inicjacji]" czy maszkarowate stwory, które materializują się od czasu do czasu i wpatrują się w uczestników z makabrycznym wyrazem twarzy. Scott podaje całą listę przyczyn, które nie pozwalają wyjaśnić tych zjawisk przywidzeniem. Często zdarzało się, że kilka osób jednocześnie widziało „ten sam korowód istot duchowych, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia..." O tym reklamy i broszury popularyzujące TM i inne formy jogi nie wspominają.
Liczba przypadków podobnych doznań mistycznych i okultystycznych wzrasta w tempie alarmującym. The Durham w Karolinie Północnej, Fundacja Na Rzecz Badania Natury Człowieka (instytucja założona przez słynnego parapsychologa z Uniwersytetu Duke J.B. Rhine'a), doniosła ostatnio o „rosnącej liczbie osób zwracających się o pomoc". Wobec tego Fundacja „zestawia właśnie listę specjalistów w zakresie zdrowia umysłowego z doświadczeniem [w poradnictwie] dla cierpiących na "niejasne i uciążliwe skutki ewentualnych doznań paranormalnych".
„Normalne" przypadki zagrożenia duchowego
Paradoksalnie wielu psychologów i psychiatrów, zobowiązanych przecież do diagnozy i leczenia zaburzeń umysłowych, uznało „kryzysy transpersonalne" za rzecz normalną w życiu ludzi, którzy wkroczyli na duchową ścieżkę. Eksperci w dziedzinie zdrowia psychicznego dostrzegli jednak potrzebę tworzenia grup wsparcia dla osób w stanie - jak określili - „zagrożenia duchowego". Jedna z takich organizacji, „Passages In" (Ścieżki do wnętrza), oferuje „całodobową opiekę emocjonalną i duchową". Jej szef David Pursglove, terapeuta i specjalista poradnictwa z 25-letnią praktyką, wymienia typowe „kryzysy transpersonalne":"Niebywale często mogą zachodzić przypadki przerażających zjawisk ESP - ExtraSensory Perception [postrzegania pozazmysłowego] i innych zjawisk parapsychologicznych, jak wychodzenie z ciała lub ściśle trafne przepowiednie przyszłych wydarzeń. ...[lub też] głęboka, psychologiczna konfrontacja ze śmiercią i następujące potem powtórne narodziny, często z towarzyszeniem szczególnych mocy i silnych bodźców ku uzdrawianiu [...] [albo] obudzenie mocy węża (Kundalini) (...) silny prąd energii wędrujący w górę kręgosłupa, drżenie, spazmy, czasem gwałtowne drgawki, konwulsje."
Badający te zjawiska Flo Conway i Jim Siegelman zauważają, że najprzykrzejsze skutki udziału w sektach to „dziwaczne zakłócenia świadomości, postrzegania, pamięci i innych podstawowych narzędzi przetwarzania danych, [...] mimowolne wpadanie i wypadanie z odmiennego stanu świadomości, [...] bardzo uciążliwe zjawiska parapsychiczne..." Identyczne oznaki występują u tych, którzy nie należą do żadnej sekty, a tylko ćwiczą jogę w lokalnym ośrodku YMCA, słuchają taśm hipnotyzujących lub praktykują polecaną na kursie homoedukacyjnym wizualizację i inne powiązane z jogą techniki zmiany świadomości, zobowiązani przez pracodawcę czy nauczyciela w szkole publicznej. Ci, których do nowej duchowości zwabiły obiecane przez nią korzyści, dostrzegają w końcu, że osiągnięcie tych korzyści wymaga kultywowania odmiennych stanów świadomości i doznawania zjawisk paranormalnych; swoisty kac jest tu zwykłym produktem ubocznym.
