Ewangelia Boża nie podlega negocjacji cz.3


"Uczynisz mi ołtarz z ziemi... A jeśli uczynisz mi ołtarz kamienny, nie buduj go z ciosanego kamienia. Jeśli bowiem przyłożysz do niego żelazne narzędzie, zbezcześcisz go. Nie będziesz wstępował po stopniach do mojego ołtarza, aby twoja nagość nie była przy nim odkryta." Wj 20,24-26 UBG

...zbudujmy sobie miasto i wieżę [Babel], której szczyt sięgałby do nieba... Rdz 11,4

Trudno o dwie bardziej kontrastowe prawdy wiary. Z jednej strony – odrzucenie przez Boga jakichkolwiek ludzkich starań o zapewnienie sobie zbawienia bądź Jego życzliwości. Jeśli człowiek ma zbliżyć się do Boga, musi to nastąpić wyłącznie dzięki Bożej łasce i Bożemu zaopatrzeniu, nie zaś dzięki jakiemukolwiek ludzkiemu dziełu. Z drugiej zaś strony – jaskrawe wzgardzenie przez człowieka Bożym zakazem własnych starań i jego butna próba wzniesienia wieży, która pozwoli mu wspiąć się do samego nieba po schodach jego własnego wykonania.

Boże wytyczne były jasne. Jeśli gleba była zbyt skalista, by uzbierać z niej ziemię na budowę ołtarza, można było ułożyć ołtarz z kamieni – których jednakże nie wolno było ciąć, ciosać ani polerować żadnym narzędziem. Nie wolno też było podnosić ołtarza na wyższy poziom. Dojście do ołtarza nie mogło obejmować choćby jednego schodka, na który trzeba byłoby się wspiąć. Nie mogło być żadnych złudzeń co do tego, że człowiek dzięki własnym staraniom może się przyczynić do swojego zbawienia. Tylko sam Bóg może ocalić człowieka, zbawienie zaś musi być darem Jego łaski. Taką właśnie ewangelię konsekwentnie przedstawia Pismo, poczynając od Księgi Rodzaju po Apokalipsę. Zwróćmy uwagę na następujące wersety:

Ja, ja jestem PANEM i oprócz mnie nie ma zbawiciela (Iz 43,11 UBG). Dziecko [Mesjasz] bowiem narodziło się nam... Bóg Mocny, Ojciec Wieczności (Iz 9,6) ... któremu nadasz imię Jezus. On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów (Mt 1,21)... Ci więc, którzy są w ciele, nie mogą podobać się Bogu (Rz 8,8). Łaską bowiem jesteście zbawieni... Nie z uczynków, aby nikt się nie chlubił (Ef 2,8-9); Nie z uczynków sprawiedliwości, które my spełniliśmy, ale według swego miłosierdzia zbawił nas (Tt 3,5); zostają usprawiedliwieni darmo, z jego łaski, przez odkupienie, które jest w Jezusie Chrystusie (Rz 3,24); A jeśli przez łaskę, to już nie z uczynków, inaczej łaska już nie byłaby łaską. Jeśli zaś z uczynków, to już nie jest łaska, inaczej uczynek już nie byłby uczynkiem (Rz 11,6).

Tym, co oddzieliło człowieka od Stwórcy, był popełniony w ogrodzie Eden niewyobrażalny akt buntu przeciw Wszechmocnemu. Podobnie zdumiewa fakt, że człowiek wciąż trwa w tym oporze nawet w swoich próbach pojednania z Bogiem, nie zarzucił zatem swego świętoszkowatego postanowienia, by wnieść jakiś wkład we własne zbawienie. Dlatego też tak się zadziwiająco składa, że bunt człowieka przeciw Bogu najwyraźniej widać w jego religiach, z których każda stanowi lustrzane odbicie wieży Babel – przebiegłą i upartą próbę przedostania się w jakiś inny sposób (J 10,1), zamiast wejść przez tę bramę (Chrystusa), którą przygotował Bóg.

