Religie tubylcze, plemienne i naturalne, cz. 1
Zafascynowała mnie kultura Siuksów i dziedzictwo ich dumnych wojowników. Wojownicy Lakota mieli głęboki szacunek względem tajemnic życia. To z niego płynęła ich moc i poczucie wolności [...] Szalony Koń, największy wojownik Siuksów, był nade wszystko człowiekiem świętym. Dla Lakotów wszystko było święte, nawet wróg, ze względu na [...] wzajemną więź wszystkiego, co żyje. Jak ujął to pewien wieszcz: „Jesteśmy ludem ziemi w drodze do gwiazd. Nasze poszukiwanie […] polega na spoglądaniu do wnętrza, poznaniu, kim jesteśmy, ujrzeniu, że jesteśmy połączeni ze wszystkim, że nie ma żadnej odrębności, chyba że w umyśle. - Phil Jackson, trener Chicago Bulls *1
Pokój […] wstępuje w dusze ludzi, gdy uświadomią oni sobie swą więź, jednię z wszechświatem i wszystkimi jego mocami i gdy pojmą, że w centrum Wszechświata przebywa Wielki Duch oraz że centrum to znajduje się tak naprawdę wszędzie. Jest ono wewnątrz każdego z nas. - Black Elk (Czarny Łoś), szaman *2
Z rosnącej liczby krytycznych prac badawczych wynikałoby, że kultury pierwotne [plemienne] [...] nie były jedynie społeczeństwami neolitycznymi opartymi na rolnictwie, lecz kulturami nader wyrafinowanymi opartymi na partnerstwie mężczyzn i kobiet oraz na partnerstwie z mocami duchowymi. - Jean Houston w książce Life Force *3
Skąpa ilość dostępnych materiałów tubylczych zawiera obfitość dowodów na to, że późniejsze cywilizacje Ameryki Środkowej i Południowej były beznadziejnie zdominowane przez czarnoksięstwo tamtejszego kapłaństwa. […] Nikt nie miał dostępu do wielkich Tajemnic dopóty, dopóki jakaś istota ludzka nie doznała okaleczenia z jego ręki bądź dopóki ociekające krwią serce ofiary nie zostało uniesione przed szydercze oblicze kamiennego bożka [...] demona uczynionego przez człowieka. - Manly P. Hall *4
O Wakan-Tanka i wszystkie skrzydlate Moce wszechświata, wejrzyjrzcie na nas! Ten oto tytoń ofiarowuję właśnie Tobie, Zwierzchniku Mocy wszelkich w osobie Pstrego Orła, zamieszkującego głębiny niebios i strzegącego wszystkiego, co się tam znajduje! - Slow Buffalo (Powolny Bizon), święty mąż Indian Dakota *5
Nie ma żadnej możliwości […], aby kiedykolwiek wyrugować wudu ze społeczeństwa haitańskiego, gdyż […] jest ono wplecione tak dogłębnie w tkankę haitańskiego życia. - Prof. Leslie G. Desmangles *6
Religie tubylcze, plemienne i naturalne
Jedną z najpewniejszych i najbardziej uznanych ścieżek do okultyzmu jest współczesny ruch powrotu do natury w imię ekologicznego ocalenia naszej planety. Wskutek ludzkiej beztroski i chciwości Ziemia doznała znacznych, a szkodliwych zniszczeń. Choć kraje uprzemysłowione muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za swój udział w tej winie, to jednak z najgorszymi przykładami zanieczyszczeń i dewastacji mieliśmy do czynienia również w krajach komunistycznych oraz w rozwijających się krajach Trzeciego Świata. Poza tym zanieczyszczenie środowiska (np. wskutek wybuchów wulkanów) i jego niszczenie (zarazy i szkodniki roślin, pożary lasów wskutek uderzeń pioruna, epidemie) stanowią integralny element samej przyrody.
Mimo to bezkrytyczną akceptację uzyskało przekonanie, że wszystko, co „naturalne”, musi być korzystne. Jakoś nie wspomina się o naturalności takich zjawisk jak choroba, cierpienie, śmierć czy klęski żywiołowe (jak huragany, trzęsienia ziemi, susze, powodzie). Właśnie usiłując rozpaczliwie chronić się przed tego rodzaju zniszczeniem, czynionym regularnie przez samą przyrodę, ludzkość wspięła się na obecny poziom cywilizacji.
