Miażdżący uścisk

„Otwartość na wszystko", wiodąca ku mimowolnemu zawężeniu horyzontów myślowych (cecha ta, jak zauważa Allan Bloom, jest plagą dzisiejszego relatywistycznie nastawionego społeczeństwa), ma źródło w nauce hinduizmu. Skoro „Wszystko jest Jednym" - nawet jeśli owo Wszystko jest tylko iluzją umysłu - wówczas nic właściwie nie ma znaczenia. Przeciwieństwa są czymś identycznym i nawet poglądy sprzeczne znaczą w gruncie rzeczy to samo. Podejście to jest zmorą całej wschodniej filozofii i przejawia się na wiele sposobów. William Divine, przewodniczący Kalifornijskiego Towarzystwa Akupunktury, tłumaczy:

Taka właśnie jest medycyna orientalna. Przyprowadzamy jednego pacjenta i ogląda go pięciu różnych praktyków. Wysuwają pięć różnych diagnoz i żadna nie jest błędna.

W religiach wschodnich nie ma miejsca na dobro i zło, i - jak zauważyliśmy - takie też jest poselstwo istot duchowych. Na podstawie słów „Ramthy" pani J.Z. Knight obwieszcza, że możemy się wyzwolić z koncepcji Boga sądzącego, jeżeli pojmiemy, że „grzech nie istnieje, nie istnieje więc powód do poczucia winy". Oczywiście jeśli nikt się nie myli, nikt również nie ma racji. I istotnie, już sama myśl o tym, że ktoś mógłby rościć sobie prawo do racji, jest w zliberalizowanym społeczeństwie wyklęta jako tabu. Według słów Wade'a Davisa, wygłoszonych 22 marca 1988 roku podczas nadawanego na cały kraj programu Geraldo, „w religii nie istnieje coś takiego jak słuszność czy brak słuszności [...] Stąd właśnie biorą się wojny". Tak oto człowiek przeczący istnieniu „słuszności i braku słuszności" samowolnie potępia - jako reprezentujących brak słuszności - tych, którzy się z nim nie zgadzają.

Okładka magazynu Time z 18 kwietnia 1988 roku rozkłada się, ukazując dwustronicową reklamę Volkswagena, zaś kolejne dwie strony zawierają „Drugą z serii" sponsorowanych przez VW wypowiedzi „wybitnych postaci kultury amerykańskiej". Zatytułowano ją: „List do następnego pokolenia od Gene;a Roddenberry'ego, twórcy Star Trek." Opisując wszechświat jako „gigantyczną maszynę produkującą życie i inteligencję", Roddenberry daje wyraz znajomemu nam już naturalizmowi, panteizmowi i scjentyzmowi. Końcowym przesłaniem listu jest zdanie:

"Ludzie upierający się, że ich rząd lub ich system gospodarczy jest jedynym właściwym, zasługują na taką samą pogardę jak ludzie upierający się, że ich Bóg jest jedynym prawdziwym Bogiem."

Udając anty-bigota Roddenberry prezentuje w istocie szczyt bigoterii. Okaże tolerancję każdej religii, o ile tylko ta nie rości sobie prawa do słuszności, czyli cechy, której jego szerokie horyzonty myślowe znieść nie mogą. Przeczy nawet różnicom między prawdziwością w kwestiach politycznych i gospodarczych a prawdziwością Boga. Jeśli chodzi o tego ostatniego, Roddenberry łaskawie toleruje wiarę w bóstwa fałszywe, lecz nie dopuszcza możliwości wiary w Boga prawdziwego; jego liberalizm wyklucza bowiem samą możliwość istnienia Bytu Najwyższego.

Przeczenie istniejącym różnicom to najgorszy rodzaj zawężonych horyzontów myślowych - ponieważ podaje się on za... szerokie horyzonty! Przejawia go ktoś, kto niezmiennie zgadza się ze wszystkimi, twierdząc, że najjaskrawsze nawet różnice są kwestią wyłącznie „semantyki". Niestety, wbrew na pozór szlachetnym intencjom takiej osoby wyznawana przez nią tolerancja wobec innych światopoglądów w rzeczywistości działa na nie destruktywnie, nie poprzez bezpośredni atak, lecz poprzez odmowę uznania ich faktycznego znaczenia. Przeciwnik, który się z nami nie zgadza, lecz wyraża chęć przedyskutowania różnic, jest przeciwnikiem godnym o wiele większego szacunku niż ten, który w tolerancyjnym pragnieniu akceptowania wszystkiego i nie odrzucania niczego zaprzecza istnieniu wszelkich kwestii spornych.