Pokrewieństwo z Babel możemy dostrzec w prastarym pogaństwie w postaci „wyżyn” (podwyższonych ołtarzy) pogańskiego kultu religijnego, które naśladował Izrael (Kpł 26,30; 1 Krl 11,7; 2 Krl 23,15; Ez 16,24-39 etc.), oraz w każdej religii dzisiejszego świata. Świątynie o bogatym wystroju, meczety i wymyślne ceremonie typowe dla islamu, hinduizm, buddyzm, mormonizm oraz inne kulty i okultyzm to tradycje o wyraźnym rodowodzie z Babel. Podobnie jak pełne przepychu katedry, strzeliste wieże, podwyższone i złocone ołtarze, wykwintne szaty liturgiczne oraz wymyślne rytuały współczesnych sformalizowanych denominacji takich jak anglikanizm, prawosławie, katolicyzm czy inne wyznania. Tego rodzaju pompa zraża wielu niechrześcijan, słusznie nie chcą oni mieć do czynienia z „Bogiem", który miałby się kierować cielesnymi atrakcjami.

Lecz czyż świątynia Salomonowa nie była najbardziej ze wszystkich okazała? Owszem, lecz tylko ona została wykonana według projektu Boga i zgodnie z Jego nakazem. Zarówno przybytek na pustyni jak i świątynia, która go zastąpiła, były „obrazem ... dóbr przyszłych [tj. Chrystusa i nieba]" (Hbr 9,9-11). Bóg przykazał Mojżeszowi: „Uważaj ... abyś uczynił wszystko według wzoru, który ci został ukazany na górze [Synaj]" (Hbr 8,5). Bóg nie przedstawił takiego wzoru ani nie udzielił aprobaty żadnej innej budowli religijnej.

Protestantyzm przejął pewne herezje katolickie, takie choćby jak błędne przypisywanie dobra (bądź zła) i mocy fizycznym przedmiotom i obrzędom. Choć protestanci odrzucili relikwie, święte obrazy i figury, często określają swoje miejsca zgromadzeń mianem „świątyń”, co sugeruje, jakoby mieszkał w nich Bóg. Jednakże Bóg mieszka w ciele chrześcijanina („wasze ciało jest świątynią Ducha Świętego", 1 Kor 3,17; 6,19), dlatego powinno ono być utrzymywane w świętości. Paweł przypomniał ateńczykom:

Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, ten, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką. Ani nie jest czczony rękoma ludzkimi tak, jakby czegoś potrzebował, ponieważ sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko (Dz 17,24-25).

Jezus wyjaśnił, że Bóg rzeczywiście pragnie naszej czci, lecz musi ona być oddawana „w duchu i w prawdzie " (J 4,23-24). Efekciarstwo – czy to w postaci fizycznych ozdób, czy też rekwizytów i obrzędów – odwołuje się do ciała i zamiast pogłębiać akt oddawania czci, stanowi zaprzeczenie zarówno prawdy jak i ducha, a tylko w ten sposób można ją oddawać Bogu, który nas stworzył i odkupił. Sakramentalizm, stanowiący serce rzymskiego katolicyzmu – wiara w to, że forma liturgii i jej formuły są przekaźnikiem mocy duchowej oraz że zbawienie przychodzi poprzez sakramenty – nazbyt łatwo wkradł się również do myślenia protestanckiego. (Wielu protestantów do dziś wierzy w to, że chrzest zbawia, że przyjmowanie komunii daje życie itd.). Niestety wszyscy jesteśmy z natury dziećmi Ewy, dla których wzór do naśladowania stanowią Kain i Babel.

Każde miejsce kultu, czy to katolickie, czy protestanckie, które przyozdobiono w celu uświęcenia go bądź zaskarbienia sobie łaski Bożej, albo też uczynienia kultu milszym Bogu, stanowi pogwałcenie Wj 20,24-26 oraz całej reszty Pisma. Wszystkie tego rodzaju „świątynie” to pomniki człowieczego buntu i ludzkiej dumy oraz wypaczonej religii opartej na własnych wysiłkach. Niestety bardzo łatwo jest popaść w błędne wyobrażanie sobie, że przynależność do jakiegoś kościoła i regularny udział w nabożeństwach w jego „świątyniach” czyni człowieka chrześcijaninem i kompensuje jego brak konsekwentnej, osobistej świętości.

