Duchowość oparta na doznaniach

Święty dokonuje dziś wielkiego dzieła pojednania: historyczne podziały wyznaniowe w kościele zabliźniają się, a pęczniejące szeregi organizacji takich jak Promise Keepers  (Dotrzymujący Słowa) naprawiają rozpadliny.  W jednym z artykułów redakcyjnych na łamach miesięcznika Charisma, zatytułowanym „Czas budować mosty”, jego redaktor naczelny i wydawca Stephen Strang wyraził nadzieję, że Duch jest wydawcą „organu prasowego” tej organizacji New Man   przełamują bariery denominacyjne. Szczególnym powodem do radości są według Stranga plany zorganizowania wspólnego kongresu charyzmatyków katolickich i protestanckich, gdzie jako mówcy mieliby wystąpić Benny Hinn, Pat Robertson i Rainier Cantalamessa, osobisty spowiednik Jana Pawła II! *1

Kolejny wstępniak charyzmatycznego wydawcy zachęca czytelników do „burzenia murów między zielonoświątkowcami a niecharyzmatycznymi chrześcijanami ewangelikalnymi”. Strang uważa za niezbędne „przesunięcie paradygmatu w myśleniu tych chrześcijan ewangelikalnych, którzy na sprawy uznane przez siebie za »charyzmatyczne« czy »zielonoświątkowe« reagują paranoicznie” *2.
Proces „przesuwania paradygmatu” rzeczywiście zachodzi, tyle że jest to przesuwanie od zdrowej nauki ku jedności opartej na emocjach, od prawdy ku kłamstwu - w pogoni za doznaniami duchowymi Słowo Boże usuwa się bowiem na bok.

„Śmiejące przebudzenie”

Jeśli za papierek lakmusowy sytuacji miałoby służyć to, co określa się mianem „śmiejącego przebudzenia”, to zauważymy, że „przesunięcie paradygmatu” nie tylko zachodzi - ale nabrało rozpędu. Zjawisko, promowane przez Charismę i duże grono znanych liderów charyzmatycznych, pozyskało szerokie zainteresowanie mass mediów krajowych i zagranicznych, zarówno świeckich jak i religijnych. Jego znaki szczególne to masowy śmiech, ekstatyczny trans, utrata fizycznej kontroli nad sobą, szczekanie, ryczenie, chrząkanie, jęki i rzekome proroctwa, mówi się też o uzdrowieniach fizycznych i emocjonalnych. Ludzie propagujący to zjawisko uważają, że zapowiada ono „wielkie przebudzenie czasów ostatecznych”, które doprowadzi w końcu do pełnej jedności chrześcijaństwa.

Jedną ze zdumiewających cech rzekomego przebudzenia jest rosnąca liczba wyznań, które się do niego przyłączają. Przyjrzyjmy się na przykład wypadkom w Toronto Airport Vineyard [jednym z kościołów zapoczątkowanych przez Johna Wimbera], szczególnie słynącym ze zjawiska „świętego śmiechu”. Setki tysięcy poszukujących z całego świata, w tym ok. 10 000 samych duszpasterzy, odbyło już pielgrzymkę do tego miejsca, aby mieć udział w „błogosławieństwie”. Są wśród nich nie tylko charyzmatycy i zielonoświątkowcy, ale i baptyści, anglikanie, mennonici, metodyści, episkopalianie, luteranie, katolicy i inni.

„Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci” (Prz 16,25).

Telewizja ABC pokazała zjawisko w relacjach specjalnych, a dziennikarz Peter Jennings we wstępie poświęconym kościołom Vineyard podzielił się z telewidzami taką ciekawą uwagą: „To, co państwo za chwilę zobaczą, to najszybciej dziś rosnący trend w chrześcijaństwie, nazywany chrześcijaństwem doznaniowym bądź charyzmatycznym. Idea polega na tym, by przyjść i doświadczyć emocjonalnego, a często fizycznego spotkania z Bogiem”. Później, gdy kamery pokazały uczestników zgromadzenia w kościele, posługujących sobie nawzajem, co objawiało się wymienionymi wcześniej zjawiskami, Jennings dodał jeszcze jedną rzeczową uwagę: „Nie ulega wątpliwości, że w Vineyard terapia emocjonalna stanowi centralną część posługi” *3.

