Sądź tych, którzy chcą ci doradzać

"Błogosławiony mąż, który nie idzie za radą bezbożnych." [Ps. 1:1]

W jaki sposób przyjmujemy rady lub srogie sądy na nasz temat od innych? Możemy uważać, że nie ma to większego znaczenia, czy przyjmujemy, czy też odrzucamy radę przyjaciela, ale musimy właściwie ocenić źródło, z którego pochodzi to napomnienie. Rozlega się wiele głosów, które radzą nam, co mamy robić w ważnych sprawach życiowych, ale często te instrukcje nie pochodzą od Boga. Ktoś może otrzymać wiele pomocy, czytając biografie mężów i niewiast Bożych, ale niebezpiecznie jest ich naśladować - chyba, że osobiste prowadzenie Ducha Świętego zgadza się z ich prowadzeniem. Słowo Boże poprzez służbę Ducha Świętego pasuje do każdej sytuacji człowieka.

Kiedy w naszej chrześcijańskiej pracy dzielimy się z młodszymi kolegami, często jesteśmy powoływani, by pracować z tymi, którzy nigdy nie przyszli pod Krzyż ze swoimi cielesnymi reakcjami i dlatego, zależnie od okoliczności, wybuchają wypowiadając uwłaczające sądy o zachowaniu innych chrześcijan. Pewnego razu, gdy coś takiego się wydarzyło, nie chcąc brać udziału w sądzie opartym na doświadczeniach współpracowników, słuchałam ich niesprawiedliwych sądów na mój temat. Wiedziałam, że wiele jeszcze nam potrzeba w dochodzeniu do doskonałości, a stało się to dla mnie jasne, kiedy sama doznałam takiego wewnętrznego oczyszczenia.

Właściwą rzeczą jest, byśmy takie sądy o nas samych przynosili do Pana w modlitwie. Ja tak zrobiłam, ale nie odczuwałam, że powinnam coś z tym zrobić. Tak było dotąd, aż następna osoba przyszła z podobną skargą, a za nią jeszcze jedna, czyli trzy osoby kwestionowały moje zachowanie. Pomyślałam sobie, "na pewno trzy osoby nie mogą się mylić. To ja muszę być w błędzie. Pokora jest wyróżniającą cechą prawdziwego chrześcijanina. Chociaż nie czuję się winna, nie zaszkodzi przyjąć te oskarżenia i przyznając się, rzucić się na głębię łaski".

Rozumowanie może być bardzo poprawne, ale nie jest mądre przyjmowanie wszystkiego bez wewnętrznego świadectwa Ducha, że tą drogą należy iść. Dlatego też na otwartym nabożeństwie modlitewnym uklękłam i wyznałam moje poczucie winy przed Bogiem. Nigdy nie zapomnę uczucia, które nastąpiło natychmiast. Ogarniała mnie fala po fali, zakrywając mnie w swoich nurtach. Pomyślałam sobie, że to Duch świadczył o mojej gotowości do pokornego wyznania moich niedoskonałości przed oskarżycielami.

Tego, co potem nastąpiło, nie spodziewałam się zupełnie. Wydawało się, że otworzyłam serce dla każdego złego ducha, by mnie wyśmiewał i niepokoił. Czegoś podobnego nie przeżyłam nigdy, od kiedy Duch Święty zamieszkał we mnie. W następnych miesiącach były chwile, kiedy w mojej głębokiej udręce mogłam tylko wypowiadać słowa, "Jezus, Jezus, Jezus!" Jedynie to przynosiło mi ulgę. Już słyszę, jak ktoś mówi, "Nie powinnaś nigdy przechodzić przez takie zmagania, jeżeli Duch Święty mieszka w tobie". Może nie powinnam, ale tak było, ponieważ nie sądząc moich oskarżycieli, otworzyłam moją duszę na pierwszą insynuację z piekła. To, co się stało, wprawiło mnie w niesamowite zdumienie.

Nie wiedziałam o niczym, co uczyniłam świadomie, by zasmucić Pana. Nie wycofałam żadnej części mojego poświęcenia, które było bardzo sumienne. Gdzie ja byłam? Dlaczego diabeł wydawał się mieć taką moc, by mnie dręczyć, kiedy to, co robiłam, pochodziło ze szczerego serca? Rozchorowałam się fizycznie do tego stopnia, że byłam częściowo niezdolna do wypełniania moich chrześcijańskich powinności. Wreszcie, po miesiącach takiej agonii duszy mój mąż, świadomy mojego smutku zgodził się, żebym wyjechała na jakiś czas i szukała Bożej woli w tej sprawie. Moje powołanie życiowe nie mogło być realizowane do czasu, aż uzyskam uwolnienie od tej strasznej ciemności, która chwilami zdawała się mnie pochłaniać.