Oczywiście w latach dziewięćdziesiątych [kiedy powstał ten artykuł – przyp. red.] nikt nie łudzi się, że do nieba można się dostać po schodach jakiejś fizycznej wieży. Mimo to głupota dzisiejszej religii jest równie jaskrawa, a wystąpienie przeciwko Bogu, kryjące się za takimi przekonaniami, jest tak samo ohydne jak ongiś wieża Babel. Miliardy ludzi w tym samym duchu angażują się dzisiaj w równie daremne programy religijne oparte na działalności dobroczynnej, pozytywnym myśleniu i samodoskonaleniu, by tak zapracować sobie na niebo.

„Pozytywne myślenie" Normana Vincenta Peale'a i „myślenie możliwościowe” Roberta Schullera zastąpiły prawdę. Nie ma już znaczenia to, w co czy w kogo się wierzy, liczy się bycie pozytywnym. Nauka biblijna – twierdzi Schuller – może i kiedyś trafiała do ludzi, lecz naszemu pokoleniu jawi się tak „negatywna" i gorsząca, że odstrasza ludzi. W dzisiejszych czasach potrzeba ewangelii „pozytywnej", którą zechce przyjąć każdy. W opublikowanym niedawno artykule na łamach „The Orange County Register" Schuller beszta kaznodziejów, którzy „wyrzucają z siebie te swoje gniewne, nienawistne kazania o ogniu i siarce”. (Czy nie bawi się on w osądzanie cudzych serc? Czyż Bóg nie stworzył piekła? Czy Jezus po wielekroć przed piekłem nie ostrzegał?). Twierdząc, że sposobem na „odróżnienie religii dobrej od religii złej” jest to, czy jest ona „pozytywna", Schuller wezwał „przywódców religijnych ... niezależnie od ich teologii ... aby wyrażali swoją wiarę w kategoriach pozytywnych". Potem zaś zaapelował o „potężny wspólny wysiłek przywódców wszystkich religii”, aby głosić „pozytywną moc … wartości religijnych służących budowie społeczeństwa światowego" (wyróżnienia dodano). Sam Antychryst nie wygłosiłby lepszego pustosłowia o światowej religii w stylu New Age!

Niestety w rozumieniu Schullera i Peale'a oraz im podobnych „wiara" to moc umysłu, a „Bóg” stanowi ledwie placebo, które pomaga człowiekowi „wierzyć”, dzięki czemu aktywuje moc jego umysłu. „Modlitwa to komunikowanie się z głębią nieświadomości ... nasza nieświadomość [ma] moc, która przemienia życzenia w rzeczywistość – pisze Peale. Na nagraniu wygłoszonym dla Amwaya Schuller ekscytuje się: „Nie wiecie, jaką moc macie w sobie! ... Możecie uczynić świat, czymkolwiek zechcecie". Oto znowu Babel w bardziej wyrafinowanej formie. Moc „myślenia” staje się magicznymi schodami wiodącymi do raju, w którym mogą się spełnić wszystkie nasze życzenia.

Podobny charakter ma „pozytywne wyznawanie" Hagina, Copelanda, Cho, Hinna itd., praktykowane przez znaczną część ruchu charyzmatycznego. Kenneth Hagin Jr. nazywa Boga „największym Pozytywnym Myślicielem wszechczasów!". Dla tych „nauczycieli wiary" wiara to moc umysłu, z której korzysta nawet Bóg, to siła tkwiąca w słowach i uwalniana z chwilą wypowiadania „słowa wiary”. Cho pisze: „Poprzez wypowiadane słowo stwarzamy nasz wszechświat … swoimi ustami stwarzasz obecność Jezusa ... poprzez wizualizację i marzenia możesz wysiadywać swoją przyszłość [niczym jajka – przyp. tłum.], aż wylęgną się rezultaty”. Mamy tutaj do czynienia z ewangelikalną postacią Nauki Chrześcijańskiej (Christian Science) albo też Nauki Umysłu [Science of Mind, nauka wyznawana przez Naukę Religijną (Religious Science) – przyp. tłum.]! W telewizji TBN, przy wyraźnej aprobacie Paula i Jan Crouchów, Copeland obwieścił: „Wiara jest siłą, tak samo jak elektryczność czy ciężkość ... stanowimy klasę bogów".