„Takie doznania" - przyznaje wydawany przez Marilyn Ferguson Brain/Mind Bulletin - „są na porządku dziennym u praktyków jogi, medytacji i innych form dyscypliny duchowej " Ściślej mówiąc, wskutek szybkiego szerzenia się mistycyzmu wschodniego na Zachodzie „kryzysy duchowe" osiągnęły już rozmiary epidemii. By temu zaradzić, profesor Stanislav Grof z Wydziału Medycznego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa (czołowy autorytet na polu LSD) i jego żona Christina (instruktorka hatha jogi) stworzyli w 1980 roku Spiritual Emergency Network (Sieć Doraźnej Pomocy Duchowej). SEN miała początkowo siedzibę w Esalen, gdzie we wczesnym okresie działania ruchu ludzkiego potencjału (ludzkich możliwości) przebywali tacy psycholodzy jak Fritz Perls, Abraham Maslow i Carl Rogers. Esalen też ma swój udział w „kacu", który zniszczył życie wielu osób i wielu doprowadził do samobójstwa, ale znów nie wiedzieć czemu zjawisko ofiar na drodze do nirwany uznano za normalne. „Posunęliśmy się za daleko" - przyznaje Michael Murphy, współzałożyciel Esalen. - „Żałuję, że popełniliśmy błędy, ale niestraszne były nam przygody."
Słowa, jakie słyszał dzwoniący po radę do SEN, brzmiały: „Witaj wśród swoich!" Zrozpaczony dzwoniący oczywiście wcale nie był wśród swoich i zapewne nigdy nie angażowałby się w psychoduchowe techniki New Age, gdyby mu na początku uczciwie powiedziano o zagrożeniach. SEN, dziś z siedzibą w Instytucie Psychologii Transpersonalnej w Menlo Park w Kalifornii, „koordynuje pracę 35 centrów regionalnych na całym świecie". Pracuje w nich 1500 „profesjonalistów pojmujących naturę przebudzenia duchowego." Jak na ironię metody mistycyzmu wschodniego, które do „przebudzenia duchowego" mają prowadzić, to te same metody, które wywołują „duchowego kaca". Mimo to eksperci zalecają je ofiarom takich zjawisk, które zwracają się do nich o pomoc.
„Kontakt z tymi energiami to zabawa z ogniem"
Niestety, pośród całej wrzawy wokół wątpliwej wartości produktów na rynku duchowym rzadko rozlega się caveat [emptor], aby kupujący miał się na baczności. Jeśli nawet przestroga czasem padnie, jest tak głęboko wciśnięta między optymistyczne wielosłowie, że mało kto traktuje ją poważnie. Oto wypowiedź W. Brugh Joya, niegdyś lekarza, dziś guru, któremu aktor Richard Chamberlain zawdzięcza uporządkowanie swojej „siły parapsychicznej":
"Nikt nie wie, czym jest [siła parapsychiczna], nikomu zresztą nie było to nigdy wiadome, pomimo czynionych przez tysiąclecia prób pozyskania tej wiedzy. Kontakt z tymi energiami to zabawa z ogniem, a skutkami [...] mogą się okazać: psychoza, pogłębienie neurozy, przyśpieszenie procesów chorobowych i samobójstwo."
Słysząc taką opinię, można by oczekiwać żarliwego zaklinania czytelnika, aby za wszelką cenę unikał kontaktu ze śmiertelnie niebezpiecznymi siłami. Zamiast tego, podobnie jak Shirley MacLaine i wielu wschodnich guru nowego gatunku, Joy zachęca do kultywowania tychże „odmiennych stanów świadomości", które otwierają drzwi do - jak sam stwierdził - niebezpiecznych „energii". Jak ktoś zauroczony nagrodą tak atrakcyjną, że wartą każdego ryzyka, Joy oznajmia: „Otworzenie się na pewne stany świadomości może ofiarować nam dary wartości tak wielkiej, że nie ma na nie ceny, [...] moce nie odkryte jeszcze przez konwencjonalną naukę zachodnią..." Zdumiony taką postawą, wydawca czasopisma o tematyce astronomicznej Sky&Telescope Alan M. MacRobert stwierdził:
Faktyczna siła tego paranormalnego boomu tkwi w fakcie, że wielu z nas podchodzi do niego bezkrytycznie. Ma się wrażenie, jakby pytanie: „Czy naprawdę tak jest?" straciło na znaczeniu, a zastąpiło je podejście: „Jeśli czuję się z tym dobrze, to pewnie mi to dobrze robi"... Uważam, że taki paradygmat nie przysłużył się nam najlepiej.