Wraz z naszą sekretarką pojechałyśmy do Francji i razem pracowałyśmy nad naszymi książkami, a ja równocześnie szczerze szukałam Bożej odpowiedzi na mój dylemat. Pan uhonorował szukanie Jego oblicza. Jednej nocy, kiedy leżałam w łóżku, zostałam zaskoczona pytaniem:

- Czy wierzysz w Ducha Świętego? - Nie był to głos słyszalny, który powiedział to do mojego wewnętrznego ducha, ale ja znałam ten Głos, bo słyszałam go już przedtem.

- Oczywiście, że wierzę w Ducha Świętego. - Odpowiedziałam.

- Czy wierzysz, że Ja Go posłałem, kiedy odszedłem? - Zapytał głos ponownie.

- Oczywiście, wierzę, że On jest teraz tutaj! - odparłam.

Natychmiast mojego strapionego ducha ogarnęło uczucie ulgi. Moje problemy nie były większe niż Jego moc. Całe moje ciało doznało odprężenia z tego wielomiesięcznego napięcia, kiedy do mojej świadomości duchowej dotarło, że Duch Święty przeprowadzi mnie z tego zamieszania do pełnej prawdy. Duch Święty był tutaj, na świecie, a przecież obiecał, że nauczy nas wszystkiego.

W tym pięknym kraju zaczęty ustępować moje dolegliwości płucne; pokryte śniegiem Alpy stały majestatycznie, zmieniając swoje odcienie zależnie od położenia Słońca. Zafascynowana, obserwowałam je z okna mojej sypialni. Nawet ta piękna sceneria nie mogła uspokoić mojego wzburzonego ducha, ale był Ktoś, Kto mógł. To Duch Święty, który był obecny! Trzecia Osoba Trójcy Świętej! To rozwiązujący problemy Bóg! Nie jakiś odległy, nieokreślony wpływ - ale Osoba bardziej realna i zawsze obecna, niż nawet człowiek z ciała i krwi. Czy ja naprawdę Mu wierzyłam? Czy wierzyłam w to, co Jezus o Nim powiedział?

Pod wpływem Jego przeszywającej obecności, która przenika wszystko, Pismo Święte przemówiło do mnie i dało mi głębsze zrozumienie, że jakiegokolwiek przeżycia doświadczamy z Bogiem, musimy zawsze odnosić to do Golgoty. Potencjalnie, każdy potomek Adama został ukrzyżowany wraz z Jezusem, kiedy On oddał samego siebie na ofiarę za ten świat na krzyżu, ale ma to zastosowanie osobiście do naszego codziennego życia tylko wtedy, kiedy poddamy nasze problemy pod Jego władzę. Kiedy czytałam szósty rozdział Listu do Rzymian, otworzył się przede mną na nowo cały plan odkupienia. Kilka lat wcześniej przeżyłam rewolucyjną przemianę mojej wewnętrznej istoty, ale nie nauczono mnie, jak zachować to drogocenne dzieło łaski poprzez poddawanie każdego momentu pod działanie krwi Jezusa. Kiedy ta błogosławiona Osoba nawiedziła na nowo moje wnętrze, zajęła cały rozległy teren mojej duchowej istoty.

Ten stan strapienia przyszedł na mnie przez to, że przyjęłam radę ludzi, którzy nie chcieli dobra mojej duszy. Byłam pewna, że nikt z nich nie spędził ani godziny na modlitwie wstawienniczej o mój stan duchowy. Teraz zobaczyłam, że należy dokonać odpowiedniego osądzenia naszych doradców przed poważnym przyjęciem ich słów. W Kościele jest wielu takich, którzy nigdy nie byli na Golgocie i ich stara natura nie została ukrzyżowana. Wewnątrz duszy ludzkiej ukrywa się stara, zła natura, którą cała ludzkość otrzymała po upadku Adama. Ta natura ma swoje korzenie w wężu, który nienawidzi nie tylko Chrystusa, ale każdego, kto pragnie być doskonale podobnym do Niego.

Z tego trudnego przeżycia nauczyłam się wiele. Ożyło przed moimi oczyma życie Chrystusa na tym świecie. Zrozumiałam, dlaczego był On nienawidzony od momentu, kiedy pojawił się między ludźmi jako niemowlę, by wykonać swoje posłannictwo. Dlaczego Ktoś, Kto był tak nieskończenie łaskawy i miłosierny, był zarazem tak znienawidzony i odrzucony? Jego przykład powodował, że przywódcy religijni tamtych czasów czuli się niewygodnie. To pokazywało ich cielesne pragnienia i przekonania. Chcieli Go oskarżyć i w ten sposób zdyskredytować przed tłumami, które były pod wpływem Jego nauki. Mówili, że ma demona, że jest pijakiem i obżartuchem. Oskarżali Go o zarozumiałość, kiedy mówił, że jest równy Ojcu. Chcieli Go ukamienować, zrzucić Go ze skały; wygnać Go ze swoich granic; a ponieważ to nie była jeszcze Jego godzina śmierci, był wiele razy wyrwany z ich złych rąk.

