Duch w maszynie?

Kontakt z bytami duchowymi?

Tak jak mediumizm w ciągu całej swojej historii, tak i dziś kanalizowanie staje się wyzwaniem dla zdrowego rozsądku. Nie doczekaliśmy się ani dostatecznego wyjaśnienia jego istoty, ani obnażenia jego natury przez naukę. Zarówno Freud, jak i Jung, aczkolwiek niechętnie, przyznawali mu walor prawdziwości, ale i tajemniczości, podobnie William James. Ignorowanie tego zjawiska jako gigantycznego oszustwa czy halucynacji byłoby zbytnim uproszczeniem, jeśli wziąć pod uwagę kompetencje i pozycję osób, które go doświadczyły. Oto Ruth Montgomery: U szczytu bajecznej kariery ta jedna z najwyżej wówczas cenionych dziennikarek otrzymała od wydawcy zadanie zbadania dziwnego zjawiska: porozumiewania się z rzekomymi duchami zmarłych. Ku własnemu zdumieniu pani Montgomery stanęła wobec takiego ogromu dowodów, że koniec końców zdrowy dziennikarski sceptycyzm musiał ustąpić. W rezultacie doszło do nieoczekiwanej transformacji: „byty duchowe" zaczęły ręką Montgomery pisać książki, a ona sama zyskała sławę „Herolda Nowego Wieku".

Ciekawym przypadkiem jest Helen Schucman. W niewierzącej psycholog z Uniwersytetu Columbia nikt nie dostrzegłby kandydatki na pośredniczkę objawień ze świata duchowego. Lecz oto głos (podający się za Jezusa), który zaczęła słyszeć, nalegał: „To kurs cudów; napisz go!" Wszelki opór był bezskuteczny. Po konsultacji z kolegami z uczelni Helen Schucman z pewnym ociąganiem dała za wygraną. Po zakończeniu dyktowania „Kurs cudów" obejmował zdumiewającą liczbę 1100 stron, cenionych dziś zarówno przez wielu psychologów, jak i teologów za wnikliwe myśli. Niewiarygodnie długa i inteligentnie brzmiąca to „halucynacja".

Zastanawia fakt, że - jak mówi Kenneth Wapnick, prezes fundacji publikującej „Kurs" - głos przedstawiający się jako Jezus zaprzeczył właściwie wszystkiemu, co mówi o nim Biblia. Poselstwo przekazane za pośrednictwem pani Schucman pokrywa się natomiast z treścią komunikowaną przez rozmaitość „istot duchowych" ustami tysięcy osób kanalizujących z całego świata, o których Schucman nawet nie słyszała i w których historie nie zechciałaby uwierzyć, póki nie spotkało ją podobne doświadczenie.

Skąd pochodzą te wtręty o tajemniczym duchowym charakterze? Dlaczego obserwujemy dziś istną lawinę podobnych zjawisk? I dlaczego mimo wielkiej różnorodności tych istot oraz sposobów przekazu w komunikowanej przez nie treści dostrzegamy intrygującą konsekwencję? W kolejnych rozdziałach podejmiemy próbę analizy zawartości tych komunikatów i ustalenia ich źródła.

Niepokojące hipotezy

Whitley Strieber potrzebował wielu lat, by sam przed sobą przyznać się do dziwacznych doznań, jakie były jego udziałem, doznań, co do których realności jest obecnie mocno przekonany, choć przerastają jego rozumienie. Strieber - inteligentny erudyta, świetnie sprzedający się pisarz o ugruntowanej pozycji - nie jest człowiekiem, którego można podejrzewać o regularne halucynacje, a tym mniej o świadome oszustwo w celu zwiększenia sprzedaży kolejnych książek. W książce Wspólnota (tytuł ang. Communion) z całą starannością wylicza i wiąże fakty w pewną całość, którą nazywa „druzgocącym spokój atakiem Nieznanego, [...] historią na tyle prawdziwą, na ile potrafię ją zawrzeć w słowach". Osobiście doświadczył bliskiego spotkania z „przedstawicielami pozaziemskiej inteligencji". Czy przybywają na ziemię z innych planet, czy też z innych wymiarów? Pochodzą z jego własnego umysłu, czy z UFO, z przestrzeni wewnętrznej czy zewnętrznej? Strieber jeszcze tego nie wie, lecz wpływ tych istot na jego życie, jak i na życie coraz większej liczby innych osób o podobnych doświadczeniach, jest druzgocący.