Wielu chrześcijan pochopnie uwierzyło w takie kłamstwo. Wyobrażają sobie, że wiara polega na wierzeniu w to, iż to, o co się modlą, nastąpi. Oczywiście jeśli wierzenie, że coś nastąpi, sprawia, że to coś następuje, to po co komu Bóg? Ludzie sami zostali bogami. Moc tkwiąca w wierzeniu staje się naszą wieżą Babel, czarodziejskimi schodami, po których można się wspiąć do owego „stanu umysłu zwanego niebem".

Jednakże wiara biblijna polega na wierzeniu, że to Bóg odpowie na naszą modlitwę. To zupełnie co innego! Nie mógłbym szczerze uwierzyć w to, że modlitwa zostanie wysłuchana – a nawet nie chciałbym, żeby została wysłuchana – gdybym nie był pewien, że jest ona zgodna z Bożą wolą. Wiara, która nie jest czarodziejską mocą, wycelowaną w Boga, aby skłonić Go do pobłogosławienia naszych planów, lecz polega na „posłuszeństwu wierze" (Dz 6,7, przekład dosł.; Rz 1,5; 16,26; 2 Tes 1,8 etc.), sprawia, że okazujemy Mu uległość jako narzędzia Jego woli. Mimo to Benny Hinn zaleca: „Nigdy, przenigdy nie przychodźcie do Pana i nie mówcie: 'Jeśli taka Twoja wola, to...’. Nie pozwalajcie, aby takie dewastujące wiarę słowa wychodziły z waszych ust". Dlaczego? Ponieważ „człowiek został stworzony na warunkach równości z Bogiem” – twierdzi Hagin. Oto schrystianizowany humanizm!

Humaniści również mają swoją religię „zrób to sam" rodem z wieży Babel. Nazywają ją nauką. Ona też odzwierciedla uporczywy bunt człowieka. Współczesny człowiek ma nadzieję pokonać atom, kosmos i wszystkie choroby, aby w ten sposób stać się nieśmiertelnym panem wszechświata. „Niebo" materialisty to pokojowy kosmos zamieszkany przez zaawansowane ewolucyjnie, przemierzające wszechświat cywilizacje, które dzięki nadzwyczajnej technologii odzyskały raj. Takie właśnie pragnienie („dołączenie do społeczności cywilizacji galaktycznych ... [to] nasza nadzieja w bezkresnym, przejmującym lękiem wszechświecie") wyraził prezydent Jimmy Carter, deklarujący się jako chrześcijanin, na nagraniu adresowanym do potencjalnych kontaktów pozaziemskich, na złotej płycie, jaką w roku 1977 poniósł w kosmos Voyager.

Czysty materializm pozostawia w duszy pustkę, lecz przydanie nauce odrobiny religijności pozwala zapełnić tę pustkę przy jednoczesnym nadaniu wierze „racjonalności”. Trudno o bardziej śmiercionośną ułudę niż religia naukowa. Także i tu mamy do czynienia z urojeniem rodem z Babel – postęp nauki buduje stopnie wiodące człowieka do „nieba", a zarazem otwierające przed nim dostęp do mocy samego Boga. Jedną z głównych przyczyn popularności psychologii chrześcijańskiej wśród chrześcijan ewangelicznych jest jej fałszywe podawanie się za naukę. Tymczasem nie spełnia ona testu z Wj 20,24-26. Jej ołtarze są wznoszone z ciosanych i polerowanych kamieni mądrości ludzkiej, jej rytuałów nie znajdziemy w Piśmie, obiektem kultu zaś jest własne ego, a nie Bóg. Ponadto na jej ołtarzach płonie obcy ogień (Kpł 10,1; Lb 3,4) humanistycznych teorii, dla Boga nie do przyjęcia.

Ureligijniona nauka stanowi istotny element ruchu ekologicznego, w którym ziemię coraz częściej postrzega się jako świętą. Ekoteologia – jak powiada profesor Uniwersytetu Georgetown Victor Ferkiss – „wychodzi z założenia, że wszechświat jest Bogiem". Przykładem współczesnego unaukowionego pogaństwa jest Carl Sagan. „Jeśli mamy czcić siłę większą od nas samych – mówi ów arcykapłan kultu kosmosu – to czyż nie jest sensowne oddawanie czci Słońcu i gwiazdom?”. No i proszę! Ciała niebieskie stanowiły jeden z ważnych zamysłów związanych z wieżą Babel, która miała pomóc się do nich zbliżyć, aby móc je lepiej poznać i czcić. Ruch ekologiczny to humanistyczna próba odzyskania utraconego raju Eden bez potrzeby pokutowania za bunt przeciwko Stwórcy.