Jak na ironię po stuleciach naszych zmagań z często nieprzyjaznymi, nieraz wręcz śmiercionośnymi siłami przyrody coraz większą popularność zyskuje ruch wzywający do sprzymierzenia się z tymi właśnie siłami. Idee takie brzmią atrakcyjnie, lecz nie przyniosłyby pokrzepienia wyprawie Donnera, głodującej wśród zasp gór Sierra Nevada. W ich przypadku (i w przypadku innych ofiar wiatru, mrozu i burz) przyroda okazała się okrutna, agresywna i bezlitosna!
Odwołanie do rozumu
Właśnie nienaturalne działanie rozumu, sprzeciwiającego się naturalnym procesom natury, pozwoliło opanować szereg dotychczas śmiertelnych chorób, obniżając umieralność noworodków i wydłużając oczekiwaną długość życia. Nienaturalny akt wycinania wyrostka robaczkowego, przeszczepu nerki czy usuwania guza ocalił życie niezliczonych osób. O tym nie należy zapominać w pędzie ku czci dla mitologicznej Matki Ziemi.
Niestrudzona batalia przeciwko przyrodzie pozwoliła osiągnąć wiele korzyści i udogodnień nieznanych wcześniej, a dziś traktowanych jak oczywistość. Lecz ani jedna z nich nie jest wytworem natury. Cóż naturalnego w komputerach, telewizji, podróżach kosmicznych, zaporach wodnych, mostach, książkach czy nawet w tak podstawowych, a niezbędnych czynnościach jak tkanie, przetwarzanie żywności, orka, sadzenie, pielenie czy gotowanie? Dlaczego więc rozlega się wezwanie do „powrotu do natury”?
Ponadto te korzyści przyniosła ludzkości nauka zachodnia [1], nie miały one swego źródła w panteistycznej filozofii hinduizmu ani w mistycyzmie Wschodu. Medycyna naukowa nie rozwinęłaby się też na bazie wierzeń Indian północnoamerykańskich, którymi Zachód w swym dążeniu do „jedności z naturą” tak się dziś fascynuje. Jak na ironię to ludy tubylcze, które do dziś zwracają się do głuchych na ich błagania duchów o uzdrowienie z chorób, dziesiątkujących je na obszarze dziewiczego królestwa przyrody (choroby, które współczesna medycyna potrafi leczyć), wynosi się dziś na piedestał jako przykłady do powszechnego naśladowania!
[1] W samym badaniu dzieł Bożych i poszukiwaniu ich praktycznego zastosowania trudno dopatrzyć się czegoś nagannego, wprost przeciwnie. Czym innym jest natomiast quasi-religijny i religijny kult przyrody jako Bogini-Matki oraz towarzyszące mu próby kontaktu ze światem duchowym. Można jednak popaść i w drugą skrajność – kult ludzkiego rozumu i przekonanie, że nauka jest nieomylna, a ludzkie idee i wynalazki zawsze godne pochwały (przyp. tłum.).
Nie zaprzeczam, że ludy tubylcze odkryły uzdrawiające właściwości pewnych roślin ani że możemy się czegoś od nich nauczyć. Nie zaprzeczę też, że zniszczenie środowiska naturalnego to niepotrzebny skutek ludzkiej głupoty i chciwości ludów „cywilizowanych”. Jednakże zarzuty względem nauk i rozwoju technologii powinny być uzasadnione. Szacunek wobec naszego naturalnego środowiska i jego ochronę dzieli przepaść od religijnego kultu „Matki Ziemi”.
Nie powinniśmy też przymykać oczu na obecne jaskrawe uprzedzenia wobec chrześcijaństwa i nie powinniśmy ich tolerować. Wiara biblijna stała się w amerykańskim społeczeństwie tematem tabu, podczas gdy wszystko inne, nie wykluczając czarów i wudu, akceptuje się bez mrugnięcia okiem. Podniosła się wielka wrzawa w całym kraju, aby zakazać publicznego eksponowania krzyży czy szopek bożonarodzeniowych. Spod analogicznej krytyki i sprzeciwu wyjęto natomiast indiańskie totemy. Nawet Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) popiera odrodzenie czarnoksięstwa pod przykrywką popularnego eufemizmu „medycyna tradycyjna” czy „terapie ludów tubylczych”.