Strieber złości się, jest zbity z tropu. Uważa to za pogwałcenie swojej prywatności. „Owi goście" - opowiada - „bez chwili wahania wmaszerowali jak gdyby nigdy nic w życie obojętnego sceptyka." Na początku sądził, że zwariował. Z upływem czasu doszedł do przekonania, że wolałby usłyszeć diagnozę o własnej chorobie psychicznej niż wierzyć w realność swoich przeżyć. Lecz „trzech psychologów i tyluż psychiatrów", którzy poddali go „całej masie testów psychologicznych i neurologicznych", określiło go jako „normalnego pod każdym względem". Przeszedł też śpiewająco testy na prawdomówność, przeprowadzone przez „fachowca z trzydziestoletnim stażem". I znów nie dopatrzono się podstaw do postawienia mu zarzutu przywidzenia lub oszustwa. W poszukiwaniu prawdy Strieber zwracał się także do uczonych z dziedziny astronautyki, do fizyków, a nawet do pewnego kosmonauty, by usłyszeć tylko jedno: „W środowisku naukowym natura tego zjawiska pozostaje kwestią nierozstrzygniętą."

Wielki autorytet astronom Robert Jastrow, jak i spore grono innych wybitnych uczonych, wyznaje dziwną teorię, która tłumaczyłaby przynajmniej część kontaktów z bytami niefizycznymi. Jastrow, założyciel i przez długi czas szef Goddard Institute for Space Studies (instytut badań kosmicznych, który odegrał kluczową rolę w programach Pioneer, Voyager, Galileo), rzuca frapującą uwagę: „Forma życia, która wyprzedza nas o miliardy lat, może być daleko poza rozpoznawalną przez nas formą krwi i kości. Może mieć postać [...] bezcielesną, umknąwszy śmiertelnemu ciału i stawszy się tym, co ludzie zacofani zwą duchami. Skąd wiadomo, że istnieje? Niewykluczone, że umie się materializować i dematerializować. Dysponuje siłami wedle naszych norm magicznymi..."

Uzupełniona o telepatię i inne siły mediumiczne, teoria Jastrowa przybiera kształt niepokojącej hipotezy: iż umysłom ludzkim grozi inwazja lub co najmniej wpływ i kłamstwa bezcielesnych inteligencji przybywających nie wiadomo skąd. To zaś daje podstawę do kolejnych pytań. Kim są te istoty i czym mogą się kierować? Jeżeli sugestia Jastrowa odpowiada prawdzie, to możemy mieć trudności choćby i z rozpoznaniem, że ktoś manipuluje naszym umysłem. Zgadzałoby się to z chaosem myślowym odczuwanym przez Striebera i wielu innych. Czy takie wyjaśnienie nie tłumaczyłoby też w jakimś stopniu kanalizowania, wizyt i innych przekazów ze strony bytów wyraźnie „duchowych", przybierających formy tak zróżnicowane jak „Wysocy Mistrzowie" czy duchy zmarłych? Rządy największych państw świata i najwybitniejsi naukowcy traktują poszukiwanie inteligencji pozaziemskiej na tyle poważnie, że inwestują w sondy kosmiczne i programy poszukiwawcze w celu nawiązania kontaktu radiowego z inteligentną formą życia spoza naszego układu słonecznego. Poszukiwanie parapsychologicznego kontaktu z bezcielesnymi ETI (inteligencją pozaziemską) wydaje się w tym kontekście nie mniej uzasadnione.