Zobaczyłam, że najpokorniejszy człowiek wierzący będzie przeżywał te same uciski. Będzie musiał na swoim ciele nosić cierpienia Chrystusowe. Jeżeli On był oskarżany, na pewno najpokorniejszy Jego naśladowca będzie tak samo traktowany. Ten, który teraz mieszka w naszej duszy, będzie potępiany tak samo, jak wtedy, kiedy chodził po tej ziemi. Nie chodzi o to, żebyśmy już byli tak doskonali, jak On; jesteśmy w procesie kształtowania.

Drogi czytelniku! Uważaj, gdy słuchasz cenzur, które szatan włożył w usta pół - wierzących chrześcijan. Przez to możesz otworzyć drzwi oskarżycielowi braci i ułatwić mu dostęp do samej twierdzy twojej wewnętrznej istoty. Jeżeli to zrobisz, możesz przeżywać największy konflikt w duszy. Osądź sprawiedliwie, zanim przyjmiesz radę bezbożnych.

Kiedy Rechabeam wstępował na tron, ludzie narzekali na poprzednie, ciężkie przepisy podatkowe, nałożone na nich przez jego ojca Salomona. On poradził się doświadczonych, starszych doradców, poradził się też młodszych, którzy byli jego rówieśnikami, ale nie rozsądził tego sprawiedliwie, gdyż "odrzucił radę starszych, której mu udzielili, a poszedł za radą młodzieńców, którzy z nim wyrośli, a obecnie byli w jego orszaku" [I Król. 12:8]. Rezultatem słuchania takich rad był podział królestwa.

Jeżeli przeżywasz taki niepokój w duszy, odrzuć natychmiast bezbożne rady. Nie chodź według nich! Nie myśl o nich! Nie pozwól, by zdezorganizowały całą twoją służbę, bo taki jest cel nieprzyjaciela. Szatan chce zdyskredytować wszystkie sługi Boże, tak jak to zrobił wtedy, kiedy wystąpił w niebie z insynuacjami, że Job miał ukryte motywy, chociaż Bóg chwalił Joba, jako swojego doskonałego sługę.

Pokój Boży jest zawsze rozjemcą duszy. Zniechęcenie nigdy nie pochodzi od Boga. Urim i Tummim arcykapłana w Starym Testamencie świeciło, kiedy rada była od Boga; a było ciemne, kiedy było odwrotnie. Poprzez rozumowanie możemy łatwo zniweczyć to bardzo delikatne przekonanie od Ducha. Jeżeli napomnienie pochodzi z ust człowieka bogobojnego, chcącego dla nas dobrze, ma ono uzdrawiający efekt.

"Gdy sprawiedliwy mnie karze [karci, uderzy], jest to łaska, a gdy mnie karci, jest to jak wyborny olejek na głowę, przed którym głowa moja wzdrygać się nie będzie" [Psalm 141:5].

Święci Boży nie są wcale doskonali. Bliższe sprawdzenie wykazałoby wiele błędów (nie grzechów) w ich zachowaniu, ponieważ są w procesie Bożej obróbki. Nie są oni jednak krytykowani za te błędy, bo inaczej ci, którzy im ubliżają, modliliby się za nimi, aby Bóg dał im życie. Cytuję z książki Oswalda Chambersa "Moje najlepsze za Jego najwyższe". Jest to fragment oparty na wersecie "Jeżeli ktoś widzi, że jego brat popełnia grzech, lecz nie śmiertelny, niech się modli, a Bóg da mu żywot, to jest tym, którzy nie popełniają grzechu śmiertelnego". [I Jana 5:16]

"Jednym z najdelikatniejszych ciężarów, które Bóg wkłada na nas jako świętych, jest ciężar rozsądzania odnośnie dusz innych. On objawia nam sprawy, abyśmy przynieśli ciężar tych dusz przed Niego i formowali myślenie Chrystusa o nich i jeżeli wstawiamy się u Niego za nimi, Bóg mówi, że da im życie, to jest tym, którzy nie grzeszą na śmierć. My nie sprowadzamy Boga w dół, by zgodził się z naszymi myślami, ale chcemy się podnieść tak wysoko, aż Bóg będzie mógł dać nam Jego myśli na temat osoby, za którą się wstawiamy.

Czy Jezus Chrystus widzi to zmaganie w nas? On nie może tego zobaczyć, dopóki nie będziemy tak zjednoczeni z Nim, że będziemy pochwyceni do góry i zobaczymy ludzi, o których się modlimy tak, jak widzi ich On. Obyśmy nauczyli się tak modlić za innymi, aby Jezus Chrystus był całkowicie z nas zadowolony".

