Bandaż chrześcijańskiej psychologii

Horror jak żaden inny

Problemem jest grzech. Złe serce człowieka jest źródłem złych myśli, słów i czynów. Apostoł Paweł głosił jedyne biblijne rozwiązanie: "upamiętanie się przed Bogiem i wiarę w Pana naszego, Jezusa" [Dz. Ap. 20:21]. Tak brzmiała ewangelia, której trzymały się kościoły przez tysiąc dziewięćset lat. Przesłanie to niosło radość, odpuszczenie win i pokój z Bogiem, z samym sobą i z innymi, dokonując rzeczywistej przemiany życia.

Oczywiście chrześcijanie ulegają czasem grzechowi, bo przecież nadal żyjemy w skażonych ciałach. Jednakże ze względu na Chrystusa zawsze możemy trzymać się obietnicy: "Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości" [I Jana 1:9]. Przez wieki Kościół głosił, że "Boska jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności, przez poznanie tego, który nas powołał przez własną chwałę i cnotę" [II Piotra 1:3]. Dusze były zbawiane, życie wielu było przemieniane, misjonarze nieśli Dobrą Nowinę na cały świat. I nagle — tragedia!

Psychologia została wynaleziona przez bezbożnych, a reszta tej historii to horror jak żaden inny. Arcyheretyk Norman Vincent Peale wprowadził psychologię niczym "konia trojańskiego" do swego kościoła, głosząc ją zza kazalnicy i w świetnie sprzedających się książkach. Jego najlepszy uczeń Robert Schuller podążał tą samą drogą. Cały Kościół ewangeliczny odrzucał herezję psychologii przez całe dziesięciolecia. Jednakże stopniowo chrześcijanie zaczęli ulegać pokusie honorów i stopni naukowych na świeckich uczelniach, by w ten sposób przydać "ewangelii" wiarygodności w świecie. Chrześcijanie ewangeliczni próbowali "zintegrować" psychologię z Biblią, podkreślając że psychologia zawsze była w niej nauczana, tylko nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, aż wreszcie Freud i jego kompani pokazali nam drogę do Boga, w którego sami nie wierzyli. Stwierdzono, że Jezus, a za Nim Paweł i inni uczniowie nauczali "psychologicznych zasad" nawet o tym nie wiedząc!

Ateiści zinterpretowali Biblię na nowo, a chrześcijanie przyjęli tę interpretację jako światło od Boga. Na przykład w 1947r. w książce pt. Man for Himself: An Inquiry into the Psychology of Ethics [Człowiek dla siebie samego: Zagadnienia psychologii etyki] psychoanalityk freudowski Erich Fromm zaproponował nową interpretację tego, co Biblia nazywa grzechem Adama i Ewy, ogłaszając że niezależne myślenie zamiast poddania się Bożemu autorytarnemu narzuceniu zdefiniowanych przez Niego wartości moralnych było cnotą, a nie grzechem. Zreinterpretował on przykazanie Chrystusa o miłości bliźniego jak siebie samego w taki sposób, że wszyscy mamy naturalną skłonność do nienawiści wobec siebie samych i dlatego musimy najpierw nauczyć się miłości własnej, żeby móc kochać Boga i innych. Czyli głównym problemem ludzkości jest brak miłości własnej i poczucia własnej wartości.

Robert Schuller spopularyzował to kłamstwo w książce z 1969 roku (wstęp napisał Peale, a wydawcą był okultysta W. Clement Stone) pt. Self-Love: The Dynamic Force of Success [Miłość własna: Dynamiczna siła sukcesu]. Typowy przykład wielu jej podtytułów to „Miłość własna jest dumą z tego kim i czym jesteś”. [1] Wystarczy krótka chwila refleksji, by zdać sobie sprawę, że Schuller postawił Biblię do góry nogami. Porównajcie przykazanie Chrystusowe o „zapieraniu się siebie” z następującymi, powtarzanymi do znudzenia teoriami wypływającymi spod pióra Schullera:

"Miłość własna jest koronacją poczucia własnej wartości (...) uszlachetniającym uczuciem szacunku do samego siebie (...) boską świadomością osobistej godności (...) trwaniem w wierze w siebie samego. Pochodzi z odkrycia samego siebie, samodyscypliny, przebaczenia samemu sobie i samoakceptacji. Efektem jest poleganie na sobie samym, pewność siebie i wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa spokojne jak noc." [2]