Takie właśnie przesłanie prezentuje się dziś podstępnie amerykańskim dzieciom w szkołach publicznych. Lamar Alexander, były gubernator Tennessee, został przez prezydenta Busha mianowany sekretarzem oświaty. Twierdzi on, że książką, która wywarła największy wpływ na jego myślenie w ostatniej dekadzie, była A God Within autorstwa René Dubosa [wyd. pol. w przekł. Ewy Krasickiej nosi tytuł Pochwała różnorodności – przyp. red.]. Dubos deklaruje tam, że „prawdziwie ekologiczne postrzeganie świata ma religijne zabarwienie ... Nasze zbawienie zależy od naszej zdolności stworzenia religii przyrody ... dostosowanej do potrzeb i wiedzy współczesnego człowieka". To jest New Age.

Religia ta jest celowo propagowana w szkołach publicznych poprzez takie programy jak America 2000, zapoczątkowany przez administrację Busha. Pod władzą Clintona możemy się spodziewać jeszcze gorszego obrotu spraw. Jako gubernator Arkansas zapoczątkował on reformę szkolnictwa, która niewiele miała wspólnego z nabywaniem lepszego wykształcenia, więcej natomiast z przerabianiem uczniów na obywateli planety, wyalienowanych od własnych rodziców. Byli uczniowie „szkoły gubernatorskiej” zaświadczają, że zachęcano do używania wulgarnego języka, co miało być elementem urabiania studentów tak, aby wyzuć ich z biblijnej moralności. Agresywnie propagowano gejowski styl życia, seks bez zobowiązań, bunt oraz wierzenia i praktyki spod znaku New Age, w tym również kult własnego ja oraz wszechświata jako Boga.

Kluczowy fragment z Wj 20,24-26 nie pozostawia wątpliwości, że ziemi nie należy ani czcić, ani oddawać jej boskiego hołdu, lecz ma ona służyć jako ołtarz. Grzech ściągnął na ziemię przekleństwo, które mogło zostać usunięte jedynie poprzez przelanie krwi (Kpł 17,11). Zwierzęta składano na ofiarę na ołtarzu ziemi w oczekiwaniu na Baranka Bożego, który „przez ofiarowanie samego siebie” (Hbr 9,26) raz na zawsze miał uzyskać dla nas „wieczne odkupienie " (w. 12).

To dla dobra samego człowieka Bóg karze grzech śmiercią. Jak straszliwe byłoby trwanie ludzkości w takim stanie buntu na wieki i utrwalanie w ten sposób nasilającej się niegodziwości, chorób, cierpienia, zgryzot i śmierci. Jedynie ze śmierci jako zapłaty pełnej kary za grzech wyłania się zmartwychwstanie (nie zaś z amoralnego recyklingu zła, jak w reinkarnacji) oraz całkowicie nowy wszechświat, do którego grzech i cierpienie nie mają wstępu. Takie jest Boże pragnienie i Boży zamiar wobec całej ludzkości. Temu, kto odrzuca ten darmowy dar życia wiecznego oferowany przez Jego łaskę, pozostanie tylko wieczny żal.

„Ewangelia Boża”, jak się przekonaliśmy, jest bardzo konkretna i chcąc być zbawionym, trzeba w nią uwierzyć. „Ciasna bowiem jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują" (Mt 7,14). Tę „małostkową” wypowiedź wymyślił nie jakiś dogmatyczny fundamentalista, lecz wygłosił ją sam Pan. „Wiara”, o którą musimy toczyć „walkę” (Jd 3), ma określoną zawartość moralną i doktrynalną i trzeba ją przyjąć, aby uzyskać zbawienie. Wszystko inne to Babel.

Dave Hunt
1 czerwca 1993

tłumaczyła: Ola

źródło: https://www.thebereancall.org/content/gods-nonnegotiable-gospel-part-iii

Ewangelia Boża nie podlega negocjacji cz.1
Ewangelia Boża nie podlega negocjacji cz.2

Komentarze

Popularne posty