„Doznania naukowe”


Niejeden chrześcijanin ewangelikalny, który stoi z boku wobec doznań charyzmatycznych i krytycznie odnosi się do „nowego przebudzenia”, popada mimo to w duchowość podobnie opartą na doznaniach, angażując się w rozmaite formy psychoterapii. Wielu ubolewających nad charyzmatycznym emocjonalizmem nie dostrzega, że psychologiczne programy wdrażane w ich własnych kościołach opierają się na tym samym „doznaniowym” fundamencie. Więcej, znaczna część terapii stosowanych na sesjach psychoterapeutycznych, które cieszą się poparciem kościoła, w co najmniej równym stopniu zasadza się na doznaniu i częstokroć ma postać równie dziwaczną co zjawiska na spotkaniach charyzmatycznych.

Lecz praktyki te akceptuje coraz większa liczba chrześcijan niecharyzmatycznych w przekonaniu, że mają one wartość naukową. W świetle tych faktów nadzieja Stephena Stranga na przełamanie barier między charyzmatykami a niecharyzmatykami, tak by ukształtowała się „szersza społeczność ewangelikalna”, wydaje się już ulegać żywiołowej - i proroczej - realizacji.

Znak czasów?

Dni poprzedzające swoje Drugie Przyjście opisał Jezus jako czas wielkiego oszustwa religijnego (Mt 24,4.11.23-24). Zapowiedział, że wielu będzie prorokować, wyganiać demony i czynić cuda w Jego imieniu - mimo to nazwał ich „czyniącymi bezprawie” (Mt 7,22-23; BB). Powiedział, że poszukiwanie znaku to cecha rodu „złego i cudzołożnego” (Mt 16,4). Apostoł Paweł też ostrzegł, że dni ostatnie będą czasem przygotowań do objęcia władzy przez Antychrysta i że będzie się to działo „z wszelką mocą, wśród znaków i rzekomych cudów” (2 Tes 2,9). Nieuniknionym skutkiem religijnego oszustwa będzie zrodzenie się fałszywego kościoła, kierującego się doznaniami, który nauczanie uzależnił od emocji.

Paweł pisał: „A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy: Ludzie bowiem będą samolubni...” (2 Tym 3,1-2). Wersety te bardzo trafnie opisują nasze spsychologizowane pokolenie, gdzie pozytywne uczucia względem samego siebie lansuje się jako rozwiązanie wszystkich problemów ludzkości. Choć stanowisko takie prezentuje wiele osobistości ze świata ewangelikalnego, to Pismo wyraźnie mówi, że sednem  kłopotów człowieka jest miłowanie swego ja. Zresztą wersety następujące po przytoczonym wyżej fragmencie z 2 Listu do Tymoteusza wymieniają bardziej szczegółowo zjawiska, jakie nastąpią w tych „trudnych czasach”, na skutek epidemii miłowania (cenienia) samego siebie (3,3-9). Choć samolubna natura człowieka przejawiała się w każdym pokoleniu od upadku Adama i Ewy, to jednak nikt jak dotąd nie zachwalał miłości własnej jako najlepszego lekarstwa na wszelkie bolączki rodzaju ludzkiego. Nigdy też coś podobnego nie mogło uchodzić za prawdę biblijną - tak jak to dzieje się dziś.

Rozeznawanie: przez uczucia czy przez Biblię?

Biblia - poprzez posługę Ducha Świętego - jest daną nam wierzącym przez Boga pomocą w rozeznawaniu, czyli w czynności przedstawionej w Biblii jako konieczność, jeśli pragniemy ostać się wobec narastających oszustw religijnych znamionujących czasy ostateczne. Bez rozeznania duchowego pozostają nam bowiem tylko cielesne wywody, próżne wymysły bądź subiektywna intuicja.

„Z przykazań Twoich nabrałem rozumu,
dlatego nienawidzę wszelkiej ścieżki kłamliwej”
(Ps 119,104).