Wszystko, co tubylcze czy „rodzime”, bezkrytycznie się wychwala, a biada tym, którzy mają czelność wytknąć jakieś wady rodzimych kultur bądź religii. Wszyscy musimy naśladować i praktykować to co tubylcze ludy Afryki czy mieszkańcy jakiejś wyspy na południowym Pacyfiku bądź rdzenni Indianie amerykańscy! Tak głosi narracja propagowana w mediach, a nikt się jej nie sprzeciwia.
W niedzielny wieczór 17 listopada 1996 roku popularny kanał A&E wyemitował program America's Mysterious Places (Zagadkowe miejsca Ameryki). Przedstawiał on uprawianie czarów w Salem i w dawnej Nowej Anglii oraz wudu w Nowym Orleanie jako niewinne zajęcia. Orędownicy wudu twierdzili: „Jesteśmy potomkami tych niewolników przywiezionych tu z Afryki, którzy przywieźli z sobą wudu”. Cel wudu wyjaśniono jako usługiwanie duchom i oddawanie czci bogom i boginiom. Ani słowa o klątwach, jakie paraliżują strachem ludność obszarów, gdzie praktykuje się wudu. W programie pozytywnie przedstawiono boga-węża. Kapłanka tego kultu tłumaczyła, że jest odpowiednikiem katolickiego księdza czy żydowskiego rabina. Tego rodzaju fałszywe wypowiedzi nie tylko wprowadzają w błąd widzów, ale wręcz ich ogłupiają.
Religie pogańskie wprowadza się nawet do szkół publicznych w Stanach Zjednoczonych, jednocześnie zakazując w szkole modlitwy czy jakichkolwiek pozytywnych odniesień do chrześcijaństwa. Oczywiście religie te traktuje się jako zjawisko czysto „kulturowe”, co jest zwykłym oszustwem. Podobnie dzieje się w sferze działalności społecznej, takiej, jaką prowadzi na przykład Carolee Nishi, „twórczyni i dyrektor wolontariusz jedynego w swoim rodzaju programu zajęć pozaszkolnych, sponsorowanego przez YMCA w Honolulu, podczas którego dzieci w wieku 4-14 lat uczą się hawajoznawstwa”. Słowa religia nie znajdziemy w całostronicowym materiale promocyjnym poświęconym Nishi, zamieszczonym na łamach należącego do United Airlines magazynu „Hemispheres”. Dowiadujemy się tylko, że uczy ona „tańca hula, historii i kultury Hawajów”.*7 O okultyzmie nie napomknięto.
Nawet władze Stanów Zjednoczonych propagują duchowość rdzennych Amerykanów pomimo „rozdziału między Kościołem a Państwem”, stosowanego tak bezwzględnie wobec chrześcijaństwa. The National Park Service (Obsługa Parków Narodowych) propaguje indiańską religię animistyczno-spirytystyczną, obejmującą również kult duchów przyrody, jednocześnie obwiniając Biblię o zniszczenie Zachodu! Na przykład Gary Hathaway, p/o dyrektora parku narodowego Lava Beds National Monument, w oficjalnym biuletynie rozdawanym turystom odwiedzającym park w 1993 roku twierdził:
"Rdzenni Amerykanie mieli duchową więź ze swoją ziemią. [...] [Biali ludzie] używali jej zasobów dla własnego zysku komercyjnego i ponadczasowa duchowość tej ziemi została zakłócona [...] Ich duchowy światopogląd, przedstawiony w Księdze Rodzaju, wzywał do zdominowania ziemi i podporządkowania jej sobie [...] zniszczono rozległe obszary Zachodu.