Wtedy to był zen, a teraz jest teraz
W dużym artykule na łamach czasopisma Training Ron Zemke wspomina własne zaangażowanie w ruch ludzkiego potencjału. Dla wielu szczytem ambicji był udział w nie kończącym się ciągu zlotów i seminariów New Age. „Zachłystywaliśmy się przenikliwością i mądrością sufi" - opowiada Zemke - „wzywano nas, byśmy sięgali do pierwiastka duchowego w sobie, zachęcano do spostrzeżenia jedności wszechrzeczy i uczono, jak wykorzystać twórcze strony naszych mózgów. Dzieliliśmy się najintymniejszymi problemami z ludźmi zupełnie obcymi, próbowaliśmy obalać nasze paradygmaty, pojąć własne uczucia, trochę raczyliśmy się nielegalnymi narkotykami i wracaliśmy do domu z uczuciem autentycznego przejścia na inny szczebel istnienia. W pewnym sensie."
Stwierdzając, że trwałe efekty Fergusonowskiego sprzysiężenia Wodnika „zwracają uwagę przede wszystkim miernością w porównaniu z tym, co było obiecywane", Zemke wspomina:
"Blask i czar bledną, gdy staje się przed perspektywą kolejnego maratońskiego seminarium kosmiczno-świadomościowego, kolejnego weekendu sam na sam z własnym ja. W końcu stało się jasne, że wszystkie doznania przebiegają według tego samego, przewidywalnego wzorca.
Ogoliłem się, ściąłem włosy, wskoczyłem na powrót w normalny świat, do w miarę normalnej pracy i stopniowo straciłem kontakt z ruchem ludzkich możliwości, z jego wzniosłymi obietnicami i osobliwymi ścieżkami do prawdy, wolności, piękna i oświecenia... Dla wielu z nas wtedy to był zen, a teraz jest teraz."
Choć wielu, jak Zemke, odeszło z ruchu Nowego Wieku, i tak przybrał on na sile, zyskując dwóch nowych entuzjastów na miejsce jednego utraconego. Istnieje wielka potrzeba wiarygodnych kryteriów oceny towarów wystawionych na pęczniejącym targu mistyki. Należy jednak wątpić w powstanie oficjalnej agendy kontroli, która czuwałaby nad zgodnością produktów New Age z ustalonymi normami, bowiem duchowy i religijny charakter tych artykułów umieszcza je skutecznie poza zasięgiem regulacji rządowych.
Niestety, nie wszystko wygląda tak różowo, jak chcieliby nas przekonać uśmiechnięci akwizytorzy mistycyzmu. Podobnie jak TM i inne postacie jogi, większość psychoduchowych technik „indywidualnej transformacji" kryje w sobie groźne defekty. Ogrom dowodów wskazuje, że pewne atrakcyjne towary New Age powinny nosić wyraźne oznaczenie: ŚMIERTELNIE NIEBEZPIECZNE. Rola ucznia czarnoksiężnika może się okazać zabawą makabryczną i bardzo ryzykowną.
Profesor Jacob Needleman z Berkeley ostrzega:
"Na rynku [parapsychologicznym] nie istnieje Biuro Ochrony Konsumenta. Niechże kupujący uważa. Powinno się mieć głowę otwartą, ale nie aż tak, żeby wypadł mózg."
Przedsiębiorcy z kręgu rewolucji świadomości powinni uczciwie i bez ogródek wyznać potencjalnym klientom, że ich towary to nie współczesna medycyna, psychologia czy w ogóle nauka, lecz starożytny okultyzm i przesądy. Bardzo nieetycznym jest ukrywanie licznych związanych z tym zagrożeń. Na następnych stronicach zamierzamy poruszyć niektóre ważniejsze kwestie i rzucić na nie tyle światła, by rozproszyć niejasności, jakie zdają się integralną częścią obficie zaopatrzonego rynku z mistyką.
Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994
Pierwsza część tego artykułu "Potajemne przekonania" jest dostępna pod adresem: https://zwiedzionechrzescijanstwo.blogspot.com/2020/04/potajemne-przekamania.html
Komentarze
Prześlij komentarz