Aby mógł się rozwinąć fałszywy kościół, musi zajść proces, który podważy obiektywną podstawę rozeznawania. Proces ten już się zaczął. Coraz popularniejsza tendencja odchodzenia od absolutów doktrynalnych, od wniosków wyciąganych na podstawie przykładów biblijnych i od wszelkiego badania i analizowania zjawisk na podstawie Biblii stworzyła próżnię, którą teraz prędko wypełnia duchowość oparta na doznaniach. W praktyce oznacza to, że uczucia w coraz większym stopniu decydują o tym, co jest od Boga, a co nie.

Tendencję ta widać szczególnie wśród tych, którzy wyrażają przekonanie, że „śmiejące przebudzenie” to dzieło Boże. Na pytanie o wyjaśnienie tego stanowiska i uzasadnienie biblijne odpowiadają w formie raczej pobożnych życzeń niż konkretów. Rodney Howard-Browne, jedna z głównych postaci tego ruchu, daje wyraz jego „doznaniowej naturze”: „Rozumując w sposób analityczny, nie zrozumiecie tego, co Bóg czyni na tych spotkaniach. Jedyny sposób na zrozumienie działania Bożego to rozumienie go sercem” *4. Podobne sentymenty wyraża też proboszcz kościoła episkopalnego Hugh Williams, który doznał zmiany wewnętrznej wskutek tego doświadczenia i który promuje je nierozsądną wypowiedzią: „Słowa [czy również Słowo Boże?] stały się w naszych czasach puste. To znaki i cuda muszą pozyskać naszą uwagę”  *5.

Uwaga w istocie jest pozyskiwana - lecz kosztem nauczania Słowa Bożego. Wszyscy zgadzają się, że te zjawiska duchowe mają naturę rozpraszającą. Terry Virgo, dyrektor angielskiego oddziału New Frontiers International, przekonuje, że rozpraszanie mieści się w Bożym zamyśle. Charisma zamieściła entuzjastyczny artykuł, gdzie pisze on, iż jego kościół otrzymał od Pana proroctwo: „Przygotujcie się na rozpraszanie.” I dodaje: „Jako kaznodzieja bardzo wysoko cenię biblijne nauczanie. Muszę jednak wyznać, że ludzie doznają radykalniejszej i pełniejszej zmiany wskutek nadprzyrodzonego dotyku Bożego podczas tych spotkań niż podczas moich wszystkich nauczań!” *6

Stary probierz w odstawkę, niech żyje nowy

Tak treść proroctwa jak i sens wypowiedzi Virga sprzeciwiają się Pismu Świętemu: „Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny, karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem” (2 Tym 4,2). Niestety, niestosowanie się do tej rady danej przez Pawła z natchnienia Ducha Świętego jest dziś gołym okiem widoczne w rzekomym przebudzeniu autorstwa Ducha Świętego.

Szef Vineyard Ministries John Wimber, zapewne najwyżej ceniony wśród niecharyzmatyków propagator „znaków i cudów”, jest pewien, że obecne zjawiska to dzieło Pana. Lecz podstawa tej pewności jest mówiąc delikatnie wątpliwa:

W Piśmie nie ma nic, co tłumaczyłoby takie zjawiska [...] Więc nie czuję się w obowiązku ich tłumaczyć [...] Po prostu tak ludzie odpowiadają na działanie Boga *7.

Poszukiwacze znaków i cudów podążający w ślady Wimbera nie otrzymali więc zbyt konkretnej wskazówki! Podczas wywiadu Peter Jennings zapytał Wimbera: „Czy jest pan do końca, całkowicie przekonany, że [te zjawiska] to zawsze Duch Święty?”, a ten odparł: „Nie. Jestem w dużej mierze przekonany, że to Duch Święty, ale myślę, że jest to mieszanka elementu ludzkiego i duchowego.” A element duchowy demoniczny? Kto wskaże, po czym poznać różnicę?

Jennings zauważył, że „w kościele Vineyard zauważyliśmy, iż ludzie łakną wiary, którą mogą poczuć”. I rzeczywiście, w królestwie „znaków i cudów” uczucia grają pierwszoplanową rolę. Ludzi ciągną ku temu zjawisku pragnienia lub uczucia. Funkcjonują na tej płaszczyźnie też powodowani uczuciami, a przekonanie, że to dzieło Boże, opierają także na uczuciach.