Dziś duchowość ziemi w Lava Beds ulega przebudzeniu […] na obszarze całego parku wyczuwa się obecność duchów [...] można je [nawet] zobaczyć, kiedy postanawiają ukazać się w swej widzialnej postaci [...] Wejdźcie ze czcią do tego kręgu uzdrawiającego, tak jakbyście wchodzili do swojego kościoła. Niech duchy wichrów, kamieni i zwierząt przemówią do was..." *8
Uwaga red. W Polsce obserwujemy odrodzenie staro pogańskich słowiańskich wierzeń i rytuałów, świąt itp.
Wymiana bogów
Zachodni entuzjaści kultu natury przejmują indiańskie fetysze. Niektórzy noszą te przedmioty okultystyczne (nasączone mocą duchów) jako biżuterię, Phil Jackson zaś czci je i eksponuje w prywatnym sanktuarium Chicago Bulls. To zdecydowane i ostateczne odrzucenie wiary chrześcijańskiej, którą jego rodzice starali się mu wpoić, kapitulacja wobec pogaństwa. Walter Yeeling Evans-Wentz w swej encyklopedii pogaństwa – którą pisał nie jako krytyk, lecz życzliwy zwolennik – wyjaśnia pochodzenie mocy, która w przekonaniu Jacksona i innych entuzjastów tubylczych amuletów zamieszkuje przedmioty obdarzane przez nich czcią:
„Dr Taylor zebrał ze wszystkich zakątków globu przykłady fetyszyzmu, czyli czci dla żywych obiektów przyrodniczych, jak drzewa, ryby, zwierzęta, oraz obiektów nieożywionych wszelkiej możliwej postaci, w tym kamieni, ze względu na ducha, który ma przebywać bądź zamieszkiwać w danym obiekcie. Wykazuje on, że bożki były pierwotnie fetyszami, którym z czasem zaczęto nadawać kształt ducha czy też bóstwa mającego je zamieszkiwać...
Uważano, że cechę boskości, tkwiącą w wyobrażeniach bóstw [bądź fetyszów] [...] przekazuje się poprzez nałożenie rąk i przez magiczne przejścia, [...] i przypisywano jej nadzwyczajne moce lecznicze.” *9
Rdzenni Amerykanie nadal modlą się do drzew i kamieni oraz innych obiektów nieożywionych. Takie są przesądy animizmu, przeciwko którym przemawia głośno wszelkie doświadczenie i logika. Phil Jackson wychwala wodza Szalonego Konia (Crazy Horse) jako wielkiego świętego człowieka. Czarny Łoś (Black Elk) twierdzi, że „wielki wódz i kapłan Szalony Koń [...] otrzymał większość swej wielkiej mocy poprzez […] wizje Kamienia, Cienia i Borsuka, konia stającego dęba (od którego pochodzi jego imię), Dnia, a także Wanbli Galeszki, Pstrego Orła, od każdego z nich zaś otrzymał dużo mocy i świętości.” *10 Modlący się w łaźni woła do kamieni:
"O wy, kamienie prastare, któreście są święte, nie macie uszu ni oczu, a jednak słyszycie i widzicie wszystko. To za sprawą waszych mocy młodzieniec ten został oczyszczony […] godzien wejść, by otrzymać jakąś wiadomość od Wakan-Tanki."*11
Trudno pojąć, że Jackson i wielu innych odrzucają biblijnego Boga, który w pełni dowiódł swego istnienia i miłości, za to zwracają się ku pogańskiemu bałwochwalstwu! Zdumiewające, jak wiele osób wychowanych przez chrześcijańskich rodziców wyrzeka się zbawienia, które oferuje Chrystus, a chwyta się przesądnej nadziei co do jakiejś tajemniczej mocy tkwiącej w fetyszach. Przypominają się słowa Bożego lamentu nad ludem Bożym Izraelem:
"Czy jakiś naród zmienił swoich bogów, choć ci nie są bogami? Ale mój lud zamienił swoją chwałę na to, co jest nieużyteczne. Zdumiejcie się nad tym, niebiosa, ulęknijcie i bardzo się zatrwóżcie, mówi PAN;
Bo mój lud popełnił podwójne zło: opuścił mnie, źródło żywych wód, i wykopał sobie cysterny, cysterny popękane, które nie mogą utrzymać wody." (Jr 2,11-13).