Początek „Nowej Ery"

Nagła i niezrozumiała obfitość rzekomych kontaktów z bytami spoza wymiaru fizycznego to tylko jeden z nurtów obecnego odrodzenia okultyzmu, lecz właśnie on zdaje się pełnić rolę głównego nośnika poselstwa o przemianie (transformacji). Szczególnej wymowy nabiera więc fakt, że miliony osób uczą się kontaktu z „duchowymi (wewnętrznymi) przewodnikami" przez niezliczone techniki medytacji wschodniej, jak medytacja transcendentalna, i kursy dynamiki umysłu, jak metoda Silvy (zwana przedtem kontrolą umysłu Silvy). Wiele pozornie nowoczesnych technik samodoskonalenia, oferowanych uczestnikom tysięcy takich kursów na świecie, to w istocie pradawne czarnoksięstwo, tylko z nową etykietką. Popularną nazwą zjawiska jest New Age (Nowy Wiek, Nowa Era).

Esencję czarnoksięstwa (szamanizmu) stanowiły zawsze techniki kontaktu z bytami duchowymi w celu uzyskania nadprzyrodzonej wiedzy i mocy. Renesans pradawnych metod okultystycznych pozwala odnowić znajomości ze znanymi okultystom od tysiącleci „duchami opiekuńczymi". Zjawisko to przybrano jednak nowoczesną terminologią psychologiczną i homoedukacyjną, celem zaś jest czerpanie z nieograniczonego „wewnętrznego potencjału". Penetracja „kosmosu wewnętrznego" w poszukiwaniu sił mistycznych staje się na Zachodzie coraz powszechniejszą obsesją.

Przez ostatnie dwadzieścia lat sceptycy zgodnie określali go mianem mody, prorokując mu rychły koniec, tymczasem ruch Nowego Wieku powoli, acz wytrwale zyskuje zwolenników. Patrząc na bezprecedensowy fenomen z pewną nadzieją niektórzy badacze okrzyknęli go najpotężniejszym w historii nurtem pozytywnej zmiany. Inni jednak ostrzegają, że leżący u podstaw „nowej świadomości" mistycyzm wschodni może się okazać koniem trojańskim, który doprowadzi do upadku zachodniej cywilizacji. Krytycy ruchu dostrzegają w coraz popularniejszej na Zachodzie mentalności Nowej Ery tę samą skłonność ku „magicznej formule", którą hinduski poeta Rabindranath Tagore przypisał Mahatmie Gandhiemu. Mentalność tę Tagore określił jako „grzech pierworodny, z którego wypływają wszystkie nasze [hinduskie] bolączki".

Początkowo trudno pojąć, dlaczego pośród milionów wykształconych obywateli Zachodu w cenie są dziś magiczne formuły mające umożliwić nie - jak w przypadku Gandhiego - prędkie rozwiązania polityczne, ale zdobycie okultystycznej mocy i kontakt ze światem duchowym. Czyż można jednak zakopać głowę w piasek materialistycznego dogmatyzmu, który domaga się fizycznego wytłumaczenia każdego zjawiska, i udawać, że nie dostrzegamy druzgocących implikacji tej tendencji? Zresztą - jak znaleźć fizyczną podstawę na przykład dla etyki? Można się tylko dziwić, że mechanistyczne przekonanie o fizycznym uzasadnieniu czynów człowieka i jego hierarchii wartości panowało aż tak długo. Neurofizjolog sir John Eccles, laureat Nagrody Nobla, wskazuje:

„Jeśli zachodzą pewne niepodważalne przypadki, przypadki nie będące natury fizycznej czy materialnej, wtedy tracą rację bytu wszelkie założenia filozoficznego materializmu. Wszechświat nie składa się już z „materii i pustki", lecz musi zrobić bezprzestrzenne miejsce dla bezcielesnych bytów [tzn. umysłów - D.H. i T.M.].”

Duch w maszynie?