Psychoterapia, czy to „chrześcijańska”, czy świecka, działa w podobny sposób. Opiera się na humanistycznych teoriach usiłujących wyjaśnić i zmienić ludzkie zachowanie, na teoriach, które zaprzeczają wystarczalności Słowa Bożego, które przeczą sobie wzajemnie i nie dają widocznych skutków. Jak zwrócił uwagę ktoś spoza kościoła: „Technik, metod i teorii jest tyle, ilu terapeutów”. Zdaniem byłego prezesa amerykańskiego Towarzystwa Psychologii Humanistycznej Lawrence'a LeShana psychoterapia będzie kiedyś uznana za oszustwo XX wieku. A mimo to kościół przyjął ją z otwartymi ramionami jako część „prawdy Bożej” nieobecnej w Słowie Bożym!

Podobnie jak religia „doznaniowa”, również poradnictwo psychologiczne promuje się głównie za pomocą świadectw tych, którzy go popróbowali. A ponieważ jej cel i praktyki kłócą się z prawdą biblijną, psychoterapia stała się płodnym gruntem hodowli nowych uczniów coraz większego kościoła bazującego na doznaniach.

Wiele konserwatywnych wspólnot ewangelikalnych zabrnęło już po kolana w terapię „doznaniową”. Schrystianizowane programy oparte na terapiach psychologicznych, jak 12 kroków, kodepedencja, * wewnętrzne uzdrowienie, uzdrowienie wspomnień, terapia regresywna, rebirthing, wzmacnianie samooceny, rozwój potencjału wewnętrznego, wizualizacja, autoafirmacja etc. są dziś stałymi elementami pracy duszpasterskiej. Tego rodzaju działania skutecznie grają na uczuciach i charyzmatyków, i niecharyzmatyków.

Wysoko cenieni pisarze propagujący jedną bądź więcej z wymienionych metod bazujących na doznawaniu wywierają dziś silny wpływ na niektóre tradycyjnie konserwatywne uczelnie chrześcijańskie. Jest wśród nich David Seamands z Methodist Asbury Seminary, psycholog Gary Collins z Baptist Liberty University, specjalistka od wewnętrznego uzdrawiania Leanne Payne z Wheaton College, psychiatrzy Frank Minirth i Paul Meier z Dallas Theological Seminary, terapeuta słynący jako specjalista duchowego uwalniania Neil Anderson oraz psycholodzy Clyde i Bruce Narramore (a także całe mnóstwo innych osób) z uczelni Talbot, Rosemead i Biola.

Jedność, ale jaka?

Most pomiędzy charyzmatykami a niecharyzmatykami w postaci podejścia doznaniowego stoi już gotowy. I choć wydaje się on rodzić jedność, do której dążą Stephen Strang, Promise Keepers i inni, to w rzeczywistości niszczy jedyny zgodny z Biblią fundament jedności: prawdę. Jedynie Biblia zawiera prawdę Bożą, którą owcom Chrystusowym objawia Duch Święty (J 10,27; 1 Kor 2,11-16). Słowo Boże jest nie tylko jedyną prawdą - pozwala również osądzić to, co fałszywe.

Z pewnością nie można powiedzieć, że wszystkie doznania są z definicji złe. Mają jednak zawsze charakter subiektywny i muszą zostać zbadane Słowem Prawdy. Przebywając w obecności Bożej na Górze Przemienienia, apostoł Piotr doświadczył przewspaniałego doznania; a warto zwrócić uwagę, że jednego z doznań, jakie wówczas przeżył, próżno szukalibyśmy w dzisiejszych „przebudzeniach”: padł na twarz z lęku przed Bogiem. Poza tym Piotr jasno daje do zrozumienia, że choć to osobiste doznanie miało dla niego wielką wartość, to Słowo Boże jest daleko bardziej godne zaufania - i daleko bardziej nam niezbędne, i dobrze będziemy czynić „trzymając się go niby pochodni” (2 P 1,19).