Ci, którzy przeczą cudom Jezusa odnotowanym przez wiarygodnych świadków w Biblii, ochoczo wierzą w pogłoski i mity opowiadane przez tubylczych „świętych” mężów i kobiety. Czarny” Łoś opowiada, jak Powolny Bizon (Slow Buffalo) otrzymał moc od jakiegoś bizona podczas „wizji”:
"Ujrzałem lud wielki, który obóz rozbijał […] nagle [...] znalazłem się tam z nimi [...] każdy zmienił się w bizona. […] Pokazali mi ogromnego byka i powiedzieli, że będzie On moim Dziadem [...] pewien młodszy bizon [...] będzie moim Ojcem, po czym wskazali na jakąś krowę [...] Była to moja Babka [...] młodsza krowa [...] miała być moją Matką.
Powiedzieli, że zadzierzgnąwszy te cztery więzi powinienem powrócić do swego ludu i nauczyć ich tego, czego mnie tu nauczono..."
Powolny Bizon zaintonował wówczas kolejną ze swych świętych pieśni:
"Święci są to ludzie,
a z wszechświata całego
przybywają, by to ujrzeć.
Ukazująca się Kobieta – Krowa Białego Bizona siedzi
tutaj świątobliwie,
Wszyscy przybywają, by ją ujrzeć." *12
Niewątpliwe to samo źródło „mocy”
Szamani rdzennych ludów Ameryki Północnej, Środkowej i Południowej, jak to obrazuje relacja o Powolnym Bizonie, wierzą w to, że otrzymują swoją moc od zwierząt i ptaków. Czasami doznają doświadczenia stawania się takim zwierzęciem, z kolei te zwierzęta mocy stają się ludźmi. Biograf Czarnego Łosia Joseph Epes Brown wyjaśnia, na czym polega typowe dla rdzennych religii amerykańskich ubóstwienie samego siebie – kłamstwo z Ogrodu Eden:
"Indianin właściwie utożsamia się z – a nawet staje się – cechą bądź zasadą właściwą istocie bądź rzeczy, która przychodzi do niego w wizji – czy to ze zwierzęciem, czy ptakiem, czy którymś z żywiołów bądź tak naprawdę jakimkolwiek aspektem stworzenia. Aby „moc” ta nigdy go nie opuściła, zawsze nosi on ze sobą jakąś materialną formę reprezentującą to zwierzę bądź obiekt, od którego uzyskał swą „moc”...
Przywdziewając pokryty orlimi piórami „pióropusz wojenny”, noszący go człowiek staje się w istocie orłem, to znaczy, utożsamia on siebie, swoje prawdziwe Ja, z Wakan-Tanką [Wielkim Duchem, którego reprezentuje Wanbli Galeszka (Pstry Orzeł)]." *13
Nawet sceptycy badający religie pogańskie całego świata przyznają, że kryje się za nim jakaś zła moc. Autor recenzji książki Evansa-Wentza w „The Times Literary Supplement”, dodatku literackim do londyńskiego dziennika „The Times”, stwierdza:
"Autor [...] po zbadaniu dowodów dochodzi do wniosku, że […] istnieje pewna pozostałość, pewne „x”, którego nie można wyjaśnić niczym innym jak tylko hipotezą, że [...] byty niematerialne naprawdę istnieją i objawiają się od czasu do czasu w pewnych miejscach ludziom wyposażonym w pewne oprzyrządowanie paranormalne służące ich postrzeganiu…" *14
Pogaństwo najwyraźniej nie jest przypadkowym wytworem ludzkiej wyobraźni, lecz systemem zaprojektowanym przez jakąś inteligencję, która nie jest ograniczona czasem i która zawsze miała przystęp do ludzi na całym świecie. Na każdym miejscu napotykamy identyczne praktyki. A nawet gdy praktyki kulturowe są zróżnicowane, a poszczególne ludy były od siebie oddzielone naturalnymi barierami w postaci oceanów czy wielkich przestrzeni kontynentalnych, to i tak wszędzie występują takie same praktyki okultystyczne. Tożsamość inteligencji kryjącej się za tymi religiami tubylczymi zdradzają antychrześcijańskie cechy pogaństwa.