Co mówi o tym Biblia? Apostoł Paweł ostrzegał przed zbyt wyniosłym myśleniem o sobie [Rzym. 12:3] i napominał: „w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie” [Flp. 2:3]. Biblia nigdzie nie sugeruje takiej możliwości, że moglibyśmy myśleć o sobie samych zbyt pokornie. Po prostu nie była zintegrowana z pismami nowych apostołów psychologii, ani z kulturą otaczającą Kościół. Kto nas nakłonił, byśmy się przyłączyli do tłumów podążających szeroką drogą na zatracenie? Odpowiedzi na to pytanie może być wiele, lecz chrześcijańscy psychologowie ponoszą tutaj największą winę – albo mają największe zasługi, zależnie od tego, z jakiej perspektywy patrzy się na sprawę.

Bandaż chrześcijańskiej psychologii


W rezultacie wpływu chrześcijańskiej psychologii zarówno na ewangelię jak i na współczesny Kościół, który ma ją zwiastować, gdyby apostoł Paweł, Wesley, Whitefield, Spurgeon czy inni mężowie lub niewiasty Boże przyszli na dzisiejsze nabożeństwo, mieliby najprawdopodobniej poważne problemy z rozpoznaniem miejsca, w jakim się znajdują,. Zdumiewający jest fakt, że po kilku latach od wejścia do Kościoła, chrześcijańska psychologia, która pierwotnie była „ciałem obcym” i której sprzeciwiali się prawie wszyscy pastorzy, kościoły oraz seminaria, rozprzestrzeniła się niczym zaraza, aż wreszcie osiągnęła takie wpływy, że Kościół darzy ją większym zaufaniem i autorytetem niż samą Biblię.

Nowa ewangelia psychologii niewiele ma do powiedzenia na temat  upamiętania. Nie zajmuje się i nie może się zajmować korzeniem problemu w ludzkim sercu, które jest „podstępne bardziej niż wszystko inne i zepsute” [Jer. 17:9]. Zajmuje się objawami zamiast przyczynami i próbuje bandażować miejsca, z których nowotwór powinien zostać chirurgicznie usunięty. Koncentruje się na uczuciach zamiast na prawdzie. Zamiast zapierać się swojego ego, jak nakazał Chrystus, wiele osób postrzega je jako rozwiązanie problemów – o ile tylko potrafią sobie wmówić, jak dobre i wartościowe ono jest.

Dla tych, którzy miłują zdrową naukę poniższy opis wpływu chrześcijańskiej psychologii na Kościół będzie nie tylko zniechęcający, ale również przerażający. Oto dwaj popularni psychologowie i autorzy chlubią się tym, jakie uznanie i szacunek osiągnęła psychologia w Kościele już trzydzieści lat temu. Rozważają oni triumf psychologii w Kościele jako wielkie dzieło Pana:

"Chrześcijaństwo jest w trakcie spotkania z psychologią. Na poziomie akademickim i popularnym wkracza ona w obszary tradycyjnie będące domeną chrześcijaństwa. Znaki tego spotkania są widoczne wszędzie dokoła. Księgarnie religijne są pełne egzemplarzy książek psychologicznych. Każdy chrześcijański magazyn byłby niekompletny bez artykułu na temat jakiegoś aspektu osobistych lub rodzinnych rozwiązań [psychologicznych]. Niemal w każdym seminarium teologicznym proponowane są kursy z takich dziedzin jak poradnictwo, psychologia i zdrowie psychiczne. Psychologowie przemawiają na konferencjach biblijnych. „Tydzień życia rodzinnego” z mówcami ukierunkowanymi psychologicznie szybko zastępuje nabożeństwa przebudzeniowe w kościołach, służby ewangelizacyjne i konferencje na temat proroctwa. (...)