Bez tej niewzruszonej podstawy obiektywnego rozeznawania nasze doznania - czy to rzekomo duchowe zjawiska, czy też tak zwane przełomy emocjonalne w psychoterapii - będą zawsze wiodły na manowce. Nawet przypadkowy świadek tych, którzy posługują dziś podczas rzekomego działania Ducha Świętego, dostrzega, że ludzie ci nie bardzo wiedzą, co robią, a jeszcze mniej wiedzą o tym, do czego to doprowadzi. Twierdzą, że „poddają się fali”, czyli po prostu „ufają Duchowi Świętemu”. Ufając mu jednak rzekomo, nie są mu zarazem posłuszni, gdyż odmawiają stosowania się do Jego przewodnictwa poprzez pilne używanie Jego natchnionego podręcznika rozeznawania: świętego Słowa Bożego.

Biblijne czy nie, grunt że Bóg w tym jest

Niektórzy przywódcy charyzmatyczni i chrześcijanie zorientowani na psychologię, twierdzący, że doceniają wagę Pisma w rozeznawaniu duchowości i ewentualnych zagrożeń uczuciowych odjazdów, jednocześnie głośno zachwalają rozkosze doznaniowego chrześcijaństwa. Ich hasło brzmi: „Biblijne czy nie, grunt że Bóg w tym jest.” Pobożne życzenia chrześcijan spsychologizowanych prezentują podobny tok myślenia: „Biblijne czy nie, grunt że naukowe.” Obie grupy niechętnie odnoszą się do idei testowania za pomocą Słowa Bożego i obie zaczynają łączyć się ze sobą na spowitym w mgłę moście pozornej jedności. Módlmy się o to, aby wkraczający w opary doznaniowości zobaczyli, że biblijne rozeznawanie tego, co jest prawdziwie od Boga (Iz 8,20; Dz 17,11), to absolutna konieczność dla wierzącego w tych trudnych dniach ostatnich.


The Berean Call maj 1995

1 Stephen Strang, „A Time to Build Bridges”, Charisma marzec 1995, s. 112.
2 Stephen Strang, „A View from the Back of the Bus”, Charisma kwiecień 1995, s. 106.
3 Peter Jennings, „In God's Name”, relacja specjalna ABC.
4 Julia Duin, „Praise the Lord and Pass the New Wine”, Charisma sierpień 1994, s. 26.
5 Ibid., s. 28.
6 Terry Virgo, „Interrupted by the Spirit”, Charisma luty 1995, s. 32.
7 Daina Doucet, „What is God Doing in Toronto?”, Charisma luty 1995, s. 26.

Kodepedencja;  przesadzone przejście jednego ega na inne: tak może dojść do tego, że czujemy się przez to wartościowi, że spełnia się potrzeby innych. To jest znaczące z uzależnieniem od uzależnienia innego od siebie samego.

Po opublikowaniu powyższego artykułu The Berean Call
otrzymało m.in. następujące listy:

G.S: ...Niegdyś mówiono o narkotykach: „Nie potępiaj, póki nie spróbujesz”, tzn. nie stój z boku i nie wytykaj wszystkiego, co twoim zdaniem jest niedobre. Spróbuj sam i sprawdź, czy twa krytyka jest słuszna. Zdaje się, że uważacie, że narkotyki i przejawy duchowe należą do tej samej kategorii i że nie ma potrzeby sprawdzania na własnej skórze. Gdy jednak mowa o możliwym działaniu Ducha Świętego, zrobimy dobrze, jeśli upewnimy się, że naprawdę walczymy po Jego stronie, a nie przeciw Niemu.
Byłem obecny na kilku z tych spotkań. Choć niektóre przejawy faktycznie wydały mi się nadużyciem (lecz czy nie postępują tak ludzie o braku poczucia bezpieczeństwa?), choć niektórzy rzeczywiście wydawali się wielbić raczej same przejawy niż Boga [...] i choć nie panowała tam atmosfera bojaźni przed Bogiem i pokutowania (być może nie taki był Boży zamiar), to owoce były pozytywne.

Wróciłem ze spotkania z głębszą miłością i sercem dla Boga. Wiem, że są też inni, którzy po tych spotkaniach na powrót oddali życie Panu. Niektórzy moi znajomi po raz pierwszy w życiu nie musieli opierać swego przekonania o prawdziwości Boga tylko na wierze. Wiedzieli wprawdzie, że ich kocha, że może uzdrawiać złamane serca i chore ciała, że może w sposób osobisty ingerować w ich życie, lecz dopiero na tych spotkaniach doświadczyli osobiście swojego żywego Boga.