W każdej kulturze ci, którzy oddają się nauce tajników mocy okultystycznej, zawsze byli otaczani czcią jako kapłani, wiedźmy, czarownicy, znachorzy, czarnoksiężnicy, magowie, guru czy mistrzowie. Wszyscy oni pełnią zasadniczo takie same funkcje, tak iż antropolodzy określają ich wspólnym pojęciem „szaman”, co jest tytułem nadawanym przez syberyjskie ludy tunguskie ich czarownikom czy też znachorom. Syberyjscy szamani uprawiają takie samo czarnoksięstwo, Carlos Castaneda określa je mianem „religijnego i filozoficznego doświadczenia, które kwitło [w Ameryce] na długo przed przybyciem na ten kontynent białego człowieka, i które nadal kwitnie”.
Powszechna obecność zwierząt w religiach pogańskich harmonizuje z biblijną relacją o wężu, który ukazał się jako „zwierzę mocy” czy też „duch opiekuńczy” i rozmawiał z Ewą. Ponadto szamani na całym świecie uzyskują od swoich „zwierząt mocy” zasadniczo takie same informacje, jakie uzyskała Ewa. Jest tylko jedna różnica: Biblia określa taką naukę jako wielkie kłamstwo szatana, podczas gdy religie tubylcze ochoczo uznają je za prawdę. Wiele mówią w tej kwestii uwagi antropologa Michaela Harnera, jednego z czołowych na świecie autorytetów z tematyki szamanizmu, zresztą praktykującego szamana:
"Łączność między ludźmi a światem zwierząt jest w szamanizmie podstawą. […] Szaman musi mieć konkretnego opiekuna, aby wykonywać swoje zadanie, […] ten duch opiekuńczy jest nieraz określany przez rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej [i Południowej] jako zwierzę mocy...
Zdolność zwierzęcych duchów opiekuńczych do przemawiania do ludzi czy do objawiania się nieraz w ludzkiej postaci jest traktowana jako przejaw ich mocy. [...] Wiara szamanów w to, że mogą przeobrażać się w postać swego zwierzęcego ducha opiekuńczego albo w zwierzę mocy, jest powszechna i niewątpliwie prastara...
W trakcie inicjacji szaman plemienia Wiradjeri w Australii doświadczył niezwykłego doznania, że z jego ramion wyrastają pióra i rosną mu skrzydła. Następnie nauczono go latać." *15
Kwestia moralności
Malowany przed nami obraz idyllicznego życia w doskonałej harmonii z przyrodą i ze sobą nawzajem, jakie rzekomo wiodły ludy tubylcze przed przybyciem białego człowieka, nie odpowiada prawdzie. Zaniepokojony takimi kłamstwami Jungleman, niegdyś potężny szaman amazońskich Indian Yanomamo, wyjawił gorzką prawdę o życiu rdzennych plemion w książce Spirit of the Rainforest [2] (Duch lasu deszczowego). To opowieść o nieustających perwersjach seksualnych i przemocy, o podżeganiu do wojen, brutalności, życiu w strachu przed nieprzyjaznymi ludźmi i duchami, o klątwach, cierpieniu i śmierci. Jest to również historia o wyzwoleniu przez Jezusa Chrystusa i o zupełnie nowym życiu w pokoju i radości, i nadziei na wieczność.
[2] Autorem książki jest Mark Andrew Ritchie (przyp. tłum.)