Jednoznacznie odcinając się od materializmu, Eccles opisuje ludzki mózg jako „maszynę, którą obsługuje duch". W rezultacie swoich badań Eccles nabrał przekonania, że tradycyjną religijną wiarę w istnienie niefizycznej duszy i/lub ducha wspiera ogrom dowodów i że dusza to właśnie ów „duch" obsługujący ludzki mózg, a zatem i ludzki organizm. To z kolei uzasadniałoby wiarę w życie pozagrobowe, bo rozsądnym zdaje się pogląd, ze „operator" po śmierci swego „pojazdu" żyje nadal; zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę intrygujące spekulacje Jastrowa o inteligencjach pozbawionych fizycznego ciała. Wśród wybitnych uczonych, którzy podzielili brzemienne w skutki przekonanie Ecclesa, znajdziemy noblistę Eugene'a Wignera, uznanego za jednego z największych fizyków naszego stulecia, sir Karla Poppera, nazywanego „najsłynniejszym filozofem nauki naszych czasów", i nieżyjącego już Johna von Neumanna, matematyka i twórcę teorii z dziedziny mechaniki kwantowej, określanego jako „najbardziej błyskotliwy umysł wszechczasów".

Nie sposób uniknąć zasadniczych zmian w teorii i praktyce nauki, jeśli istnienie Ecclesowskiego „ducha" zostanie powszechnie uznane. Jeżeli bowiem fizyczny mózg jest obsługiwany przez byt duchowy, wówczas psychokineza (PK, panowanie umysłu nad materią) staje się nie tylko możliwa, ale wyraźnie nabiera podstawowego znaczenia dla życia człowieka. Fakt taki uzasadniałby ESP (postrzeganie pozazmysłowe) i inne formy sił parapsychologicznych, których logicznie rzecz biorąc nie ograniczałyby ani prawa fizyki, ani wszechświat opisany przestrzenią, czasem i materią. Można by nawet przyjąć, że wszelkie zjawiska parapsychologiczne mają źródło w kontakcie z bezcielesnymi bytami, o których mówi Jastrow. Prawdopodobieństwo tego wzrasta w obliczu frapujących eksperymentów Ecclesa, o których później.

W książce Beyond the Brain (Poza mózgiem) psychiatra kliniczny Stanislav Grof zapowiada:

„Zachodnia nauka zbliża się ku przesunięciu paradygmatu na niespotykaną skalę, przesunięciu, które zmieni nasze koncepcje rzeczywistości i natury ludzkiej, stworzy pomost między pradawną mądrością a nowoczesną nauką oraz złagodzi różnice pomiędzy duchowością Wschodu a pragmatyzmem Zachodu.”

Mimo niepełnego wyjaśnienia wielu kwestii Ecclesowska idea „ducha w maszynie" z pewnością mogłaby zaskoczyć sceptyków logicznym uzasadnieniem nie tylko istnienia sił paranormalnych, ale i możliwości doznań mistycznych. Skutki takiego stanu rzeczy byłyby zatrważające. Psycholog Carl Rogers uznał istnienie i zapowiedział rychłe praktyczne zastosowanie „takich zjawisk paranormalnych jak telepatia, jasnowidzenie, wiedza uprzednia, [...] energie uzdrawiające, [...] moc medytacji, siły transcendentalne..."

Fantastyka naukowa okazała się trafnym prorokiem w dziedzinie postępu technicznego. Czy zawarte w niej przedziwne obrazy mocy okultystycznych okażą się także prorocze wobec nowych sił umysłu, które ludzkość chce okiełznać? W klasycznym już dziele Arthura C. Clarke'a Childhood's End (Schyłek dzieciństwa) Najwyżsi Władcy (Overlords), reprezentujący Najwyższy Umysł wszechświata, którzy przybywają na Ziemię w UFO, aby uratować ludzkość przed samozagładą, przypominają Ziemianom:

„Istnieją siły umysłu i siły poza umysłem, którymi wasza nauka nigdy nie będzie mogła się zająć, by nie doprowadzić do całkowitego unicestwienia siebie samej. Przez stulecia docierały do was wieści o dziwnych zjawiskach: o duchach, telepatii, wiedzy uprzedniej. Nadawaliście im nazwy, nigdy nie wyjaśniając ich natury [...] Lecz one istnieją, a [...] wszelka kompletna teoria wszechświata musi umieć je wytłumaczyć.”

Artykuł pochodzi z książki; "Ameryka - nowy uczeń czarnoksiężnika" z rozdziału "Promocja duchowości". Oficyna wydawnicza "Tiqva" Wrocław 1994

Komentarze

Popularne posty