Panie Hunt i Panie McMahon, obaj wydajecie się „rozumowcami” i zapewne trudno jest wam docenić „doznaniowców”. Czy jednak nie jest nam potrzebne i jedno, i drugie? [...] Będziemy musieli pogodzić się z objawami Ducha Świętego (choć niektóre z nich napawają nas odrazą), jeśli chcemy dochować wierności temu, w co wierzymy [...] „Przebudzenie śmiechu” to jeden z wielu scenariuszy Bożego działania. Nikt z nas nie rozumie w pełni, co On zamierza przez nie osiągnąć, bo Jego drogi są wyższe od naszych.

M.D.: Usuńcie mnie natychmiast z listy adresatów! Wasz majowy numer zatytułowany „Duchowość oparta na doznaniach” był obrzydliwy! Bóg oczyszcza swój kościół. Ze spotkań w Toronto Vineyard ludzie wychodzą ze znacznie głębszą miłością ku Jezusowi! Przeczytajcie sobie książki w rodzaju Overcome by Spirit (Pokonani przez Ducha) Francisa McNutta [księdza katolickiego, jednego z najsłynniejszych propagatorów wewnętrznego uzdrowienia] i inne książki o przebudzeniach duchowych w przeszłości. Zjawiska te nie zachodzą po raz pierwszy. Jeśli naprawdę zbadacie to i porozmawiacie z właściwym i ludźmi, zobaczycie, że to biblijne!! Modlę się, żebyście przestali osądzać to, czego nie rozumiecie (Prz 3,5-6).

Odpowiedź T.A. McMahona:

Powyższe bardzo szczere listy dotyczące „przebudzenia śmiechu” ilustrują sedno problemu: Prosi się nas o osobiste doświadczenie doświadczenia, abyśmy mogli je ocenić (opierając się na naszym doświadczeniu!). Gdybyśmy udali się do Toronto Vineyard, a następnie napisali, że czuliśmy, iż to, co się tam dzieje, jest w najlepszym razie cielesne, a w najgorszym demoniczne, to czy taka ocena oparta na własnym doświadczeniu byłaby więcej warta? Nie, gdyż byłaby równie subiektywna co przeciwna ocena kogokolwiek innego.

Entuzjaści tego zjawiska nagminnie zakładają, iż jego Bożego pochodzenia dowodzą „błogosławieństwa” doświadczane przez ludzi. Ponieważ jednak Pismo ostrzega nas, że szatan przyjmuje postać anioła światłości, a jego słudzy udają sługi sprawiedliwości (2 Kor 11,14-15), to chwilowo obserwowane „pozytywne” skutki nie muszą o niczym świadczyć. Jedyną słuszną podstawą rozeznania, czy to Bóg stoi za domniemanym przebudzeniem, jest test zalecony przez Niego samego: „Do objawienia i do świadectwa! Jeśli nie będą mówić zgodnie z tym hasłem, to nie ma dla nich jutrzenki” (Iz 8,29; BT).

Biorąc pod uwagę odważne twierdzenie, że to Bóg działa poprzez ten ruch (pomimo że jego przywódcy i propagatorzy reprezentują tak wiele fałszywych nauk i praktyk, jak ruch słowa i wiary, znaków i cudów, wewnętrznego uzdrowienia, Proroków i Apostołów Dni Ostatnich, uwolnienia itd.), dlaczego zarzuca się nam gaszenie Ducha, kiedy prosimy tylko o biblijne uzasadnienie (wersety bądź przykłady) tego zjawiska? Nie jesteśmy chłodno myślącymi „rozumowcami” ani nie przeczymy, że w Panu możliwe są autentyczne doznania. Chcemy jedynie dochowywać posłuszeństwa Duchowi Świętemu.


Autor: T.A. McMahon

źródło:
http://www.tiqva.pl/bezdroa-bdu/41-duchowo-oparta-na-doznaniach
Experience-Driven Spirituality -
https://www.thebereancall.org/content/experience-driven-spirituality


Komentarze

Popularne posty