Między zwierzętami a ludźmi jest przepaść moralna, której nie zasypie się wskutek żadnego procesu naturalnego. Historyk i filozof Herbert Schlossberg przypomina: „Zwierzęta nie postępują moralnie czy niemoralnie, one postępują naturalnie. System etyczny, wedle którego ludzie powinni opierać swoje zachowania na naturze, usprawiedliwia więc każdy postępek, natura bowiem nie zna etyki”. *16 W pełnej zgodności z tymi słowami noblista sir John Eccles wskazuje, że każda religia naturalna musi z konieczności być amoralna:
"Pojęcia niesprawiedliwości, braku słuszności i perwersji – podobnie jak zobowiązania do czci, respektowania i zezwalania – są zrozumiałe jedynie w kontekście moralnym i dla istot moralnych. W pozbawionym umysłu wszechświecie czystej natury [...] nie ma ani sprawiedliwości, ani miłosierdzia, nie ma ani wolności, ani słuszności." *17
Gdybyśmy mieli wskazać w NBA takiego koszykarza, któremu nawet świecka prasa wytyka brak podstawowych odruchów moralnych, jakich moglibyśmy oczekiwać od człowieka, byłby nim Dennis Rodman. Gdy Phil Jackson rozmawiał z Rodmanem o możliwości przejścia do Bulls, to – jak twierdzi – jego duch nawiązał łączność z duchem Rodmana, ponieważ Rodman również wyznawał duchowość rdzennych ludów Ameryki. Jackson pisze:
"[Dennis] uśmiechnął się, rozejrzał się wkoło, przyjrzał się przedmiotom wykonanym przez rdzennych Amerykanów, wyeksponowanym na ścianie, i zapytał mnie o nie. Powiedział, że ma naszyjnik otrzymany od jakiegoś Indianina Ponka z Oklahomy, pokazał mi też swój amulet. Siedziałem razem z Dennisem w milczeniu jak zaczarowany. Czułem jego obecność. [...] Porozumiewaliśmy się sercami w sposób niewerbalny, na sposób duchowy." *18
O niemoralności i okrucieństwie ludów tubylczych nigdy się nie wspomina, mówi się tylko o ich „więzi z naturą”. Phil Jackson wybiela niegodziwe praktyki religii tubylczych. Opowiada, jak wojownicy Lakota uwielbiali „wkradać się do obozu wroga i uciekać, porywając konie”. *19 Ani słowa o tym, że to kradzież, ani o tym, że porywali też niewolników. A ledwie kilka stron dalej pisze o tym, że jako trener kładzie nacisk na dobre cechy charakteru! W swych często powtarzanych zachwytach nad indiańskimi wojownikami Jackson nie wspomina o tym, że skalpowali oni i [bestialsko] torturowali swe ofiary i że tak działo się całe wieki, zanim jeszcze biały człowiek wtargnął na ich kontynent.
Jackson z respektem wypowiada się o „ścieżce wojownika”, a podtytuł jego książki brzmi Spiritual lessons of a hardwood warrior (Lekcje duchowe twardego wojownika). W ani jednym miejscu nie przyznaje, jak krwawe były indiańskie wojny i jak brutalnie traktowano jeńców, a nawet własne kobiety i żony. W takim to kontekście upiększania kultury rdzennych ludów Ameryki powinniśmy interpretować tę oto przechwałkę Jacksona: „W ciągu paru lat wprowadziłem nauki Indian Lakota do naszego programu [trenowania koszykarzy]”. *20 Taki obraz nauk i praktyk rdzennych Amerykanów, narzucony przez Jacksona całemu zespołowi oraz licznym czytelnikom jego książki, jest w istocie fatalnie wykrzywiony.
Modna ślepota
Typowe dziś na Zachodzie uproszczone spojrzenie: „co czarne, to dobre, co białe, złe” charakteryzuje podobna modna ślepota. Odrzuca się biblijną naukę o tym, że nie ma różnic pomiędzy rasami, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, tak samo potrzebującymi zbawienia. Media nieustannie podkreślają, że wielki konflikt toczy się między czarnymi a białymi i że zawinili przede wszystkim biali, jako że czarni zawsze żyli w pokoju, póki na scenę nie wkroczył biały człowiek. Prawda jest jednak taka, że czarni walczyli i zabijali, niewolili i torturowali czarnych w Afryce, zanim zjawili się tam biali – i tak dzieje się do dziś.
To zdumiewające, jak Louis Farrakhan zdołał namówić jakiegokolwiek czarnego do przejścia na islam. To właśnie muzułmanie (Arabowie) byli pierwszymi handlarzami niewolników, dostarczając ich do Europy i Ameryki ze swoich świetnie zaopatrzonych magazynów na wybrzeżach zachodniej Afryki. Mało tego, to sami czarni łapali i sprzedawali innych czarnych, oczywiście nie ze swojego własnego plemienia. Afrykańskie plemiona miały swoje terytoria i toczyły między sobą wojny, jak zresztą dzieje się i dziś. Mówiąc szczerze, więcej pokoju – choć może to zabrzmieć strasznie w uszach Afrykanów – zaznała Afryka wtedy, gdy kontrolę nad kontynentem sprawowali kolonialiści, niż wcześniej i niż później, gdy już Afrykańczycy wybili się na niezależność. Nie będziemy w tym miejscu wymieniać wszystkich konfliktów na przestrzeni wieków pomiędzy licznymi rdzennymi plemionami Afryki. Niech wystarczy przykład głośnego konfliktu, który objął jedynie dwa z tych plemion.