Wyobraźmy sobie chaos, jaki zapanowałby z chwilą, gdy farmaceuci i lekarze w praktyce zajęliby postawę „Wszystko jest Jednym": nie ma różnicy między cyjankiem a aspiryną; osobie, której należy usunąć migdałki, można zamiast nich usunąć płuco lub serce. Taką postawę zajmuje dziś coraz więcej osób w kwestiach etyki, moralności i religii. Wynika z tego, że w sprawach cielesnych, przyziemnych musimy pilnie domagać się prawdy, lecz w kwestii duszy i człowieczego związku z Bogiem uchodzi wszystko.

Zdaniem wielu osób postawa „każdy wygrywa" jest jedyną godną polecenia. Lecz jeśli wyrzucamy ze słownika wyraz „przegrany", musimy wyrzucić też wyraz „wygrany". T.H. Fitzgerald, rozczarowany bezowocnością psychologicznych programów rozwiązywania problemów społecznych, programów, wedle których nie sposób wskazać nikogo odpowiedzialnego za zło, pisał: „Jeśli ludzie nie są odpowiedzialni za swoje czyny, jaki wniosek z tego wypływa, jeżeli chodzi o nasze pozostałe wartości?" Oczywiście taki, że wartości te nie istnieją. Fitzgerald jasno postawił sprawę:

"Wrażenie, jakie wciąż odnoszę w kręgach Towarzystwa Psychologii Humanistycznej, jest takie, [...] że każdy w jakimś sensie ma rację „ze swego punktu widzenia", bo sędzia główny nie może istnieć. Dennis Jaffe pisze [...] o Poszukiwaniu Doskonałości; skoro jednak istnieje Doskonałość, to czy nie musi także istnieć Niedoskonałość? Co powiemy, gdy ją niespodzianie spotkamy? [...] Nawet język dyskusji nad kwestiami moralnymi został wypaczony przez psychologiczną gwarę i słownictwo pozytywistycznego scjentyzmu."

Typowy przykład absolutnej nietolerancji podającej się za absolutną tolerancję to popularny aforyzm używany w kontekście religii: „Wszystkie drogi prowadzą do jednego Boga." Deklaracja ta wydaje się z początku idealnym wyrazem szerokich horyzontów myślowych; w rzeczywistości jest wręcz odwrotnie. Bo choć na pozór toleruję inne drogi, to nie toleruję faktu, iż mogą one wieść do innych miejsc: wszystkie muszą prowadzić „do jednego Boga". Tyle oto tolerancji znajduje się w tej rzekomo tolerancyjnej regule.

Dzięki temu wybiegowi hinduizm zyskał reputację tolerancyjnego dla innych religii. Hinduizm w istocie jest w stanie przygarnąć wszystkie religie, lecz są one przezeń obejmowane uściskiem zaiste miażdżącym. Cokolwiek hinduista w swojej przysłowiowej tolerancji zaakceptuje, tego pozbawi pierwotnej tożsamości i przerobi na hinduistyczną modłę. Taki nowy twór jest następnie lansowany jako ulepszenie. Hinduistyczna akceptacja sprowadza się do destruktywnej metamorfozy.

Hinduizm jest gotowy uznać Chrystusa. Bądź co bądź dodanie jednego boga do dotychczasowej liczby 330 milionów nie sprawi większej różnicy. Oczywiście Jezus nie jest uznawany za tego, za kogo sam się podawał: za jedyną „drogę, prawdę i życie". Staje się tylko kolejnym awatarem hinduizmu, następnym wcieleniem Wisznu. Akceptując go, hinduizm niszczy w efekcie biblijnego Jezusa i tworzy „Chrystusa" własnego. Na pozór przyjmując nauki Chrystusa, hinduizm przekręca je. Ten fałszywy uścisk nie jest bardziej szczery niż cyniczna wypowiedź kubańskiego dyktatora Fidela Castro: „Nigdy nie dostrzegałem żadnej sprzeczności pomiędzy ideami, które wyznaję, a ideami Jezusa."

Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994

Komentarze

Popularne posty