Dołączamy inny urywek tego samego autora z książki "Chrześcijańska dyscyplina":

"Można zauważyć znakomitą różnicę pomiędzy studium biograficznym w Biblii, a takim samym studium poza Biblią. Kiedy ludzie piszą biografię sług Bożych, są zdolni do opuszczania tego, co niewdzięczne i niemiłe, a w swoim podziwie dla bohaterów opisują tylko te elementy, które idealizują danego sługę. Biblia natomiast wyjawia błędy, grzechy i niedociągnięcia sług Bożych i pozostawia tylko jedną dominującą myśl - że ci ludzie przynosili chwałę Bogu. Jak głęboko jest wyryte w życiu sług Bożych, opisanych w Biblii, zdanie: "Niech nikt nie chlubi się człowiekiem.

"Słudzy Boży w Biblii nie są doceniani na ziemi, oni żyją i mówią na podstawie oparcia w Jahwe. Jakiego serdecznego przyjaciela mógłby mieć Abraham? Albo Mojżesz, albo Jeremiasz? Czyimi przyjaciółmi mogliby być Eliasz czy Ezechiel? Jak nużący jest ten ciągły sentymentalizm w opisywaniu Bożych! Nic dziwnego, że Bóg czasem podnosi swoje sługi, potrząsa nimi i otrząsa z nich pasożyty.

Jest też inna forma rad, która może być niebezpieczna. Wielu ją przyjmuje odnośnie dziedziny służby, partnera do małżeństwa, kariery, przeprowadzki w inne miejsce itd. Musimy tu powtórzyć bardzo trafne spostrzeżenie pióra A.W. Tozera pod tytułem "Kogo mamy słuchać?" z książki "Korzeń sprawiedliwych.

"W dowolnej grupie dziesięciu ludzi co najmniej dziewięciu jest przekonanych, że mogą doradzać innym. W żadnej innej dziedzinie życia ludzie nie są tak gotowi udzielać rad, jak w dziedzinie religijnej i moralnej. A jednak dokładnie w tej dziedzinie przeciętny człowiek jest najmniej odpowiedni do udzielania mądrych rad i kiedy to robi, może najbardziej zaszkodzić. Z tego powodu powinniśmy naszych doradców ostrożnie selekcjonować. Selekcja nieuchronnie niesie z sobą odrzucenie niektórych.

"Nikt, kto najpierw nie słyszał głosu Bożego, nie ma prawa udzielać rad. Nikt, kto nie jest gotów słuchać i naśladować rady Bożej, nie ma prawa udzielać rad innym. Prawdziwa moralna mądrość musi zawsze być echem głosu Bożego. Jedynym bezpiecznym światłem na naszych drogach jest światło, które odbija się od Chrystusa, który jest Światłością Świata.

"Szczególnie ważne jest, by młodzi ludzie nauczyli się, czyjej radzie mogą ufać. Będąc na tym świecie dopiero przez krótki czas, nie mają jeszcze doświadczenia i muszą pytać innych o radę. Czy wiedzą o tym, czy nie, codziennie przyjmują czyjeś opinie i traktują je jako swoje zdanie. Ci, którzy najgłośniej chwalą się swoją niezależnością, przyjęli czyjeś zdanie, że niezależność jest oznaką siły i ich gorliwy indywidualizm jest rezultatem wpływu innych. Oni są tym, czym są, w wyniku rady, za którą poszli.

"Zanim pójdziemy za kimś, powinniśmy zobaczyć, czy na jego czole jest namaszczenie. Nie mamy żadnego duchowego obowiązku pomagania komuś w jego działaniach, które nie noszą śladów Krzyża. Żadne apelowanie do naszego sumienia, ani smutne historie, ani szokujące zdjęcia, nie powinny pobudzać nas do poświęcania czasu i pieniędzy na popieranie projektów prezentowanych przez ludzi, którzy są zbyt zajęci, by słuchać głosu Bożego.

"Bóg jednak ciągle ma swoich wybranych ludzi, którzy bez wyjątku są dobrymi słuchaczami. Oni słyszą, kiedy Pan mówi. Takich możemy bezpiecznie słuchać, ale innych nie".

Źródło:

http://www.ulicaprosta.lap.pl/new/artykuly/nauczanie/11-sadzic-czy-nie-sadzic

Wersja PDF:

http://pielgrzym.shoutcast.com.pl/ftp/Ksiazki%20i%20artykuly%20elektroniczne/Sadzic%20czy%20nie%20sadzic%20-%20Edwin%20i%20Lilian%20Harvey.pdf

Komentarze

Popularne posty