Hutu i Tutsi zabijali się wzajemnie od czterystu lat. Hutu jako pierwsi zasiedlili obszar dzisiejszej Rwandy i Burundi, pięćset lat wcześniej niż Tutsi. Byli rolnikami. Tutsi, hodowcy bydła, stanowili mniejszość etniczną, mimo to zajmowali wyższą pozycję w hierarchii zawodów, byli zamożniejsi i cieszyli się większymi względami kolonialistów. Po buntach Hutu, jakie miały miejsce w 1959 roku, Belgowie przekazali Rwandę właśnie Hutu, którzy od razu przystąpili do rzezi Tutsich, mordując tysiące osób. Tutsi przejęli kontrolę w Burundi i zaczęli wyrzynać ludność Hutu. Ostatni krwawy konflikt miał początek w 1994 roku:
Rwandyjscy Hutu w morderczym szale zabili od 500 tys. do miliona Tutsich. Rwandyjska Armia Patriotyczna – emigracyjne siły zbrojne Tutsich w Ugandzie – dokonała kontruderzenia i przejęła kontrolę nad Rwandą. Dwa miliony Hutu, przerażonych perspektywą odwetu Tutsich, uciekło do Tanzanii i Zairu [...] przedstawiciele organizacji pomocowych szacują, że aż milionowi uchodźców Hutu grozi śmierć wskutek głodu i chorób. Jeśli zrealizuje się najgorszy scenariusz, w samym sercu Afryki może dojść do kryzysu, który wciągnie 30 mln mieszkańców tego regionu [...] w spiralę przemocy. *21
Fragment pochodzi z książki Dave Hunta "Inwazja Okultyzmu" [Occult Invasion] Eugene, Oregon 1998
Tłumaczyła: Ola
Przypisy:
1. Jackson, Delehanty, Sacred Hoops, s.109.
2. Ibid.
3. Jean Houston, Life Force: The Psycho-Historical Recovery of the Self, Quest Books, 1993, s. xiii.
4. Hall, Encyclopedic Outline, s. CXCIV.
5. Black Elk, The Sacred Pipe: Black Elk's Account of the Seven Rites of the Oglala Sioux, recorded and edited by Joseph Epes Brown, University of Oklahoma Press, 1989, s. 121.
6. Leslie G. Desmangles, The Faces of the Gods: Vodoun and Roman Catholicism in Haiti, The University of North Carolina Press, 1992, s. 180.
7. Aloha Ambassador, „Hemispheres”, X 1996, s. 15.
8. Stronghold ’93, cyt. w „Creation Safari Footprint”, VIII 1993.
9. Walter Yeeling Evans-Wentz, The Fairy-Faith in Celtic Countries, University Books, Inc., 1966, s. 401.
10. Elk, Sacred Pipe, s. 45.
11. Ibid., s. 56.
12. Ibid., s. 124-125.
13. Ibid., s. 7, 45.
14. Evans-Wentz, Fairy-Faith, skrzydełko obwoluty.
15. Harner, Shaman, s. 58-59.
16. Herbert Schlossberg, Idols for Destruction, Thomas Nelson, 1983, s. 171.
17. Eccles, Robinson, Wonder, s. 61.
18. Jackson and Delehanty, Sacred Hoops, s. 211.
19. Ibid., s. 110.
20. Ibid., s. 112.
21. Barbara Slavin, Ancient cycle of vengeance and violence: African crisis born of centuries of ethnic passions, „USA Today”, 12 XI 1996, s. 10A-22. R.B. Stratton, Captivity of the Oatman Girls, University of Nebraska Press, 1983.
Komentarze
Prześlij komentarz