Nasze społeczeństwo coraz bardziej oczekuje od psychologii rzucenia nowego światła na problemy ludzkiej egzystencji. Pytania związane z naturą istoty ludzkiej oraz zdrowiem psychologicznym i szczęściem są kierowane coraz częściej do społeczności psychologów. Istotnie, w wielu obszarach cały proces „leczenia chorych dusz” gwałtownie przenosi się z Kościoła do gabinetów psychologów i innych specjalistów w dziedzinie zdrowia psychicznego. Psychologia wywarła większy wpływ na Kościół niż wszystkie inne dyscypliny naukowe, może z wyjątkiem teorii ewolucji w biologii." [3]

Skojarzenie psychologii z ewolucjonizmem jest bardzo trafne. W obydwóch przypadkach mamy do czynienia z pseudonauką i zaprzeczeniem istnienia Boga oraz Jego dzieła. Freud uważał książkę Darwina The Descent of Man [Pochodzenie człowieka] za jedną z "dziesięciu najbardziej znaczących książek" jakie kiedykolwiek napisano.

Powód, dla którego psychologia i ewolucja zostały przyjęte przez Kościół i nadal zdobywają chrześcijańskie uniwersytety oraz seminaria, jest bardzo prosty: zdrowe nauczanie jest zarzucone i nikt sobie go nie bierze do serca, nawet jeśli ktokolwiek próbuje nauczać w ten sposób. Nieliczne rodziny wspólnie czytają Biblię i modlą się codziennie — a wiele spośród tych rodzin używa fałszywych parafraz Biblii, takich jak Renovare Spiritual Formation Bible lub The Message, których autorzy w wielu miejscach zmienili znaczenie pierwotnego tekstu. Pawłowy opis bałwochwalców na przestrzeni wieków doskonale pasuje do naszego pokolenia, w którym wielu nazywa siebie chrześcijanami:

"A ponieważ nie uważali za wskazane uznać Boga, przeto wydał ich Bóg na pastwę niecnych zmysłów, aby czynili to, co nie przystoi; są oni pełni wszelkiej nieprawości, złości, chciwości, nikczemności, pełni są również zazdrości, morderstwa, zwady, podstępu, podłości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, wynalazcy złego, rodzicom nieposłuszni; nierozumni, niestali, bez serca, bez litości; oni, którzy znają orzeczenie Boże, że ci, którzy to czynią, winni są śmierci, nie tylko to czynią, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią" [Rzym. 1:28-32]

Istnieje niezaprzeczalny związek między złem zapowiedzianym na "dni ostatnie" [II Tym. 3:1- 7] i bezbożnym "stylem życia" popularyzowanym w programach telewizyjnych uwielbianych nawet przez chrześcijańskich telewidzów. Wierzący już kilkadziesiąt lat temu otworzyli swe domy dla programów telewizyjnych, których oglądania powinni się wstydzić; a dzieci w wielu domach chrześcijańskich spędzają czas pochłonięte całkowicie grami komputerowymi, których bohaterowie angażują się w okultyzm, przemoc i morderstwo. Życie stało się jedną wielką grą fantasy, którą Bóg musi oglądać z boku, ponieważ został z niej wykluczony. Wielu rodziców, nawet niechrześcijańskich, martwi się, że ich dzieci żyją w wirtualnym świecie stworzonym przez gry komputerowe. "On/ona nie może się skoncentrować na pracy w klasie" — brzmi często narzekanie rodziców, którzy po prostu zaniedbali dyscyplinowania swoich dzieci. Chrześcijańska psychologia jest skłonna do stosowania terapii przy użyciu Ritalinu lub innych narkotyków w celu rozwiązania rzekomych syndromów ADHD. Jest to jeden z wielu "psychologicznych" problemów, które nie istniały, dopóki któryś ze słynnych psychologów lub psychiatrów nie wynalazł "dysfunkcji" w celu poszerzenia swych wpływów w świecie i Kościele.

Przypisy:
1. Robert H. Schuller, Self-Love: The Dynamic Force of Success (New York: Hawthorne Books, 1969), str. 37.
2. Ibid., str. 32.
3. John D. Carter, Bruce Narramore, The Integration of Psychology and Theology, An Introduction (Grand Rapids, MI: Zondervan Publishing House, 1979), str. 9-10

Artykuł pochodzi z książki; "Psychologia a kościół", cała książka w PDF znajduje się pod adresem: http://www.tiqva.pl/component/attachments/download/3


Komentarze

Popularne posty